sobota, 3 grudnia 2016

Podziękowania

Wow!
W końcu tu dotarliśmy. Do miejsca w którym wszystko się kończy (a może właśnie zaczyna?). Nie sądziłam, że ta historia tak się rozwinie. Nawet, kiedy miałam rozpisany cały plan, co chwilę coś zmieniałam, poprawiałam, dopisywałam...
Ale w końcu zakończyłam historię Jelsy.
Jest to moja druga typowo Jelsowa historia, ale ta poprzednia jest nudna i...nieskładna, no ale czego się spodziewać po historii pisanej w dwa miesiące... No ale wróćmy do tematu...
Prolog swojej opowieści pierwszy raz opublikowałam na blogu 6 grudnia 2015 roku (w poniedziałek roczek ^^). Przez rok pisałam historię...Wow! Na Wattpadzie pierwszy rozdział ukazał się 27 sierpnia 2016 roku, więc dużo później. No a teraz czas na trochę niesamowitych statystyk:

Łączna liczba wyświetleń-7 948
Liczba wyświetleń prologu-101
Liczba wyświetleń epilogu-24


Jestem mega szczęśliwa, że osiągnęłam tak wysokie notowania. Jesteście niesamowite, bo to tylko dzięki wam! Jedyne co jest dość....przytłaczające to porównanie liczby wyświetleń prologu, a epilogu. Ale i tak jestem szczęśliwa, że są tacy, którzy dotrwali do końca. A że nie ma was jakoś w pizdu dużo, postanowiłam podziękować każdej z was. A więc podziękowania lecą do:

Andrea Ceruleo
Kinga Kowalska
Eris Disension
Sonata Ice
Black Berry
Wiktoria Jabłońska
Mira
Alissa Arille
Natalii Forever
Kali
Matylda Baczewska
Szalona Emi
Kasia Owczarek/ Watashi wa Hentai
Jelsa 4-ever
...i wszystkich anonimów <3

SZCZEGÓLNE podziękowania lecą do przecudownej +Watashi wa Hentai, której komentarze były tak niesamowite, że mogłabym się z nimi żenić <3 <3 <3

A teraz mam dla was niespodziankę. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć temat "Dzieci Mroka" pozostaje tematem niewyjaśnionym. Specjalnie nie pisałam nic o Scarlett i Sedricu, bo uwaga, BĘDĄ MIELI WŁASNĄ OPOWIEŚĆ!
Nie wiem jak wy, ale ja jestem podekscytowana!
Opowieść pojawi się niestety na Wattpadzie, bo jest mi tam wygodniej czytać i mam większy zasięg, well...
Ich historia pojawi się pod koniec grudnia, bądź na początku stycznia. Jak na razie mam 5 okładek i nie mogę się na żadną zdecydować. Zastanawiam się, czy nie zrobić głosowania...No nie ważne. Oprócz tego mam również opis i mogę wam go tutaj dać jako próbkę:

Scarlett
Od zawsze byłam kimś innym. Siedząc w podziemiach ponad 20 lat ciężko jest odnaleźć swoje "ja". Tym bardziej kiedy masz pod nosem swojego seksownego brata. 
Brat. Zawsze tak o nim mówił. Dokładnie podkreślał, że jesteśmy rodzeństwem. Trzymał go z dala ode mnie. Twierdził, że go zniszczę. 
Ale kiedy w końcu się poznaliśmy...wszystko stało się trudniejsze.
Sedric zawsze brał to, czego pragnął. A kiedy zaczął pragnąć mnie, zaczęłam mieć kłopoty.

Sedric
Była dla mnie zagadką nie do rozwiązania. On mówił: masz siostrę. A ja pamiętałem tylko małą, niewinną dziewczynkę z bladą cerą i ciemnymi włosami. On mówił: ona nie jest taka jak my. A ja słuchałem tego jednym uchem, a drugim wypuszczałem. Nie interesowała mnie zbytnio, bo nie widziałem jej od kiedy byliśmy dziećmi. 
Aż do dnia, kiedy ją zobaczyłem. Zmieniła się od naszego ostatniego spotkania. Była doroślejsza, piękniejsza i o wiele bardziej seksowna. Nie mogłem na nią patrzeć i nie pragnąć jej jednocześnie. To było niewykonalne.
Od zawsze lubiłem wyzwania. A kiedy Scarlett się nim stała postanowiłem zawalczyć jak jeszcze nigdy dotąd.

Od zawsze traktowani jako rodzeństwo. Nagle prawda wychodzi na jaw. Ich potajemny związek w końcu może ujrzeć światło dzienne. Ale czy miłość, o którą nie trzeba już walczyć zostanie wystarczająco mocna?

Jak znam życie opis zmieni się jeszcze milion razy, ale nie chciałam zostawiać was bez niczego.

I to by było na tyle. Koniec historii, koniec bloga.
Dziękuje wam jeszcze raz i po raz ostatni...
Pozdrawiam ;*

piątek, 2 grudnia 2016

Dla zboczuchów

Przyszłość.
Elsa
W końcu wszystko wróciło do normy. Nasze życie w końcu mogło trwać bez zagrożeń. Bez myślenia "Co będzie jutro?". Tylko tego pragnęłam. I w końcu, po tak długim czasie to dostałam. 
Jack postanowił potraktować rolę Strażnika jako swoją pracę. Wychodził rano, a wracał po południu. Z resztą tak też się umówił z pozostałymi. Ja natomiast siedziałam w domu, bo ośrodek został usunięty. Teraz pomagałam przewozić antidotum do innych ośrodków na całym świecie. Była to substancja niezwykle cenna, dlatego musiałam obserwować i nadzorować jej przewóz przez cały czas. 
Gotowałam właśnie obiad, kiedy usłyszałam trzask drzwi wejściowych. 
-Jestem!-krzyknął Jack wchodząc do kuchni.-Mmm...Co tak pięknie pachnie?-powiedział, po czym przytulił mnie i pocałował w szyję.
-Spaghetti.-powiedziałam przechylając głowę, by miał swobodny dostęp do mojego karku. 
-Nie, to nie to. To chyba jednak ty.-mruknął i ugryzł mnie kontynuując ścieżkę w stronę mojego ramienia.
-Jack, bo mi się przypali...-jęknęłam, kiedy jego ręka dostała się pod moją cienką koszulkę.
-Cały dzień byłem z dala od ciebie. Stęskniłem się. Jedzenie może poczekać, ale to nie.
Obrócił mnie i gwałtownie wpił w moje usta. Jego język niemal natychmiast wślizgnął się do moich ust. Żadne uczucie nie mogło się z tym równać.
-Wziąłbym cię tutaj...Ale chcę...cię całą...-dyszał pomiędzy pocałunkami.-Wskocz...na mnie.
Zrobiłam to, co kazał, a on zgrabnie złapał mnie za tyłek. Pisnęłam, kiedy ścisnął mnie za pośladek, a on zachichotał. Nie wiem jak to się stało, ale poczułam miękkie łóżko pod sobą.
-A teraz, słońce...-oderwał się ode mnie z błyskiem w oczach.-...się tobą nacieszę.
 Złapał dół mojej koszulki, schylając się. Podciągał ją do góry całując odkrytą skórę. Po każdym dotknięciu jego ust czułam przechodzące przez moje ciało igiełki zimna. Podniosłam się odrobinę, by mógł całkowicie ściągnąć ze mnie koszulkę, po czym rzucił ją na ziemię. Pocałował moje ramię i powoli zsunął ramiączko. To samo zrobił z drugiej strony. Potem sięgnął do tyłu i rozpiął mój biustonosz i go również rzucił na ziemię. Pocałował rowek między piersiami a ja jęknęłam, chcąc by przyspieszył. On jednak nie miał takiego zamiaru. Powoli obcałowywał mój brzuch, dopóki nie natrafił na gumkę od dresów. Popatrzył do góry i uśmiechnął się łobuzersko. Poruszyłam się niespokojnie, bo napaliłam się przez te jego mizianki. Ściągnął moje spodnie i odrzucił je.
Zostałam tylko w majtkach, ale on postanowił się pobawić. Ucałował wnętrze moich ud idąc w górę, ale miejsce, w którym pragnęłam go najbardziej ledwie owiał swym zimnym oddechem. Złapałam się prześcieradła i jęknęłam przeciągle, kiedy w końcu zdecydował się ściągnąć moje majtki. I oczywiście nie mógł tego zrobić szybko, a powoli zsuwał je ze mnie całując w ślad za nimi.
Byłam całkiem naga, podczas gdy on cały czas w ubraniu. Nie podobało mi się to, ale kiedy zaczął całować moją stopę idąc w górę w końcu mogłam złapać go za włosy.
-Niech pan kończy to, co pan zaczął panie Frost.-rozkazałam.-I niech pan się w końcu rozbierze. SZYBKO.
-Och, uwielbiam kiedy się tak rządzisz, słońce-mruknął seksownie i przysięgam, jeżeli znów zacząłby wszystko przeciągać rzuciłabym się na niego. Jednak pozbył się ubrania szybciej niż myślałam. Znów się do mnie nachylił i w końcu jego usta znalazły się tam, gdzie najbardziej go potrzebowałam. Jęknęłam łapiąc go za włosy. Było mi tak dobrze...
-Nie spodziewałam się, że już jesteś mokra, słońce.-szepnął chrapliwie, po czym polizał mnie, a ja głośno jęknęłam.-Chyba będziemy musieli wszystko przyspieszyć.
Momentalnie znalazł się we mnie. Poczułam jak gładko we mnie wchodzi i jak mnie wypełnia i mimowolnie jęknęłam znów łapiąc prześcieradło.
-Nigdy mi się to nie znudzi.-wysapał Jack. Zaczął się we mnie poruszać, a ja czułam nadchodzącą rozkosz. Objęłam jego biodra nogami i docisnęłam, a wtedy ta rozkosz rozlała się po moim ciele.
  Mój mężczyzna położył się obok mnie przyciągając moje ciało do swojego, nie wyszedł ze mnie, a ja byłam zadowolona, bo lubiłam go czuć wewnątrz siebie. Całował moją twarz, kiedy dochodziłam do siebie po otumaniającym, cudownym orgazmie.
-Wiesz, że jesteś piękna, prawda?-spytał, a ja otworzyłam oczy.
-Do czego dążysz co?-spytałam drocząc się z nim.
-Chcę mieć z tobą dziecko.
Zamarłam, ale tylko na chwilę. Od poronienia minęło tak dużo czasu... Mogłam mieć już dzieci. Antidotum pomogło. Nie bałam się, że je stracę. Nie tym razem.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Ugryzłam go w dolną wargę, a on zachichotał.
-Dobra.-powiedziałam, a jego twarz się rozpromieniła. Chwilę później pojawił się na niej zuchwały uśmieszek.
-Skoro tak-powiedział.-...to musimy popracować nad tym już teraz.
Jack
To prawda, że traktowałem rolę Strażnika jako pracę. Ale to nie było coś złego. Miałem poczucie realnego obowiązku, więc moje działania miały o wiele lepsze skutki.
Mieliśmy na Biegunie niezłe zamieszanie,  dlatego spędzałem tam dużo czasu. Ale kiedy w końcu wracałem do domu i widziałem moją ukochaną każdy problem znikał.  
-Jestem!-krzyknąłem od razu wchodząc do kuchni.-Mmm...Co tak pięknie pachnie?-spytałem obejmując ją i całując w szyję.  Stęskniłem się. 
-Spaghetti.-odparła i odchyliła głowę. Najwyraźniej ona też się stęskniła.
-Nie, to nie to. To chyba jednak ty - kontynuowałem ścieżkę w stronę jej ramienia gryząc ją od czasu do czasu. 
-Jack, bo mi się przypali...-jęknęła, kiedy wsuwałem swoją rękę pod jej cienką koszulkę.  
-Cały dzień byłem z dala od ciebie. Stęskniłem się. Jedzenie może poczekać, ale to nie.-powiedziałem zgodnie z prawdą.  Odwróciłem ją gwałtownie i wpiłem się w jej usta. Polizałem jej dolną wargę i natychmiast dostałem dostęp do jej wnętrza.
-Wziąłbym cię tutaj...Ale chcę...cię całą...-dyszałem odrywając się id niej co chwila.-Wskocz...na mnie.
Zrobiła to natychmiast.  Moja dziewczynka bardzo się stęskniła. Ścisnąłem jej pośladek,  na co ona pisnęła zaskoczona. Miała naprawdę fajny tyłek. Zachichotałem niosąc ją do sypialni. 
Położyłem ją na miękkim łóżku i odezwałem się od niej, by spojrzeć na nią.
-A teraz, słońce...-zacząłem, a w jej oczach pojawił się błysk.-... się tobą nacieszę.
 Złapałem dół jej koszulki, podciągając ją do góry i całując jej delikatną skórę. Czułem jak drży pod dotykiem moim warg. Kręciło mnie, że tak na nią działam. 
Ściągnąłem z niej koszulkę i rzuciłem je na podłogę. Całowałem jej ramiona, kiedy zsuwałem jej stanik. W końcu sięgnąłem do tyłu by go rozpiąć. Rzuciłem go na podłogę całując ją między piersiami, aż jęknęła-wtedy zszedłem pocałunkami niżej. Kiedy w końcu natrafiłem na gumkę od spodni. Spojrzałem w górę i ujrzałem jej rozpalone spojrzenie. Uśmiechnąłem się, a ona poruszyła się niespokojnie patrząc na mnie rozpalonym spojrzeniem. Ściągnąłem jej spodnie i została tylko w jasnych majtkach. Teraz zamierzałem się z nią podroczyć. 
Jej ciało było stworzone do wielbienia. Jej delikatna skóra i niespokojne dźwięki, które wydawała sprawiały,  że byłem o krok od spuszczenia się w spodnie.  Jednak nie mogłem się powstrzymać przed jej czczeniem.
Pocałowałem wnętrze jej ud posuwając się w górę i w dół.  Kiedy przenosiłem się z jednej nogi na drugą jęknęła i złapała się prześcieradła.  Nie mogłem tego zignorować i zsunąłem jej matki powoli, całując jej skórę w ślad za nimi. 
Złapałem jej wzrok zaraz przed tym, jak zacząłem całować podbicie jej stopy. 
Kiedy byłem przy jej kolanach poczułem pociągnięcie za włosy.  
-Niech pan kończy to, co pan zaczął panie Frost.-uwielbiałem, kiedy wymawiała nasze nazwisko. Robiła to tak cholernie seksownie!-I niech pan się w końcu rozbierze. SZYBKO.
-Och, uwielbiam kiedy się tak rządzisz, słońce-mruknąłem i wykonałem szybko jej rozkaz. Nachyliłem się i w końcu pocałowałem jej potrzebujące miejsce. Jęknęła głośno i złapała mnie za włosy chcąc mnie przytrzymać,  jak gdyby miałbym przestać. Nie zamierzałem tego zrobić.  Smakowała jak najlepszy deser na świecie.
-Nie spodziewałam się, że już jesteś mokra, słońce.-szepnąłem i polizałem ją by jeszcze raz usłyszeć ten jej głośny jęk,  który doprowadzał mnie do szału.-Chyba będziemy musieli wszystko przyspieszyć.
Podniosłem się i wszedłem w nią gwałtownie. Była tak niesamowicie ciasna! Jej tez się to podobało, bo znów jęknęła i złapała prześcieradło w pięści.
-Nigdy mi się to nie znudzi.-wysapałem czując, jak tracę kontrole. Zacząłem się poruszać, a ona wydawała dźwięki,  które brzmiały niemal jak jęki. Nagle objęła mnie nogami i docisnęła, a ja poczułem jak iskry rozkoszy rozchodzą się po moim ciele, a jej ciasny tunel zaciska się wokół mnie.
 Położyłem się obok, nadal będąc w niej. Zamknęła oczy oddychając ciężko po orgazmie. Jej zadowolona twarz była tak piękna... Całowałem ją po niej delikatnie.
-Wiesz, że jesteś piękna, prawda?-spytałem, a ona otworzyła oczy, w których czaił się podniecony błysk.
-Do czego dążysz?-spytała, a ja postanowiłem powiedzieć coś,  co krążyło mi po głowie od kilku dni.
-Chcę mieć z tobą dziecko.-powiedziałem w końcu, a ona zamarła.  Szybko jednak się rozluźniła i zaczęła myśleć.  Doskonale widziałem moment, s którym wyrażała wszystkie za czy przeciw. W końcu jednak uśmiechnęła się i pocałowała. Zaskoczyła mnie, kiedy ugryzła moją dolną wargę.  Moja dziewczynka była niegrzeczna. Zachichotałem.
-Dobra.-powiedziała, a ja cieszyłem się, że w końcu się z tym pogodziła.
-Skoro tak-powiedziałem pozwalając sobie na zuchwały uśmiech. .-...to musimy popracować nad tym już teraz.

Jak Gregory poznał Giję

Dla dzieciaka ważne są trzy rzeczy: 1. Mama 2. Czekolada 3. Zobaczenie na własne oczy Świętego Mikołaja. Więc kiedy schodzisz na dół i widzisz jak gruby pan w czerwonym wdzianku umieszcza prezenty pod choinką w towarzystwie małych elfów to jest naprawdę coś wielkiego. Byłem jedynym dzieciakiem, który go widział. Ba, który poznał się z nim na tyle, że mówił do niego North. Co święta czekałem, aż się zjawi. Wypatrywałem w oknie jego sań, a kiedy w końcu się pojawiały stawałem pod drzewkiem i czekałem aż ten sam gruby pan zjawi się przede mną. To była dla mnie najważniejsza rzecz na świecie.
Dopóki ona nie wprowadziła się naprzeciwko mnie. Młodsza ode mnie o dwa lata Angeline była najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynką jaką znałem. Zauroczyłem się w niej, a ona we mnie. I od tamtej pory, kiedy spotykałem się w święta z Northem potrafiłem mówić tylko o niej. O jej włosach, o jej głosie, o jej zabawkach... A Mikołaj tylko się śmiał i mówił, że się zakochałem.
Stałem się starszy i chciałem, żeby Angeline została moją dziewczyną. Wyszliśmy na spacer, rozmawialiśmy, ona opowiadała o tym, jak niesamowite są gwiazdy. nawet nie wiem, w którym momencie wyszła na ulicę. Widziałem tylko światła samochodu i pomyślałem: "Nie dam jej zrobić krzywdy". Uratowałem ją, ale sam zginąłem. Przynajmniej wiedziałem, że była bezpieczna.
Zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłem Northa. Uśmiechał się do mnie, a ponad nim świecił Księżyc. Nie sądziłem, że tak mogło wyglądać niebo. Ale wtedy on wyjaśnił, że narodziłem się jako ktoś inny. Zostałem Strażnikiem Miłości.


Kochałem swoją pozycję. Pilnowanie dzieciaków, aby wyrosły na pełnych miłości dorosłych było czymś, czego nie można było do czegokolwiek porównać. Mimo, że czułem, że brakuje mi czegoś w życiu, starałem się nie zwracać na to uwagi.
Ale kiedy zobaczyłem JĄ wszystko stanęło w miejscu. Jej ciemne włosy szargał wiatr, a mimo to dalej szła naprzód. Nigdy nie zapomnę jej zaciętej miny. W rękach taszczyła górę książek, więc postanowiłem jej pomóc. I tak zaczęła się nasza historia.
Z każdym kolejnym dniem zakochiwałem się w niej coraz bardziej, mimo, że nie zdawałem sobie z tego sprawę. Mikołaj wkrótce zauważył, że zachowuję się inaczej, a kiedy powiedziałem mu, że:jest taka dziewczyna..." ucieszył się, że zdołałem zakochać się po raz drugi. Wiedział, jak ważna była dla mnie Angeline, przynajmniej kiedy jeszcze nie byłem Strażnikiem. Bo kiedy spotkałem moją Giję Angeline przestała się liczyć.
Moja Gija. Jeszcze nigdy nie miałem takiej chęci posiadania. Pragnąłem jej i nie chciałem, żeby cokolwiek stało nam na drodze. Nie zamierzałem pozwolić jej odejść.

W końcu zdecydowałem się powiedzieć jej prawdę. Pokazać moje życie. Przedstawiłem ją reszcie Strażników, a oni ją pokochali. Mówili, że powoduje uśmiech. Że rozświetla swoją osobowością każde miejsce w którym się znajdzie. Postanowiłem dać jej nieśmiertelność. Czytałem o tym w księgach i to było możliwe. Tak samo jak możliwe było jej cofnięcie, choć to był bardziej skomplikowany proces.
Niestety, nie udało nam się tego zrobić. Było już za późno. Moja Gija była w ciąży. Kiedy się o tym dowiedziałem byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Strażnicy znali wszystkie dzieci na ziemi, ale posiadanie własnego potomka...To było coś wielkiego.
Opiekowałem się moją ukochaną jak nigdy wcześniej. Zależało mi na tym, by ciąża przebiegała zdrowo. Dbałem o nią.
Ale przecież życie nie jest idealne. I po tych latach szczęścia przyszła ogromna rozpacz. Moja Gija urodziła córeczkę, ale sama umarła. Oddała za nią życie. A ja nie mogłem się z tym pogodzić. Nie wierzyłem, że moja ukochana umarła. Że nigdy nie zobaczyłbym jej oczu. Jej pięknego uśmiechu... Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
Dopóki nie zobaczyłem naszej córeczki.
Była jak swoja mama. Nie mogłem patrzeć na nią i nie rozpłakać się, tak były podobne.

Kiedy wróciłem na Biegun z niewielkim zawiniątkiem w rękach, moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Wszytko wokół straciło kolory. Nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o bezwładnym ciałem mojej Giji. Próbowałem wmówić sobie, że muszę żyć dla naszej córeczki, ale ni potrafiłem. Nie chciałem sobie wyobrażać życia bez jej matki.
Kochałem ją tak bardzo...

Co by było gdyby...?

Siedzenie na tamtym miejscu bez żadnych wieści o ukochanych osobach to najgorsze co mogło przytrafić się komuś takiemu jak ja. Na korytarzu panowała kompletna cisza, a ja od czasu do czasu słyszałem wrzask Elsy. Chciałem rwać sobie włosy z głowy, ze nie zareagowałem wcześniej. Zaraz, kiedy tylko zaczęła się dziwnie zachowywać.
Z sali wybiegła pielęgniarka ubrudzona krwią.
-Co z nią? Co z dzieckiem? Przeżyli? Proszę mi odpowiedzieć!-zalewałem pielęgniarkę pytaniami, a ta przełknęła ślinię i odezwała się szybko.
-Proszę pana. Proszę się uspokoić.
-Nie, nie uspokoję się! Chce wiedzieć co z dzieckiem...
-Proszę pana...
-Niech pani tak do mnie nie mówi! Niech pani mi powie, co z Elsą!
-Ogarnij się!-krzyknęła. W tamtym momencie uznałbym ją za babcie, albo mamę karcącą syna, ale byłem zbyt otępiały z bólu i niepewności, by to zauważyć.-Twoja dziewczyna umiera nam właśnie na stole operacyjnym! Musisz zdecydować, czy chcesz uratować ją, czy dziecko!
Moje serce zamarło, by potem przyspieszyć maksymalnie.
-C-co...?
-Oboje nie przeżyją. Musisz się zdecydować na jedno z nich. Teraz. Nie mamy dużo czasu, inaczej oboje zginą!
Nie mogłem sobie wyobrazić życia bez Elsy. Ale zabicie maluszka też było nie do pomyślenia. Nie wiedziałem co zrobić. PO mojej twarzy lały się łzy bezsilności. To było straszne. Decydowanie o śmierci.
Zamknąłem oczy i z całej siły zacisnąłem zęby. Elsa była dobra, była tą lepszą częścią mnie. Nigdy nie pozwoliłbym jej umrzeć. Musiała przeżyć, jeżeli ceną było nawet życie naszego dziecka. Mimo, że mój mózg nie był zbyt skory do współpracy coś przyszło mi do głowy.
Była nieśmiertelna.
Coś tak ludzkiego nie mogło jej zabić. Przeżyje. Wiedziałem, że tak.
-Proszę uratować dziecko-powiedziałem, może nawet nazbyt entuzjastycznie. Ale to nie był koniec. Mogliśmy być szczęśliwą rodziną. Będziemy szczęśliwą rodziną.
  Kilka godzin później pielęgniarka wyszła z sali. Nie miała zbyt zadowolonej miny. Niemal natychmiast do niej podbiegłem.
-Czy coś poszło nie tak?-spytałem, a ona podniosła na mnie współczujący wzrok. Co do cholery...?
-Nie udało nam się jej uratować.-powiedziała, a moje serce się zatrzymało. O Boże, tylko nie moja Elsa...-zaraz po tym, jak się urodziła nie zapłakała. Nie wzięła pierwszego oddechu, jej serce się zatrzymało, a ona zmarła.
Nie chodziło o Elsę. Chodziło o moją córkę. Mogłem mieć córkę...
-Co z moją...dziewczyną?-wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
-Zapadła w śpiączkę. Niestety straciła bardzo dużo krwi, a cesarskie cięcie jeszcze bardziej ją osłabiło. Przeżyła, ale jest w stanie krytycznym.
-Obudzi się?
-Nie mogę tego powiedzieć. To i tak cud, że przeżyła. Możemy tylko czekać na kolejny-na jej pobudkę.

Mój świat runął tamtego dnia w gruzach. Chciałem uratować dziecko, które i tak zmarło. A moja ukochana leżała w śpiączce. Im dłużej pozostawała w tym stanie tym bardziej żałowałem swojej decyzji. Malały też szanse, że ona w ogóle się obudzi. Moje serce leżało tam razem z nią.
Byłem przy niej codziennie. Nie wychodziłem stamtąd. Nikt nie miał takiej siły, żeby mnie od niej odsunąć, nikt też nie próbował. Mówiłem do niej. Czasami wyglądało to tak, jakbym gadał do siebie. Pragnąłem, żeby otworzyła oczy. Musiałem je zobaczyć. Musiałem wiedzieć, że ona żyje.
Ale po pięciu miesiącach nie było zmian. Lekarze stracili nadzieję. Moja też znikała. Byłem stracony. Bez niej, moje życie po prostu nie istniało. Straciłem wszystko na czym mi zależało. Moje dwie dziewczynki...
Po pewnym czasie dotarło do mnie, że nie mogę siedzieć tu tak bezczynnie. Jej się nie poprawiało, a ja popadałem w obłęd. Zdałem sobie sprawę, że za wszystko winę ponosi Mrok. To wszystko przez niego. Gdyby jej nie porwał nasze życie byłoby inne. Zamieszkalibyśmy razem, stworzyli rodzinę, Elsa nie miała by traumatycznych przeżyć.
Nie mogłem tak siedzieć, kiedy ten skurwiel żył sobie gdzieś tam.
-Słońce-powiedziałem całując jej drobną dłoń bez życia.-Przepraszam cię. Nigdy nie powinienem do tego dopuścić. Przepraszam, ze na to pozwoliłem. Ale nigdy więcej. On nigdy nikogo nie skrzywdzi. Zabiję go i sprawi mi to cholerną przyjemność.
Wyleciałem ze szpitala na poszukiwania.
-Kici kici-mruknąłem lecąc przed siebie.-I tak cię dopadnę, myszko. A wtedy pokaże ci co to cierpienie.

Znalezienie go okazało się trudniejsze niż myślałem. Ukrywał się w jakimś zamku niewielkiego państewka. Wyczułem go od razu. Jego i te jego konie.
Wpadłem do pałacu zabijając po drodze pięć jego koni i dwóch ludzkich strażników. Miałem krew na rękach, ale gówno mnie to obchodziło, kiedy moja Elsa cierpiała.
Kiedy wpadłem do sali tronowej ujrzałem go siedzącego na tronie. Krzyczał właśnie do przerażonego człowieka.
-Jack?-powiedział zaskoczony i machnął ręką na śmiertelnika.-Ty tutaj? A co ty tu...
Nie czekałem dłużej na jego teatralne wywody. Podleciałem błyskawicznie i złapałem go za szyję mocno ściskając.
-Jakie to uczucie, co?-wysyczałem.-Jakie jest to uczucie umierania?
Wiedziałem, że nie umrze od czegoś takiego-przynajmniej nie od razu. Ale chciałem się z nim pobawić. Chciałem patrzyć w te jego oczy, które napełniały się strachem.
Kątem oka ujrzałem, że zbliża się ku mnie jeden z jego koni. Posłałem ku niemu lodowe ostrza i zwierze zniknęło.
-A teraz mnie posłuchaj, skurwielu.-szepnąłem ostro i w wolnej dłoni zacząłem wyczarowywać lodowy nóż.-Moja Elsa leży w śpiączce. Moja córka zmarła. A wszystko przez ciebie. Uczepiłeś się mojej Elsy jak rzep psiego ogona. To wszystko przez ciebie. Wszystko. Przez. Ciebie.
Wbiłem ostrze w jego ciało. Doskonale wiedziałem, ze to go nie zabije, a jedynie osłabi. Oderwałem się od niego. Wstał z tronu i zachwiał się.
-Mówiłem tej małej dziwce, żeby mnie posłuchała.-wychrypiał zbliżając się do mnie.-Tyle jej dałem. A ona tak po prostu miała mnie w dupie!
Podszedłem do niego i kopnąłem tak, ze upadł. Upadłem na kolana i złapałem jego szczękę w rękę.
-Ostatni raz ją tak nazwałeś.-syknąłem. Zbliżyłem ostrze do jego gardła.
-Witaj w piekle.-tak brzmiały jego ostatnie słowa, kiedy odcinałem jego głową.

Ciemna maź skapywała na podłogę, kiedy przyszedłem z głową Mroka na Biegun
-Na Księżyc Wszechmocny, Jack, coś ty zrobił?-wykrzyknął North, kiedy rzuciłem mu ją pod nogi.
-Ten skurwiel już nikogo nie zniszczy.-powiedziałem i wyszedłem stamtąd. To już nie był mój dom.

Osiadłem w zamku, który był poprzednia siedzibą Mroka. Zabrałem Elsę ze szpitala i przeniosłem ją tam, do komnaty, gdzie mogłaby być blisko mnie.
Mroczne konie pokłoniły się mi. Zabiłem ich pana i teraz ja nim byłem. To niewiarygodne ile siły miały. Byłem nimi zafascynowany, a jednocześnie nienawidziłem ich. Podobało mi się, że byłem ich panem. Że były na każde moje zawołanie. Uwielbiałem patrzeć, jak ze sobą walczą. Wystarczyło, że kiwnąłem palcem, a one natychmiast skakały sobie do gardeł. Były morderczymi bestiami w każdym calu.

Elsa wyglądała jak pieprzona księżniczka. Zapewniłem jej najlepszą ochronę, a ona nadal się nie budziła. Ona była moim światłem. Bez niej nie widziałbym w tym świecie nadziei.
Ale pewnego dnia postanowiła odejść. Była na tyle samolubna, ze mnie zostawiła. Umarła. Przestała oddychać. Ja również straciłem oddech. Straciłem  swoje światło. Miałem ochotę wszystko rozpierdolić. Pochłonęła mnie ciemność. Na zawsze.





No, także jak ktoś by się zastanawiał, co by się stało, gdyby Jack wybrał inaczej.

Ania

Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Była moją siostrą. Moją jedyną rodziną, jaka mi pozostała. Codziennie wypatrywałam jej w oknie, bo wiedziałam, że wróci. Musiała. Kochała mnie tak samo, jak ja ją, więc nie mogła mnie zostawić. Wierzyłam w to, dopóki nie została uznana za zmarłą. Zostałam sama na świecie, jako ostatnia dziedziczka Mare zu Pane. Jedyną nadzieję dawało mi to, że nigdy nie odnaleziono jej ciała.
Wszyscy rozpaczaliśmy. Jej najlepsi przyjaciele nadal nie mogli uwierzyć, że ona nie żyje. Powtarzałam im, że to nie prawda. Że ona jest tam gdzieś. I że kiedyś do nas wróci. Ale oni traktowali mnie jak zrozpaczoną młodszą siostrę. Jak rozkapryszonego dzieciaka.
Jedynym oparciem był dla mnie Jack. Rozpaczał w takim stopniu jak ja. Widziałam w jego oczach jak ją kochał, jak wielbił jej osobę. W pewnym momencie nie wiedziałam kto kogo próbuje pocieszyć. On powtarzał mi, jak bardzo jestem podobna do Elsy, a ja mówiłam mu, jak wielkim uczuciem go darzyła.
Żyliśmy tak przez jakiś czas. Z dnia na dzień. Z tygodnia na tydzień. Z miesiąca na miesiąc.
Ból powoli znikał. Zastępowało go uczucie pustki. Ale zdołałam to przetrwać. Stanąć na nogi. Elsa stała się przykrym wspomnieniem z przeszłości. Nadal nie wierzyłam w jej śmierć i spodziewałam jej się każdego dnia.
Jack jednak zdawał się pogrążać w bólu jeszcze bardziej. Pewnego dnia zarzucił mi, że już za nią nie tęsknię. Że już jej nie kocham. Spoliczkowałam go i powiedziałam, żeby nie zbliżał się do mnie, dopóki się nie ogarnie i nie przemyśli wszystkiego. Czas mijał, a on nie pojawiał się przed moimi oczyma.

Skończyłam osiemnaście lat. Stałam się pełnoletnia. Zamieszkałam z Kristoffem, wkrótce potem on mi się oświadczył. I to było cudowne. Dopóki w moich drzwiach nie pojawił się Jack.
Wyglądał gorzej niż mogłoby się wydawać. Zapadnięte policzki, worki pod oczami i smutny wzrok. Jego oczy zdawały się być stworzone z łez. Nie powiedział zbyt wiele. A właściwie tylko jedno słowo: "Przepraszam". A potem przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nikt inny tego nie zrobił. Czułam, jak jego łzy moczą mi koszulkę z tyłu. "Tęsknię za nią"-dodał. Wtedy zrozumiałam, że miłość Jack'a i Elsy była jedyna w swoim rodzaju. Nigdy żadna miłość nie będzie w stanie dorównać sile ich zakochaniu. Tamtego dnia zobaczyłam w Jack'u małego, zagubionego chłopczyka. Zrobiło mi się go żal. Miałam ochotę znaleźć moją siostrę i nakopać jej za dopuszczenie tego niewinnego chłopaka do tego stanu. O ile ona jeszcze by żyła...

Od tamtego razu Jack radził sobie z bólem coraz lepiej. Często znikał gdzieś na całe dnie bądź noce, ale kiedy do niego dzwoniłam, żeby przyszedł zawsze przychodził. Kiedy pytałam go, gdzie był odpowiadał tylko: "Szukałem jej". Pozwoliłam mu to robić. Mimo, że policja to zrobiła pozwoliłam mu na szukanie kobiety, która zaginęła i miała się nigdy nie odnaleźć.


Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Ale kiedy zniknął Jack wiedziałam jedno-znalazł ją. Kolejna osoba została uznana za zaginioną, ale ja wiedziałam, że on ją znalazł. I że ją do mnie przyprowadzi. W końcu po to jej szukał. Ludzie dziwili się, dlaczego się nie smuciłam, a wręcz tryskałam radością. Uważali, że postradałam zmysły po utracie siostry. Ale nie rozumieli. Ja tak.
Codziennie wypatrywałam go w oknie. Był moją ostatnią nadzieją. Zniknął, a mimo to nadal w niego wierzyłam. Czekałam, kiedy pojawi się w moich drzwiach.
Ale jego nie było. Straciłam nadzieję całkowicie. Zdawałam sobie sprawę, że ją odnalazł. I spodziewałam się, że ona nie chciała mnie widzieć. Może nawet zakazała się ze mną kontaktować.
Bolało. Bolało bardziej niż mogłabym się spodziewać. Nie mogłam znieść myśli, że żyją sobie gdzieś tam nie dając znaku  życia. Nienawidziłam ich za tę samolubność.

Przez ten czas dorosłam. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę być wiecznie traktowana jak dziecko. Stałam się silna i sama chciałam decydować o tym, co będzie mnie ranić a co nie. Nie chciałam by Elsa miała wpływ na moje życie. Nigdy więcej, powiedziałam sobie. W tamtej chwili moja siostra przestała dla mnie istnieć.

środa, 30 listopada 2016

WASZA decyzja

Kochani!(#gfDarwin)
Jak pewnie zdołaliście zobaczyć zakończyliśmy tą opowieść. Jak obiecałam-będą bonusy. Yay! Napiszę też podziękowania czy coś, ale to gdzie indziej i kiedy indziej.
Do czego zmierzam... Jestem chora na tyle, że do końca tygodnia siedzę w domu. I mam w cholerę wolnego czasu na pisanie. WIĘC...tak sobie pomyślałam, że może macie do mnie jakieś życzenia, co byście chcieli dostać jako uzupełnienie opowieści? Mam zaplanowane kilka, ale niektóre są naprawdę naciągane. Well...
JEŻELI MACIE JAKIEŚ POMYSŁY NA BONUSOWE ROZDZIAŁY CHĘTNIE POSŁUCHAM.

No to tyle chyba...
Pozdrawiam ;*

niedziela, 27 listopada 2016

Epilog

https://www.youtube.com/watch?v=6ThQkrXHdh4 <--muzyka dla zainteresowanych ;)

Elsa
Otworzyłam oczy. Przytulałam właśnie Jack'a tańcząc na środku sali. Mój mąż nie mógł spuścić ze mnie wzroku. MĄŻ. Właśnie dziś powiedzieliśmy sobie tak. A teraz, podczas pierwszego tańca, czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie.
Wszystko, co do tej pory się wydarzyło nauczyło nas, że nie mogliśmy czekać z tym wszystkim. Chciałam życia, jakiego zawsze pragnęłam. U boku mężczyzny, którego kocham, w naszym domu. Brakowało nam tylko dziecka, ale...może kiedyś, niedługo...
Wiedzieliśmy o krwi Scarlett niewiele. Leczyła choroby, ale dziewczyna miała jej w sobie zbyt mało, by ją pobierać. Być może to był skutek chorych eksperymentów Mroka, a być może miała tak od urodzenia. Ona sama nie była tego pewna.
Dobrze mi się z nią rozmawiało. Lata męki, przez które przeszła sprawiła że była pokorna i miała ciekawe podejście do życia. Nie było w niej ani krztyny zła, co utwierdziło nas, że była córką Strażnika. Poza tym chciała wiedzieć o swoich rodzicach jak najwięcej. Mówiła mi, że ma żal do ojca, ze ją zostawił, ale rozumiała, że chciał wrócić do swojej ukochanej. W tych słowach kryło się jakieś drugie dno, ale nie mogłam poznać o co chodzi. Mówiła, że bardzo przykro jej, że nie poznała matki. Widziała jej zdjęcia, ja też je widziałam. Była do niej zaskakująco podobna. Jedyne czym się różniły to odcieniem skóry i wiekiem.
Tak jak Scarlett była pewna, tak bardzo nie ufaliśmy Sedricowi. On sam nie chciał z nami rozmawiać, a ilekroć zapytałam o nią dziewczynę, rumieniła się i zmieniała temat. Tę dwójkę coś łączyło, ale nie mogłam rozgryźć co to było...
-To nasze wesele, gdzie odleciałaś w najszęśliwszym dniu każdej kobiety?-zapytał Jack łapiąc w swoje palce mój podbródek.
-Moim najszczęśliwszym dniu?-droczyłam się.-A już myślałam, że to też twój najszczęśliwszy dzień...
-Nasz. To nasz najszczęśliwszy dzień.-powiedział obejmując mnie mocno w pasie. Piosenka już się skończyła, a kilka par wkroczyło na parkiet. Widziałam w tłumie Sophie, która uśmiechała się radośnie do jakiegoś chłopaka. Scarlett i Sedric również tańczyli w ciemnym rogu. Przywykliśmy, ze nie lubili światła i rozgłosu. Cóż, czego się spodziewać, po ludziach, którzy całe swoje życie spędzili w podziemiach...
Jack pociągnął mnie na balkon wychodzący na piękny ogród. Stanął za mną i objął mnie od tyłu. Oparł głowę na mojej i razem wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce.
Ta uroczystość nie była idealna. Brakowało mi tu mojej rodziny. Mojej Ani.
Miesiąc temu napisaliśmy do niej list. Królestwo Arendelle pozostawało bez władcy, a ja nie mogłam zasiąść na tronie. Byłam nieśmiertelna i nie mogłam rządzić państwem przez wieki. Królestwo potrzebowało silnej dynastii, potomków i reform. Ania zapewniłaby to. Razem z tą wiadomością wysłaliśmy jej zaproszenie na nasz ślub.
W wiadomości zwrotnej napisała, że obejmie tron, bo tego chcieli by rodzice. Osiągnęła pełnoletność i razem z Kristoffem zamierzali zasiąść na tronie. Odesłała też zaproszenie, na którym napisała: "Dopiero wtedy, kiedy powiesz prawdę".
Moja własna siostra mi nie wierzyła. Nie zjawiła się w najważniejszym dniu mojego życia. Bolało.
-Nadal coś jest nie tak.-Jack musiał zobaczyć mój wyraz twarzy.-Nie mogę na ciebie patrzyć, kiedy tak się smucisz...
-To zamknij oczy.-mruknęłam, na co ten się zaśmiał.
-Wtedy musiałbym stracić widok najpiękniejszej kobiety na świecie.
Okej, to zadziałało. Odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na jego klatce piersiowej, po czym go pocałowałam.
-Słońce...-mruknął odrywając się ode mnie i spoglądając spod półprzymkniętych powiek.-Całowaniem mnie nie zwiedziesz. Chociaż czekaj... Może trochę. Ale chcę wiedzieć, co cię tak gryzie.-kiedy nie odpowiedziałam, westchnął.-Chodzi o Anię, prawda?
Odeszłam od niego. Nie chciałam, by martwił się jeszcze bardziej.
-Po prostu...-zaczęłam opierając się o barierkę..-tęsknię za nią. I..ciężko mi, że ona mi nie wierzy.
-Czy gdyby ona uwierzyła, byłabyś szczęśliwa?-spytał, wpatrując się we mnie uważnie.
-To byłby najlepszy prezent ślubny.-powiedziałam instynktownie, nie wiele myśląc. Może gdzieś w głębi serca oczekiwałam, że moja siostra wyjdzie gdzieś zza pleców mojego mężczyzny, ale to się nie stało. Wręcz przeciwnie-spuścił głowę i westchnął długo.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie.-podszedł do mnie i złapał mnie za ręce, splatając swoje palce z moimi. -Żeniąc się z tobą nie zrobiłem nic nowego. W chwili, w której cię zobaczyłem po raz pierwszy mnie urzekłaś. Każdy dzień, nie, każda sekunda spędzona z tobą była i jest dla mnie najważniejsza. Już dawno wiedziałem, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, to chcę z tobą spędzić moje życie. Zabrałaś moje serce i moją duszę i nic nie zapowiada się, że mi je oddasz. A nawet jeżeli byś chciała to zrobić, nie przyjąłbym ich. Wiem, że gadam bez sensu, ale zmierzam do ważnych wniosków. Wystarczy, że kiwniesz palcem, że mrugniesz, że powiesz słowo, a nie mógłbym przejść obojętnie i natychmiast wykonałbym twoją prośbę. Wiem, jak bardzo pragniesz spotkać się z Anią. Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. Dlatego chcę spełnić to życzenie...
-Co...
-Daj mi dokończyć. Ania nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy. Ciężko byłoby pokazać jej nieśmiertelność. W końcu by się o tym przekonała, ale bez sensu byłoby czekać. Więc postanowiłem podarować ci ostatnią rzecz, jakiej ci nie oddałem.
Sięgnął do kieszeni wewnątrz garnituru i wyjął podłużny, złoty walec. Przekręciłam głowę z niezrozumieniem. Nie miałam pojęcia co to jest ani do czego służy, dlatego czekałam na wyjaśnienia.
-Podaj mi rękę.-powiedział przejętym głosem. Czymkolwiek był przedmiot, musiał mieć dla niego duże znaczenie.
Złapał moją dłoń w swoją. Widziałam błysk aprobaty i dumy kiedy zobaczył obrączkę na moim palcu. Położył moją rękę na przedmiocie wtedy...
    ...ujrzałam młodego chłopca, wyglądającego prawie jak Jack. Jedyne co ich różniło to kolor włosów oraz oczu a także karnacja. Bawił się wesoło z jakąś młodą dziewczynką, która skakała wokół niego i wołała do niego "Jack!". Zorientowałam się, że to był on. To był mój mąż. W poprzednim życiu.
Nie rozmawialiśmy o tym za często. Wiedziałam, że umarł, by narodzić się znowu. Po 300 latach samotności w końcu stał się Strażnikiem. Ale nic poza tym. Nie lubił o tym mówić, a ja nie naciskałam.
Ale teraz to widziałam. Widziałam na własne oczy jak przytula małą dziewczynkę, jak się z nią bawi i z jaką miłością na nią patrzy. To musiała być jego siostra. Byli bardzo podobni. Zastanawiałam się, czy tak samo wyglądałby z naszą córką...
 ...Wróciłam do teraźniejszości. Nie zauważyłam, że po mojej twarzy płynęły łzy. Podzielił się ze mną swoją przeszłością. Tym, kim kiedyś był. Poczułam się z nim związana bardziej niż ktokolwiek.
-Miałeś siostrę...-zdołałam wykrztusić zadławionym głosem.
Uśmiechnął się na jej wspomnienie.
-Miała na imię Emma. Przywoływanie uczuć i wspomnień przed staniem się Strażnikiem jest trudne. Widzę je i wiem, że istniały, ale nie mogę ich poczuć. Wracając do Emmy...kochałem ją. Wiem to. ilekroć je oglądam-wskazuje na złoty przedmiot.-widzę jakim uczuciem ją darzę, a właściwie darzyłem. Wiesz jak zostałem Strażnikiem?-zmienia nagle temat.
-Uratowałeś jakieś dziecko ceną swojego życia, jak każdy.-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Masz rację. Uratowałem ją. Uratowałem Emmę. Wyszła na lód, a wtedy on się pod nią załamał. Nie mogłem pozwolić, żeby moja mała siostrzyczka wpadła do lodowatej wody. Tak bardzo się bała...Ja też. Ale uratowałem ją, sam ginąc. Potem Księżyc sprawił że znów zacząłem żyć.  Tułałem się przez 300 lat, aż w końcu zostałem Strażnikiem.
Przytuliłam go. Nie byłam w stanie dłużej na niego patrzyć. Nie mogłam wyobrazić sobie 300 długich lat tułania się po świecie. Ale nigdy już nie będzie sam. Już zawsze będę z nim.
-Pokażemy to Ani i uwierzy. Pogodzisz się z siostrą.
-Jack, nie.-zaprzeczyłam odsuwając się od niego i patrząc mu w twarz.-Ujawnisz się!
-Tak, wiem. Ale chcę to zrobić. Chcę byś była szczęśliwa.
-Nie, nie ma mowy. Jestem szczęśliwa. Mogę być szczęśliwa...
-Elsa.-przerwał mi łapiąc moją twarz w swoje duże dłonie.-Ja straciłem swoją siostrę. Nie poznałem jej jako Frost. Nie chcę, by z tobą było tak samo...
-Ale...
-To MOJA decyzja. Mój prezent dla ciebie.
Pocałowałam go mocno przelewając w czynność to, jak bardzo go kocham. Wsunęłam ręce w jego włosy i przeczesałam je czując wiecznie utrzymujące się tam kryształki lodu. Odsunął się ode mnie tylko na tyle, by mógł coś powiedzieć.
-Jeżeli chcemy jeszcze dziś iść do Ani, powinniśmy się pośpieszyć-mruknął, muskając swoimi wargami moje.
-Dziś?-spytałam zaskoczona.
-Słońce, chcę cię mieć dziś całą długą noc. A potem poranek. A potem cały następny dzień i całą wieczność. Musimy załatwić to szybko.-powiedział i znów mnie pocałował. Zachichotałam. Za to właśnie go kochałam.
Nic nie mówiąc pociągnął mnie z stronę sali balowej, w której odbywało się przyjęcie. Wynajął pałac wiedząc, że właśnie w takim miejscu spędzałam dzieciństwo. To była jego kolejna zaleta względem mnie-zawsze wiedział, czego pragnę.
-Pamiętasz jak kiedyś zapomniałaś pracy zaliczeniowej?-zapytał, a ja uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wziął mnie wtedy na ręce i kazał udawać mdlejącą a potem zaniósł mnie do pielęgniarki. Był doskonałym aktorem.
-Jasne, że tak-odszepnęłam.-Nie mogłabym zapomnieć twojego debiutu aktorskiego.
-To teraz czas na mój drugi występ.-widziałam, jak bardzo powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem.
Szybko wziął mnie na ręce i przeniósł przez całą salę. Schowałam twarz w jego klatkę piersiową i zaśmiałam się.
-Musimy państwa przeprosić-zaczął głośno Jack.-...ale ja i moja żona mamy sprawę do załatwienia. W sypialni.-po tych słowach wyszedł z sali w towarzystwie śmiechów gości. Był niemożliwy.
-Jack, oszalałeś?!-krzyknęłam, kiedy w końcu postawił mnie na ziemi. Cały czas byłam rozbawiona.-Przecież oni teraz pomyślą, ze my...no wiesz...
-Oj, słońce, jesteśmy już małżeństwem...-objął mnie w talii i przyciągnął moje ciało do swojego.-Teraz możemy pieprzyć się jak króliki.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, ani rumieńcu zawstydzenia, więc wybuchnęłam śmiechem, przyciskając twarz do torsu chłopaka. On również się zaśmiał.
-Ale na to przyjdzie jeszcze pora, obiecuję.-złapał mnie za podbródek.-A teraz lecimy do tej twojej niewiernej siostruni...
-Ej!-znów się zaśmiałam, ale od razu przestałam, kiedy wziął w posiadanie moje usta.
   Kilka minut później znaleźliśmy się w naszym apartamencie. Jack zajrzał do walizki i wyciągnął z niej normalne ubranie dla siebie i dla mnie.
-Zaplanowałeś to wszystko!-krzyknęłam, kiedy rzucił we mnie ubraniami.-A jak bym się nie zgodziła?
-Słońce, nie przyjąłbym odmowy.-cmoknął mnie przelotnie w usta i zaczął ściągać garnitur-A teraz ściągaj tą kieckę i przebieraj się.
Zmrużyłam oczy. Nie wiem czy bardziej byłam na niego wściekła, czy zauroczona nim. Postawiłam na coś pomiędzy. Postanowiłam go jednak trochę ukarać.
Moja suknia wiązana była z tyłu, więc nie było szans, żebym sama się z niej wyplątała.
-Kochanie, pomógłbyś mi z suknią?-spytałam niewinnym głosem, kiedy ściągnął koszulę i został w samych spodniach.
Odwróciłam się do niego tyłem czekając na to, aż rozwiąże sznur. Biedaczek jeszcze nie wiedział, co czeka go w środku.
Kiedy poczułam, że gorset jest rozluźniony pozwoliłam mu swobodnie opaść na ziemię. Nie miałam stanika, więc miałam na sobie tylko skąpe majtki i pończochy.
-Słońce...-wychrypiał mi do ucha Jack, przyciskając mnie do jego nagiego torsu. Przeszedł mnie dreszcz kiedy całował moją szyję, a jego ręce błądziły po moim niemal nagim ciele.
-Musimy się zbierać...-wysapałam opierając o niego głowę.
-Mhm...-mruknął całując moje ramię i schodząc rękami coraz niżej.
-Możemy tu zostać. Ania poczeka.-szepnęłam, kiedy złapał mnie za pośladek. Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy zostali i to dokończyli.
Nagle odsunął się ode mnie. Przestałam czuć zimno i już chciałam odwrócić się i sprawdzić, co się stało, kiedy poczułam jak wsuwa na mnie biustonosz. Starannie przełożył go przez moje ręce, a potem zapiął go. Potem włożył mi koszulkę.
-Spodnie będziesz musiała założyć sobie sama, słońce.-mruknął gardłowo. Odwróciłam się do niego. W oczach miał takie samo podniecenie, jakie z pewnością ja miałam w swoich. Założył koszulkę przez głowę, kiedy ja zakładałam swoje spodnie. W końcu ściągnął spodnie i włożył inne, wygodniejsze. Wciągnął na siebie swoją granatową bluzę, a potem włożył do przedniej kieszeni złoty przedmiot. Nadal nie do końca wiedziałam jak to się dzieje, że kiedy się go dotyka widzi się przeszłość.
-Gotowa?-spytał tylko, a ja pokiwałam głową. Objął mnie w pasie i wylecieliśmy przez okno. Czas spotkać się z siostrą.
Jack
Elsa wzięła moje wszystko. Byłem cały jej. Ale mimo to nie zdołałem oddać jej jednego-moich wspomnień. Nikt nigdy ich nie poznał. Ale pragnąłem, by to ona je ujrzała. By poznała tego innego Jack'a, którym byłem.
-To nasze wesele, gdzie odleciałaś w najszęśliwszym dniu każdej kobiety?-zapytałem moją żonę, łapiąc jej podbródek tak, by na mnie spojrzała. Jej wzrok wydawał się odległy, a ja chciałem by była tu teraz, przy mnie, na naszym weselu.
-Moim najszczęśliwszym dniu?-na jej twarzy pojawił się zuchwały uśmieszek. -A już myślałam, że to też twój najszczęśliwszy dzień...
-Nasz. To nasz najszczęśliwszy dzień.-przyznałem jej obejmując ją w talii. Rozejrzała się po sali łapiąc wzrokiem konkretne osoby. Powoli wyprowadziłem ją na zewnątrz.
  Przytuliłem Elsę od tyłu i razem wpatrywaliśmy się w zachód słońca. Przez chwilę wpatrywała się z zachwytem w dal, a potem jej spojrzenie zaszkliło się i ponownie odleciała. Doskonale wiedziałem, o czym myślała. Jej siostra nie przyjęła naszego zaproszenia. Nie było jej tu. Została królową Arendelle. Z tego co wiedziałem, nie była nią jeszcze oficjalnie, bo oficjalna uroczystość miała odbyć się kiedy wszystkie formalne sprawy zostaną rozwiązanie. Anna chciała wprowadzić na dwór Kristoffa, a temu nie uśmiechało się życie królewskie. Jednak dziewczyna była zdeterminowana i chciała ratować królestwo.
Wszystko to wiedziałem dzięki Strażnikom. Mieli możliwości by to sprawdzać. Obserwowali zamek szczególnie pod kątem tego, że wcześniej był siedzibą Mroka, a ja mogłem pilnować Annę. Nie mówiłam tego jednak Elsie. Wspomnienie o siostrze bolało ją, a ja zamierzałem to naprawić.
-Nadal coś jest nie tak.-przerwałem ciszę.-Nie mogę na ciebie patrzyć, kiedy tak się smucisz...
-To zamknij oczy.-mruknęła niezadowolona, a ja zaśmiałem się szczerze.
-Wtedy musiałbym stracić widok najpiękniejszej kobiety na świecie.
Odwróciła się do mnie najwyraźniej udobruchana, po czym położyła swoje dłonie na moim torsie i pocałowała mnie.
-Słońce...-przerwałem pocałunek.-Całowaniem mnie nie zwiedziesz. Chociaż czekaj... Może trochę. Ale chcę wiedzieć, co cię tak gryzie.-odpowiedź nie nadchodziła, a ja westchnąłem.-Chodzi o Anię, prawda?
Odsunęła się ode mnie, a mi nie spodobało się to za bardzo. Pozwoliłem jej jednak mówić.
-Po prostu...-oparła się o barierkę.-...tęsknię za nią. I..ciężko mi, że ona mi nie wierzy.
-Czy gdyby ona uwierzyła, byłabyś szczęśliwa?-spytałem. Zamierzałem spełnić jej życzenie.
-To byłby najlepszy prezent ślubny.-powiedziała a w jej oczach pojawiła się nadzieja. Chciałem zrobić wszystko, ale nie to. Nie wzbudzenie nadziei było moim celem. Westchnąłem przeciągle.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie.-podszedłem do niej i splotłem nasze palce.-Żeniąc się z tobą nie zrobiłem nic nowego. W chwili, w której cię zobaczyłem po raz pierwszy mnie urzekłaś. Każdy dzień, nie, każda sekunda spędzona z tobą była i jest dla mnie najważniejsza. Już dawno wiedziałem, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, to chcę z tobą spędzić moje życie. Zabrałaś moje serce i moją duszę i nic nie zapowiada się, że mi je oddasz. A nawet jeżeli byś chciała to zrobić, nie przyjąłbym ich. Wiem, że gadam bez sensu, ale zmierzam do ważnych wniosków. Wystarczy, że kiwniesz palcem, że mrugniesz, że powiesz słowo, a nie mógłbym przejść obojętnie i natychmiast wykonałbym twoją prośbę. Wiem, jak bardzo pragniesz spotkać się z Anią. Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. Dlatego chcę spełnić to życzenie...
-Co...
-Daj mi dokończyć. Ania nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy. Ciężko byłoby pokazać jej nieśmiertelność. W końcu by się o tym przekonała, ale bez sensu byłoby czekać. Więc postanowiłem podarować ci ostatnią rzecz, jakiej ci nie oddałem.
Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem moje mleczaki w efektownym, złotym opakowaniu. Elsa nie wiedziała, co to jest. Doskonale widziałem to w jej spojrzeniu. Ale dla mnie ten przedmiot miał większą wartość niż cokolwiek innego.
-Podaj mi rękę.-powiedziałem, a ona wykonała moje polecenie. Położyłem jej drobne palce na przedmiocie.
Doskonale widziałem moment, w którym "weszła" w moje wspomnienia. Jej spojrzenie się przyćmiło, a wyraz twarzy zmienił w pusty i odległy. W pewnym momencie w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziałem, co tam zobaczyła, nikt nie miał na to wpływu-zawsze to było coś innego.
W końcu wróciła do mnie.
-Miałeś siostrę...-powiedziała tak, jakby to było coś niewiarygodnie ważnego. i faktycznie było.
Uśmiechnąłem się myśląc o tej małej brunetce.
-Miała na imię Emma. Przywoływanie uczuć i wspomnień przed staniem się Strażnikiem jest trudne. Widzę je i wiem, że istniały, ale nie mogę ich poczuć. Wracając do Emmy...kochałem ją. Wiem to. ilekroć je oglądam-wskazałem na opakowanie z mleczakami.-widzę jakim uczuciem ją darzę, a właściwie darzyłem. Wiesz jak zostałem Strażnikiem?
-Uratowałeś jakieś dziecko ceną swojego życia, jak każdy
-Masz rację. Uratowałem ją. Uratowałem Emmę. Wyszła na lód, a wtedy on się pod nią załamał. Nie mogłem pozwolić, żeby moja mała siostrzyczka wpadła do lodowatej wody. Tak bardzo się bała...Ja też. Ale uratowałem ją, sam ginąc. Potem Księżyc sprawił że znów zacząłem żyć.  Tułałem się przez 300 lat, aż w końcu zostałem Strażnikiem.
Przytuliła mnie, a ja objąłem ją mocno. Chyba nareszcie zrozumiała, jak ważnym elementem dla mnie była. Dzięki niej nie musiałem być już sam. Czułem, że kolejne 300 lat spędzone z moją Elsą będą o wiele lepsze niż 300 poprzednich.
-Pokażemy to Ani i uwierzy. Pogodzisz się z siostrą.-doskonale wiedziałem, że to oznaczałoby złamanie zasad Strażników, ale miałem to gdzieś.
-Jack, nie.-zaprzeczyła patrząc na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami-Ujawnisz się!
-Tak, wiem. Ale chcę to zrobić. Chcę byś była szczęśliwa.
-Nie, nie ma mowy. Jestem szczęśliwa. Mogę być szczęśliwa...
-Elsa.-przerwałem jej łapiąc jej twarz w swoje dłonie-Ja straciłem swoją siostrę. Nie poznałem jej jako Frost. Nie chcę, by z tobą było tak samo...
-Ale...
-To MOJA decyzja. Mój prezent dla ciebie.
Pocałowała mnie, a mi się to spodobało. Teraz całowała mnie jak żona i miałem pełne prawo do jej ust. Były tylko moje.
-Jeżeli chcemy jeszcze dziś iść do Ani, powinniśmy się pośpieszyć-mruknąłem niechętnie przerywając pocałunek.
-Dziś?-spytała zaskoczonym głosem. No chyba nie sądziła, ze nie zamierzałem czekać?
-Słońce, chcę cię mieć dziś całą długą noc. A potem poranek. A potem cały następny dzień i całą wieczność. Musimy załatwić to szybko.-stwierdziłem znów ją całując. Zachichotała, a ja cieszyłem się, że była zadowolona.
Ale musieliśmy iść. Nie zamierzałem tracić czasu. Chciałem mieć ją tylko dla siebie.
-Pamiętasz jak kiedyś zapomniałaś pracy zaliczeniowej?-zapytałem z radością wspominając tamtą sytuację.
-Jasne, że tak. Nie mogłabym zapomnieć twojego debiutu aktorskiego.
-To teraz czas na mój drugi występ.
Wziąłem ją na ręce. Ta suknia zdecydowanie przeszkadzała mi w chodzeniu, ale kiedy moja żona przytuliła się do mnie i zaśmiała myślałem tylko o tym, jak szybko ją stamtąd wynieść.
-Musimy państwa przeprosić-powiedziałem, a wszyscy odwrócili się w moją stronę. Chciałem się trochę zabawić.-...ale ja i moja żona mamy sprawę do załatwienia. W sypialni.
Goście zaśmiali się znacząco. O to chodziło.
W końcu wyprowadziłem moją drugą połówkę na zewnątrz i postawiłem na ziemi.
-Jack, oszalałeś?!-krzyknęła rozbawiona.-Przecież oni teraz pomyślą, ze my...no wiesz...
-Oj, słońce, jesteśmy już małżeństwem...-objąłem ją i przyciągnąłem-Teraz możemy pieprzyć się jak króliki.
Zaśmiała się i znów schowała twarz. Odpowiedziałem jej rozbawionym śmiechem.
-Ale na to przyjdzie jeszcze pora, obiecuję.-złapałem ją za podbródek. -A teraz lecimy do tej twojej niewiernej siostruni...
-Ej!-znów się zaśmiała, a ja znów ją pocałowałem. Uwielbiałem takie momenty.      
    Zabrałem ją do naszego pokoju po rzeczy które wcześniej ze sobą zabrałem. Planowałem to zrobić i dokładnie wiedziałem, że odwiedzimy Ankę. A ta musiała uwierzyć. Z reszta nie będzie miała wyboru. Nie z takimi dowodami.
Wyciągnąłem ubrania Elsy i rzuciłem nimi do niej wyciągając własne. Miałem serdecznie dość tego garnituru.
-Zaplanowałeś to wszystko!-krzyknęła.-A jak bym się nie zgodziła?
-Słońce, nie przyjąłbym odmowy.-cmoknąłem ją i zacząłem się rozbierać.-A teraz ściągaj tą kieckę i przebieraj się.
Byłem właśnie w trakcie rozpinania i ściągania niewygodniej koszuli, kiedy usłyszałem słodki, niewinny głosik, zupełnie różny od poprzedniego.
-Kochanie, pomógłbyś mi z suknią?-spytała. Coś było nie tak. Wyczułem to w jej głosie. Ale wykonałem jej prośbę odwijając sznurek i poluzowując go po kolei. W końcu był rozluźniony całkowicie i opadł swobodnie na ziemię. Ujrzałem nagie plecy Elsy. Nie miała stanika. Coś czułem, że nie wyjdziemy stąd szybko. Tym bardziej, kiedy zobaczyłem jej nogi odziane w seksowne pończochy. Ona mnie kiedyś zabije, pomyślałem.
-Słońce...-wychrypiałem. Byłem bardziej podniecony niż bym tego chciał. przycisnąłem jej ciało do swojego i poczułem na torsie ukłucie zimna. Całowałem jej smukłą szyję jednocześnie przesuwając rękami po jej ciele.
-Musimy się zbierać...-wysapała, opierając na moim ramieniu swoją głowę.
-Mhm...-mruknąłem nie słuchając jej. Byłem facetem i jej nagie ciało sprawiało, że mój mózg się wyłączał, a ja zaczynałem myśleć zupełnie inną częścią ciała. Pocałunkami schodziłem coraz niżej. Jej skóra była taka delikatna i zimna, że nie mogłem powstrzymać się od trzymania ust na niej.
-Możemy tu zostać. Ania poczeka.-szepnęła, a ja złapałem ją za tyłek. Miała naprawdę niezły tyłek. Nie brzmiała, jakby chciała żebym przestał, ja z resztą też nie, ale kiedy dotarł do mnie sens jej słów natychmiast przestałem. Odsunąłem się od niej i kiedy była jeszcze oszołomiona złapałem stanik i zacząłem jej go zakładać. Nie sądziłem, że ubieranie jej spodoba mi się równie co rozbieranie. Ale kiedy stała tam tak bezwładnie i pozwalała mi na wszystko nie mogłem się nie uśmiechnąć. Założyłem jej koszulkę. Zostały tylko spodnie, ale nie zamierzałem jej pomagać. Z resztą, nie zdołałbym. Nie, widząc te pończochy i majtki.
-Spodnie będziesz musiała założyć sobie sama, słońce.-mruknąłem, a ona odwróciła się do mnie. Skończyłem się ubierać, a przedmiot, który był dziś bardzo ważny schowałem w przedniej kieszeni bluzy.
-Gotowa?-spytałem bojąc się, ze jeżeli powiem coś więcej, zostaniemy w pokoju i cała ta "misja" się nie powiedzie. Kiwnęła głową, a ja złapałem ją w talii i polecieliśmy w górę. Czas, żeby spotkać się z rudą...
Anna
Kręciłam się w łóżku. Spałam w nim już dobrych kilka dni, ale nadal miałam wrażenie, że należy do rodziców. Dodatkowo ten mój brzuch. Myśl, że kryło się tam dziecko była cudowna w dzień. W nocy pojawiał się problem jak ułożyć się, by było mi wygodnie.
Kris miał twardy sen. Nigdy nie dało się go obudzić. Ale z drugiej strony, kiedy tak leżał i opiekuńczym, niemal zaborczym gestem obejmował moją talię nie byłabym w stanie go obudzić.
Dziś był dzień jej ślubu. Tak bardzo chciałabym jej uwierzyć. Byłam dużą dziewczynką i dawno przestałam wierzyć w super-bohaterów i Świętego Mikołaja. Elsa mogła powiedzieć mi prawdę. Gdyby powiedziała mi, że chciała odpocząć. Że ktoś ją porwał. Ze była na coś chora...Gdyby powiedziałaby mi prawdę, nawet tą straszną i bolesną...uwierzyłabym. Ale nie w bzdury, które mi wmawiali.
Nagle wielkie okno po mojej stronie otworzyło się z hukiem. Zadrżałam, ale wstałam by zamknąć okno. Nie będę przecież marzła przez jakiś mocniejszy podmuch wiatru. Podeszłam do okna i zamarłam.
-Elsa...-zdołało mi się tylko wykrztusić. Nie wiem, czy byłam bardziej zaskoczona tym, że tu jest, czy tym, ze unosi się w powietrzu. To przecież nie było możliwe...
Uśmiechnęła się do mnie smutno. Była moją siostrą i potrafiłam dokładnie rozpoznać jak się czuje. W jej oczach nie było złości, chociaż powinna tam być. Widziałam tam za to smutek i ogromny ból. Jej wzrok prześlizgnął się na mój brzuch, a ja instynktownie objęłam go rekami. Chyba nie przyszła tutaj, żeby się mścić...Prawda?
-Wejdźmy do środka-powiedziała do Jacka, który trzymał ją na ramionach.-Przeciąg nie jest dobry dla dziecka.
Nie przyszła się mścić. Martwiła się o mnie. Byłam zła na siebie, ze w ogóle tak pomyślałam. Jack postawił ją na parapecie, a ona zeskoczyła z niego na podłogę. Poszedł w jej ślady, po czym machnął ręką, a okno zamknęło się podmuchem wiatru. Nie wiedziałam co się działo. Bałam się.
-Przepraszam.-szepnęła Elsa najwyraźniej nie chcąc budzić Krisa. Ja nie miałabym nic przeciwko. Dlaczego mnie przepraszała? TO chyba ja...-Nie byłam z tobą szczera od początku. Myślę...myślę, że muszę ci wiele wyjaśnić.
Założyłam ręce na piersi i podniosłam głowę do góry chcąc pokazać, jak pewna siebie jestem, a tak naprawdę cała dygotałam w środku.
-Dawaj.-powiedziałam drżąc bardziej, niż bym chciała.
-Posiadam magiczną moc. Jack też.
Zaśmiałam się. A więc dalej wracaliśmy do tych kłamstw. Najpierw próbowała wmówić ci ponad-ludzi, a teraz magię. Nie miałam już 6 lat!
Już chciałam zaprzeczyć, ale ona natychmiast mi przerwała.
-Kiedy byłyśmy małe i bawiłyśmy się ugodziłam cię moją mocą. Udało się ciebie uratować, ale straciłaś wspomnienia o mojej mocy. Pamiętałaś tylko zabawę. Rodzice wypłynęli za morze, żeby odkryć przyczynę tego, że byłam inna. Zginęli, bo chcieli mi pomóc. Wszystko co mówię jest prawdą.-powiedziała, za pewne widząc moją sceptyczną minę.-Olaf. Pamiętasz go? Tego śmiesznego bałwanka, którego stworzyłam magią. Nie chciałaś się go pozbyć, ale po tamtym incydencie musiałam pozwolić mu się rozpuścić. Był tylko bałwankiem, ale był też naszym przyjacielem.
Olaf. Złapałam się za brzuch. Tam w środku mój mały synek też miał mieć na imię Olaf. To imię krążyło w mojej głowie z niewiadomych przyczyn. A teraz już wiedziałam dlaczego.
-Jack ma taką samą moc jak ja-kontynuowała.-Ale jest kimś więcej. Jest Strażnikiem Marzeń. Strażnikiem dzieci. Żyje już ponad 300 lat. Jest nieśmiertelny. Ja też jestem.-już chciałam jej przerwać, ale ona nie dopuszczała mnie do słowa.-Istnieje ich więcej. Strażników. Jeden z nich był zły. Był Anty-Strażnikiem. Porwał mnie. Dwa razy. Za pierwszym byłam bliska śmierci. I właśnie wtedy stałam się nieśmiertelna. Tylko w ten sposób zdołałam przeżyć. Za drugim razem porwał mnie na dłużej. To co tam robił...jest nieważne. Ale to dlatego zniknęłam. Nie chciałam się zbliżać do ciebie, bo cię chroniłam. Znalazłby cię i dopadł, a ja nie zamierzałam do tego dopuścić. Potem znalazł mnie Jack i znów się zeszliśmy.
Patrzyłam na nią. To wszystko...nie dość, ze nie miało sensu, to było nierealne. Mama czytała mi w dzieciństwie bajki o Strażnikach i wydawało mi się, że to właśnie stamtąd Elsa wzięła te historię.
-Dlaczego wciąż mnie okłamujesz?-spytałam czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.
Pokiwała bezradnie głową i odwróciła się do Jack'a, który stał z boku wszystko uważnie obserwując.
-Mogę...?-spytała, a ten pokiwał głową i wyciągnął z kieszeni mieniący się, złoty przedmiot. Delikatnie wzięła go w swoje ręce, jakby był najcenniejszą rzeczą jaką miała. Tak z resztą wyglądał.
-Udowodnię ci, że mówię prawdę. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale proszę, zaufaj mi.
Poczułam jak ściska mnie w gardle, kiedy wyciągnęła rękę przed siebie. Kiedyś podałabym jej swoją bez wahania, ale teraz...sama nie byłam pewna. Ale w jej oczach nie kryło się nic niepokojącego. Tylko smutek.
Podałam jej swoją dłoń, a ona położyła ją na przedmiocie. A wtedy rzeczywistość zniknęła...
   ...Zobaczyłam chłopaka i dziewczynkę na lodzie. Mieli identyczny kolor włosów. Może byli rodzeństwem? Kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę zobaczyłam, że to Jack. Tak jakby...Wyglądał jak on, ale kolor włosów i oczu się nie zgadzał. Wiedziałam, że był farbowany!
Nagle usłyszałam pękanie lodu. Tak głośnie i rozrywające, że ciężko było w to uwierzyć.
-Jack, boję się!-krzyknęła dziewczynka, a ja zapragnęłam ją uratować. Ale zorientowałam się, ze nie mogę nic zrobić. A to tylko wspomnienia chłopaka.
Potem wszystko wydawało się zbyt szybkie. Jack odepchnął dziewczynkę ratując ją, a sam wpadł do wody. Nie wynurzył się. Umarł. Więc...jak to możliwe, że żył?
Nagle czas jakby poruszył się szybko. Była noc. Księżyc oświetlił miejsce, w którym zginął chłopak. Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale wyglądało to niemal magicznie. Szczególnie, że jego ciało zaczęło się wynurzać spod lodu. A on wyglądał już tak jak teraz. Miał siwe oczy, bladą skórę i błękitne oczy. Jednak nie był farbowany.
Wspomnienia chłopaka zaczęły przelatywać mi przed oczami zbyt szybko, abym mogła na jakimkolwiek się skupić, a tym bardziej je zrozumieć. W końcu wszystko zniknęło...
 ...Zobaczyłam wpatrujących się we mnie Jack'a i Elsę. Miała rację. Nadal nie wiedziałam, jak to mogło być możliwe, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że mówiła prawdę.
-Uwierzyłaś...-szepnęła moja siostra przejętym głosem. Pokiwałam tylko głową. Wierzyłam. Już tak.
-Przepra...-zaczęłam, ale ona błyskawicznie mi przerwała.
-Nie. Nie rób tego. Nie przepraszaj, bo nie jestem pewna, czy potrafiłabym ci wybaczyć. A nie chcę cię ranić. Zniknę teraz z twojego życia po raz ostatni. Ale tym razem będziesz o tym wiedziała. Wiesz, gdzie mieszkam. Wróć, kiedy będziesz gotowa.-powiedziała, a okno znów się otworzyło. Jack znów wziął ją na ręce i razem wylecieli przez okno. A ja wpatrywałam się w ślad za nimi. Nie mogłam uwierzyć, że byłam, że jestem taka głupia. Żałowałam, ze wcześniej nie uwierzyłam. Że dorosłam.
Zamknęłam okno i wróciłam do łóżka. Objęłam mocno Krisa, a ten odwzajemnił mój uścisk przez sen. Mimo, że biło od niego ciepło w środku czułam się zimna. Wiedziałam, że nie mogę już nic naprawić. Zepsułam to. I już nigdy nic nie wróciłoby do normy, nawet, gdybym tego pragnęła.




Nie wiem dlaczego tekst jest zielony. Nie jest to zrobione celowo. Przepraszam za te niedogodności.