niedziela, 22 maja 2016

Trochę informacji!

Heeeej! Dziś jak widzicie inaczej...Mam dla was dwie wiadomości! Złą i dobrą, tradycyjnie. No to...najpierw tą zła czy dobrą? No dobra, powiedzmy, że tą złą...
Zła jest taka, że nie będzie dziś rozdziału. Nie mam dziś humoru, więc rozdział był by, no nie oszukujmy się, gównem. A poza tym...
I tu zgrabnie przechodzimy do dobrej wiadomości, a mianowicie, opublikowałam opowieść na Wattpadzie! Jej! Możecie poczytać sobie tutaj: https://www.wattpad.com/user/aimer_elda Tam nasza historia jest odrobinę inaczej podzielona, ale nie zmienia się fabuła. Muszę tam dużo nadrobić, więc to dlatego nie ma dziś rozdziału. Między innymi.
Cóż...nie wiem co mogę wam jeszcze powiedzieć...Jak macie jakieś pytania, piszcie...No i zapraszam was i waszych znajomych na Wattpada.
Pozdrawiam :*

sobota, 14 maja 2016

Rozdział XXII

Elsa
Obudziłam się czując, jak w pasie obejmuje mnie czyjaś ręka. Otworzyłam oczy i zaczęłam się zastanawiać, co ja tu w ogóle robię? Ostatnie co pamiętam, to jak byłam w tej boskiej bibliotece. Jack musiał mnie tu przenieść. Musiałam mu powiedzieć, żeby tego nie robił. Przecież byłam ciężka.
Obróciłam się niezgrabnie tak, że teraz leżałam do niego twarzą w twarz. Jego była spokojna, oddychał miarowo i wyglądał uroczo. Zapragnęłam go dotknąć. Wyciągnęłam rękę do przodu i przesunęłam po jego włosach. jak zwykle były przyjemne w dotyku. Wyczuwałam w nich niewielkie kryształki lodu, które utrzymywały się tam zawsze. Wiedziona emocjami zjechałam ręką w dół i pogłaskałam go po twarzy. Mruknął i przyciągnął mnie do siebie. Wtedy nie mogłam się już oprzeć i pocałowałam go delikatnie, by go rozbudzić. Po chwili jednak odsunęłam się od niego. Powoli podniósł powieki i uśmiechnął się seksownie.
-Dzień dobry, Słońce.-powiedział zachrypniętym głosem.
-Dzień dobry, Jack.-odpowiedziałem.
-Nie jesteś snem, prawda?-zapytał i przytulił mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu.
-Nie.
-To dobrze.-pocałował mnie w czoło i nieco rozluźnił uścisk.
-Jack?
-Tak, Słońce?
-Nie noś mnie nigdy więcej.
-Dlaczego?-wydawał się naprawdę zdezorientowany.
-Jestem ciężka-wzruszyłam ramionami.-Nie chcę, żebyś się przeze mnie męczył.
Prychnął rozbawiony na moją odpowiedź.
-Wcale nie jesteś ciężka. Jesteś lekka jak piórko. Będę cię nosił kiedy będę chciał.
-Naprawdę nie chcę, żebyś to robił.-powiedziałam i wyswobodziłam się z jego objęć. Wstałam i przeciągnęłam się mrucząc. Nagle poczułam, ze tracę grunt pod nogami.
-Jack! Postaw mnie!-krzyczałam, kiedy chłopak uniósł mnie i spokojnie wyszedł z sypialni.
-Słońce, powiedziałem, że będę cię nosił, kiedy będę chciał. A teraz miałem na to ochotę.
Zrobiłam naburmuszoną minę, na co on roześmiał się radośnie.
  I tak mijał nam każdy ranek. Czasami to on budził mnie, a czasami ja jego. Moje koszmary zniknęły. Nie pojawiał się już strach, nie budziłam się zlana potem, nie płakałam. Stawałam się coraz silniejsza.
  Tego dnia Jack został w domu. Zima panowała już wszędzie tam, gdzie powinna być i mimo, że miał pilnować wszystkiego, postanowił zrobić sobie wolne i cały dzień ćwiczyć ze mną walkę.
-Dobra, ostanie starcie!-krzyknął chłopak. Już trzy razy walczyliśmy, a on wygrywał za każdym razem. I za każdym razem robił coś nie fair. Tym razem to ja chciałam wygrać.
 Stanęliśmy na przeciwko siebie. Czekał na mój ruch. Podskoczyłam do niego szybko i zrobiłam pierwszy unik. Uderzył z drugiej strony, a ja sprawiłam, żeby to wyglądało jakbym dostała. W rzeczywistości zablokowałam cios odwracając się do niego tyłem.
-Auć...-pocierałam ramię udając, że mnie boli.
-Elsa...ja..-był wyraźnie zaniepokojony, a ja już uśmiechałam się zwycięsko w duchu. Kiedy poczułam jak kładzie mi na ramieniu rękę nie czekałam ani chwili dłużej. Złapałam go za nadgarstek i szybko przerzuciłam go sobie przez ramię, siadając na nim okrakiem.
-I co teraz, panie Frost?-uśmiechnęłam się szeroko zadowolona, że wygrałam.
  Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ Jack zgrabnie przekręcił nas tak, że teraz ja leżałam pod nim.
-I co teraz, panno Mare zu Pane?-zapytał, naśladując mój ton. Prychnęłam niezadowolona, że znowu wygrał. Już chciałam wstać, kiedy poczułam zimne usta Jacka na moich. Co prawda byłam na niego zła, ale czułość pocałunku sprawiła, że szybko zapomniałam o zmęczeniu, zdenerwowaniu i siniakach. Oddałam pocałunek z taką samą pasją. Chciałam natychmiast go dotknąć, ale dopiero teraz zauważyłam, że chłopak trzyma moje nadgarstki. Mruknęłam niezadowolona i poruszyłam rękami. Natychmiast uwolnił je, a ja mogłam zanurzyć ręce w jego włosach i przyciągnąć go jeszcze bliżej. Mruknął zadowolony i zaczął błądzić palcami po moich plecach. PO chwili uniósł nas do pozycji siedzącej.
-Trzymaj się-szepnął, a ja natychmiast oplotłam go nogami i złapałam za szyję. Kiedy mnie podniósł nie protestowałam, bo wiedziałam, że to i tak nic nie da. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w sypialni. Jack obdarzał pocałunkami moją szyję i ramiona.
-Bardzo-powiedział i pocałował mnie tuż pod uchem.-Cię-pocałował mnie w szyję.-Kocham.-pocałował mnie w ramię.-Bardzo.-znów pocałował mnie w szyję.-Bardzo.-w końcu pocałował mnie w usta.
 Zaśmiałam się i włożyłam ręce pod jego bluzkę w celu dotknięcia jego torsu. Bo mogłam, bo był mój, bo miałam na to ochotę.
 Nigdy nie robiliśmy nic poza całowaniem i przytulaniem się. Nie chciałam posuwać się za daleko, ale nie dlatego, że nie ufałam Jack'owi. To było po prostu zbyt szybko.
 Leżeliśmy przytuleni dla siebie, a on głaskał moje ramię, przyprawiając mnie o dreszcze.
-Chcę już wracać-powiedziałam cicho, bojąc się jego reakcji. Jego ciało momentalnie się spięło, ale nie przestawał głaskać mojego ramienia.
-Gdzie?-zapytał, ale ja wiedziałam, że doskonale wie, o co mi chodzi.
-Do domu. Do Ani. Do szkoły. Tęsknię.
Westchnął przeciągle i usiadł na łóżku spoglądając na mnie.
-Dobrze.-powiedział, ale wyglądał na niezadowolonego.-Jesteś już gotowa.
Uśmiechnęłam się delikatnie i krótko go pocałowałam.
-Dziękuję.
 Kilka godzin później byłam już spakowana. Spoglądałam w okno podziwiając piękno otaczającego nas lasu. Będę tęskniła za tym miejscem. Odpoczęłam tu i spędziłam wspaniałe chwile. Wspaniałe chwile z Jack'iem. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim. Nie wiedziałam jak będzie wyglądała nasza relacja po powrocie. Czy coś się zmieni? Jak wszyscy zareagują na nasz związek?
Moje obawy przerwały dłonie na biodrach i zimne pocałunki na szyi.
-Jesteś gotowa?-oddech Jack'a owiewał moją skórę. Pokiwałam głową, bo bałam się, że jeżeli się odezwę, rozpłaczę się. -Polecimy, dobrze?
Znów pokiwałam głową i ruszyłam do wyjścia. Kiedy chciałam wziąć swoją torbę, chłopak błyskawicznie mi ją odebrał. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz żadne się nie odezwało. Potrzebowaliśmy tej ciszy. Wiatr owiewał moją twarz powodując, że zapragnęłam tu zostać. Doskonale wiedziałam, że to nie jest właściwe wyjście. Nie powinnam być tu dłużej niż to możliwe.
-Obejmij mnie-usłyszałam nagle obok siebie. Jack stał i patrzył na mnie tak, jakbyśmy mieli się rozstać. Oplotłam go nogami i przytuliłam się do niego. Kiedy poczułam, jak się unosimy zdałam sobie sprawę, że mogę już tu nigdy nie wrócić. Z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy, które szybko wsiąkły w bluzę Jack'a.
Zanim wylądowaliśmy upewniłam się, że dorosłych nie ma w domu. Nie było ich auta, więc ich pewnie też. Pożegnałam się z Jack'iem, chociaż było nam bardzo ciężko.
Przekroczyłam próg domu i usłyszałam, że ktoś ogląda telewizor w salonie. Niepewnie weszłam do środka. Zastałam tam Annę, leżącą pod kocem i pusto wpatrującą się w ekran. Widząc ją uświadomiłam sobie, jak bardzo tęskniłam za tą energiczną, rudą osóbką.
-Ania?-zapytała niepewnie, a ta natychmiast odwróciła się w moją stronę. Nie była to jednak moja Ania, zawsze uśmiechnięta i piękna. Teraz miała wory pod oczami, włosy miała w nieładzie, a skórę na policzkach nieco zapadniętą. Kiedy mnie jednak zobaczyła podleciała do mnie i przytuliła się.
-Elsuś..nareszcie jesteś-łkała.-Tak bardzo się bałam, że coś ci się stało. Jack tu był. Zapewniał, że jest okej, ale skąd miałam wiedzieć, że nie kłamie? Przecież mógł ci coś zrobić! Gdzie byłaś?! Dlaczego tak nagle znikłaś?! Co...
-Ania, spokojnie-zaśmiałam się, a w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia.-Wszystko ze mną dobrze. Nic mi się nie stało. Jack się mną zajmował.
Nagle podniosła oczy i spojrzała na mnie przenikliwie. Natychmiast pociągnęła mnie do swojego pokoju, gdzie bez słów kazała usiąść na jej łóżku. Sama zrobiła to samo.
-Gadaj, co cię z nim łączy.-spytała bez ogródek.
-No...ja...my...ten...-zaczęłam się jąkać nie wiedząc co powiedzieć. Niespodziewanie Anka pisnęłam radośnie.
-Tak! Znów jesteście razem, prawda?!
-Jak ty to...
-Jesteście, prawda?! Ale jak to możliwe?! Przecież cię zostawił! To dupek, nie? Ale dlaczego mu wybaczyłaś? Bo wybaczyłaś, prawda?!
Patrzyłam oniemiała, jak moja siostra szaleńczo skacze po łóżku. Znam ją od urodzenia, ale nie przestaje mnie zaskakiwać.
-Ania, wyluzuj, proszę. Chyba zaczynam się ciebie bać...
Usiadła jak na zawołanie.
-Całowaliście się? Dobry jest? Boże, Anka, jasne, że się całowali! Sorki jestem głupia. No, opowiadaj!
-Ale...
-Albo, nie, czekaj! Sama zgadnę! To jest ten jedyny, skończycie szkołę, potem się pobierzecie, kupicie domek, potem będziecie mieli gromadkę wspaniałych Ziei, które będę mogła tulić i rozpieszczać i tulić!
Okej. Oficjalnie oświadczam-mam nienormalną siostrę.
-Ania, uspokój się, błagam...Tak, jesteśmy razem, ale dzieci? Zwariowałaś?
-Przepraszam, ale wy jesteście dla siebie stworzeni! Ale dobrze, mów, dlaczego cię nie było tak długo?
Westchnęłam. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy.
-Aniu, to...skomplikowane. Nie mogę ci powiedzieć dlaczego mnie nie było.
-Co? Jak to?
-Jesteś mądra, zrozum to...
-Nie ma cię ponad dwa tygodnie, nie dajesz znaku życia, potem wracasz i nic mi nie możesz powiedzieć?!
-Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć. Naprawdę.
Nie odpowiedziała mi. Wiedziałam, że ją zraniłam, ale nie miałam innego wyjścia. Spuściłam wzrok i weszłam do swojego pokoju. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Ostatkami sił wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Kiedy dotarłam do łóżka i położyłam się całe zmęczenie nagle zniknęło. Łóżko wydawało się niewygodne, piżama nieprzyjemna w dotyku, a kołdra zbyt ciepła. Około dwóch godzin później nadal wierciłam się i zastanawiałam się, o co chodzi. Nagle zdałam sobie sprawę, co jest nie tak-nie było przy mnie Jack'a. Przez ten czas uzależniłam się od niego. Od tego, że zazwyczaj spałam na jego torsie, od tego, że spałam w jego ciuchach, czy od tego, że po sprawiał, że czułam chłód.
Zaczęłam zastanawiać się, czy on też nie może zasnąć. I wtedy do głowy wpadł mi pewien głupi pomysł. Sięgnęłam po komórkę, która leżała w tym samym miejscu przez ponad dwa tygodnie. Odblokowałam ja i zalała mnie fala powiadomień. Nieodebrane połączenia, nieodczytane wiadomości, Facebook, Instagram, Twitter...Zignorowałam wszystkie i przeszłam do kontaktów.
Szybko wystukałam wiadomość do Jack'a:
"Śpisz?"
Niepewnie wcisnęłam wyślij i zdałam sobie sprawę, że to niepotrzebne. On na pewno spał, a ja niepotrzebnie zawracałam mu głowę...Odpisał błyskawicznie.
"Nie, Słońce. Pytanie brzmi: Dlaczego TY nie śpisz?"
Uśmiechnęłam się i odpisałam:
"Nie mogę :( Chyba za tobą tęsknię..."
Odpisał:
"Uchyl okno i czekaj ;)"
Co on do cholery planował?! Zrobiłam tak jak kazał i wróciłam do łóżka. Oczywiście wcześniej wysłałam mu chyba z tysiąc wiadomości, co planuje, ale nie odpisał na żadną.
Tak jak rozkazał czekałam. Nie do końca wiedziałam  na co, ale czekałam. W końcu okno zaczęło się otwierać, a do mojego pokoju wszedł Jack.
-Co ty tu robisz?!-spytałam szeptem, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
-Chyba się za tobą stęskniłem.-powiedział i znów mnie pocałował.-A teraz do łóżka.
-Zaraz...będziesz tu spał?!
-Mogę sobie pójść, jeśli chcesz...
-Nie! To znaczy...zostań jeśli chcesz...
Uśmiechnął się szeroko i wszedł do łóżka.
-Hm...-mruknął.-Coś jest nie tak...
Usiadł i ściągnął swoją koszulkę. Potem ściągnął moją i założył ją mnie.
-Teraz możemy iść spać.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego. Teraz mogłam spać. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.
Jack
Spałem głęboko jak jeszcze nigdy. Przy Elsie mogłem spać całymi dniami.
Tego dnia zbudziły mnie czyjeś nieziemskie dłonie głaszczące mnie po twarzy. Mruknąłem i przyciągnąłem MOJĄ Elsę do siebie. Chciałem sobie jeszcze pospać, ale kiedy poczułem, że mnie całuje, natychmiast się rozbudziłem.
-Dzień dobry, Słońce.-przywitałem się.
-Dzień dobry, Jack.-odpowiedziała. Wyglądała jak anioł. Była tak piękna, że zacząłem zastanawiać się, czy nie jest snem.
-Nie jesteś snem, prawda?-zapytałem i przytuliłem ją mocniej, aby upewnić się że się mylę.
-Nie.
-To dobrze.-pocałowałem ją w czoło.
-Jack?
-Tak, Słońce?
-Nie noś mnie nigdy więcej.
-Dlaczego?-spytałem, ponieważ nie wiedziałem dlaczego miałbym tego nie robić.
-Jestem ciężka. Nie chcę, żebyś się przeze mnie męczył.
Prychnąłem. Nie była ciężka. Była najlżejszą dziewczyną jaką nosiłem.
-Wcale nie jesteś ciężka. Jesteś lekka jak piórko. Będę cię nosił kiedy będę chciał.
-Naprawdę nie chcę, żebyś to robił.-rzekła i wstała z łóżka. Niezbyt mi się to podobało, dlatego kiedy ona uroczo przeciągała się  niczym kotek, podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce.
-Jack! Postaw mnie!-krzyczała, kiedy kierowałem się do kuchni.
-Słońce, powiedziałem, że będę cię nosił, kiedy będę chciał. A teraz miałem na to ochotę.
  Kochałem te nasze poranki. Chwile spędzone z Elsą sprawiały, ze czułem się szczęśliwy. Uwielbiałem się z nią droczyć i patrzeć jak robi minę naburmuszonej dziewczynki. Uwielbiałem ją komplementować i patrzeć jak się rumieni. Uwielbiałem przy niej zasypiać i się przy niej budzić. Uwielbiałem ją dotykać. I uwielbiałem ją całować.
  Elsa stawała się coraz silniejsza, bardziej przebiegła, a co za tym szło-bardziej bezpieczna.
Tego dnia postanowiłem nauczyć ją walki. Przeszliśmy już trzy starcia i za każdym razem dziewczyna wygrywała, ale nie mogłem dać jej dać tej satysfakcji, więc cały czas oszukiwałem.
-Dobra, ostanie starcie!-krzyknąłem i ustawiłem się na przeciwko niej czekając na jej ruch. W końcu panie mają pierwszeństwo...Tak jak oczekiwałem zaatakowała pierwsza, a właściwie uniknęłam  mojego ciosu. Uderzyłem z drugiej strony i byłem pewien, że znów uniknęła mojego ciosu, ale kiedy odwróciła się tyłem i zaczęła pocierać miejsce w które uderzyłem.
-Auć...-jęknęła, a ja poczułem się okropnie.
-Elsa...ja..-podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu. Wtedy ona przerzuciła mnie do przodu i usiadła na mnie. Byłem z niej autentycznie dumny.
-I co teraz, panie Frost?-uśmiechnęła się, a to że użyła mojego nazwiska przeprawiło mnie o dreszcz. Przeturlałem nas tak, że to teraz ja leżałem na niej.
-I co teraz, panno Mare zu Pane?-zapytałem, na co ona prychnęła niezadowolona. Poczułem , ze chce wstać, ale za bardzo podobała mi się ta pozycja, żeby ją teraz wypuścić. Pocałowałem ją szybko, a ona oddała pocałunek. Jej usta były cudowne. Idealne dla mnie. Były moje, jak cała ona. PO chwili mruknęła i poruszyła rękami, które więziłem. Natychmiast rozluźniłem uścisk, a ona wkładając mi ręce we włosy przyciągnęła mnie bliżej na co mruknąłem zadowolony i pociągnąłem ją do pozycji siedzącej.
-Trzymaj się-wyszeptałem, a ta natychmiast oplotła mnie nogami i złapała za kark. Podniosłem ją i natychmiast udałem się do sypialni. Jej skóra była najdelikatniejszą, z jaką miałem styczność. Z przyjemnością całowałem jej szyję i ramiona.
-Bardzo-szepnąłem i pocałowałem ją w czułym miejscu obok ucha.-Cię-pocałowałem ją w szyję.-Kocham.-pocałowałem ją w ramię-Bardzo.-wróciłem do szyi.-Bardzo.-pocałowałem ją w usta.
Zaśmiała się i dotknęła mojej skóry. Przeszedł mnie dreszcz. Uwielbiałem, kiedy to robiła.
-Chcę już wracać-powiedziała, kiedy leżeliśmy, a ja głaskałem jej ramię. Do tej pory tylko się przytulaliśmy, ale nie oczekiwałem od niej niczego więcej. Mogłem się z nią przytulać do końca życia, byle by tylko z nią być.
Kiedy to powiedziała spiąłem się.
-Gdzie?-zapytałem, chociaż doskonale wiedziałem, że chodzi jej o dom.
-Do domu. Do Ani. Do szkoły. Tęsknię.
Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Popatrzyłem na nią. Jej wielkie, błękitne oczy wpatrywały się we mnie.
-Dobrze.-powiedziałem.-Jesteś już gotowa.
Uśmiechnęła się i pocałowała mnie krótko.
-Dziękuję.
Kilka godzin później byliśmy gotowi. Elsa stała przy oknie wpatrując się w dal. Była zestresowana, czego dowodem były jej ręce, które zaciskała w piąstki. Pragnąłem ją odrobinę uspokoić, dlatego podszedłem do niej i pocałowałem kilka razy uspokajająco w szyję.
-Jesteś gotowa?-spytałem, a ona pokiwała tylko głową.-Polecimy, dobrze?-spytałem, a ona znów pokiwała głową i skierowała się do wyjścia. Zabrałem jej torbę i klucze. Zamknąłem drzwi i podszedłem do Elsy.
-Obejmij mnie.-powiedziałem, a ona natychmiast to zrobiła.
Kiedy dolecieliśmy na miejsce musieliśmy się pożegnać. Spędziliśmy razem ponad dwa tygodnie i trudno było nam się rozstać. W końcu jednak trzeba było to zrobić.
  Wróciłem do mieszkania. Nic tu się nie zmieniło przez ten czas. Zamknąłem drzwi i zacząłem się nudzić. W normalnych warunkach zaczepiłbym Elsę, pocałował ją, albo poprzytulał się, a teraz zwyczajnie się nudziłem. Postanowiłem nie siedzieć w domu i polatać po okolicy.
 Po jakiejś godzinie wróciłem do domu. Nie miałem humoru na zabawę z Piaskiem, marzyłem tylko o łóżku. Włożyłem luźne spodnie i pierwszą-lepszą koszulkę i ułożyłem się na łóżku, które oczywiście okazało się najbardziej niewygodnym miejscem do spania na świecie. Nie miałem się do kogo przytulić i czułem się pusty. Zacząłem zastanawiać się, co robi Elsa. Na pewno już spała. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie chciałem, żeby potem była zmęczona i usypiała na stojąco.
Złapałem telefon. Nawet nie wiem po co. Może przeczucie, może jakieś połączenie, ale przyszła do mnie wiadomość od Elsy:
"Śpisz?"
Zaśmiałem się i ucieszyłem jak dziecko, ze nie będę się nudził. Odpisałem:
"Nie, Słońce. Pytanie brzmi: Dlaczego TY nie śpisz?"
Odpowiedź przyszła szybko:
"Nie mogę :( Chyba za tobą tęsknię..."
Wstałem ucieszony tymi słowami. Ja z pewnością za nią tęskniłem. Szybko wystukałem:
"Uchyl okno i czekaj ;)"
Wyleciałem przez okno na dwór. Już za chwilę miałem ją zobaczyć. Minęło zaledwie kilka godzin, ale ja czułem jakby to były lata.
Kiedy dotarłem na jej balkon i zobaczyłem, że faktycznie uchyliła okno uśmiechnąłem się i natychmiast wszedłem do środka.
-Co ty tu robisz?!-wyszeptała, a ja kiedy usłyszałem jej głos pocałowałem ją mocno.
-Chyba się za tobą stęskniłem.-powiedziałem i krótko pocałowałem. Mieliśmy spać, a całowanie się wcale do tego nie prowadziło.-A teraz do łóżka.
-Zaraz...będziesz tu spał?!
-Mogę sobie pójść, jeśli chcesz...
-Nie! To znaczy...zostań jeśli chcesz...
Uśmiechałem się szeroko i wślizgnąłem się do łóżka.
-Hm...-mruknąłem.-Coś jest nie tak...
Ściągnąłem z siebie koszulkę, potem jej koszulkę i założyłem moją na nią. Uwielbiałem patrzeć jak chodzi w moich ciuchach, a mi wygodniej spało się bez koszulki.
-Teraz możemy iść spać. -powiedziałem. Elsa zasnęła błyskawicznie, a ja zaraz po niej.


Heeeeeej! Na początku ten rozdział był bez sensu. Ale potem przerodził się w coś fajnego. A przynajmniej mam taką nadzieję. Dlaczego rozdział dziś nie w niedzielę? Bo w Poniedziałek jadę na wycieczkę i będę musiała się pakować i wyspać ;) Wyraźcie swoją opinię w komentarzach i pamiętajcie:
KOCHAM WAS :*

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział XXI

Elsa
To zdarzało się co noc. Bałam się wtedy tak bardzo, ale nie mogłam krzyknąć. Nie mogłam nic powiedzieć. Otaczały mnie przerażające dźwięki dobiegające z zewnątrz. Przerażające wizje dręczyły mnie każdej nocy.
Koszmary.
Sny, które pokazywały jak słaba jestem. Widziałam w nich moich najbliższych. Anię, moje przyjaciółki, nawet Jack'a. I każdemu ze snów towarzyszyło jedno jedyne uczucie-odrzucenie. Tak bardzo nienawidziłam i bałam się tego. Nie chciałam tego przechodzić.
Tej nocy stałam po środku polany. Znałam ją. Aż za dobrze. To było miejsce, w którym Jack mnie pocałował, a potem odrzucił. Miejsce, które zapamiętałam jako najgorsze i najlepsze miejsce na ziemi. Spojrzałam w górę. Niebo było puste, pozbawione gwiazd i księżyca. Opuściłam wzrok. Tuż pod moimi stopami Jack całował jakąś dziewczynę. Na początku wydawało mi się, że to wspomnienie. Że jego usta muskają moje, że jego dłonie błądzą po moim ciele, a wzrok skupiony tylko na mnie. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Ale za chwilę powiał wiatr. Nieprzyjemny i suchy. Senny Jack uniósł głowę i uśmiechnął się złośliwie. Spojrzałam na jego partnerkę. To nie byłam ja. To była ona. Dziewczyna, która zniszczyła moje życie. Która sprawiła, że przestałam wierzyć w miłość. Która mi ją odebrała.Victoria. Wyglądała jak wtedy. Piękna, ze złośliwym wyrazem twarzy. Znów pocałowała żarliwie Jack'a, a z moich oczu popłynęły łzy.
-Oj...popłakała się. Patrz Jack. Twoja ukochana płacze.-szydziła ze mnie.
-Ukochana? Mówisz o tej wywłoce? Nigdy nie mógłbym pokochać takiego odmieńca.
Zaczęłam uciekać. Nie mogłam otworzyć ust, krzyknąć cokolwiek powiedzieć. Cały czas słyszałam jego słowa. Krążyły w kółko i kółko. Upadłam nie móc znieść naporu tych słów. I nagle poczułam zimno. Przyjemne, otulające zimno.
-Proszę, otwórz oczy.-usłyszałam. To byłe jego głos. Głos Jacka. Ale nie tego ze snu. Prawdziwego. Otwórz oczy, Elso. No już...-Kochanie, obudź się.
Zerwałam się oddychając ciężko. Nigdy się tak nie budziłam. Zawsze koszmar się kończył sam. Teraz zostałam z niego wybudzona.
Wtuliłam się w jego ciało. Poczułam spokój i poczucie bezpieczeństwa. Z moich oczu poleciały łzy ulgi.
-Hej, słońce, nie płacz-wyszeptał w moje włosy chłopak.-Powiesz mi?
-Byłeś tam-szepnęłam po chwili. Przełknęłam ślinę.-Leżałeś na tej polanie...ona tam była...Victoria. Całowałeś ją. A potem powiedziałeś, że jestem odmieńcem...że nie chcesz takiej wywłoki...
Rozpłakałam się na dobre. Powiedzenie tego nagłos bolało jeszcze bardziej. Poczułam jak Jack unosi mnie delikatnie, bym mogła na niego spojrzeć. Położył swoje dłonie na moich policzkach ścierając kciukami łzy.
-Elsa-powiedział, a ja utonęłam w jego tęczówkach.-Nie chcę żadnej innej. Chcę ciebie. Całej. Nie ma piękniejszej i mądrzejszej od ciebie.
Popatrzyłam na niego. Uśmiechnęłam się, co słowa które wypowiedział napełniły moje serce nową nadzieją.
-Kłamałem.-powiedział nagle, a mój uśmiech zbladł. Zaczęło mnie skręcać w żołądku, a serce biło zbyt szybko. Ale wtedy zaczął mówić.-Kłamałem mówiąc, że twoja muzyka jest denna. To najpiękniejsze, co w życiu słyszałem. Twój głos jest niepowtarzalny. I kłamałem mówiąc, że twoja fryzura była kitowa. W każdej wyglądasz pięknie i wyjątkowo. Cała jesteś piękna. Masz piękne wnętrze. I nie wiem ile razy już powiedziałem "piękne", ale mógłbym to mówić godzinami. Bo taka jesteś.
W tym momencie dopadła mnie tylko jedna emocja-miłość. I to tak ogromna, że od razu przyciągnęłam go do pocałunku. Chciałam już zawsze móc go całować. Już zawsze móc go dotykać. Już zawsze słyszeć jego głos i widzieć jego twarz. Chciałam budzić się przy nim i przy nim zasypiać. Odsunęłam się od niego by nabrać powietrza. Patrzył na mnie na tymi swoimi hipnotyzującymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego. Czułam, że jestem tam, gdzie od początku powinnam być.
Do pokoju zaczęło wdzierać się światło. Nastał ranek, a my nadal leżeliśmy w łóżku przytuleni do siebie. Cały czas rozmawialiśmy. Jack powiedział, że mogę zadawać mu każde pytanie, o on odpowie na wszystkie. Więc to robiłam. Pytałam go o pierwiastek z 1982, o śmierć ważnych ludzi, o rzeczy, które nie miały sensu. Tak samo, jak bez sensu były jego odpowiedzi. Powiedział mi  na przykład, że Pi to francuski filozof. Albo że Epitet to starożytna budowla zbudowana na cześć greckiego uczonego Epitecjusza. Śmiałam się z każdej jego bzdurnej teorii. Kiedy to robiłam przytulał mnie jeszcze mocniej i prosił o kolejne pytania.
Teraz leżałam na przeciwko nagiego torsu Jacka, błądząc po nim palcami, jakby był pianinem. Wpatrywał się we mnie i co chwila chichotał kiedy zjeżdżałam na brzuch. Miał łaskotki. Przydatna informacja.
-Musisz dziś iść zrobić porządną zimę-powiedziałam nie przestając wykonywać czynności.
-Co?-spytał zdezorientowany, a ja podniosłam się na łokciach, by na niego spojrzeć.
-Dzieci. Jesteś Strażnikiem, pamiętasz? Choćby Mrok zawładnął światem nie możesz ich zostawić. Pamiętasz? One są nadzieją.
Patrzył na mnie przez chwilę. Zastanawiałam się, co teraz siedzi w jego głowie, kiedy w końcu się odezwał.
-Nie zostawię cię.
-Zostawisz.-sama nie wierzyłam w to co mówię.- Tylko na kilka godzin. Posłuchaj, te dzieci potrzebują cię bardziej niż ja.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Idziesz tam, robisz najbardziej puchatą zimę w dziejach i wracasz. Plan jest prosty.
Pocałował mnie w czubek głowy i mocno objął.
-No dobra. A co ty w tym czasie będziesz robiła?
-Posiedzę, pomyślę.
-Czyli same nudy. Leć ze mną.
-Zwariowałeś nie? Nie przydam się tam.
-Dobra...ale mam dla ciebie niespodziankę.-spojrzał na mnie przebiegle.
-Niespodziankę? Jaką?
-Wiesz, że i tak ci nie powiem. Ale może jak zrobisz mi śniadanie, to się zastanowię...
Prychnęłam, ale mimo wszystko wstałam i przeciągnęłam się, po czym udałam się do kuchni. Zrobiłam kawę i zabrałam się za przygotowanie śniadanie, kiedy poczułam zimne pocałunki na szyi.
-Chyba nie lubię jak jesteś ode mnie tak daleko.-wyszeptał, a ja odchyliłam szyję, by dać mu większe pola do popisu.
-Chyba?
-Nie. Bardzo nie lubię.
Odwróciłam się do niego i pocałowałam go mocno. Mruknął zadowolony i pogłębił pocałunek. Wtedy się odsunęłam.
-Ej!-mruknął.
-Co ej? Chciałeś śniadanie nie?-usiadłam na krześle.-To teraz je zrób jak już wstałeś.
Przesunął ręką po twarzy i westchnął. Nie powiedział jednak nic więcej i zabrał się za robienie śniadania. Uśmiechnęłam się zwycięsko.
-To co dziś jemy?-spytałam przyglądając się MOJEMU chłopakowi.
-Czytasz te swoje książki, a nie wiesz co jada się rano?
-Nie rozumiem...
-Słońce, zawsze to są naleśniki.
-Umiesz robić naleśniki?
-A ty nie?
-Oczywiście, że...
-No to do roboty!-krzyknął i rzucił we mnie mąką. O nie, nie daruje mu tego. Uśmiechnęłam się uroczo i sięgnęłam do lodówki po jajka. Złapałam jedno i błyskawicznie rozbiłam je na głowie Jack'a. Biedaczek, nie miał jak się obronić.
Pół godziny później cała kuchnia, salon, a nawet sypialnia była brudna od mąki, jajek, a nawet oleju i dżemu. My natomiast siedzieliśmy na balkonie i zajadaliśmy się kanapkami, które zrobiłam oczywiście ja.
Po śniadaniu wstałam i wkroczyłam do ogólnie panującego bałaganu. Przewróciłam oczami na myśl o sprzątaniu. Znalazłam miotłę i kilka ściereczek. Położyłam wszystko na blacie i machnęłam rękami. Już za chwilę szmatki ścierały brud, a miotła zamiatała podłogę.
-Jesteś jakąś czarownicą?-spytał Jack, który nagle pojawił się w kuchni.
-Nie. Jasne, że nie.
-To jak to możliwe, że ruszasz tym wszystkim?
-To proste. Nasza moc polega na zamienianiu wody w lód i poruszanie nim. Ale nie mamy w sobie lodu. On jest wśród nas. W powietrzu, w parze wodnej, którą wydychamy. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, ze te drobinki lodu otoczą rzecz, którą chcesz poruszyć, a potem...no...poruszyć nią.
Patrzył na mnie jak na wariatkę, ale widać było, że próbował mnie zrozumieć. Przewróciłam oczami i wróciłam do wykonywanej czynności.
Po jakimś czasie wszystko było posprzątane. Wyszłam z sypialni na której skończyłam i usiadłam na kanapie w salonie.
-Bardzo ładnie.-powiedział Jack, który pojawił się tuż obok mnie. Nadal nie miał na sobie bluzy, którą miałam ja. Tylko korzystałam z tej sytuacji, bo ubranie było najwygodniejszym jakie miałam, pachniała nim i mogłam oglądać jego klatę. Same korzyści...
-Chcę już wiedzieć co to za niespodzianka.-powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi. Zaśmiał się na te słowa, a ja mogłam spokojnie uznać ten dźwięk za najpiękniejszy na świecie.
-No dobra, chodź.-pociągnął mnie do siebie i splótł nasze palce.
 Ku mojemu zdziwieniu zaprowadził mnie do "tajemniczego pomieszczenia", gdzie ćwiczyliśmy.
-Słabe robisz niespodzianki, kotku.-powiedziałam podkreślając ostatnie słowo.
-Słońce, robię doskonałe niespodzianki.-rzekł i otworzył kolejne drzwi. Przepuścił mnie, a kiedy weszłam do środka zatkało mnie.
Książki. Wszędzie były książki. Nie była to może jakaś ogromna biblioteka, ale zdecydowanie była duża. I boska. I PEŁNA KSIĄŻEK!
-Matko...-udało mi się tylko wykrztusić. Palce świerzbiły mnie, by dotknąć każdej z nich.
-A nie mówiłem. A teraz posłuchaj mnie, zanim całkowicie stracisz kontrolę. Masz stąd nie wychodzić, jasne? Na samym końcu po lewej masz małą kuchnię, a po prawej łazienkę. Masz tu siedzieć dopóki nie wrócę.
-Żartujesz, nie? Ja stąd nie wyjdę przez następne dziesięć lat!-pisnęłam i przytuliłam chłopaka.-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A teraz idź do dzieci. A spróbuj się tylko obijać.
-A jak zrobię najlepszą zimę na świecie?
-Cóż...wtedy pomyślimy nad nagrodą.-pocałowałam go krótko.-A teraz spadaj!
Podbiegłam do pierwszej półki i nawet nie zauważyłam, kiedy Jack wyszedł. Utonęłam w zapachu książek w ich historiach i uczucia ciężaru na rękach. Nawet nie zauważyłam, jak zasnęłam.
Jack
Nie spałem. Trzymając śpiącą Elsę nie potrafiłem zasnąć. Śledziłem jej spokojną twarz badając każdą krzywiznę. Wyglądała na taką bezbronną. W rzeczywistości była istną maszyną do zabijania. Wiedziałem to. Była dzielna i silna. I była moja.
W pewnym momencie niechętnie wyswobodziłem się z objęć dziewczyny i ruszyłem do kuchni się czegoś napić. Męczyła mnie jedna kwestia-nieśmiertelność. Elsa nie była taka jak ja. Wiedziałem, że wkrótce zacznie się starzeć, aż w końcu...umrze. Może byłem samolubny, ale chciałem spędzić z nią całe życie. I nie dopuszczałem do siebie innej myśli.
Kiedy już ugasiłem pragnienie chciałem jak najszybciej wrócić do mojej ukochanej. Ta chwila sprawiła, że się za nią stęskniłem.
Kiedy przekroczyłem próg sypialni przestraszyłem się. Zlana potem Elsa niespokojnie kręciła się na łóżku. Usta miała zaciśnięte, jakby nie mogła się odezwać. Z kącików jej oczu leciały pojedyncze łzy. Śnił jej się koszmar. Tak jak u dzieci koszmary powoduje Mrok, koszmary u dorosłych powodują się same. Ma to związek z ich psychiką i wewnętrznym strachem.
Błyskawicznie znalazłem się przy Elsie i zacząłem ją powoli wybudzać. Nie chciałem by moja księżniczka męczyła się ani chwili dłużej.
-Słoneczko, obudź się-szepnąłem, ale kiedy ni zareagowała, ponowiłem próbę.-Proszę, otwórz oczy. Kochanie, obudź się.
Nagle podniosła się, gwałtownie oddychając. Szybko przytuliła się do mnie zaczęła cichutko szlochać. Głaskałem ją uspokajająco po plecach.
-Hej, słońce, nie płacz.Powiesz mi?
Chciałem wiedzieć, co przestraszyło ją tak bardzo. Tym bardziej, że to mogło zdarzać się co noc, a ja niczego nie słyszałem.
-Byłeś tam-szepnęła i przełknęła ślinę.-Leżałeś na tej polanie...ona tam była...Victoria. Całowałeś ją. A potem powiedziałeś, że jestem odmieńcem...że nie chcesz takiej wywłoki...
Poczułem się gorzej niż gdybym dostał w policzek. Jak moje słoneczko mogło bać się czegoś takiego? Przekręciłem nas tak, bym mógł na nią spojrzeć. Na jej policzkach widniały ślady łez, których za wszelką cenę chciałem się pozbyć. Zacząłem ścierać je delikatnie kciukami.
-Elsa. Nie chcę żadnej innej. Chcę ciebie. Całej. Nie ma piękniejszej i mądrzejszej od ciebie.
Uśmiechnęła się, czego bardzo mi brakowało. Postanowiłem teraz jej wszystko powiedzieć. Wszystko to, co leżało mi na sercu.
-Kłamałem.-powiedziałem. Zniknął jej uśmiech, a jej ciało się spięło.-Kłamałem mówiąc, że twoja muzyka jest denna. To najpiękniejsze, co w życiu słyszałem. Twój głos jest niepowtarzalny. I kłamałem mówiąc, że twoja fryzura była kitowa. W każdej wyglądasz pięknie i wyjątkowo. Cała jesteś piękna. Masz piękne wnętrze. I nie wiem ile razy już powiedziałem "piękne", ale mógłbym to mówić godzinami. Bo taka jesteś.
Brzmiałem jak jakiś ckliwy dupek, ale musiałem jej to powiedzieć. Dziewczyna rzuciła się na mnie bezceremonialnie i zaczęła żarliwie całować. No cóż, jeżeli takie mam dostawać nagrody za powiedzenie prawdy, to chyba muszę robić to częściej.
Pozwoliłem Elsie zadawać pytania, a ja musiałem na każde odpowiedzieć. Oczekiwałem czegoś w stylu: Ile miałeś dziewczyn? albo Dlaczego jesteś taki idealny?, ale nie ona postanowiła zadawać mi najbardziej idiotyczne pytania na ziemi. Oczywiście na żadne nie znałem odpowiedzi, więc wymyślałem coś na poczekaniu. Dziewczyna co chwilę się śmiała, co również mi sprawiało radość, więc kontynuowałem robienie z siebie mózgowego niedorozwoju.
W końcu znudziło jej się zadawanie pytań i zacząłem robić za jej pianino. To było niesamowite, kiedy jej palce błądziły po moim torsie zostawiając po sobie zimne ślady.
-Musisz dziś iśc zrobić porządną zimę-powiedziała nagle.
-Co?-zapytałem, a ona podniosła się na łokciach i spojrzała na mnie przenikliwie.
-Dzieci. Jesteś Strażnikiem, pamiętasz? Chodźby Mrok zawładnął światem nie możesz ich zostawić. Pamiętasz? One są nadzieją.
Jak to możliwe, żeby miała tak wielkie serce? Była w niebezpieczeństwie, a jednak nie myślała o
sobie.
-Nie zostawię cię.-powiedziałem pewnie, a jej odpowiedź zbiła mnie z nóg.
-Zostawisz. Tylko na kilka godzin. Posłuchaj, te dzieci potrzebują cię bardziej niż ja.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Idziesz tam, robisz najbardziej puchatą zimę w dziejach i wracasz. Plan jest prosty.
Boże, ona naprawdę była ideałem. Pocałowałem ją krótko i objąłem mocno.
-No dobra. A co ty w tym czasie będziesz robiła?
-Posiedzę, pomyślę.
-Czyli same nudy. Leć ze mną.
-Zwariowałeś nie? Nie przydam się tam.
-Dobra...ale mam dla ciebie niespodziankę.
-Niespodziankę? Jaką?
-Wiesz, że i tak ci nie powiem. Ale może jak zrobisz mi śniadanie, to się zastanowię...
Prychnęła lekceważąco, po czym wstało i przeciągnęła się tak, że jej, a właściwie moja bluza podjechała do góry. Tak, zdecydowanie miała zarąbisty tyłek.
Poleżałem jeszcze chwilę, ale czując dziwną pustkę wkroczyłem do kuchni. Przez chwilę przyglądałem się krzątającej dziewczynie, ale pragnąc jej bliskości podszedłem do niej i zacząłem całować po szyi.
-Chyba nie lubię jak jesteś ode mnie tak daleko.-szepnąłem, a kiedy odchyliła szyję mruknąłem zwycięsko.
-Chyba?
-Nie. Bardzo nie lubię.
Odwróciła się błyskawicznie i wpiła się w moje usta. Spodobało mi się to, ale kiedy chciałem pogłębić pocałunek odsunęła się szybko.
-Ej!
-Co ej? Chciałeś śniadanie nie?-powiedziała i usiadła na krześle przy stole.-To teraz je zrób jak już wstałeś.
Przesunąłem ręką po twarzy zastanawiając się, co ja zrobię, s-koro nie potrafię gotować. Postanowiłem blefować. No bo co innego mi pozostało?
-To co dziś jemy?-spytała.
"A co mi przygotujesz?"-pomyślałem, ale nie śmiałem powiedzieć tego na głos.
-Czytasz te swoje książki, a nie wiesz co jada się rano?
-Nie rozumiem...
-Słońce, zawsze to są naleśniki.
-Umiesz robić naleśniki?
-A ty nie?
-Oczywiście, że...
-No to do roboty!-krzyknąłem i sypnąłem w nią mąką. Oczekiwałam krzyczenia i bluzgania, ale ona tylko uśmiechnęła się jednym z tych swoich uroczych uśmiechów. Po chwili na mojej głowie wylądowało jajko. I tak zaczęła się bitwa. Cała kuchnia, salon, a nawet sypiania pokryta była białym puchem z mąki i przedziwnymi płynami. My natomiast zajadaliśmy się kanapkami, które w końcu przyrządziła Elsa. Mówiłem, że zrobi mi śniadanie?
Nagle dziewczyna wstała, a ja zacząłem zastanawiać się, czy planuje zemstę, czy poszła to wszystko posprzątać...Kiedy zobaczyłem jak wymachuje rękami, a przedmioty takie jak ściereczki i miotła same się ruszają o mało nie zachłysnąłem się powietrzem. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
-Jesteś jakąś czarownicą?-spytałem, a ona odwróciła się gwałtownie.
-Nie. Jasne, że nie.
-To jak to możliwe, że ruszasz tym wszystkim?
-To proste. Nasza moc polega na zamienianiu wody w lód i poruszanie nim. Ale nie mamy w sobie lodu. On jest wśród nas. W powietrzu, w parze wodnej, którą wydychamy. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, ze te drobinki lodu otoczą rzecz, którą chcesz poruszyć, a potem...no...poruszyć nią.
To było dziwne, wręcz nie do pojęcia, ale starałem się to jakoś zrozumieć. W końcu...też tak chciałem!
Obserwowałem ją przez cały czas, kiedy sprzątała. W mojej za dużej na nią bluzie wyglądała tak niewinnie. Jak mała dziewczynka. No...dziewczynka z niezłym tyłkiem i boskimi nogami. Mniejsza...
Kiedy już wszystko było posprzątane, a ona położyła się na kanapie, mogłem ją pochwalić.
-Bardzo ładnie.
Czując na sobie jej wzrok poczułem nutkę satysfakcji. Byłem bez koszulki, a ten widok nie jedną zwalił z nóg.
-Chcę już wiedzieć co to za niespodzianka.-powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Teraz to już naprawdę wyglądała jak mała dziewczynka. Zaśmiałem się.
-No dobra, chodź-w końcu dałem za wygraną i splatając nasze palce pociągnąłem ją do ukrytego pokoju.
-Słabe robisz niespodzianki, kotku.
-Słońce, robię doskonałe niespodzianki.
Miałem racje. Nie raz widziałem, jak zatraca się w książkach. I wiedziałem też, że znajduje się tu biblioteka. Zatkało ją. Stała tam z rozdziawioną buzią i roziskrzonymi oczami.
-Matko...-wykrztusiła.
-A nie mówiłem. A teraz posłuchaj mnie, zanim całkowicie stracisz kontrolę. Masz stąd nie wychodzić, jasne? Na samym końcu po lewej masz małą kuchnię, a po prawej łazienkę. Masz tu siedzieć dopóki nie wrócę.
-Żartujesz, nie? Ja stąd nie wyjdę przez następne dziesięć lat!-pisnęła i przytuliła mnie.-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A teraz idź do dzieci. A spróbuj się tylko obijać.
-A jak zrobię najlepszą zimę na świecie?
-Cóż...wtedy pomyślimy nad nagrodą.-pocałowała mnie krótko.-A teraz spadaj!
Patrzyłem jeszcze przez chwilę jak MOJA dziewczyna wpada w książkowy szał, co wyglądało prze uroczo i prze zabawnie.
W tej niespodziance ukryłem jednak podstęp. To pomieszczenie było chronione. Nikt nie mógł tam wejść i wyjść bez odpowiednich kodów. Było odporne na wszelkie czary i portale. Dzięki temu byłem pewien, że Mrok nie odwiedzi jej, kiedy mnie nie będzie. Musiałem zapewnić jej ochronę. Nie chciałem stracić się po raz kolejny. Nigdy.
W końcu zająłem się tą zimą, a widząc uśmiechnięte buzie dzieci dziękowałem Księżycowi, że dałem się namówić na to Elsie. Niektóre z nich pytały o dziewczynę, a ja odpowiadałem im, że musiałem ją zostawić na chwilę, żeby zrobić najlepszą zimę na świcie.
Pod wieczór w końcu dotarłem do domu. Byłem zmęczony, ale na myśl o ukochanej, od razu się ożywiłem. Pokonałem schody i szybko wszedłem do ukrytej biblioteki. To co tam zobaczyłem przyprawiło mnie o mały napad śmiechu. Na jednej z puf tam się znajdujących z książką w ręce spała Elsa. Usta miała rozchylone i wyglądała przezabawnie i uroczo. Nie miałem odwagi jej budzić, więc wziąłem ją na ręce i położyłem w łóżku. Potem poszedłem wziąć szybki prysznic, a kiedy wróciłem, położyłem się przytulając ją od tyłu zasypiając.

Heeeeeeeej! Niezła pora na dodawanie rozdziału nie? Przepraszam, ale to "luzy po egzaminach". Wydaje mi się, że to tylko legenda, bo jestem jeszcze bardziej zarobiona. No ale nic. Rozdział jest? Jest. Mam wrażenie, że jest odrobinkę przesłodzony, ale chyba dacie radę, nie?
Aha i wspominałam, jak bardzo was kocham? Serio te wasze komentarze...No po prostu uwielbiam.<3
Całuję i pozdrawiam :*

niedziela, 1 maja 2016

Rozdział XX

Elsa
Kiedy dotarliśmy do domu od razu weszłam do sypialni. Pociągnęłam Jack'a za sobą i po chwili siedzieliśmy na łóżku. Zaczęłam zastanawiać się, czy to w ogóle dobry pomysł. Wątpliwości narastały, ale gdzieś podświadomie podjęłam decyzje. Wstałam na chwilę z łóżka i podeszłam do niewielkiego, fioletowego pudełka. Złapałam je i usiadłam z powrotem na moim miejscu.
-Chcę odpowiedzieć na każde twoje pytanie-wyszeptałam.-Ale...ale najpierw musisz poznać moją przeszłość.
Zacisnęłam dłonie. Nie wierzyłam, ze to mówię. Że mówię to akurat jemu. Moje gardło ścisnęło się i nie potrafiłam nic powiedzieć. Ale nie chciałam płakać. Jeszcze nie.
Otworzyłam wieczko. Wewnątrz znajdowała się cała moja przeszłość.
-Pochodzę z rodziny królewskiej. Królestwo moich-przełknęłam ślinę.-rodziców jest niewielkie i praktycznie nie ma go na żadnej mapie.
-Jesteś...księżniczką?
Uśmiechnęłam się na tę myśl i podałam mu zdjęcie moich rodziców.
-Nie. Już nie. Kiedy się urodziłam...byłam inna. Dziecko obdarzone niesamowitymi zdolnościami. Bałam się. Tak  bardzo się siebie bałam...Mój tata nie był tylko królem. Ukończył wysokie studia fizyczne, matematyczne i wiele innych. Był niesamowicie mądrym. Wcześniej nie było mu to potrzebne, dopóki się nie urodziłam. Oszalał na moim punkcie. A przynajmniej tak mówiła mama. Kiedy byłam na tyle mała, żeby nie kontrolować mocy, pilnował, bym nie zrobiła sobie krzywdy. A potem narodziła się Ania.-uśmiechnęłam się na myśl o małej siostrzyczce.-Ale ona nie była taka jak ja. Była normalna. Wtedy musiałam nauczyć się to kontrolować. Żeby Anna była bezpieczna.
Zamknęłam oczy czując napływające łzy. Odetchnęłam głęboko i ponownie spojrzałam do wnętrza pudełka. Wyciągnęłam z niego gruby zeszyt ze skórzaną okładką.
-Mój tato...on...zapisywał wszystko co odkrył. Codziennie jedliśmy rano razem śniadanie, potem musiał zająć się państwem. Był idealnym królem. Miał czas dla każdego i starał się, by nikomu niczego nie brakowało. Ale kiedy nadchodziła godzina 18.00 nikt nie miał prawa mu przeszkadzać. Zabierał nas wtedy do swojego gabinetu. Ja czarowałam, a Ania z tatą wpatrywali się we mnie i wydawali rozkazy. Tak spędzaliśmy każde wieczory. To on wymyślił rękawiczki, dzięki którym moja moc była chroniona. Dzięki niemu potrafię zmieniać kolor lodu, to on nauczył mnie wszystkiego. Bez niego nie byłabym taka.
Spojrzałam w górę by pozbyć się łez.
-Ale przecież musiałam coś zepsuć, nie? Pewnej nocy Anka wyciągnęła mnie z łóżka. Zawsze tak robiła kiedy widziała zorzę. Zwykle bawiłyśmy się po cichu lalkami, albo rozmawiałyśmy. Ale tej nocy Ania zażyczyła sobie śniegu. A ja posłuchałam. W wyniku...mojej głupoty, dostała lodowym odłamkiem w głowę. Prawie ją zabiłam. Pojechaliśmy do jakiegoś miejsca. Nie wiedziałam, co to. Niewiele pamiętam. Ale doskonale pamiętam jak bardzo się bałam. Spodziewałam się tego, że mój tato każe mnie wygnać, albo...zabić. Dostałam tabletki. Zjedzenie jednej z nich sprawiało, że moja moc przez rok nie dawała o sobie znać. Było jednak ale. Codziennie musiałam uwalniać swoją moc. Chodziło o to, żeby nie nazbierał się nadmiar mocy. Na początku było łatwo. Nasze codzienne nawyki zmieniły się. Tato pilnował, żebym nie czuła się niekomfortowo, żebym nie akceptowała siebie. Zawsze przy śniadaniu wymyślał coraz to nowy powód. To, że jego herbata jest za gorąca i trzeba ją ochłodzić, to prośba o lodową biżuterię dla mamy. Lub o własny śnieg w domu. To był jedyny czas, w którym naprawdę byłam w pełni szczęśliwa. Ten...ten zeszyt...tam...tam jest wszystko o mojej mocy. Każdy element. Każdy aspekt.
Przerwałam na chwilę. Czytałam go tysiące razy za każdym razem płacząc, kiedy widziałam charakterystyczne pismo taty. Otworzyłam go na ostatniej zapisanej stronie. Mojej ulubionej stronie. Widniało na niej jedno zdanie. Dwa słowa, na które kiedyś patrzyłam cały czas. "Jesteś niesamowita" Cały dziennik zapisany był w bezokoliczniku. A ostanie zdanie było skierowane do mnie. Bo tylko rozumiałam ten dziennik. Kiedy zorientowałam się, że od dłuższego czasu się nie odzywam przełknęłam ślinę i kontynuowałam.
-Nie tylko to robił. Był niesamowicie inteligenty, więc to jasne, że byłam najlepsza w szkole. Umiałam wszystko ponad program, więc nie miałam problemów ze szkołą. Ale to dzięki niemu. Potrafił z nudnych zadań domowych stworzyć ciekawą lekcję. Chodziłam do zwykłego gimnazjum. Moja mama powiedziała, że nie chce, byśmy były z Anią zadufane w sobie. Poruszałyśmy się więc wśród naszych rówieśników. O wszystko zadbali...
Znów przerwałam. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Powiedzenie tego wszystkiego było trudne i co najmniej bolesne.
-Pewnego ranka oświadczyli, że muszą pilnie wyjechać. A właściwie wypłynąć. Do dziś nie wiem po co... Pożegnałyśmy się z nimi i...i tyle. Kilka godzin potem dostałyśmy wiadomość. Ich statek....zatonął...a oni...zginęli.
Nie mogłam powstrzymać już łez. Po moich policzkach popłynęło morze słonych łez. Nienawidziłam płakać. Słona ciecz wypływająca z moich oczu była oznaką słabości. Była cierpieniem i bólem spowodowanym nagłym przepływem wspomnień. Zamknęłam oczy nie chcąc pokazywać jak słaba jestem. Nie chciałam żeby mnie taką widział. Nie chciałam jego litości. Nagle poczułam zimno na ręce. Wiedziałam, że złapał mnie za dłoń. Nie litował się nade mną. On rozumiał. Powoli otworzyłam oczy i napotkałam jego wzrok. Jego oczy zachęcały mnie do mówienia. Uśmiechnęłam się słabo. A przynajmniej tak mi się wydawało.    
-Płakałam. Dużo. W tym czasie tylko spałam i piłam. Nie jadłam, nie mówiłam, nie wstawałam. Tak było do pogrzebu. Nawet nie mogliśmy ich pochować. Sprowadziliśmy dwa duże kamienie. Postawiliśmy je obok siebie i podpisaliśmy je ich nazwiskami. Potem już nie płakałam. Mój umysł przysłoniła mgła. Stałam się cicha i apatyczna. Psychologowie nie mieli nic do gadania. Nie uczyłam się, bo wszystkiego nauczył mnie tata. Więc nadal byłam najlepsza, ale nie udzielałam się, nie byłam aktywna. Zaczęłam się zadawać z bandą chuliganów. Twierdzili, że byłam taka jak oni. Zrobiłam sobie tatuaż, przekułam wargę, uciekałam z lekcji...I wtedy pojawił się on. Wychodziłam ze szkoły i siedział na jednym z murków. Zawołał za mną, a ja się odwróciłam. Powiedział:"Dlaczego zadajesz się z tymi debilami?" I tak się zaczęło. Już nie spędzałam czasu z tamtą paczką. Przychodziłam do niego. Do Petera. Byliśmy jak Yin i Yang. Dopełnialiśmy się. Aż w końcu zostaliśmy parą. Był pierwszym...pierwszym, którego naprawdę kochałam. Zakochałam się w nim na zabój. Ale ja nie mogę być szczęśliwa. Nawet jeżeli tak mi się wydaje, to tak nie jest. Na Peter'a czyhała jedna laska-Victoria. Wysoka, ładna i mściwa. Zapewniał mnie, że jestem tylko ja. Mówił, że kiedyś się ożenimy, że będziemy mieli dwójkę dzieci, że będziemy mieszkać w dużym domu z ogrodem. Myślę...nie, jestem pewna, że mnie kochał. Kochał mnie tak jak ja kochałam jego. I...i pewnego dnia wszystko spieprzyłam. Widzieliśmy się wtedy ostatni raz. Zbliżało się gorące lato, a wtedy zawsze wyjeżdżałam. Nie chciał, żebym wyjeżdżała. Wiedział o mojej mocy, ale nie chciał się ze mną rozstawać. W końcu jednak pożegnałam się w nim i wyjechałam obiecując, że będę pisać i dzwonić. Ale nie odpisywał mi. Nie dzwonił. Nie dawał znaku życia. Byłam przerażona. Wiedziona strachem wróciłam wcześniej. A to co zobaczyłam, rozdarło mi serce. Na kolanach Petera siedziała Victoria. Całowali się, a on...wkładał jej rękę pod bluzkę. Podeszłam do niej i szarpnęłam ją za włosy. A on zaczął na mnie wrzeszczeć, żebym odwaliła się od jego dziewczyny. Zachowywał się jak nie on. Jego oczy były puste, pozbawione emocji, które kiedyś widziałam, kiedy na mnie patrzył. Czułam, jakby wyszarpał mi serce. Co mogłam zrobić? Upiłam się prawie do nieprzytomności. To był jeden jedyny raz, kiedy piłam alkohol. Byłam niepełnoletnia, ale musiałam to zrobić. Wróciłam do zamku schlana w środku nocy. Chciałam przemknąć niezauważalnie do swojej komnaty, ale natknęłam się na Ankę. Powiedziała:"Oni by tego nie chcieli". Wtedy ta mgła, która przez ten czas okrywała mój umysł, wyparowała. Pozostawiła mój umysł czysty. Nie spałam wtedy całą noc. Jakiś czas później dowiedziałam się, że Peter miał wypadek. Doznał długotrwałego zaniku pamięci, a ta Victoria to wykorzystała. Ta suka wmówiła mu, że jestem jego psychopatyczną fanką, a on zawsze kochał tylko ją. A to wszystko przeze mnie. Bo nie było mnie tam z nim. Od tamtego czasu obiecałam sobie, że żaden chłopak nie namiesza mi już w życiu. Ale było coraz gorzej. Nagle okazało się, że musimy oddać królestwo, bo nie mamy ukończone 18 lat. Przejął je jakiś biznesmen, którego nawet nie widziałam na oczy. Mnie i Anię adoptowała daleka rodzina. Niestety, ktoś taki jak ja nie zasługuje na miłość. Od początku traktowali moją siostrę jak ich dziecko. Ja byłam tylko dodatkiem. Wszystko w moim życiu było spieprzone. Przyjęłam więc zimny wyraz twarzy, zacisnęłam zęby i zaczęłam żyć od nowa. Dopóki nie pojawiłeś się ty.
Podniosłam wzrok. Nic nie mówił. Oddychał miarowo i mrugał. Na jego twarzy nie drgał żaden mięsień. Wyglądał jak posąg-idealny, majestatyczny, nieporuszony. Nie wiedziałam, czy powiedziałam to słusznie. W końcu...streściłam mu moje życie. Kiedy już miałam wstać i wyjść złapał mnie za dłonie i zaczął przesuwać po nimi kciukami.
-Elsa.-powiedział głosem, który przyprawił mnie o dreszcze. Dopiero teraz spostrzegłam, jak blisko siebie siedzimy. Poczułam, jak atmosfera między nami zgęstniała-Nie obwiniaj się o to wszystko. Nie skrzywdziłaś Ani celowo. Kochasz ją. Nie mogłabyś jej skrzywdzić. To nie twoja wina, że twoi rodzice nie żyją. To był wypadek. Jeden spośród milionów innych. Nie odpowiadasz za to. A to, że ten dupek cię porzucił-poczułam jak napina mięśnie.-jest tylko idiotom. Posłuchaj mnie, jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem. A żyje już ponad 300 lat.-podniósł moje ręce i pocałował. Znów przeszedł mnie dreszcz.-Posłuchaj, chcę spróbować. Chcę byś dała mi drugą szansę. Obiecuję, że nie będziesz już nigdy przeze mnie płakać.
-A jeżeli ciebie też stracę?-szepnęłam, spuszczając głowę.
Złapał mój podbródek i uniósł do góry tak, bym na niego spojrzała.
-Nawet tak nie mów. Nie stracisz mnie, bo ja nie stracę ciebie. Kocham cię, Elso.-powiedział i złączył nasze wargi. Tak bardzo mi tego brakowało. Kiedy jego ręka poluźniła uścisk, podniosłam ręce,wplotłam je w jego włosy i pogłębiłam pocałunek. Nawet nie zauważyłam, jak Jack zgrabnie przesunął nas tak, że teraz wisiał nade mną.
-Brakowało mi tego-powiedział, kiedy oderwał się ode mnie, by nabrać powietrza.-Uwielbiam cię całować-pocałował mnie w kącik ust.-Uwielbiam twoje usta.-pocałował mnie w brodę.-Uwielbiam cię całą.
Jego usta zjechały na moją szyję, którą zaczął zachłannie całować. Zagryzłam wargę, ale z moich ust i tak wydobył się jęk rozkoszy. Ścieżką pocałunków wrócił do moich ust. Jego dłonie wjechały pod koszulkę i zaczęły łaskotać mój brzuch. Uśmiechnęłam się przy jego ustach. Ściągnął błyskawicznie moją bluzkę i odrzucił ją gdzieś w kąt, pozostawiając mnie w samym staniku. Nie spodobało mi się, że on nadal ma na sobie bluzę, więc błyskawicznie ją zdjęłam. Moim oczom ukazał się umięśniony tors, który pragnęłam dotknąć. On w tym czasie zaczął całować mój dekolt i brzuch zostawiając po sobie uczucie zimna. Spięłam się, kiedy jego ręce powędrowały na moje spodnie. Chciałam tego z nim, ale nie teraz. Chciałam być gotowa, a dopiero dałam mu szansę. Wydawało mi się, że to zauważył, bo powrócił do moich ust. Pocałował je delikatnie i czule. Oparł się o moje czoło tak, że stykaliśmy się nosami.
-Nie chcę się spieszyć-powiedział, dysząc.-Chcę, być była gotowa. Ale chcę tego.
-Proszę, śpij dziś ze mną-wyszeptałam. Zaśmiał się i pocałował w czoło. Odsunął się ode mnie na niewielką odległość. Zastanawiałam się, co on kombinuje, kiedy poczułam, jak wciąga na mnie niezwykle miękki materiał. Już po chwili miałam na sobie jego, za dużą na mnie, bluzę. Była przyjemna w dotyku i pachniała nim. Co sprawiło, ze od razu zrobiłam się senna. Poczułam jeszcze jak Jack przyciąga mnie do swojego nagiego torsu i odpłynęłam.
Jack
Zaraz po tym, jak przekroczyliśmy próg domu Elsa pociągnęła mnie do sypialni. Zastanawiałem się, co się stało. Zabrała to tajemnicze fioletowe pudełko, a ja od razu pomyślałem, ze wreszcie dowiem się, czym jest.
  Kiedy zaczęła opowiadać przeniosłem się do innego świata. Słuchałem jej z zapartym tchem. Widziałem, jak przeżywa każde słowo. Jak bardzo ją to porusza. Chciałem ją przytulić, ale nie chciałem, by przerywała. Kiedy powiedziała mi o jej pierwszej miłości, miałem ochotę polecieć do niego i udusić.
-...Dopóki nie pojawiłeś się ty-powiedziała, kończąc opowieść. Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem. Złapałem ją za dłonie i głaskałem delikatnie jej skórę.
-Elsa.-powiedziałem, a ona zadrżała, co sprawiło, że poczułem satysfakcję. Nie była obojętna na mój dotyk.-Nie obwiniaj się o to wszystko. Nie skrzywdziłaś Ani celowo. Kochasz ją. Nie mogłabyś jej skrzywdzić. To nie twoja wina, że twoi rodzice nie żyją. To był wypadek. Jeden spośród milionów innych. Nie odpowiadasz za to. A to, że ten dupek cię porzucił-poczułam jak napina mięśnie.-jest tylko idiotom. Posłuchaj mnie, jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem. A żyje już ponad 300 lat.-Nie mogłem się oprzeć i pocałowałem jej knykcie..-Posłuchaj, chcę spróbować. Chcę byś dała mi drugą szansę. Obiecuję, że nie będziesz już nigdy przeze mnie płakać.
-A jeżeli ciebie też stracę?-spytała i spuściła wzrok. Nie spodobało mi się to więc uniosłem jej podbródek do góry.
-Nawet tak nie mów. Nie stracisz mnie, bo ja nie stracę ciebie. Kocham cię, Elso.
Pocałowałem ją. Od tak dawnego czasu nareszcie poczułem jej usta. Tak cholernie za tym tęskniłem i dopiero wtedy zdałem sobie z tego sprawę.
-Brakowało mi tego-powiedziałem odrywając się od niej na chwilę.-Uwielbiam cię całować-pocałowałem jej lewy kącik ust.-Uwielbiam twoje usta.-pocałowałem jej brodę.-Uwielbiam cię całą.
Jęknęła, kiedy zacząłem całować jej szyję. Spodobało mi się to. Bardzo. Ale chciałem znów poczuć jej cudowne usta. Całując delikatnie jej szyję w górę, znów wróciłem do ust. Moje ręce, jakby żyły własnym życiem zaczęły dotykać jej brzucha pod koszulką. Uśmiechnęła się, a ja zanotowałem w pamięci, że ma łaskotki. Chciałem zobaczyć jej ciało, więc ściągnąłem jej koszulkę. Ona, jakby niezadowolona ściągnęła moją bluzę oglądając mój tors. Spodobał mi się jej wzrok. Całowałem jej brzuch i dekolt powoli, rozkoszując się delikatnością jej skóry. Nieświadomie moje ręce zjechały na zamek jej spodni. Jej mięśnie spięły się momentalnie. O nie, nie zepsuje tego tym razem. Pocałowałem jej usta najdelikatniej jak potrafiłem i oparłam swoje czoło o jej. Nasze oddechy mieszały się ze sobą.
-Nie chcę się spieszyć-powiedziałem, chcąc uspokoić oddech.-Chcę, być była gotowa. Ale chcę tego.
-Proszę, śpij dziś ze mną-powiedziała nieśmiało. Zaśmiałem się szczęśliwy, ze to powiedziała i pocałowałem ją czule w czoło. Wiedziony chęcią troski założyłem jej moją bluzę. Przytuliłem ją do siebie, patrzyłem jak zasypia. Patrzyłem na jej spokojną twarz i wtedy coś do mnie dotarło. Trzymałem w swoich ramionach mój największy skarb.

Heeeeeeeeej!  No nareszcie coś jest! Jeszcze raz was przepraszam, że was nie było wcześniej rozdziału. Byłam w małym dołku, zmarła ważna dla mnie osoba, ale jest już lepiej. Zajmijmy się sprawami teraźniejszymi. Nie powtarzałam historii Elsy przy perspektywie Jacka, bo uznałam to za bezsensowne. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Planuję wydać wam jeszcze jeden, mały rozdzialik na majówkę, ale nic nie obiecuję. Mam do was małe pytanko: Chcecie żebym pisała to opowiadanie również na Wattpadzie? Ostatnio strasznie się wkręciłam i czytam tylko tam, stąd to pytanie. Jestem ciekawa waszej opinii o tym pomyśle. Chcę też, byście szczerze oceniły ten rozdział, bo sama nie jestem go pewna.

Kocham was bardzo mocno i pozdrawiam :*