sobota, 27 lutego 2016

Rozdział XII

Elsa
Od kilku dni Anka zachowywała się, jakby była podtruta. Nie mówiła za dużo,  nie uśmiechała się tak często jak zawsze, często wpatrywała się w przestrzeń i myślała. Zachowywała się zupełnie tak jak...ja. Nie chciałam, żeby tak było. Nie dlatego, że czuję się jakaś wyjątkowa. Chodziło o to, że ona nigdy taka nie była. I nie chciałam, by teraz była jak ja. To było dla niej niezdrowe.
Ale chciałam być przy niej. Zawsze. Miałam nadzieję, że jej przejdzie i w końcu zobaczę jej promienny uśmiech. Tymczasem moja natura postanowiła mnie zaskoczyć.
Kiedy obudziłam się rano poczułam ogromny ucisk podbrzusza. Nadeszły moje dni w miesiącu. A właściwie nie można nazwać tego "w miesiącu", bo od ostatniego "ataku" minęły jakieś 4 miesiące. Ale w końcu ten czas nadszedł, a ja dosłownie zdychałam na łóżku.
-Elsa...?-spytała Anka wchodząc do mojego pokoju. Rozchyliłam mocno zaciśnięte powieki.
-Daj mi umrzeć...-jęknęłam i  z powrotem je zamknęłam.
-Elsuś...-pogłaskała mnie po głowie.-Czyli idę dziś do szkoły sama?
Jęknęłam w odpowiedzi.
-Zaraz przyniosę ci coś na ten ból.
-Czekolady kobieto! To jedyne co mnie może uratować.
Zaśmiała się. Brakowało mi tego. Bardzo brakowało. Ale nie mogłam się ruszyć i jej tego powiedzieć, co doprowadziło mnie do nerwów, a to do jeszcze większego bólu.
Gdy Ania wróciła i podała mi dwie tabletki połknęłam je nawet nie popijając. Miałam gdzieś, ze to niezdrowe. Ból przyćmiewał mi mój mózg przez co nie potrafił racjonalnie myśleć. Opadłam twarzą do poduszki.
-Zaraz przyjdzie Jack-powiedziała głaszcząc mnie po włosach.-Co mam mu powiedzieć?
-Że chcę umrzeć w spokoju...
-Dobra, powiem, że go pozdrawiasz-krzyknęła na odchodnym. Nie miałam już siły się z nią kłócić.
  Nie wiem ile tak leżałam. Może minutę, a może godzinę. Tabletki, które połknęłam jeszcze nie zaczęły działać. Poczułam jak moje łóżko się ugina.
-Anka, powiedziałam, że chcę umrzeć w spokoju.-wyjęczałam w poduszkę.
-Po pierwsze-rozległ się głos Jacka-nie zmienię dla ciebie imienia, a po drugie, jeżeli umierasz, na pewno nie zrobisz tego samotnie.
Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że słyszę w jego głosie rozbawienie. Wkurzyło mnie to. Bardzo.
-Co ty tu robisz, idioto?-warknęłam.
-Przyszedłem się tobą opiekować, słońce.
-Nie potrzebuję niańki. Potrzebuję topora. Ewentualnie noże, który ukróci moje męki.
-Ej, chyba nie jest aż tak źle, co?
-Nie. Jest gorzej. Boli jak diabli. Nie mogę wytrzymać.-z moich oczu popłynęły łzy. Dobrze, że nadal byłam odwrócona do poduszki, bo nie chciałam, by mój chłopak na to patrzył.
-No to niezbyt ciekawie. Współczuję, że musisz przechodzić to co miesiąc.
Ból stał się nie do zniesienia. To co mówiłam potem wydaje się być tylko snem. Serio, to chyba był sen. W końcu jaki chłopak byłby w stanie wysłuchiwać jęków dziewczyny.
-Nie co miesiąc.
-Nie? Wydaje mi się, że tak to się zwykle odbywa.
Śmieję się. Czuję, jak sen całkowicie mnie pochłania.
-Nie. Ja jestem inna. Widzisz, ja nie mogę mieć dzieci. To, że dostaję takich ataków raz na pół roku, na jeden dzień jest tego skutkiem ubocznym.
-Nie możesz mieć dzieci?
-Nie.-odpowiadam To słowo prześladuje sen. Nie.-Bardzo chciałabym móc wychować takiego małego bobasa. Ale nie mogę.
-Ale wiesz, że zawsze możesz adoptować dziecko, nie?
Parsknęłam. Czułam, jak ból znika. Może to naprawdę się działo. Jeśli nie, dobrze, że przynajmniej w snach miałam spokój.
-Mogę, ale dzieci potrzebują miłości. Muszą się nią wypełniać by nie wyrosły na takich jak ja. A ja nie wiem, czy mogłabym pokochać dziecko, które urodziła inna kobieta. Nie, zaraz ja znam odpowiedź: nie potrafiłabym.
Potem Jack ze snu jest cicho. Może mój sen miał mi o czymś mówić. A może to po prostu wynik bólu. W każdym razie, kiedy się budzę jest noc. Nie ma przy mnie Jack'a, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym, że to był sen. Ale ból zniknął. Przespałam cały dzień, ale to już koniec mojej męki.
Jack
Od kilku dni widziałem, że Elsa robi się coraz bardziej smutna. Próbowałem ją rozśmieszyć, kiedy szliśmy do szkoły. Pomagało na chwilę, ale potem patrzyła na swoją siostrę i mina znów jej rzedła. Z tego, co było mi wiadomo jej siostra pokłóciła się z chłopakiem, bo zakochała się w innym, ale z nim nie zerwała, bo się zastanawia, a chłopak w którym się zakochała nie interesuje się nią. Zagmatwane to jak cholera i nic z tego nie rozumiem, ale przynajmniej znam powód jej smutku. Polubiłem ją, szczególnie wtedy, kiedy się uśmiechała. Miałem ochotę skopać dupę temu kolesiowi, który jej ten uśmiech zabrał. Tylko  był jeden problem-nie wiedziałem, który to. I w ten sposób nie mogłem pomóc Elsie. Nie mogłem też znieść, że była smutna.
Tego dnia znów stałem przed drzwiami jej domu. Kiedy zadzwoniłem do drzwi zamiast, jak zwykle, Elsy zobaczyłem twarz Ani.
-Cześć...-powiedziałem niepewnie, bo jej twarz też tak wyglądała.
-Cześć, Jack. Wchodź.
-Co jest? Coś nie tak z Elsą?-zapytałem zaniepokojony.
-Nie, z Elsą okej. To oznaczy nie okej, ale spokojnie! Z nią okej. To znaczy...och...-ukryła twarz w dłoniach. -Dostała okresu. Dość...specyficznie to przechodzi.
-Aha...jest u siebie?-spytałem będąc na schodach.
-Tak, ale...co ty robisz?
-Idę do niej. Muszę się z nią zobaczyć.
-No dobra tylko...uważaj na siebie.
Kiwnąłem głową i ruszyłem na górę. Nie mogło być przecież tak źle. Najciszej jak potrafiłem otworzyłem drzwi jej pokoju. Leżała na boku  z twarzą zwróconą do poduszki. Obok leżała jej ręka, która była zaciśnięta w pięść. Jej sylwetka idealnie rysowała się pod cienką kołdrą. Włosy, zawsze idealnie ułożone teraz rządziły się swoimi prawami. Cały ten widok był po prostu piękny. Pierwszy raz, widząc kobietę w łóżku nie uznałem widoku za podniecający, ale najprawdziwiej piękny.
-Anka, powiedziałam, że chcę umrzeć w spokoju.-jęknęła, a ja się uśmiechnąłem i usiadłem na jej łóżku.
-Po pierwsze nie zmienię dla ciebie imienia-powiedziałem, ale nie byłem tego taki pewien-a po drugie, jeżeli umierasz, na pewno nie zrobisz tego samotnie.
-Co ty tu robisz, idioto?-nie powiedziała tego żartobliwie. Była wkurzona. Mogłem się tego spodziewać.
-Przyszedłem się tobą opiekować, słońce.-położyłem swoją dłoń na jej zaciśniętej dłoni, ale chyba tego nie poczuła.
-Nie potrzebuję niańki. Potrzebuję topora. Ewentualnie noże, który ukróci moje męki.
Znów się uśmiechnąłem
-Ej, chyba nie jest aż tak źle, co?
-Nie. Jest gorzej. Boli jak diabli. Nie mogę wytrzymać.-jej ton przypominał płacz. Nie chciałem, by płakała. A na pewno nie przeze mnie.
-No to niezbyt ciekawie. Współczuję, że musisz przechodzić to co miesiąc.
-Nie co miesiąc.-wyszeptała, ale to usłyszałem.
-Nie? Wydaje mi się, że tak to się zwykle odbywa.
Zaśmiała się, chociaż zabrzmiało to trochę histerycznie.
-Nie. Ja jestem inna. Widzisz, ja nie mogę mieć dzieci. To, że dostaję takich ataków raz na pół roku, na jeden dzień jest tego skutkiem ubocznym.
Wryło mnie w podłogę.
-Nie możesz mieć dzieci?
-Nie.Bardzo chciałabym móc wychować takiego małego bobasa. Ale nie mogę.
-Ale wiesz, że zawsze możesz adoptować dziecko, nie?-zapytałem wciąż zaskoczony tematem na jaki zeszła nasza rozmowa.
Poruszyła się niespokojnie.
-Mogę, ale dzieci potrzebują miłości. Muszą się nią wypełniać by nie wyrosły na takich jak ja. A ja nie wiem, czy mogłabym pokochać dziecko, które urodziła inna kobieta. Nie, zaraz ja znam odpowieć: nie potrafiłabym.
Westchnąłem ciężko. Było mi jej szkoda.
-Dlaczego o tym ze mną rozmawiasz?-spytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Słyszałem za to jej równomierny oddech. Zasnęła.
  Miałem czas na myślenie. W mojej głowie trwała właśnie bitwa. A wszystko kręciło się wokół jednej dziewczyny.
Kiedyś kiedy spotykałem jakąś laskę nie myślałem o niej. Była dla mnie tylko zabawką na chwilę. Nie obchodziły mnie jej uczucia, charakter, ani to, kim jest. Uciekałem od jej problemów, bo nie były moje. Ale teraz? Nie chciałem opuścić jej pokoju. Nie chciałem, by płakała. Chciałem, by była bezpieczna. By się uśmiechała. By była szczęśliwa. Zdałem sobie sprawę, że żywię do niej uczucie. Że ją kocham. Nie wiedziałem, czy Strażnik może w ogóle się zakochać, ale Elsa była dla mnie wszystkim. Zależało mi na niej.
  Zdałem sobie sprawę, że wyrządzam jej potworną krzywdę. Niedługo miałem zniknąć bez słowa. Nie chciałem, by się martwiła. Nie mogła wiedzieć kim jestem. Nie chciałem, jej okłamywać. Ale mogłem ją tylko skrzywdzić. Ona musiała o mnie zapomnieć. Nie mogła mnie kochać. Nie mogła nawet mnie lubić. Musiała mnie znienawidzić. Raz, na zawsze.
  Spała cały dzień. Budziła się tylko czasami i coś mamrotała. Kiedy wieczorem przyszłą Anka opuściłem ich dom bez słowa. Musiałem przemyśleć następny krok. Nie mogłem sprawić, by Elsa cierpiała.


Hejjjjj!!! Wiem, rozdział trochę beznadziejny i krótki. Strasznie tragicznie się go pisało, bo czytam teraz książkę z narracją pierwszoosobową i mylą mi się czasy, a w piątek spędziłam 7 przed komputerem (na prośbę dyrektora o_O) i moje oczy wysiadały. AL uwierzcie mi od następnego rozdziału BĘDZIE SIĘ DZIAŁO. Planuje zawrócić odrobinę życiem naszych bohaterów.

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział XI

Elsa
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Zasnęłam wczoraj u Anki, bo długo rozmawiałyśmy chyba do rana. Opowiedziała mi o blondwłosym barmanie, z którego śmiał się Clark, który okazał się nazywać Kristoff. Zakwitła we mnie nadzieja, że może moja młodsza siostra porzuci tego dupka Hansa.
  Anka leżała teraz w pozycji tak niepodobnej do tej, w jakiej zasnęła, że mogłabym powiedzieć, że ją połamało. Ale to było normalne. Zsunęłam się po cichu z łóżka i poszłam do kuchni po coś na mój ból głowy. W kuchni jak zwykle w sobotę nie zastałam naszych rodziców zastępczych.  Połknęłam szybko tabletkę i wróciłam poszukać torebki z telefonem w środku.
  Kiedy weszłam do pokoju Ani, gdzie zostawiłam swoje rzeczy usłyszałam jak gada coś przez sen. Podeszłam bliżej i zaczęłam słuchać.
-Hans...-jęczała.-Hans...ja wolę jego...Kristoffa. Nie...
Przewróciłam oczami i wróciłam do szukania torebki. Nigdy nie uwierzyłabym, że moja siostrzyczka zakochała się w Hansie tak naprawdę, ale co do tego barmana miałabym wątpliwości. A poza tym byłby to świetny sposób na pozbycie się pana hrabiego.
  Znalazłam torebkę i moje buty i wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się do łóżka. Spojrzałam na telefon. 9 nieodebranych wiadomości od Jack'a i 4 od Meridy. Zadzwoniłam do chłopaka, ale okazało się, że nie odebrał. Westchnęłam i zadzwoniłam do przyjaciółki.
-Kac?-usłyszałam po pierwszym głos przyjaciółki.
-Nie, nie za bardzo. Trochę boli mnie tylko głowa. A ty?
-Och, daj spokój. Wiesz, że nie mam słabej głosy, a nie wypiłyśmy litra wódki. Lepiej gadaj co to za akcja z panem białowłosym.
Na to określenie zaczerwieniłam się i uśmiechnęłam.
-W sumie...całowaliśmy się i dzwonił do mnie już 9 razy, więc...
-Nie wierzę, że mi to zrobiłaś!-przerwała mi z udawanym zaskoczeniem.-Teraz tylko ja jestem bez chłopaka! No i co ja mam do cholery zrobić?!
-Merida, tobie nie potrzebny jest chłopak. Masz konia.
-Bardzo zabawne. Dobra, nie przeszkadzam. Odpoczywaj.
-Pa!
-Buziaki!
Rozłączyłam się i zauważyłam, że w czasie rozmowy przyszedł mi jeden SMS od Jack'a. Przeczytałam go od razu.
"Cześć, słońce. Jestem u rodziny. Tęsknię:*"
Pacnęłam się w czoło. No tak, co weekend chłopak musiał wyjeżdżać do rodziny. Mogłam nie dzwonić.
"Przepraszam, że przeszkadzam. Też tęsknię :*"-odpisałam.
Czekał mnie weekend taki jak zwykle. Samotny.
   Kiedy czas wolny minął, a ja skończyłam czytać dwie kolejne książki nadszedł poniedziałek. Nikogo to nie zdziwi, jeżeli powiem, że nienawidzę tego dnia. Jak każdy z resztą. Dziś miałam iść do teatru.
   Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, gdzie po porannej toalecie przebrałam się w wygodne, czarne spodnie i białą bluzkę. Na twarz jak zwykle nałożyłam standardowy makijaż, a włosy wyprostowałam i spięłam po bokach. Złapałam jeszcze niebieską koszulę w kratkę, którą przewiązałam w pasie, torbę z książkami i telefon. Zapukałam do drzwi Anki, które były zamknięte. Zazwyczaj już dawno już powinny być otwarte. Kiedy usłyszałam ciche "Proszę" wiedziałam, że na pewno coś jest nie tak.
Siedziała na swoim łóżku, ubrana, uczesana i umalowana, nawet z plecakiem w ręce. Miała jednak spuszczony wzrok i nerwowo okręcała sobie włosy wokół palca.
-Ania-usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę.-Co się dzieje?
-Bo...-zaczęła i spojrzała na mnie-Ten weekend...Ja sobie wszystko przemyślałam.
-W związku z czym?
-Pamiętasz, jak opowiadałam ci o Kristoffie. Nie sądzę, że on też coś do mnie czuje, ale ja...zaczęłam na to wszytko inaczej patrzyć. Przecież Hans...on cały czas wyciąga ode mnie kasę, obejmuje mnie ramieniem jakbym była jego trofeum. Elsa, on mnie nawet nie pocałował! Nigdy nie złapał za rękę! Czy to możliwe, że aż tak się do niego pomyliłam?
W jej oczach pojawiły się łzy. Z całego serca chciałam, by ją to ominęło. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że musiała przez to przejść. Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam.
-Przykro mi, że to powiem, ale Hans naprawdę nie jest ciebie wart-szepnęłam, chociaż to było mało powiedziane.-Jeżeli już przejrzałaś na oczy koniecznie musisz z nim porozmawiać. Dziś.
-Dziękuję ci.-powiedziała odwzajemniając uścisk.-Bardzo ci dziękuję.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Obie wiedziałyśmy, ze to Jack. Zawsze przychodził. Zbiegłam na dół i pozwoliłam na chwilę czasu ogarnięcia się Ani. Kiedy otwarłam drzwi zanim zdążyłam zobaczyć Jacka czułam poczułam na ustach przejmujące zimno. Cóż, nie powiem, że mi się nie podobało, wręcz byłam zachwycona, ale nagły pocałunek zbił mnie z tropu. Odchyliłam się do tyłu, a Jack złapał mnie za plecy, żebym nie spadła. Kiedy się ode mnie oderwał jego twarz promieniowała.
-A to co to było?-spytałam i wyprostowałam się, wciąż stojąc blisko niego.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptał, a ja poczułam jego oddech na twarzy.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Przybliżył się do mnie.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptał, a ja poczułam jego oddech na szyi. Przeszły mnie dreszcze pożądania. Nie mogłam go nie pocałować. Serio, to zimno było genialne. A usta Jack'a wydawały się idealnie dopasowane do moich.
-Elsa, myślę, że czas...-usłyszałam głos Anki, a potem jakieś stuknięcie. Odkleiłam się natychmiast od Jack'a myśląc, że upadła. Jednak to tylko jej plecak. Stała z otwartą buzią i z twarzą wyrażającą szok. Okej, może za bardzo wkręciłam się w ten pocałunek. Bo o co innego by chodziło.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, ale nie ruszyła się.-Możemy...pogadać?
Spojrzałam na chłopaka, ale on tylko uśmiechnął się i kiwnął głową, żebym poszła. Weszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie.
-Czemu właśnie całowałaś się z Jack'iem?-spytała.
-To..ty nie wiesz, co działo się w klubie?
-Och, weź mi nie przypominaj tego miejsca. Nie wiem.
Zaczęłam opowiadać jej o Clarku, o tym jak mnie pocałował, a potem jak pocałował mnie Jack. Na początku wydawała się zaskoczona, a potem przytuliła mnie bardzo, bardzo, bardzo mocno.
-Nareszcie-wykrzyknęła mi prosto do ucha.-Mówiłam, ze będziecie do siebie pasować. Oboje jesteście dla siebie stworzeni! To była kwestia czasu...
Zatkałam jej usta dłonią. Potok słów, który wylewał się z niej mógł mnie pogrążyć.
-Chodź do szkoły, gaduło-wstałam i ruszyłam do kuchni.-Masz przecież z kimś porozmawiać.
-No tak...-posmutniała.
  Wiedziałam, że Jack będzie w kuchni. Zawsze, kiedy do mnie przychodził, a ja nie byłam gotowa szedł do kuchni i coś jadł. Ciekawe, gdzie mu się to wszystko odkładało. Zanim jednak zdążyłam do niego dotrzeć wyprzedziła mnie Anka, która popędziła obok mnie niczym struś pędziwiatr i już stała przytulona do JAck'a, który wpatrywał się w nią, a potem przeniósł wzrok na mnie i spojrzał pytająco.
Wzruszyłam ramionami i odkleiłam moją siostrę od niego, co okazało się trudnym zadaniem.
  Potem ruszyliśmy do szkoły w przyjemnej atmosferze. Szliśmy z Jack'iem za ręce, w które z uśmiechem wpatrywała się Anka.  Kiedy dotarliśmy do bram, dostałam całusa na pożegnanie i weszłam do budynku. Miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. O czymś ważnym...Odblokowałam telefon i już wiedziałam o co chodzi. Zapomniałam pójść do teatru. Nie sądziłam, że pani Gronige będzie robiła mi przez to wyrzuty, ale i tak było mi z tego powodu przykro.
  Dzień jak co dzień-minął spokojnie. Dziewczyny cały czas wypytywały mnie o dziwne rzeczy typu: Jak dobrze Jack całuje? albo Czy zrobiliśmy coś więcej?. Starałam odpowiadać się obojętnie, ale na samo wspomnienie o chłopaku robiłam się czerwona i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
  Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek miałam wrażenie, że to dźwięk oznaczający wolność. Wybiegłam przed szkołę i spostrzegłam Jack'a. Ale oprócz niego widziałam też Anie uporczywie rozmawiającą z Hansem. Podeszłam do nich. Hans nie zawsze nad sobą panował, a ja nie chciałam by moja siostra cierpiała bardziej niż to było konieczne.
-Ania?-złapałam ją pokrzepiająco za ramię.-Wszystko w porządku?
-Tak.-powiedziała i spojrzała na mnie błagalnie.-Elsa, mogę załatwić to sama?
 Chciała mi pokazać, że jest silna. Nie mogłam jej tego zabronić. Uśmiechnęłam się tylko i pokiwałam głową. Potem ruszyłam do Jack'a. Ale wychodząc słyszałam jak Ania podnosi głos.
-Hej!-przywitał mnie szerokim uśmiechem.
-Hej...-przytuliłam się do niego.
-Co jest, słońce? I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
 Zobaczyłam jak Hans potrząsa Anką, już chciałam podejść, ale się powstrzymałam i ukryłam twarz w bluzie chłopaka. Mogłam poczuć jego wspaniały, świeży zapach, a to, że gładził mnie po włosach uspokajało mnie. Uniosłam się na palcach i pocałowałam go krótko w usta.
-A teraz chodź.-pociągnęłam go w stronę najbliższego supermarketu.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
-Okej, ale...po co?-spytał zdezorientowany.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnął głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
   Kiedy wychodziliśmy z supermarketu ludzie patrzyli na nas jak na kosmitów. W domu śmialiśmy się i żartowaliśmy. Potem, czekając na Ankę oglądaliśmy jakieś denne filmy. A mówiąc "oglądaliśmy" miałam na myśli ja jadłam lody i wysłuchiwałam komentarzy Jack'a na temat gry aktorów, niespójności fabuły, czy rzeczy typu: "Czemu ta laska ma takie duże cycki?". Potem do domu przyszli moi rodzice zastępczy, ale nawet nie raczyli zapytać co ta za chłopak, z którym przytulam się na kanapie. Jack był zdziwiony. Nie wiedział, że nie są moimi prawdziwymi rodzicami. Nie wiedział o mojej królewskiej przyszłości, ani o mocy. Nie chciałam mu mówić. Nie teraz. Ufałam mu, ale chciałam się nim nacieszyć, zanim ucieknie. Znałam już to. Był tylko jeden chłopak, który o tym wiedział. Jedyny, którego naprawdę kochałam. I który kochał mnie. Wspomnienie o Peterze spowodowało ukłucie w sercu. Jack najwyraźniej to zauważył, bo przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po plecach.
-Co się dzieje?-spytał.
  Miałam szansę mu powiedzieć teraz. O mojej przeszłości szczególnie. Ale...ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Chciałam to zostawić za sobą. Nie rozdrapywać starych ran. Uśmiechnęłam się.
-Nic.-powiedziałam.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapał mnie za podbródek, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy.-Nic jej nie będzie.   Potem Elisabeth i Tim poszli spać. Nawet nie zauważyłam, kiedy sama zaczęłam zamykać oczy i po chwili odpłynęłam w świat snu.                                                                                                                          
    Obudziło mnie dudnienie do drzwi. Przestraszona podniosłam głowę.
-Jack...-próbowałam obudzić chłopaka, który leżał mi na stopach.-Jack, wstawaj!
Mruknął coś tylko i przytulił się do moich stóp jeszcze bardziej. Przewróciłam oczami. Napięłam mięśnie i z całych sił zrzuciłam go z kanapy.
-Co jest?!-krzyknął, ale uciszyłam go natychmiast.
-Leżałeś mi na stopach.-znów stukanie.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!
-Daj spokój. Idziemy.
 Wiedziałam, ze chce mnie zatrzymać, ale ja nie znosiłam sprzeciwu. Nie bałam się. Szczególnie, że nie odstępował mnie na krok.
Podeszłam do drzwi i usłyszałam głos. Głos dziewczyny. Otworzyłam z impetem drzwi.
-Ania!-krzyknęłam. Jednak przed drzwiami nie stała moja siostra, a wysoki, barczysty chłopak. Na jego ramionach wisiała Anka.
-DO pokoju.-powiedział stanowczym głosem. Pokazałam mu drogę, a kiedy dotarliśmy do jej pokoju położył ją najdelikatniej jak potrafił. Cały czas coś bredziła nieskładnie. Była pijana!
-Jest niepełnoletnia!-krzyknęłam.-Jak mogłeś dać jej alkohol. Zabiję...
-Hej, to nie tak!-zaczął się tłumaczyć.-Niedawno przyszedłem na swoją zmianę. To nie ja ją upiłem, tylko mój znajomy. Kiedy zobaczyłem ją w tym stanie od razu ją stamtąd zabrałem. Przysięgam!
-Boże, bardzo ci dziękuję. Elsa-podałam mu rękę.
-Kristoff.-uścisnął ją. Anka miotała się dalej na łóżku.
-Kristoff, proszę cię zostań z nią. Zaraz wrócę, dobrze?
-Nie ma sprawy. I tak do pracy już nie wrócę. Pewnie wywalą mnie, jak dowiedzą się, co zrobiłem.
-O nic się nie martw. nie stracisz pracy. Obiecuję.
Wyszłam z pokoju zostawiając drzwi uchylone. Przed nimi stał Jack.
-No nieźle-powiedział.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzałam na niego. Był ideałem. Przynajmniej dla mnie. Przytuliłam go.
-Dziękuję.
Zrozumiał, że powinien wyjść i wyszedł. Oczywiście zanim to zrobił jego usta znalazły się na moich z pięć razy. Kiedy opuścił dom weszłam do kuchni. Wzięłam butelkę wody, szklankę i jakieś leki. Tim i Elisabeth nadal spali. Ich sypialnia była dźwiękoszczelna. Jakby nas zarzynali, nie usłyszeli by tego. Ale w sumie dobrze, że się nie obudzili i nie zrobili wyrzutów Ani. Wystarczyło jej wrażeń.
  Po cichu weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami. Nie chciałam ich podsłuchiwać, ale nie chciałam też przeszkadzać. Jedno wynikło z drugiego,.
  Kristoff klęczał obok jej łóżka i głaskał ją po włosach. Wpatrywał się w nią jakby była największym skarbem. Poruszyła się niespokojnie. Nachylił się nad nią i pocałował ją w czoło. Hans nigdy tego nie zrobił. Był pozbawiony uczuć. Kurdę, ten Kristoff coraz bardziej zaczynał mi się podobać.
  Ale musiałam przerwać ten moment z ciężkim sercem. Weszłam do pokoju, a on nawet tego nie zauważył. Chrząknęłam
-Ja...my...ty....-zacząć się jąkać.-Ja nie ten....tylko...nic nie zrobiłem...
-W porządku. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję i niczym się nie martw. Nie stracisz pracy.-Położyłam rzeczy, które miałam w rękach na stoliku obok łóżka. Wzięłam jakąś kartkę i długopis, a następnie zapisałam na niej swój numer.-Proszę-podałam mu kartkę, którą przyjął od razu.-Tu masz mój numer. W razie problemów dzwoń.
-Dziękuję i dobranoc.
  Odprowadziłam go do drzwi, a potem pożegnałam się z nim. Kiedy wróciłam do pokoju Anki nie było w łóżku. Słyszałam za to dziwne odgłosy w łazience i od razu wiedziałam gdzie jest. Weszłam tam i ujrzałam ją pochylającą się nad toaletą. Nie mogłam dużo zrobić. Jedną ręką trzymałam jej włosy, drugą głaskałam po plecach.
Jack
W weekend jak zawsze musiałem lecieć na biegun północny. Jakby tego było mało Elsa nie odbierała telefonu. Była sobota, a ja już tęskniłem za nią jak oszalały. Teraz, kiedy wreszcie mogłem się do niej zbliżyć musiałem wyjechać. I tak co weekend.
Siedziałem właśnie na jednym z tych "Super ważnych posiedzeń u Northa"(skrót SWPUN xD). Pod tą jakże uroczą nazwą krył się prawdziwy cel. A mianowicie: "Siedzimy i gadamy o dzieciach i o gwiazdce i o zębach i o snach i o Wielkanocy". Tak naprawdę nie działo się wtedy nic ciekawego, dlatego zazwyczaj skakałem po instalacjach w miejscu posiedzeń. Tym razem siedziałem tam, gdzie powinienem siedzieć. Miałem nadzieję, że może pozwolą mi wrócić wcześniej.
-Celem tegorocznych świąt będzie...-mówił North, ale przestałem go słuchać, bo usłyszałem jak wibruje mi komórka. Miałem okazję usłyszeć cudowny głos Elsy, ale nie chciałem podpaść. Dlatego szybko odpisałem jej tylko:
"Cześć, słońce. Jestem u rodziny. Tęsknię:*"
Odpisała mi po dość długim czasie, w którym zdążyłem się nasłuchać o niebieskich samolotach w wyrzutnią.
"Przepraszam, że przeszkadzam. Też tęsknię :*"
Uśmiechnąłem się i już miałem jej odpisać, że nigdy nie przeszkadza, kiedy usłyszałem ostrzegawcze chrząkanie Northa.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
-Mógłbyś powtórzyć-powiedziałem poważnie, chowając telefon do kieszeni.
-Mówiłem, że nie musisz już chodzić do szkoły. 
No chyba się przesłyszałem! Ten to ma wyczucie czasu!
-Dlaczego?-spytałem.-Zawsze kończyłem cały rok szkolny.
-Tak, ale teraz, z racji tego, że zostałeś zawieszony i najwyraźniej nauczyłeś się zachowywać normalnie, co przykładem jest twoja dzisiejsza postawa, zdecydowaliśmy, że nie musisz już więcej się uczyć. 
Aha. Czyli ja się tu staram, siedzę w miejscu, a on i  tak przewraca kota ogonem. I jak dowiedzieli się o moim zawieszeniu?! Nic im przecież nie mówiłem!
-Chcę zostać.-powiedziałem stanowczo, na co usłyszałem parskniecie Zająca.
-O proszę! Nasz pan doskonały chce się czegoś nauczyć!-zakpił.-A może znowu przygruchałeś sobie jakąś pannę na jedną noc, co?
Miałem ochotę go udusić. Rzucić się na niego, wypatroszyć, a futro dać jako dywan. Zdusiłem jednak żądzę mordu i uśmiechnąłem się.
-A co?-rzekłem.-Stęskniłeś się, Kangurku?
Ten tylko rozdziawił buzię. Wróciłem wzrokiem do Northa. Wyglądał tak samo jak Zając. Tak samo jak Wróżka i Piasek. Co im się stało?! Ducha zobaczyli?
-Co?-spytałem.
-Czy ty właśnie...on...ty...-zaczął jąkać się North. Wyglądał na zakłopotanego. On nigdy nie jest zakłopotany. Co jest?!
-Okej...Niech ci będzie-powiedziałem.-Koniec posiedzenia? Mogę już wracać?
-Nie, nie, nie.-natychmiast pojawił się przede mną Mikołaj.-Musisz zostać i...pomóc. Wszyscy są potrzebni. Ty też.
Ściemniał. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Udałem, że wychodzę, a w rzeczywistości ustawiłem się pod drzwiami i słuchałem.
-Trzeba coś zrobić.-powiedział Zając.
-A może...zostawmy to?-zapytała Wróżka.
-Sama widziałaś jak się szczerzy. Posłuchaj oni nie mogą...
Więcej nie usłyszałem, bo zamknęli drzwi. O co chodziło? I jaki to miało związek ze mną?
  Kiedy w poniedziałek rano stałem pod drzwiami Elsy kręciłem się w miejscu jak przedszkolak. Nie widziałem jej cały weekend. Z resztą, nigdy jej wtedy nie widziałem, ale dziś było inaczej. Kiedy zobaczyłem, że drzwi się otwierają, a w drzwiach staje moja blondynka nie czekałem ani chwili. Złapałem ją w psie i pocałowałem. Znów rozlała się po nie fala zimna. Zdezorientowana dziewczyna przechyliła się do tyłu. Rękę nadal trzymałem na jej talii nie chcąc, by upadła. Odsunąłem się od niej nieznacznie.
-A to co to było?-spytała i wyprostowała się, nadal stojąc blisko mnie.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptałem, a ona zarumieniła się nieznacznie.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej, zdziwiony, że to było możliwe.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Podobało mi się to. Nawet bardzo. Ale jeszcze bardziej podobało mi się, kiedy znów załączyła nasze usta w pocałunku. Po chwili usłyszałem kroki, a potem głos.
-Elsa, myślę, że czas...-zaczęła Anka, ale nie skończyła. Usłyszeliśmy stuknięcie i od razu się od siebie odsunęliśmy. Blondynka wyglądała na przestraszoną i zakłopotaną.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, nie poruszając się.-Możemy...pogadać?
    Blondynka spojrzała na mnie pytająco i przepraszająco. Uśmiechnąłem się tylko i kiwnąłem głową na znak, że ma iść. Kiedy zniknęła poszedłem tam, gdzie zawsze byłem mile widziany-w kuchni. Poszedłem do lodówki. Ona nie mówi-ona rozumie. Widząc pyszności, które tam się znajdują, nie mogłem na nic się zdecydować. W końcu połasiłem się na jakiś jogurt. 
  Gdy skończyłem go jeść, a dziewczyn nadal nie było postanowiłem jeszcze coś zjeść. Bo czemu nie? Zrobiłem sobie kanapkę z szynką i serem, kiedy wpadła na mnie jakaś ruda błyskawica. A po chwili pojawiła się też Elsa. Spojrzałem na nią pytająco, ale ta tylko wzruszyła ramionami i zaczęła odklejać ode mnie Anię.
   Kiedy ruszyliśmy do szkoły czułem spojrzenie dziewczyny na naszych złączonych rękach. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Blondynka była niesamowicie inteligenta. Podejmowała się każdego tematu, dokładnie dobierała słowa i wypowiadała swoje zdanie. Zazwyczaj gadanie lasek mnie irytowało, ale ona? Mógłbym jej słuchać godzinami.
  Dotarliśmy do szkoły, ale nie chciałem się z nią rozstać. Pocałowałem ją na pożegnanie i wróciłem do mieszkania. Czekało mnie kilka godzin okropnej nudy.
  W szkole byłem jak zawsze przed dzwonkiem. Zobaczyłem ją, jak wychodzi ze szkoły z uśmiechem. PO chwili ona też mnie zauważyła. Obróciła wzrok i podeszła do siostry. Spojrzałem tam. Stała na przeciwko jakiegoś rudego chłopaka. Nie chciałem krakać, ale nie wyglądał na przyjaznego. Mam nadzieję, że Ani nic się nie stanie. Elsa podeszła do mnie i przytuliła.
-Hej!-powiedziałem, ciesząc się, że ją widzę.
-Hej...-odpowiedziała smutno.
-Co jest, słońce?-spytałam i mocno uścisnąłem.- I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
  Jeszcze raz spojrzałem w tamtą stronę. Chłopak złapał rudowłosą i potrząsnął, a Elsa ukryła twarz w moim torsie. Wiedziałem, że chce się wyrwać i pomóc. Ale wiedziałem też, że chce zostać i pozwolić załatwić jej to samej. Była wyrozumiała. Głaskałem ją po włosach mając nadzieję, że to ją w jakiś sposób uspokoi. Po chwili podciągnęła się na palcach i pocałowała mnie szybko w usta, czym mnie zaskoczyła.
-A teraz chodź.-pociągnęła mnie.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
Zwariowała, nie? I skąd ta nagła zmiana nastroju?
-Okej, ale...po co?-zapytałem.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnąłem głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.-powiedziałem prawdę
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
To też w niej uwielbiałem. Nie wiedziałem jak to nazwać. PO prostu uwielbiałem ją.
     Oglądaliśmy filmy. Ale co ja miałem zrobić, kiedy widziałam denną grę aktorów! Elsa cały czas próbowała mnie uciszyć lodami, albo innym jedzeniem. Jednak to pomagało tylko na krótką chwilę. Potem starała się uspokoić mnie pocałunkami. To działało. Do czasu, kiedy znowu nie zobaczyłem jakiegoś błędu.
   Czas mijał, a Ani nadal nie było. Kiedy zaczęło robić się późno do domu przyszli jacyś ludzie-kobieta i mężczyzna. Domyśliłem się, że to muszą być ich rodzice. Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Tym bardziej, że nawet nie zainteresowali się mną. I już nawet nie chodzi o to, że jestem mega interesujący, ale to, że przytulałem się na łóżku z ich córką. No który rodzic tak robi?!
   Nagle Elsa posmutniała. Nie wiedziałem dlaczego. Chciałem wiedzieć, co ukrywa. Chciałem wiedzieć dlaczego nagle na jej twarzy pojawiło się ten nieładny smutek. Pociągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i zacząłem głaskać po plecach. Chciałem, by mia zaufała i wyrzuciła to z siebie.
-Co się dzieje?-zapytałem w końcu
  Wydawało mi się, ze mi powie. Że się otworzy. Ale ona tylko się uśmiechnęła.
-Nic.-powiedziała.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapałem ją za podbródek. W jej oczach widziałem smutek.-Nic jej nie będzie.
   Nawet nie spostrzegłem się, jak zasnąłem. Może nie było mi wygodnie, ale przynajmniej byłem, blisko Elsy. Nagle poczułem, że ląduję na podłodze.
-Co jest?!-krzyknąłem, a ona przyłożyła mi rękę do ust
-Leżałeś mi na stopach.-rozległo się pukanie, a raczej dzikie walenie w drzwi.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!-próbowałem ją powstrzymać.
-Daj spokój. Idziemy.
  Tą odwagę też w niej uwielbiałem. Odwagę i pewność siebie. Ale nie zamierzałem puścić ją samej. Nie darowałbym sobie, gdyby nagle coś jej się stało.
   Otworzyła mocno drzwi. Stanął w nich jakiś facet w blond włosach niosący na rękach Anię, która najwyraźniej była pijana.
-Do pokoju-powiedział stanowczo. Elsa od razu pokazała mu drogę. Wiedziałem, że nie mam już po co tu być. Nie chciałem jednak wychodzić bez pożegnania. Czekałem więc na korytarzu.
-No nieźle-powiedziałem kiedy blondynka wyszła z pokoju siostry.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzała na mnie i przytuliła.
-Dziękuję.-szepnęła, a ja naprawdę nie wiedziałem, dlaczego mi dziękuje.
   Wyszedłem, ale wcześniej nie mogłem oderwać się od ust Elsy. To było dość długie pożegnanie, nawet jak na mnie. Ale w końcu opuściłem jej dom.
  Zastanawiało mnie, dlaczego to nie ich rodzice wpuścili Kristoffa. Dlaczego w ogóle się nie obudzili? Dlaczego byli tace dziwni. Wiedziałem też, że Elsa zna odpowiedź. A ja mogłem tylko czekać, aż zdecyduje się mi ją wyjawić.
 Wróciłem do domu, położyłem się i zasnąłem.


Heeeeej! Witam was w ten przepiękny poranek weekendowy. Od dziś rozdziały będą pojawiały się w weekend. I najprawdopodobniej będą takie długie(pogrzało mnie z tą długością?!). Dziękuje wam serdecznie za każdy komentarz. Cóż mogę powiedzieć o rozdziale XI? Tajemniczy, nie? No dobra, nie wiem, co mam napisać jeszcze. Po prostu pozdrawiam!

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział X

Elsa
   Minęły prawie dwa tygodnie od ostatniego zdarzenia. W tym czasie ja i Jack staliśmy się czymś w rodzaju przyjaciół. Połączyła nas dziwna, śmieszna więź, dzięki której czuliśmy się bardzo dobrze w swoim towarzystwie. Nie widywaliśmy się w szkole, ale Jack zawsze odprowadzał mnie do niej i odbierał.
    Jack był tajemniczy. Często żartował, śmiał się i przeszkadzał mi w nauce, ale w jego oczach widziałam jakiś smutek. Pomyślałam, że to przez jego rodzinę, ale nie pytałam o to. Kiedy ostatnim razem to zrobiłam odpowiedział tylko:
-Nigdy o to nie pytaj, słońce.
Więc nie pytałam.
Ach, no i zaczął nazywać mnie "słońcem". Schlebiało mi to, dlatego nie protestowałam.
Tego dnia wychodziłam ze szkoły w towarzystwie przyjaciółek.
-Elsa, proszę musisz iść...-błagała mnie Merida.
Astrid, Roszpunka i Anka miały zamiar iść do klubu potańczyć z chłopakami. My z Meridą też byłyśmy zaproszone, tyle że bez chłopaków. Nie chodziłam na imprezy z dziewczynami, ale teraz, kiedy Merida upierała się, ze nie może być jedyną singielką w grupie, zaczynałam mieć wątpliwości.
-No nie wiem...-powiedziałam i zobaczyłam Jack'a, który już stał przed szkołą. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do dziewczyn.-Nie byłam na imprezie od...od bardzo dawna.
Merida popatrzyła na mnie ze zmrużonymi oczami i uśmiechnęła się chytrze.
-Anka idzie z Hansem!-zaświergotała.-Jeżeli nie pójdziesz nie będę ich pilnować. A wiesz, Hans...
-Nie chcę tego słuchać-krzyknęłam. Szantaż? Wow, nieźle. Ale faktycznie Hans nie był najlepszą partią dla mojej siostry i nie chciałam zostawić ich samych. Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam.-Okej.
Merida pisnęła i ścisnęła mnie mocno. Poczułam, jak jedzenie podchodzi mi do gardła, więc szybko odsunęłam ją od siebie.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!-krzyknęła dziewczyna i przytuliła mnie jeszcze raz, tym razem słabiej.-Dobra, leć do niego, bo zaraz zwariuje.
Pożegnałam się z przyjaciółkami i ruszyłam do Jack'a.
-Hej, idioto!-powitałam się z nim.
-Cześć, słońce!-odpowiedział tym samym.- Czy Merida właśnie chciała cię udusić?
Kilka dni wcześniej zdążyłam go przybliżyć z moimi przyjaciółkami. Opowiadałam mu o wszystkim.
-Nie-zaśmiałam się.-Po prostu bardzo się z czegoś cieszyła.
-Z czegoś?
Ups...
-Tak, z czegoś.
Reszta drogi upłynęła bez zbędnych pytań. Jack wygłupiał się, a ja upominałam go, by tego nie robił. W mojej głowie zrodził się pomysł. Weekend spędzałam z Jackiem. Jak miałam mu teraz powiedzieć, że nie mogę iść z nim na spacer, czy lody, bo idę potańczyć? To brzmiało jakoś dziwnie. Istniało rozwiązanie. Mógł pójść ze mną. Ale...czy to w ogóle się dzieje? Czy dwójka przyjaciół może udać się na imprezę?
-Przestań myśleć-powiedział pojawiając się przede mną. Przestraszył mnie.
-Jack! Nigdy tak nie rób. Dostanę zawału.
-Nigdy bym na to nie pozwoli.-zamilkł na chwilę.-No to...nad czym tak myślałaś?
-Nad niczym.
-Niczym?
-Tak, niczym.
-Jesteś dziś jakaś cicha. Coś się stało?
Zagryzłam wargę.
-Nie, nic.
Kiedy wróciłam do domu Anka była w swoim pokoju. Hałasowała, więc weszłam i zobaczyłam największy bałagan w życiu. Jej szafa została opróżniona, a ciuchy walały się wszędzie, nawet na lampie.
-Nie mam co na siebie włożyć!-krzyknęła moja siostra, kiedy spojrzałam na nią pytająco.-Elsa, idziemy do klubu i nie wiem, czy ubrać sukienkę, czy spodnie. Jeżeli sukienkę to albo ta fioletową z kokardką, albo niebieską w cekiny, a jeżeli spodnie to może dżinsy...Mogłabym też ubrać spódniczkę, ale...
Mówiła coś jeszcze, ale przestałam jej słuchać. Zawsze było to samo. Wiedziałam, że nie odpuści, dopóki jej czegoś nie wybiorę. Albo wybierze sama coś, w czym nie chciałabym, żeby Hans ją widział. Podeszłam do biurka, które również zawalone było ciuchami. Ze sterty ciuchów wygrzebałam fioletowo-turkusową sukienkę i czarną skórzaną kurtkę. Podałam je ze spokojem rozgorączkowanej siostrze.
-Dziękuję!-krzyknęła i przytuliła mnie.
-Spoko.-rzuciłam i zaczęłam wychodzić z jej pokoju.- Tylko posprzątaj ten bałagan.
  Udałam się do swojego pokoju. Zaproszenie Jack'a do klubu było albo bardzo złym pomysłem, albo genialnym pomysłem. Nie było innego wyjścia.
  Ledwie położyłam się do łóżka i zamknęłam oczy, kiedy poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za nogę.
-Co jest?!-krzyknęłam widząc siostrę wyciągającą mnie z wyrka.- Przecież ci pomogłam!
-Taaak... Ale ja nie pomogłam tobie.
-Anka...
-E, e, e. Nie ankuj mi tutaj! Od tego masz siostrę.
   Nie pozwoliłam jej narobić takiego bałaganu jak ona zrobiła u siebie, ale i tak niektóre ciuchy leżały na ziemi i łóżku. Anka czegoś szukała.
-Mam!-krzyknęła i wyleciała z garderoby.
-CO takiego masz?-spytałam zakładając ręce na piersi.
-To!
  Trzymała przed sobą niebieską sukienkę, która z pewnością sięgała mi do połowy ud. I może była by okej, gdyby nie to, że miała całkiem odkryte plecy. Ania wepchnęła mi ubranie do rąk i popędziła po buty. Wybrała wysokie szpilki w kolorze sukienki.
-Nie ma mowy, żebym poszła w czymś takim.-powiedziałam stanowczo.
-Pójdziesz. Musisz. I nie przyjmuję odmowy.
Opuściła mój pokój błyskawicznie. Miałam pokazać się w czymś takim? Byłam pewna, że nie będzie mi zimno, ale...może to nie był odpowiedni strój...Ułożyłam go starannie na łóżku i obejrzałam go. A potem spojrzałam na okno. Słońce powoli zachodziło i musiałam podjąć decyzję. Nie tylko do stroju, ale również co do Jack'a.
Oszalałam-pomyślałam i wyciągnęłam komórkę.
"Chodź ze mną na imprezę"-napisałam i wysłałam do Jack'a. Odpowiedź przyszła dużo później niż myślałam.
"Gdzie i kiedy, słońce?"
Wysłałam mu adres klubu, do którego mieliśmy się udać i zaczęłam się przygotowywać.
   Godzinę i pół później byłam gotowa. Ubrana w kieckę i buty stanęłam przed moim dużym lustrem. Włosy wyprostowałam, a włosy z przodu podpięłam do góry. Co do makijażu pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa, jakbym za mało dziś szalała i pociągnęłam powieki eyelinerem, a na usta nałożyłam matową, ciemnoróżową szminkę. Wytuszowałam mocno rzęsy, wcześniej podkręcając je zalotką. Złapałam telefon i torebkę i wyszłam z pokoju, a następnie zeszłam na dół.
   W korytarzu stał Hans i Tim rozmawiając o czymś zawzięcie. Kiedy zobaczyłam rudego pana hrabię zebrało mi się na wymioty. Nienawidziłam kolesia i mogłabym wymienić tysiące wad i ani jednej zalety. A nie, miał jedną. Potrafił owinąć sobie Tima wokół palca.
-Witaj, Elso-powitał mnie Hans spoglądając na mnie wielkimi oczami.
-Hej-powiedziałam z niesmakiem i ruszyłam do drzwi. Nie zatrzymywał mnie, bo wiedział, że go nie lubię. Uprzejmie pożegnał się z Timem i ruszył do Anki. Złapał ją za rękę i wyszliśmy na podwórko. Powietrze było wilgotne, przez co martwiłam się, że moja fryzura rozwali się i niesforne loki powrócą.
Kiedy wsiedliśmy do auta Hansa miałam ochotę z niego wysiąść. Tą furę dostał od Anki na ich...miesięcznice? Albo jakieś urodziny pieska.
   Kiedy dojechaliśmy na miejsce słyszałam muzykę dobiegającą z wnętrza. Poczułam, że dostanie się tutaj, to był jednak zły pomysł. Pośpiesznie wysiadłam z auta i natknęłam się na przyjaciółki i ich chłopaków. No i Meridę.
-Tak się cieszę, że przyszłaś!-krzyknęła i znów mnie przytuliła. Kurdę, byłam dziś przytulana tyle razy...
-Ja też się cieszę. Chyba.
-Och, bez ciebie nie było by zabawy. Gdyby nie ty, wyglądałabym na samotniczkę bez chłopaka.
-No właśnie...-spuściłam wzrok.-Bo widzisz...ja....zaprosiłam Jack'a?
Wszytskie na mnie spojrzały. Chłopcy nie rozumieli o co chodzi, więc tylko stali.
-Co zrobiłaś?-odezwała się Merida.
-O matko Elsa!-podeszła do mnie Anka.-To wspaniale. I nie słuchaj Meridy. Tak się cieszę, że w końcu znalazłaś sobie kogoś...
-Nie, Ania, stop. Jako PRZYJACIELE.
-Poczekaj, jak zobaczy cię w tej kiecce. Wtedy zobaczymy tych PRZYJACIÓŁ.
     W środku panował tłok. Ludzie zapominali tam o tym kim naprawdę są i oddawali się dzikiemu tańcowi. Tego dnia ujrzałam więcej obściskujących się par  niż podczas walentynek. Nigdzie nie widziałam Jack'a. Miałam nadzieję, że przyjdzie i nie wystawi mnie tak, jak ostatnim razem.
  Zamówiłyśmy z Meridą po drinku, kiedy reszta dziewczyn poszła "tańczyć". Jack nie pojawił się i zaczyna łam myśleć, że zawsze, kiedy chciałam się z nim spotkać jego rodzina zaczyna mieć problemy. Westchnęłam i napiłam się mojego drinka. Może jeszcze przyjdzie...
-Witam piękną panią.-obok mnie pojawił się chłopak. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego ciemne włosy opadały na ciemne oczy. Był nawet przystojny.- Nie widzę tu żadnego chłopaka, który chciałby mi skopać tyłek za samo patrzenie na panią. Jestem Clark.
-Elsa-podałam mu dłoń. Złapał ją i potrząsnął. Miał silne i ciepłe dłonie. Niestety dla niektórych ciepłe, a dla mnie gorące. Taka już moja natura.
-To co, Elso? Zatańczymy?
Odepchnęłam Jack'a ze swoich myśli i ruszyłam za Clarkiem na parkiet.
  Był z niego dobry tancerz. Potrafił rozmawiać ze mną i tańczyć jednocześnie. Mówił zabawne rzeczy jak to, że barman wygląda jak lalka Barbie w wersji żeńskiej, albo że sukienka jednej dziewczyny wygląda jak muchomor. Cały czas czułam na plecach jego gorącą dłoń.
-Elso?-spytał po chwili.
-Tak?-spojrzałam w górę. Złapał mnie za podbródek i przyciągnął swoje usta do moich. Nienawidziłam uczucia, które temu towarzyszyło-ciepło. Dla mnie ciepło było zabójcze, wręcz niedopuszczalne. Odsunął się ode mnie spojrzał mi w oczy. Nie wypowiedział ani słowa. Po prostu odprowadził mnie do stolika i zniknął w tłumie.
  Patrzyłam nieobecnym  wzrokiem przed siebie. Wciąż czułam ciepło na ustach. Dotknęłam ich i zauważyłam, że szminka, którą nałożyłam przed wyjściem już dawno zniknęła. Sięgnęłam do torebki po błyszczyk i posmarowałam nim usta.
  Dopiero wtedy zobaczyłam, że Merida wpatruje się we mnie zaskoczona.
-Ten gościu mnie pocałował.-wyjaśniłam.
-I...-widać, że była zmieszana.-jak było?
-No właśnie nijak. To znaczy okej, ale...
Poczułam jak Merida klepie mnie po ręce.
-Co?
Wskazała palcem na coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Jack'a. Wyglądał na rozgniewanego. Ej, to ja miałabym większe powody do nerwów. Spóźnił się i to grubo!
  Czekałam na jakieś teksty o mnie, ale on tylko powiedział:
-Zatańcz ze mną.
Było w jego głosie coś, co nie pozwoliło mi na odmowę. To coś przyciągało mnie do niego. Z łatwością pociągnął mnie na parkiet i objął. Na plecach poczułam elektryzujące zimno. Jego dłoń sprawiła, że moje nogi zaczęły się trząść. Nie spuszczał wzroku z moich oczu. Wpatrywał się w nie, jakby były odpowiedzią na coś. Podniósł dłoń i odgarnął kosmyk z mojego czoła. Kiedy dotknął mojego czoła znów poczułam zimno. Coś było nie tak. Położył dłoń do mojego policzka i pogłaskał go. Znów zimno.
-Elsa?-powiedział głosem zachrypniętym i seksownym.
-Jack?-powiedziałam cicho.
   Spojrzał na moje usta i przybliżył się. Popatrzył mi w oczy i musnął ustami moje. Pierwszy raz w życiu poczułam to naprawdę. Poczułam tak przyjmujące zimno. Ten pocałunek poczułam nie tylko na ustach, ale i na całym ciele. Wsunęłam rękę w jego włosy i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Nie chciałam, żeby przestawał. Chciałam, żeby jego usta już na zawsze zostały na moich, a jego dłoń głaskała moje plecy. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Musieliśmy oddychać. Ale nie chciałam go puszczać. Oparłam swoje czoło o jego. Byliśmy zdyszani. Znów popatrzył mi w oczy. W jego dostrzegłam pożądanie i zadowolenie, a gniew zniknął.
-Tańczę lepiej od tamtego gościa?-spytał w końcu. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Zdecydowanie-wyszeptałam i znów przyciągnęłam usta do jego.
   Zostaliśmy tam jeszcze długo przytulając się i całując. Pierwszy raz tak mało rozmawialiśmy.
  Kiedy wróciłam zmęczona do domu byłam szczęśliwa jak dziecko. Odwiózł mnie Jack, a Anka dawno powinna być już w domu. Weszłam do jej pokoju. Leżała na łóżku i przytulała kolana do piersi.
-Co się stało?-spytałam i pośpiesznie weszłam do jej pokoju.
-Myślisz...myślisz, że można zakochać się dwa razy?-spytała, kiedy usiadłam obok niej.
To było pytanie, o którym sama pomyślałam. Kochałam kiedyś. Bardzo mocno. Ale teraz...teraz też czułam coś...niesamowitego i pięknego.
-Nie wiem.-powiedziałam prawdę.-Naprawdę nie wiem.
Jack
 Nareszcie mogłem przebywać z Elsą. Była niesamowicie mądra i podejmowała każdy temat, jaki zapodałem. Uwielbiałem jej śmiech, jej głos, jej twarz... Żałowałem, ze nie mogę posłuchać jej śpiewu i gry. Ale musiałem wytrzymać jeszcze trochę. Kiedy moje zawieszenie się skończy chcę usłyszeć jej śpiew.
   Było lepiej niż kiedykolwiek. Mogłem z nią rozmawiać, przychodzić po nią do szkoły, ale nie wystarczało mi to. Patrzenie na nią było cudowne, ale chciałem jej dotknąć. Chciałem pocałować, złapać za rękę. Nie chciałem być przyjacielem. Ale bałem się, że jeżeli cokolwiek zrobię stracę ją.
  Nie mogłem też znieść, że ją okłamuję. Chciałem by poznała prawdę. Ale nie chciałem, by uciekła. I musiałem utrzymać tajemnicę strażnika.
  Tego dnia znów stałem pod jej szkołą. Kiedy z niej wyszła w towarzystwie przyjaciółek uśmiechnąłem się szeroko. Cieszyłem się, ze mogłem ją zobaczyć. Nie dopuszczałem do siebie myśli, ze mógłbym to stracić.
 Merida przytuliła Elsę, chociaż bardziej wyglądało to, jakby chciała ją udusić. W końcu jednak uwolniła się od ich uścisków i podeszła do mnie. Moje serce zaczęło bić mocniej.
-Hej, idioto!-przywitała się. Wiedziałem, ze powiedziała to żartobliwie.
-Cześć, słońce!-powiedziałem.- Czy Merida włąsnie chciała cię udusić?
-Nie-zaśmiała się.-Po prostu bardzo się z czegoś cieszyła.
-Z czegoś?-zainteresowałem się. Wyglądała na zbitą z tropu.
-Tak, z czegoś.-odpowiedziała.
W drodze powrotnej zacząłem się wygłupiać. Skakałem po drzewach, odbiłem się od słupów i przeskakiwałem hydranty. Słyszałem jak mnie upomina i mówi, że coś sobie zrobi. Była taka troskliwa.
Ale potem już nie słyszałem jej upomnień. Spojrzałem na nią. Szła przed siebie z zupełnie obojętnym wzrokiem. Znałem ten stan. Myślała.
  Podszedłem do niej.
-Przestań myśleć-powiedziałem poważnie.
-Jack!-przestraszyła się- Nigdy tak nie rób. Dostanę zawału.
-Nigdy bym na to nie pozwoli.-powiedziałem, a kiedy zorientowałem się, co powiedziałem umilkłem i szukałem innego tematu.-No to...nad czym tak myślałaś?
-Nad niczym.-powiedziała czerwieniąc się. Coś ukrywała.
-Niczym?
-Tak, niczym.
-Jesteś dziś jakaś cicha. Coś się stało?
Zagryzła wargę, a ja poczułem ochotę by jej dotknąć.
-Nie, nic.
   Kiedy wróciłem do mieszkania zastanawiałem się, co przede mną ukrywała. Zastanawiałem się, czy chodzi o mnie. Może się już mną znudziła. A jeśli tak...stracę ją? Nawet nie chciałem o tym myśleć.
  Wszystkie moje obawy rozwiał jeden  SMS. SMS od niej.
"Chodź ze mną na imprezę"-napisała. Moje serce podskoczyło. Już chciałem napisać TAK, kiedy się zawahałem A może ona chciała się ode mnie uwolnić. Może już mnie nie lubiła. Zastanawiałem się dłużej niż tego chciałem. I doszedłem tylko do jednego wniosku: Jeżeli chciała się mnie pobyć musiałem się z nią należycie pożegnać. Wystukałem wiadomość i wysłałem.
"Gdzie i kiedy, słońce?
Kiedy przysłała mi adres zacząłem się przygotowywać.
    Moje auta okazało się mniej pomocne niż się tego spodziewałem. Musiałem iść na piechotę i w końcu byłem spóźniony. Kiedy natomiast bramkarz w owym klubie nie chciał mnie wpuścić i musiałem szukać innego wyjścia byłem okropnie spóźniony. Wszedłem do klubu tylnym wyjściem i zacząłem szukać wzrokiem Elsy. Ale kiedy ją ujrzałem, od razu tego pożałowałem. Wyglądała tak pięknie...i całowała się z jakimś obcym gościem. Moje serce zatrzymało się gwałtownie. Nie wyglądała na zachwyconą, a może to była tylko moja wyobraźnia? Kiedy się od niej odkleił i wrócił z nią do stolika chciałem wyjść. Ale koleś od niej odszedł. Nie pożegnał się, nie odzywał ani słowem. Miałem szansę wyjść. Ale jak już powiedziałem MIAŁEM.
Pełen gniewu, który pojawił się we mnie znikąd podszedłem do stolika gdzie siedziała wraz z Meridą.
  Kiedy odwróciła się do mnie uderzyło mnie jej piękno. Była pomalowana mocniej niż zazwyczaj, a zmysłowe usta błyszczały w światłach dyskoteki. Włosy, gdzieniegdzie proste, skręcały się na dole. Nie myśląc dużo wyciągnąłem rękę, której najwyraźniej nie zauważyła.
-Zatańcz ze mną.-powiedziałem.
  Była zaskoczona, a moze przerażona. Nie obchodziło mnie to. Chciałem wybić jej z głowy tamtego gościa. Chciałem, by mia zaufała i została przy mnie. Czując zimno, kiedy dotykałem jej pleców miałem wrażenie, że to najlepsze uczucie jakiego doznałem w życiu. A jej sukienka sprawiała, że pragnąłem jej jeszcze bardziej. Patrzyłem jej w oczy, chcąc dostrzec cień jakiegoś uczucia. Ale była przestraszona, a jej mięśnie były napięte. Nie chciałem by się mnie bała.
   Chcąc, by ogarnął ją spokój odsunąłem kosmyk, który zawsze miała na czole i dotknąłem jej czoła. Moze to był błąd, a może nie, ale nie mogłem już oderwać ręki od jej delikatnej i zimnej skóry. Przyłożyłem rękę do policzka. Nie było już odwrotu.
-Elsa?-zapytałem głosem pełnym pożądania.
-Jack?-szepnęła.
   Spojrzałem niżej na jej usta. Były delikatnie rozchylone i tak bardzo prosiły, abym je dotknął. Ostatni raz spojrzałem jej w oczy i nie zastanawiałem się już ani chwili dłużej. Przyciągnąłem moje usta do jej i rozlała się we mnie fala doznań. Pierwszy raz w swoim doznałem uczucia tak głębokiego, że nie mogłem się otrząsnąć z transu jej cudownie smakujących ust. Mogła mnie odtrącić, a właściwie na to czekałem, ale kiedy wplotła swoją dłoń w moje włosy i przylgnęła do mnie jeszcze bardziej nie miałem już wątpliwości, ze tego chce. Miaęłm ochotę wyprowadzić ją stąd a potem całować i dotykać. Traciliśmy dech, kiedy się odsunęliśmy od siebie. Oparliśmy się o siebie czołami i patrzyliśmy na siebie. Musiałem coś powiedzieć. W przeciwnym razie znów bym ją pocałował, co w efekcie mogło prowadzić do omdlenia z braku powietrza.
-Tańczę lepiej od tamtego gościa?-spytałem. Poczułem ulgę, kiedy uśmiechnęła się szeroko.
-Zdecydowanie-wyszeptała i tym razem to ona pocałowała mnie.
     Miałem...sporo dziewczyn. Ale nigdy nie przeżyłem takiego wieczoru jak ten. Tylko się całowaliśmy i przytulaliśmy, ale byłem tym zachwycony. Kiedy Elsa musiała wracać do domu żałowałem, że nie przyszedłem wcześniej. Zanim ją wypuściłem pocałowałem ją jeszcze raz głęboko tak, żeby nie zapomniała o mnie. Bo ja wiedziałem, że nie zapomnę o niej.


Hej...Okej mam nadzieję, że wynagrodziłam wam ostatnią gafę z rozdziałem. I wydaje mi się, ze jest ociupinkę za długi. No ale nic. Kończą mi się ferie :( przez co rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Będę wdzięczna za opinie co sądzicie o tym typowo Jelsowym rozdziale.


Rozdział XI

Hej! Dziś powiem wam trochę na początku. I od razu powiem, że niesamowicie się cieszę, jestem z was dumna i wdzięczna, że tak wspaniale odebraliście mój błąd. Nie spodziewałam się, że wybaczycie mi. Sądziłam, że będziecie po mnie jechać. Druga sprawa jest taka, że większość zdążyła przeczytać rozdział, za co wam gratuluję i jestem szczęśliwa, że wam się udało. Dlatego zdecydowałam, że napiszę streszczenie. I an to możecie dziś liczyć. Jutro dostaniecie nowy, świeżutki rozdzialik, ale jeszcze dziś czeka mnie rozprawka z polskiego i zestawy z matematyki. Także dziś się nie wyrobię, ale na jutro dostaniecie nowy rozdział.
I jeszcze jedno. Ostatnie, obiecuję. Ostatnio mocno wciągnęłam się na opowiadanie na wattpadzie. I byłam aż nabuzowana emocjami. Potem przeczytałam "Koronę w mroku" Sarah J. Mass i jeszcze bardziej byłam nabuzowana emocjami. A potem zostałam totalnie pozbawiona tych emocji. Jestem tak...obojętna, że nie mam pomysłu na zachowania bohaterów. To też powód, dlaczego nie ma rozdziału. Także...to wszystko wina czytania! xD
Tymczasem zapraszam na streszczenie.


Elsa wstała szczęśliwa. Była pewna, że pozbyła się Jack'a raz na zawsze. Z szerokim uśmiechem na twarzy wkroczyła do szkoły. Niestety, zanim Jack miał zostać zawieszony musiał posprzątać cały bałagan.
Wkraczając do szkoły z bardzo wysoka zeskakuje przed nią chłopak. Zdziwiona Elsa zastanawia się, jak to się stało, że się nie zabił. Wykorzystał on bowiem zdolność latania. Chłopak prosi o możliwość wyjaśnień, jednak dziewczyna zbywa go i udaje się do łazienki. Tam prosi swoje przyjaciółki, żeby już nigdy nie wspominały o chłopaku. Dzień misja, a Jack coraz częściej próbuje wyjaśnić wszystko dziewczynie, ale ta tylko go ignoruje.
Pod koniec dnia Jack wpada na pomysł. Idzie do pana Flower, nauczyciela od zajęc z psychologii i prosi go, aby mógł wyjaśnić Elsie. Niestety, zawieszeni uczniowie nie mogli uczestniczyć w zajęciach. Na szczęście nauczyciel wymyśla inny sposób. I tak oto Jack staje się sytuacją życiową.
 Rozpoczynają się zajęcia dodatkowe z psychologii. Pan Flower ma niespodziankę dla uczniów. Nikt jednak nie wie, co to może być. Kiedy po krótkim wstępie do klasy wchodzi Jack Elsa jest zszokowana. Chłopak przedstawia swój problem, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Uczniowie mają za zadanie rozwiązać problem, a nagrodą ma być wcześniejsze wyjście z zajęć. Jack wyjaśnia, że kiedy opuścił "swoją koleżankę"(bo tak nazywa Elsę) na spotkaniu musiał pilnie udać się do rodziny. Nazywa Elsę najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczyną pod słońcem. Dziewczyna ulega, rozwiązuje jego problem i wychodzi z klasy. Jack, szczęśliwy, ze dała mu szansę podąża za nią. Wychodzą na podwórko. Dziewczyna wybacza chłopakowi i zaczynają wszystko od nowa. Podają sobie ręce i czują zimno. Nie zdradzając, że poczuli uczucie, którego nigdy nie zaznali uznają siebie za sprawcę.

czwartek, 11 lutego 2016

JA PIER DZIE LĘ

Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. NIGDY NICZEGO NIE POPRAWIAĆ NA TELEFONIE. Wiecie co zrobiłam? Usunęłam cały rozdział 9. Nie ma nic! Jeżeli da się go jakoś odzyskać, a wiecie jak, będę wdzięczna za odpowiedź. A jeśli nie...muszę zacząć pisać od nowa... NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
Nie traćmy nadziei, nadal szukam rozwiązania, módlmy się, żeby dało się to przywrócić.


Okej. Nie da się tego naprawić. Nie chcę pisać od nowa, bo nie oddam już emocji naszych bohaterów. Czekam na wasze opinie, co mam zrobić. To zależy od was. Jeżeli zdecydujecie, że mam pisać od nowa, napiszę, ale rozdział będzie opóźniony. Mogę wam ewentualnie napisać...streszczenie?
Boże, obiecuję, że jakoś wynagrodzę wam tą sytuację. I bardzo wam przepraszam, że to zrobiłam.
Czekam na wasze opinie

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział VIII

Elsa
W poniedziałek prawie o wszystkim zapomniałam. O nieudanej randce, o Jack'u, o dziwnym sekrecie Anki... Kiedy przyszłam do teatru próba trwała w najlepsze. Dzieci powtarzały swoje role, a nauczycielka poprawiała ich co chwilę. Nie byłam dziś specjalnie potrzebna.
  Ale jak już wcześniej wspominałam, PRAWIE o wszystkim zapomniałam. Gdy tylko przekroczyłam bramę szkoły wszystko do mnie powróciło. Spojrzałam w górę, a moja torba, razem ze szczęką, wylądowała na ziemi. Na budynku, wysoko na samym środku było napisane: PRZEPRASZAM CIĘ ELSO.  Moje oczy nigdy nie były otwarte tak szeroko. Jak on to zrobił? I...I  jak to w ogóle było możliwe?!
-No, no, no... Czym sobie na to zasłużyłaś?-powiedziała Astrid podchodząc razem z resztą przyjaciółek.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Co...co to miało być? Marna próba przeprosin? Myślał, że nabazgrze trzy słowa i to będzie koniec?
-Nie wiem-powiedziałam podnosząc torbę z ziemi-ale mam to gdzieś.
-Elsa-odezwała się Merida łapiąc mnie za ramiona.-Masz TAKIE COŚ gdzieś? Boże...czy ty wiesz, co on zrobił?
-Nabazgrał na szkole trzy słowa?-powiedziałam głosem bez emocji.
-Eee...Merida?-odezwała się nagle Astrid-Ona nie wie. Dopiero przyszła.
Nie wiedziałam o czym mówią, ale wydawało mi się, że nie za bardzo mi się to spodoba. Spięłam się. Obie dziewczyny złapały mnie za rękę-Astrid za lewą, a Merida za prawą i pociągnęły mnie do szkoły.
Byłam zaskoczona. Nie. Byłam w głębokim szoku. Moje serce biło tak mocno, że bałam się, że dostanę zawału. Cała szkoła, szafki, ściany, podłoga, sufit, wszystko było porozklejane karkami z napisem PRZEPRASZAM CIĘ ELSO. Okej, to było całkiem niezłe.
-O matko!-podeszły do nas Anka i Roszpunka z uśmiechami na twarzy. Mówiła Roszpunka, a Anka była dziwnie milcząca. Zawsze to ona nawijała najwięcej.-O. Matko. O MATKO! Elsa, czy to nie jest cudowne?!
Spojrzałam zdezorientowana na Ankę i od razu wszystkiego się domyśliłaś.
-Wiedziałaś o tym!-powiedziałam zaciskając zęby.-To twój pomysł, prawda?
-Taaak...-powiedziała przeciągle moja siostra robiąc minę niewiniątka.-Ale Elsa, no spójrz...
-Nie. Wystarczy mi patrzenia.-syknęłam i opuściłam grupkę dziewczyn. Wszyscy patrzyli tylko na mnie. To było okropne. Nie mogłam pozbyć się ich szeptów. Nie mogłam uwierzyć jak mnie upokorzył. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to zrobił.
  Nie mogłam wytrzymać. Weszłam do jednej z klas i usiadłam na podłodze pod ścianą. Złapałam się za swoje kolana, oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy.
"Uspokój się"-powtarzałam w myślach. Poczułam, że moje palce pokrywają się szronem. Tego było za wiele. ZA dużo emocji na jeden dzień. Nie martwiłam się o to, że się ujawnię. O tym nie było mowy. Wszystko dzięki temu, że kiedyś skrzywdziłam Anię. Ironia losu, nie? Od tamtego czasu muszę zażywać "tabletki" na zatrzymanie mojej mocy. Nie używałam jej już od roku i kilku miesięcy. A ona nigdy się nie ujawniła.
   Ale teraz....
-Elsa-usłyszałam męski głos. Podniosłam wzrok. Przede mną stał nauczyciel od muzyki w pierwszych klasach.-Dlaczego płaczesz?-spytał, a ja spostrzegłam się, że moje policzki były mokre. Płakałam?
-Nic...nic się nie stało-powiedziałam pociągając nosem.
-Chodzi o to, co zrobił Jack?-spytał i podał mi chusteczkę.
-Więc już pan wie...
-Trudno było nie wiedzieć, skoro porozklejał to wszędzie, nawet tam, gdzie uczniowie nie mają dostępu. To poważne przewinienie.
-Wylejecie go?-zapytałam i wstałam. Z jednej strony chciałam, by był jak najdalej mnie. Coś jednak mówiło, że wcale nie tego chcę. Jakiś cichy, wkurzający głosik w mojej głowie.
-Cóż...to zależy od ciebie. Jesteś wzywana do dyrektora. Zostałem wysłany, żeby cię znaleźć.
Popatrzyłam na niego. Ja miałam zdecydować?
-Chodźmy-powiedziałam i ruszyłam za nauczycielem.
   Na korytarzu nie było już żadnego ucznia. Nie słyszałam dzwonka. Zazwyczaj mi się to nie zdarza. W końcu weszliśmy do gabinetu dyrektora. Po prawej siedział Jack. Nie patrzyłam na niego, ale byłam pewna, że ona patrzył na mnie. Usiadłam na krześle obok. I spojrzałam na dłonie. Szron zniknął. I bardzo dobrze.
-Panno Elso-zaczął dyrektor. Był młodym mężczyzną, jak na dyrektora. Miał ciemno-brązowe włosy i oczy. Twarz przybrała wyraz niezadowolonej.-Do naszej placówki chodzi 542 uczniów.  262 chłopców i 280 dziewczyn. Ale spośród tych dziewczyn jest tylko jedna, która ma na imię Elisabeth. Ty. Nie pozostaje więc nic innego jak uważać, że ten wandalizm jest oddany tobie.
Przybrałam obojętny wyraz twarzy.
-Zgodzę się z panem w zupełności.-powiedziałam. Okej, on znał się na matematyce, a ja znałam się na dyplomacji. Miałam to po ojcu.- Jestem pewna, że ten wybryk obecnego tu chłopaka jest "sprezentowany" dla mnie. Niestety, nic o tym nie wiedziałam. Jego zachowanie jest pozbawione mojej ingerencji.
Zmrużył oczy i spojrzał na mnie, apotem się uśmiechnął.
-Nie potrzebny ci adwokat-powiedział.-Sama jesteś o wiele lepsza. Nie wiem dlaczego wybrałaś kierunek muzyczny, skoro na pewno zostałabyś świetny prawnikiem.
-Panie McGrass, rozmawiamy tu o akcie wandalizmu, a nie mojej przyszłości.
-No tak. A więc do rzeczy. Pan Jack, nie chce powiedzieć ani słowa. Nie broni się, nie atakuje. Nie wiem co mam z nim zrobić. A skoro robił "to" dla ciebie, myślę, że powinnaś mówić za niego.
Jeszcze czego! Spojrzałam na Jacka. Siedział z założonymi rękami i wzrokiem wbitym we mnie. Miałam szansę się go pozbyć. Miałam szansę, by o nim zapomnieć. Teraz wystarczyło tylko go skazać. Ale irytujący głosik w mojej głowie odzywał się coraz głośniej. Zamknęłam oczy i potarłam skroń.
-Proszę pana, nie wiem dlaczego Frost to zrobił. Ale myślę, że odpowiednio się zrehabilituje, kiedy posprząta to wszystko. Oczywiście zachowanie również powinno zostać obniżone.
-Hm...Według mnie najmniejszą karą na jaką zasługuje jest zawieszenie w prawach ucznia lub wyrzucenie ze szkoły. Samo posprzątanie nic nie da.
-Niech więc tak będzie. Niech Frost zostanie zawieszony w prawach ucznia na trzy tygodnie.
-Wiesz, to dziwne, że nie nazywasz go po imieniu.
-Nie jesteśmy na ty. Ale znów pan zbacza z tematu, panie McGrass.
-Skoro według ciebie na to zasługuje, niech tak będzie.-powiedział, a potem zwrócił się do chłopaka.-Zostajesz zawieszony w prawach ucznia na trzy tygodnie. Oprócz tego jesteś zobowiązany do posprzątania tego bałaganu. Nie masz też szans na pozytywną ocenę z zachowania. Dziękuj pannie Elsie. Skończyłem.
  Wyszłam pierwsza. Wybroniłam go. PO co top zrobiłam?! Upokorzył mnie. DWA RAZY. A ja tak po prostu go obroniłam.
-Elsa!-usłyszałam za sobą głos Jack'a.-Zaczekaj!
Zatrzymałam się. Ale nie odwróciłam. PO prostu czekałam.
-Dziękuję-powiedział.-Posłuchaj, ja...
-Nie.-powiedziałam stanowczo i odwróciłam się w jego stronę.-Pomogłam ci, ale to wszystko, Frost. Nie chodź za mną i daj spokój mnie i mojej siostrze.
-Ale...
-Nie. Za dużo namieszałeś.-powiedziałam i odeszłam.  Nie chciałam go znać. Wysłałam Ance SMS-a i wróciłam do domu.
Jack
To, co zrobiłem było głupie. Albo nie. To co zrobiłem było bardzo głupie. I nie przemyślane. I głupie. Ale też zabawne.
  W nocy wkradłem się do szkoły, co nie było specjalnie trudne, bo ich zabezpieczanie ssie. Obkleiłem całą szkołę przeprosinami. A potem zdecydowałem się na napisanie tego w najbardziej widocznym miejscu-na budynku.
  Rano, kiedy szkoła została otwarta zadzwoniłem do Ani. Zjawiła się błyskawicznie. I była zachwycona. Kazała mi iść się przespać, ale nie mogłem przegapić miny Elsy. Potem poszła do Roszpunki, a ja wleciałem na dach szkoły i obserwowałem.
  Po jakimś czasie stało się to nudne. Dopóki nie pojawiła się ona. Jak zawsze wyglądała doskonale. No może oprócz spiętych w kucyka włosów. Kiedy widziałem jak spada jej torba, a ona otwiera szeroko usta zaśmiałem się. Właśnie o to chodziło. Potem podeszły do niej koleżanki. Chwilę rozmawiały, a potem pociągnęły Elsę do szkoły. Zleciałem w dół i weszłam za nimi. Schowałem się za jedną z szafek i patrzyłem. Na początku jej mina była zabawna, ale potem, kiedy zdenerwowana rozmawiała z Anią, a potem wybiegła nie było mi do śmiechu. Chciałem za nią pobiec, ale poczułem silną rękę na moim ramieniu.
-Jesteś wzywany do dyrektora.-powiedział sucho jakiś facet, najprawdopodobniej nauczyciel. Chciałem zaprotestować i znaleźć Elsę, ale nie potrzebowałem więcej kłopotów, więc go posłuchałem.
-Jack, dokonałeś największego ataku wandalizmu, jaki zna nasza szkoła.-mówił dyrektor, kiedy już tam byłem.-A mieliśmy tu dwie, niezapowiedziane imprezy, "atak terrorystyczny" i dilera narkotyków.
-Skąd wiecie, że to ja?-spytałem. O nic nie mogli mnie oskarżyć.
-Panie Frost, niech pan przestanie się wypierać. Kamery pana nagrały. Zepsuł pan wszystkie oprócz tej w pokoju nauczycielskim. Dokładnie widać, jak przykleja pan na ścianie kartki.
Okej, zrobiłem to tylko dla żartu. Nie widziałem tam żadnej kamery. Musiała mi umknąć.
-Nic nie powiem.
Dyrektor spojrzał na mnie tak, jakby widział jak się topię. A potem wyszedł z gabinetu. Dosłownie na chwilę.
-Skoro ty nie chcesz mówić znajdziemy kogoś, kto będzie chciał.-powiedział kiedy wrócił.
   Potem zaczął pisać coś na komputerze. Już go nie lubiłem zastanawiałem się tylko, kogo wezwie. Nie miałem kumpli, oprócz Guy'a, ale on i tak nic nie wiedział. Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się, a do pokoju weszła Elsa zamurowało mnie. Miała czerwone i lekko napuchnięte oczy. Płakała. W mojej głowie zrodziło się miliony pytań. Dlaczego płakała? Ktoś ją skrzywdził? Ktoś się z niej śmiał? I najważniejsze: Czy to przeze mnie?
  Dziewczyna weszła do gabinetu i usiadła nie spoglądając na nią. Twarz miała ściągniętą i poważną. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Miałem ochotę jej dotknąć, złapać za rękę, przytulić...Musiałem jednak siedzieć spokojnie. Więc pan dyrektor wezwał moją wybrankę?
-Panno Elso-powiedział.-Do naszej placówki chodzi 542 uczniów.  262 chłopców i 280 dziewczyn. Ale spośród tych dziewczyn jest tylko jedna, która ma na imię Elisabeth. Ty. Nie pozostaje więc nic innego jak uważać, że ten wandalizm jest oddany tobie.
-Zgodzę się z panem w zupełności.-powiedziała z pewnością.- Jestem pewna, że ten wybryk obecnego tu chłopaka jest "sprezentowany" dla mnie. Niestety, nic o tym nie wiedziałam. Jego zachowanie jest pozbawione mojej ingerencji.
-Nie potrzebny ci adwokat.-Sama jesteś o wiele lepsza. Nie wiem dlaczego wybrałaś kierunek muzyczny, skoro na pewno zostałabyś świetny prawnikiem.
-Panie McGrass, rozmawiamy tu o akcie wandalizmu, a nie mojej przyszłości.
Kurde, była dobra. Bardzo dobra, a w tym kucyku i pozbawionej wyrazu twarzy mogła uchodzić za naprawdę dobrą adwokatkę.
-No tak.-znów odezwał się dyrektor.- A więc do rzeczy. Pan Jack, nie chce powiedzieć ani słowa. Nie broni się, nie atakuje. Nie wiem co mam z nim zrobić. A skoro robił "to" dla ciebie, myślę, że powinnaś mówić za niego.
 Spojrzała na mnie. Jej wzrok zdawał się mówić "Zabiję cię", ale coś w jej oczach zaprzeczało. Zamknęła oczy i potarła skroń prawą ręką.
-Proszę pana, nie wiem dlaczego Frost to zrobił.
Chciałem słuchać dalej, ale to w jaki sposób powiedziała "Frost" przyprawiło mnie o dreszcze. Przejście z "f" na "r" w moim nazwisku brzmiało nieziemsko. Kiedy znów je powiedziała miałem ochotę ją pocałować. Ogarnąłem się dopiero, kiedy z boskich ust Elsy padło inne nazwisko. Nazwisko dyrektora.
-Nie jesteśmy na ty. Ale znów pan zbacza z tematu, panie McGrass.
-Skoro według ciebie na to zasługuje, niech tak będzie.-powiedział do niej, a potem odwrócił się do mnie-Zostajesz zawieszony w prawach ucznia na trzy tygodnie. Oprócz tego jesteś zobowiązany do posprzątania tego bałaganu. Nie masz też szans na pozytywną ocenę z zachowania. Dziękuj pannie Elsie. Skończyłem.
Czy ona...obroniła mnie? Czy nie wylatuję ze szkoły? Uśmiechnąłem się szeroko i ruszyłem za Elsą, która już wyszła.
-Elsa!-krzyknąłem.-Zaczekaj!
Zatrzymała się.
-Dziękuję-powiedziałem. Naprawdę byłem jej wdzięczny, a skoro mnie obroniła, to znaczy, ze mi wybaczyła.-Posłuchaj, ja...
-Nie.-powiedziała i odwróciła się w moją stronę. Nie wyglądała jakby mi wybaczyła.-Pomogłam ci, ale to wszystko, Frost. Nie chodź za mną i daj spokój mnie i mojej siostrze.
-Ale...
-Nie. Za dużo namieszałeś.-powiedziała i odeszła.
Czy ja właśnie...Boże, płakała przeze mnie. Straciłem szansę. Znów miałem ją przepraszać? Poczułem się jak dupek. Znowu.


Heeej! Ok, mały update.
1. Jestem już w domu po tygodniowym pobycie u kuzynki :)
2. Jeszcze przez tydzień mam ferie, planuję co najmniej 2 rozdziały ^^
3. Założyłam tumblr'a pod nazwą aimerelda także zapraszam :D
Ten rozdział pisałam cały dzień. Cały czas miało wydarzyć się coś innego. Ale w końcu wybrałam taką wersję. BAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARDZO wam dziękuję za komentarze. Jesteście wspaniałe :*

środa, 3 lutego 2016

Rozdział VII

Elsa
 Dobrze, że wybrał sobie piątek. Przynajmniej mogłam sobie poleżeć w łóżku przez dwa dni. Nie płakałam, ale byłam przybita. Przeczuwałam, że tak będzie. Ja po prostu byłam aspołeczna, a moje związki kończyły się podobnie. Tak naprawdę zakochałam się tylko raz. Byłam wtedy w trzeciej klasie gimnazjum, kiedy zdarzył się ten okropny wypadek.
  Zamknęłam książkę, której stronę czytałam przez pół godziny. Była sobota, Elisabeth i Tim wyszli do pracy, a Anka krzątała się od rana po kuchni. Postanowiłam zajrzeć, co jest źródłem ciągłego hałasu. Włożyłam puchate kapcie na nogi. Cudowne uczucie. Ubrana byłam w szatą piżamę w różowe i niebieskie grochy. Włosy miałam w kompletnym nieładzie, a makijaż zrujnowany. Standardowy zestaw "Zerwanie". Brakowało tylko tony chusteczek i zapłakanej twarzy.
  Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu i zeszłam na dół.
-CO ty tam tak pichcisz?-zapytałam siadając na blacie w kuchni.
-Elsa!-krzyknęła przestraszona Ania.-Nie strasz mnie tak, bo dostanę zawału i nie skończę robić ci gorącej czekolady!
-Gorącej czekolady?-spytałam zaintrygowana.-No dobrze, skoro stawiasz takie argumenty...
Zachichotałyśmy. Uwielbiałam czekoladę. Kiedy  mama żyła, robiła nam ją zawsze wieczorem. Kiedy żyła...
Odgoniłam złe wspomnienie.
-Proszę.-siostra podała mi kubek.-Jak się czujesz?
-Okej.-powiedziałam i upiłam łyk. Pycha.-Idę na górę. Zajmę się czymś pożytecznym. Na przykład czytaniu książki. Albo spaniu!
Kiedy byłam już w swoim pokoju usiadłam przy toaletce i zaczęłam zmywać resztki makijażu. Jeżeli zrobię to jeszcze raz moja skóra odpadnie. Nałożyłam grubą warstwę kremu nawilżającego i wróciłam do łóżka. Znów upiłam łyk czekolady i złapałam książkę. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto o tak wczesnej porze przyszedł do nas? Słyszałam jak Anka otwiera drzwi. Nie słyszałam rozmowy. Przez kilka minut nic nie słyszałam. Zaczęłam się martwić. Na szczęście zaraz usłyszała Ankę.
-Wychodzę!-krzyknęła.-Idę...Hans przyszedł! Idziemy do kina! Kocham cię!
-Ja ciebie też!-odkrzyknęłam.
Dochodziła dziesiąta. Książę Hans wywlekł swoją dupę przed dwunastą? Wow. Ale...coś mi tu nie grało. Hans nigdy nie budzi się wcześniej niż o jedenastej. No i jeszcze przecież musi się przygotować. Jest jak baba, ale nie dlatego go nie lubię. Leci na Ankę tylko dla kasy. Nie chciałam dla niej tak płytkiego gościa. Miałam tylko nadzieję, że kiedyś znajdzie sobie kogoś lepszego.
Potem czytałam, aż zasnęłam. Słyszałam jak Anka wchodzi do mojego pokoju, a potem do swojego.
W niedzielę nie działo się nic specjalnego, oprócz tego, że cały czas była nieobecna. Co chwilę sprawdzała coś na telefonie i odpisywała szybko. W końcu zaproponowała mi zakupy. ZAKUPY. Zgodziłam się.
  Potem zapomniałam o Jacku, nieudanej randce i "produktywnej" sobocie. Śmiałyśmy się i kupowałyśmy ciuchy. JA kupiłam sobie nową sukienkę, kilka bluzek i buty, Ania cztery sukienki i dwie pary butów. Potem poszłyśmy się czegoś napić.
-Jak tam sytuacja z Hansem?-spytałam rozsiadając się wygodnie w fotelu w jednej z restauracji.
-Dobrze. Dlaczego pytasz?
-No wiesz, przyszedł wczoraj tak wcześnie...
Na początku wyglądała na zdezorientowaną, a potem zrobiła się czerwona.
-A...tak...-zachichotała nerwowo.-Postanowił się ze mną zobaczyć, bo wieczorem jechał do jakiejś rodziny, czy coś...
Rodziny? Tak, ona z pewnością coś ukrywała.
-CO jest?-spytałam wprost.-Co ty ukrywasz, co?
-Ja...-UDAŁA zaskoczoną.-Nic...ja...O! Patrz! Księgarnia! Chodź, zobaczymy czy nie ma czegoś nowego.
Okej. Faza "Coś ukrywam" się skończyła. Teraz zaczęła się faza: "UKRYWAM COŚ, CO MA ZWIĄZEK Z TOBĄ, ALE NIE MOGĘ CI POWIEDZIEĆ, WIĘC NIE PYTAJ". Anka nigdy nie proponowała mi książek. Nigdy.
Przez resztę dnia próbowałam dowiedzieć się, o co chodzi. Ale tak często jak pytałam, tak ona wymijała odpowiedź. A potem znów czatowała na telefonie. Zastanawiałam się, o co może chodzić. Może szykowała mi kolejną "randkę w ciemno". Jeśli tak, musiałam jej przeszkodzić. Próbowałam się dowiedzieć czegoś od Roszpunki, Meridy albo Astrid, ale ona nic nie wiedziały. Co Anka kombinowała?
Jack
Nie mogłem spać całą noc. Jasne, byłem zmęczony, ale cały czas myślałem o tym jak wyjaśnię Elsie, co się stało. Nie mogłem wyjawić jej prawdy. Nie chciałem też jej okłamywać. Musiałem zatem powiedzieć jej część prawdy.  W sobotę znów musiałem lecieć do Northa. W sumie nic ważnego, jak zawsze odkąd Czarny Pan zniknął. Ja nie miałem dużo do roboty, więc mogłem się wyspać. No i zastanowić się, co powiedzieć Elsie.
Kiedy w sobotę wieczorem wróciłem do mieszkania zastanowiłem się, co robi Elsa. Trochę za dużo o niej myślałem, ale w końcu zostawiłem ją kilka kilometrów od domu. Martwiłem się i miałem nadzieję, że wróciła do domu bezpiecznie. Rano zamierzałem odwiedzić jej siostrę. Nie chciałem tego robić w sobotę. Domyślałem się, że musiała być wściekła. W końcu byłem dupkiem, który zostawił jej siostrę. Miałem nadzieję, że w niedziele jej przejdzie.
Kiedy stanąłem przed drzwiami sióstr, skręciło mnie w żołądku. Rozważałem trzy opcje: a)jeżeli otworzy mi Ania, najlepsza opcja, będę musiał mówić szybko, żeby jej to wszystko wytłumaczyć. b)jeżeli otworzy mi Elsa, opcja gorsza, ale nie najgorsza, będę musiał przepraszać ją ile wlezie, i c)jeżeli otworzy mi ktoś inny, szczególnie jeżeli to będzie jakiś facet, którym "pocieszała" się Elsa. Opcja c) była najgorsza, ale miałem nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia. No chyba, że mieszkały z rodzicami, ale wątpiłem w to, bo kiedy przyszedłem po Elsę, nie widziałem nazbyt troskliwego ojca i rozpromienionej mamusi. A to raczej widziałem, kiedy przychodziłem do domu laski.
Zapukałem do drzwi.  Przymknąłem oczy, jakby czekając na wyrok. Kiedy zobaczyłem rude włosy odetchnąłem z ulgą.
-Ania-powiedziałem i podszedłem bliżej. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i przymknęły.
-Czego tu chcesz, dupku?-syknęła i już chciała zamknąć drzwi, kiedy w ostatniej chwili ja powstrzymałem.
-Czekaj, czekaj, czekaj-powiedziałem.-Daj mi to wyjaśnić! Proszę.
-Masz trzy sekundy. Posłuchaj, Elsa ma już ciebie dość Skrzywdziłeś ją. Nie myślałam, że taki jesteś.
-Wiem, przepraszam, przyznaję-jestem totalnym dupkiem, ale chcę ci to wszystko wyjaśnić! Proszę, pozwól mi!
Popatrzyła na mnie krzywo i przyłożyła rękę do twarzy.
-Elsa mnie zabije.-odetchnęła. Wzięła kurtkę i krzyknęła.--Wychodzę! Idę...Hans przyszedł! Idziemy do kina! Kocham cię!
A więc Elsa była w domu. Na samą myśl zrobiło mi się ciepło, w miarę możliwości oczywiście, a moje serce zabiło mocniej. Potrząsnąłem głową, by pozbyć się palącego uczucia. NIGDY nie było mi ciepło. Naprawdę musiałem być chory.
-To co takiego ważnego musiało się stać, żebyś zostawił moją siostrę, hę?-powiedziała udając się szybkim krokiem w stronę pobliskiego parku.
-Ania- zacząłem.-Naprawdę chciałem spotkać się z Elsą. Miałem wszystko zaplanowane, ale zadzwoniła moja...rodzina i musiałem iść. Posłuchaj, nie pozwoliłbym, żeby coś jej się stało. Ale to była sytuacja kryzysowa. Posłuchaj, jestem potrzebny mojej rodzinie i muszę być na ich każde zawołanie.
-Okej, wierzę ci. Ale Elsa nie chce cię znać.
-Dlatego przyszedłem do ciebie. Proszę, pozwól mi ją przeprosić. Pomóż mi to zrobić. Myślę, że zwykłe "Przepraszam" nie wystarczy.
Zatrzymała się gwałtownie i przybrała zamyślony wyraz twarzy.
-Okej, pomogę, ci ale musisz obiecać, że nigdy w życiu więcej jej nie skrzywdzisz.Nie sprawisz, by z jej oczu popłynęły łzy, a ona cię znienawidziła.
-Obiecuję. Przysięgam-powiedziałem. Okej, to było trochę lekkomyślne, ale ja wtedy nic nie myślałem. Chciałem znów zobaczyć jej twarz i usłyszeć głos.
-W takim razie musimy przygotować dla niej coś naprawdę dużego, ale nie za dużego.
    Anka wkręciła się w to nie na żarty. Gadała jak najęta, aż czasami nie mogłem jej zrozumieć. Nawet kiedy wróciła do domu wysyłała mi SMS-y, na które mogłem jej tylko odpowiadać błyskawicznie.
  Nie myślałem, że taka mała osóbka może mieć tyle pomysłów i energii. To,co planowaliśmy miało zwalić Elsę z nóg.

Hej! Mam nadzieję, że rozdział nie zanudziła was. Jestem aktualnie u kuzynki i korzystam z jej laptopa. I teraz odniosę się, do komentarzy z poprzedniego rozdziału. Jeżeli chodzi o światopogląd Elsy, ma ona dużo do ukrycia. Ale nie chcę wszystkiego zdradzać od razu. Ale uwierzcie, że dowiecie się, co tak naprawdę ukrywa. Co do akcji też musicie mi uwierzyć, że BĘDZIE SIĘ DZIAŁO. Tylko najpierw Jack'a i Elsę musi połączyć jakieś uczucie, żeby  mieli o co walczyć.(to chyba nie spojler, prawda?) . Pozdrawiam was serdecznie i dziękuję, że czytacie :*