Elsa
To zdarzało się co noc. Bałam się wtedy tak bardzo, ale nie mogłam krzyknąć. Nie mogłam nic powiedzieć. Otaczały mnie przerażające dźwięki dobiegające z zewnątrz. Przerażające wizje dręczyły mnie każdej nocy.
Koszmary.
Sny, które pokazywały jak słaba jestem. Widziałam w nich moich najbliższych. Anię, moje przyjaciółki, nawet Jack'a. I każdemu ze snów towarzyszyło jedno jedyne uczucie-odrzucenie. Tak bardzo nienawidziłam i bałam się tego. Nie chciałam tego przechodzić.
Tej nocy stałam po środku polany. Znałam ją. Aż za dobrze. To było miejsce, w którym Jack mnie pocałował, a potem odrzucił. Miejsce, które zapamiętałam jako najgorsze i najlepsze miejsce na ziemi. Spojrzałam w górę. Niebo było puste, pozbawione gwiazd i księżyca. Opuściłam wzrok. Tuż pod moimi stopami Jack całował jakąś dziewczynę. Na początku wydawało mi się, że to wspomnienie. Że jego usta muskają moje, że jego dłonie błądzą po moim ciele, a wzrok skupiony tylko na mnie. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Ale za chwilę powiał wiatr. Nieprzyjemny i suchy. Senny Jack uniósł głowę i uśmiechnął się złośliwie. Spojrzałam na jego partnerkę. To nie byłam ja. To była ona. Dziewczyna, która zniszczyła moje życie. Która sprawiła, że przestałam wierzyć w miłość. Która mi ją odebrała.Victoria. Wyglądała jak wtedy. Piękna, ze złośliwym wyrazem twarzy. Znów pocałowała żarliwie Jack'a, a z moich oczu popłynęły łzy.
-Oj...popłakała się. Patrz Jack. Twoja ukochana płacze.-szydziła ze mnie.
-Ukochana? Mówisz o tej wywłoce? Nigdy nie mógłbym pokochać takiego odmieńca.
Zaczęłam uciekać. Nie mogłam otworzyć ust, krzyknąć cokolwiek powiedzieć. Cały czas słyszałam jego słowa. Krążyły w kółko i kółko. Upadłam nie móc znieść naporu tych słów. I nagle poczułam zimno. Przyjemne, otulające zimno.
-Proszę, otwórz oczy.-usłyszałam. To byłe jego głos. Głos Jacka. Ale nie tego ze snu. Prawdziwego. Otwórz oczy, Elso. No już...-Kochanie, obudź się.
Zerwałam się oddychając ciężko. Nigdy się tak nie budziłam. Zawsze koszmar się kończył sam. Teraz zostałam z niego wybudzona.
Wtuliłam się w jego ciało. Poczułam spokój i poczucie bezpieczeństwa. Z moich oczu poleciały łzy ulgi.
-Hej, słońce, nie płacz-wyszeptał w moje włosy chłopak.-Powiesz mi?
-Byłeś tam-szepnęłam po chwili. Przełknęłam ślinę.-Leżałeś na tej polanie...ona tam była...Victoria. Całowałeś ją. A potem powiedziałeś, że jestem odmieńcem...że nie chcesz takiej wywłoki...
Rozpłakałam się na dobre. Powiedzenie tego nagłos bolało jeszcze bardziej. Poczułam jak Jack unosi mnie delikatnie, bym mogła na niego spojrzeć. Położył swoje dłonie na moich policzkach ścierając kciukami łzy.
-Elsa-powiedział, a ja utonęłam w jego tęczówkach.-Nie chcę żadnej innej. Chcę ciebie. Całej. Nie ma piękniejszej i mądrzejszej od ciebie.
Popatrzyłam na niego. Uśmiechnęłam się, co słowa które wypowiedział napełniły moje serce nową nadzieją.
-Kłamałem.-powiedział nagle, a mój uśmiech zbladł. Zaczęło mnie skręcać w żołądku, a serce biło zbyt szybko. Ale wtedy zaczął mówić.-Kłamałem mówiąc, że twoja muzyka jest denna. To najpiękniejsze, co w życiu słyszałem. Twój głos jest niepowtarzalny. I kłamałem mówiąc, że twoja fryzura była kitowa. W każdej wyglądasz pięknie i wyjątkowo. Cała jesteś piękna. Masz piękne wnętrze. I nie wiem ile razy już powiedziałem "piękne", ale mógłbym to mówić godzinami. Bo taka jesteś.
W tym momencie dopadła mnie tylko jedna emocja-miłość. I to tak ogromna, że od razu przyciągnęłam go do pocałunku. Chciałam już zawsze móc go całować. Już zawsze móc go dotykać. Już zawsze słyszeć jego głos i widzieć jego twarz. Chciałam budzić się przy nim i przy nim zasypiać. Odsunęłam się od niego by nabrać powietrza. Patrzył na mnie na tymi swoimi hipnotyzującymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego. Czułam, że jestem tam, gdzie od początku powinnam być.
Do pokoju zaczęło wdzierać się światło. Nastał ranek, a my nadal leżeliśmy w łóżku przytuleni do siebie. Cały czas rozmawialiśmy. Jack powiedział, że mogę zadawać mu każde pytanie, o on odpowie na wszystkie. Więc to robiłam. Pytałam go o pierwiastek z 1982, o śmierć ważnych ludzi, o rzeczy, które nie miały sensu. Tak samo, jak bez sensu były jego odpowiedzi. Powiedział mi na przykład, że Pi to francuski filozof. Albo że Epitet to starożytna budowla zbudowana na cześć greckiego uczonego Epitecjusza. Śmiałam się z każdej jego bzdurnej teorii. Kiedy to robiłam przytulał mnie jeszcze mocniej i prosił o kolejne pytania.
Teraz leżałam na przeciwko nagiego torsu Jacka, błądząc po nim palcami, jakby był pianinem. Wpatrywał się we mnie i co chwila chichotał kiedy zjeżdżałam na brzuch. Miał łaskotki. Przydatna informacja.
-Musisz dziś iść zrobić porządną zimę-powiedziałam nie przestając wykonywać czynności.
-Co?-spytał zdezorientowany, a ja podniosłam się na łokciach, by na niego spojrzeć.
-Dzieci. Jesteś Strażnikiem, pamiętasz? Choćby Mrok zawładnął światem nie możesz ich zostawić. Pamiętasz? One są nadzieją.
Patrzył na mnie przez chwilę. Zastanawiałam się, co teraz siedzi w jego głowie, kiedy w końcu się odezwał.
-Nie zostawię cię.
-Zostawisz.-sama nie wierzyłam w to co mówię.- Tylko na kilka godzin. Posłuchaj, te dzieci potrzebują cię bardziej niż ja.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Idziesz tam, robisz najbardziej puchatą zimę w dziejach i wracasz. Plan jest prosty.
Pocałował mnie w czubek głowy i mocno objął.
-No dobra. A co ty w tym czasie będziesz robiła?
-Posiedzę, pomyślę.
-Czyli same nudy. Leć ze mną.
-Zwariowałeś nie? Nie przydam się tam.
-Dobra...ale mam dla ciebie niespodziankę.-spojrzał na mnie przebiegle.
-Niespodziankę? Jaką?
-Wiesz, że i tak ci nie powiem. Ale może jak zrobisz mi śniadanie, to się zastanowię...
Prychnęłam, ale mimo wszystko wstałam i przeciągnęłam się, po czym udałam się do kuchni. Zrobiłam kawę i zabrałam się za przygotowanie śniadanie, kiedy poczułam zimne pocałunki na szyi.
-Chyba nie lubię jak jesteś ode mnie tak daleko.-wyszeptał, a ja odchyliłam szyję, by dać mu większe pola do popisu.
-Chyba?
-Nie. Bardzo nie lubię.
Odwróciłam się do niego i pocałowałam go mocno. Mruknął zadowolony i pogłębił pocałunek. Wtedy się odsunęłam.
-Ej!-mruknął.
-Co ej? Chciałeś śniadanie nie?-usiadłam na krześle.-To teraz je zrób jak już wstałeś.
Przesunął ręką po twarzy i westchnął. Nie powiedział jednak nic więcej i zabrał się za robienie śniadania. Uśmiechnęłam się zwycięsko.
-To co dziś jemy?-spytałam przyglądając się MOJEMU chłopakowi.
-Czytasz te swoje książki, a nie wiesz co jada się rano?
-Nie rozumiem...
-Słońce, zawsze to są naleśniki.
-Umiesz robić naleśniki?
-A ty nie?
-Oczywiście, że...
-No to do roboty!-krzyknął i rzucił we mnie mąką. O nie, nie daruje mu tego. Uśmiechnęłam się uroczo i sięgnęłam do lodówki po jajka. Złapałam jedno i błyskawicznie rozbiłam je na głowie Jack'a. Biedaczek, nie miał jak się obronić.
Pół godziny później cała kuchnia, salon, a nawet sypialnia była brudna od mąki, jajek, a nawet oleju i dżemu. My natomiast siedzieliśmy na balkonie i zajadaliśmy się kanapkami, które zrobiłam oczywiście ja.
Po śniadaniu wstałam i wkroczyłam do ogólnie panującego bałaganu. Przewróciłam oczami na myśl o sprzątaniu. Znalazłam miotłę i kilka ściereczek. Położyłam wszystko na blacie i machnęłam rękami. Już za chwilę szmatki ścierały brud, a miotła zamiatała podłogę.
-Jesteś jakąś czarownicą?-spytał Jack, który nagle pojawił się w kuchni.
-Nie. Jasne, że nie.
-To jak to możliwe, że ruszasz tym wszystkim?
-To proste. Nasza moc polega na zamienianiu wody w lód i poruszanie nim. Ale nie mamy w sobie lodu. On jest wśród nas. W powietrzu, w parze wodnej, którą wydychamy. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, ze te drobinki lodu otoczą rzecz, którą chcesz poruszyć, a potem...no...poruszyć nią.
Patrzył na mnie jak na wariatkę, ale widać było, że próbował mnie zrozumieć. Przewróciłam oczami i wróciłam do wykonywanej czynności.
Po jakimś czasie wszystko było posprzątane. Wyszłam z sypialni na której skończyłam i usiadłam na kanapie w salonie.
-Bardzo ładnie.-powiedział Jack, który pojawił się tuż obok mnie. Nadal nie miał na sobie bluzy, którą miałam ja. Tylko korzystałam z tej sytuacji, bo ubranie było najwygodniejszym jakie miałam, pachniała nim i mogłam oglądać jego klatę. Same korzyści...
-Chcę już wiedzieć co to za niespodzianka.-powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi. Zaśmiał się na te słowa, a ja mogłam spokojnie uznać ten dźwięk za najpiękniejszy na świecie.
-No dobra, chodź.-pociągnął mnie do siebie i splótł nasze palce.
Ku mojemu zdziwieniu zaprowadził mnie do "tajemniczego pomieszczenia", gdzie ćwiczyliśmy.
-Słabe robisz niespodzianki, kotku.-powiedziałam podkreślając ostatnie słowo.
-Słońce, robię doskonałe niespodzianki.-rzekł i otworzył kolejne drzwi. Przepuścił mnie, a kiedy weszłam do środka zatkało mnie.
Książki. Wszędzie były książki. Nie była to może jakaś ogromna biblioteka, ale zdecydowanie była duża. I boska. I PEŁNA KSIĄŻEK!
-Matko...-udało mi się tylko wykrztusić. Palce świerzbiły mnie, by dotknąć każdej z nich.
-A nie mówiłem. A teraz posłuchaj mnie, zanim całkowicie stracisz kontrolę. Masz stąd nie wychodzić, jasne? Na samym końcu po lewej masz małą kuchnię, a po prawej łazienkę. Masz tu siedzieć dopóki nie wrócę.
-Żartujesz, nie? Ja stąd nie wyjdę przez następne dziesięć lat!-pisnęłam i przytuliłam chłopaka.-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A teraz idź do dzieci. A spróbuj się tylko obijać.
-A jak zrobię najlepszą zimę na świecie?
-Cóż...wtedy pomyślimy nad nagrodą.-pocałowałam go krótko.-A teraz spadaj!
Podbiegłam do pierwszej półki i nawet nie zauważyłam, kiedy Jack wyszedł. Utonęłam w zapachu książek w ich historiach i uczucia ciężaru na rękach. Nawet nie zauważyłam, jak zasnęłam.
Jack
Nie spałem. Trzymając śpiącą Elsę nie potrafiłem zasnąć. Śledziłem jej spokojną twarz badając każdą krzywiznę. Wyglądała na taką bezbronną. W rzeczywistości była istną maszyną do zabijania. Wiedziałem to. Była dzielna i silna. I była moja.
W pewnym momencie niechętnie wyswobodziłem się z objęć dziewczyny i ruszyłem do kuchni się czegoś napić. Męczyła mnie jedna kwestia-nieśmiertelność. Elsa nie była taka jak ja. Wiedziałem, że wkrótce zacznie się starzeć, aż w końcu...umrze. Może byłem samolubny, ale chciałem spędzić z nią całe życie. I nie dopuszczałem do siebie innej myśli.
Kiedy już ugasiłem pragnienie chciałem jak najszybciej wrócić do mojej ukochanej. Ta chwila sprawiła, że się za nią stęskniłem.
Kiedy przekroczyłem próg sypialni przestraszyłem się. Zlana potem Elsa niespokojnie kręciła się na łóżku. Usta miała zaciśnięte, jakby nie mogła się odezwać. Z kącików jej oczu leciały pojedyncze łzy. Śnił jej się koszmar. Tak jak u dzieci koszmary powoduje Mrok, koszmary u dorosłych powodują się same. Ma to związek z ich psychiką i wewnętrznym strachem.
Błyskawicznie znalazłem się przy Elsie i zacząłem ją powoli wybudzać. Nie chciałem by moja księżniczka męczyła się ani chwili dłużej.
-Słoneczko, obudź się-szepnąłem, ale kiedy ni zareagowała, ponowiłem próbę.-Proszę, otwórz oczy. Kochanie, obudź się.
Nagle podniosła się, gwałtownie oddychając. Szybko przytuliła się do mnie zaczęła cichutko szlochać. Głaskałem ją uspokajająco po plecach.
-Hej, słońce, nie płacz.Powiesz mi?
Chciałem wiedzieć, co przestraszyło ją tak bardzo. Tym bardziej, że to mogło zdarzać się co noc, a ja niczego nie słyszałem.
-Byłeś tam-szepnęła i przełknęła ślinę.-Leżałeś na tej polanie...ona tam była...Victoria. Całowałeś ją. A potem powiedziałeś, że jestem odmieńcem...że nie chcesz takiej wywłoki...
Poczułem się gorzej niż gdybym dostał w policzek. Jak moje słoneczko mogło bać się czegoś takiego? Przekręciłem nas tak, bym mógł na nią spojrzeć. Na jej policzkach widniały ślady łez, których za wszelką cenę chciałem się pozbyć. Zacząłem ścierać je delikatnie kciukami.
-Elsa. Nie chcę żadnej innej. Chcę ciebie. Całej. Nie ma piękniejszej i mądrzejszej od ciebie.
Uśmiechnęła się, czego bardzo mi brakowało. Postanowiłem teraz jej wszystko powiedzieć. Wszystko to, co leżało mi na sercu.
-Kłamałem.-powiedziałem. Zniknął jej uśmiech, a jej ciało się spięło.-Kłamałem mówiąc, że twoja muzyka jest denna. To najpiękniejsze, co w życiu słyszałem. Twój głos jest niepowtarzalny. I kłamałem mówiąc, że twoja fryzura była kitowa. W każdej wyglądasz pięknie i wyjątkowo. Cała jesteś piękna. Masz piękne wnętrze. I nie wiem ile razy już powiedziałem "piękne", ale mógłbym to mówić godzinami. Bo taka jesteś.
Brzmiałem jak jakiś ckliwy dupek, ale musiałem jej to powiedzieć. Dziewczyna rzuciła się na mnie bezceremonialnie i zaczęła żarliwie całować. No cóż, jeżeli takie mam dostawać nagrody za powiedzenie prawdy, to chyba muszę robić to częściej.
Pozwoliłem Elsie zadawać pytania, a ja musiałem na każde odpowiedzieć. Oczekiwałem czegoś w stylu: Ile miałeś dziewczyn? albo Dlaczego jesteś taki idealny?, ale nie ona postanowiła zadawać mi najbardziej idiotyczne pytania na ziemi. Oczywiście na żadne nie znałem odpowiedzi, więc wymyślałem coś na poczekaniu. Dziewczyna co chwilę się śmiała, co również mi sprawiało radość, więc kontynuowałem robienie z siebie mózgowego niedorozwoju.
W końcu znudziło jej się zadawanie pytań i zacząłem robić za jej pianino. To było niesamowite, kiedy jej palce błądziły po moim torsie zostawiając po sobie zimne ślady.
-Musisz dziś iśc zrobić porządną zimę-powiedziała nagle.
-Co?-zapytałem, a ona podniosła się na łokciach i spojrzała na mnie przenikliwie.
-Dzieci. Jesteś Strażnikiem, pamiętasz? Chodźby Mrok zawładnął światem nie możesz ich zostawić. Pamiętasz? One są nadzieją.
Jak to możliwe, żeby miała tak wielkie serce? Była w niebezpieczeństwie, a jednak nie myślała o
sobie.
-Nie zostawię cię.-powiedziałem pewnie, a jej odpowiedź zbiła mnie z nóg.
-Zostawisz. Tylko na kilka godzin. Posłuchaj, te dzieci potrzebują cię bardziej niż ja.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Idziesz tam, robisz najbardziej puchatą zimę w dziejach i wracasz. Plan jest prosty.
Boże, ona naprawdę była ideałem. Pocałowałem ją krótko i objąłem mocno.
-No dobra. A co ty w tym czasie będziesz robiła?
-Posiedzę, pomyślę.
-Czyli same nudy. Leć ze mną.
-Zwariowałeś nie? Nie przydam się tam.
-Dobra...ale mam dla ciebie niespodziankę.
-Niespodziankę? Jaką?
-Wiesz, że i tak ci nie powiem. Ale może jak zrobisz mi śniadanie, to się zastanowię...
Prychnęła lekceważąco, po czym wstało i przeciągnęła się tak, że jej, a właściwie moja bluza podjechała do góry. Tak, zdecydowanie miała zarąbisty tyłek.
Poleżałem jeszcze chwilę, ale czując dziwną pustkę wkroczyłem do kuchni. Przez chwilę przyglądałem się krzątającej dziewczynie, ale pragnąc jej bliskości podszedłem do niej i zacząłem całować po szyi.
-Chyba nie lubię jak jesteś ode mnie tak daleko.-szepnąłem, a kiedy odchyliła szyję mruknąłem zwycięsko.
-Chyba?
-Nie. Bardzo nie lubię.
Odwróciła się błyskawicznie i wpiła się w moje usta. Spodobało mi się to, ale kiedy chciałem pogłębić pocałunek odsunęła się szybko.
-Ej!
-Co ej? Chciałeś śniadanie nie?-powiedziała i usiadła na krześle przy stole.-To teraz je zrób jak już wstałeś.
Przesunąłem ręką po twarzy zastanawiając się, co ja zrobię, s-koro nie potrafię gotować. Postanowiłem blefować. No bo co innego mi pozostało?
-To co dziś jemy?-spytała.
"A co mi przygotujesz?"-pomyślałem, ale nie śmiałem powiedzieć tego na głos.
-Czytasz te swoje książki, a nie wiesz co jada się rano?
-Nie rozumiem...
-Słońce, zawsze to są naleśniki.
-Umiesz robić naleśniki?
-A ty nie?
-Oczywiście, że...
-No to do roboty!-krzyknąłem i sypnąłem w nią mąką. Oczekiwałam krzyczenia i bluzgania, ale ona tylko uśmiechnęła się jednym z tych swoich uroczych uśmiechów. Po chwili na mojej głowie wylądowało jajko. I tak zaczęła się bitwa. Cała kuchnia, salon, a nawet sypiania pokryta była białym puchem z mąki i przedziwnymi płynami. My natomiast zajadaliśmy się kanapkami, które w końcu przyrządziła Elsa. Mówiłem, że zrobi mi śniadanie?
Nagle dziewczyna wstała, a ja zacząłem zastanawiać się, czy planuje zemstę, czy poszła to wszystko posprzątać...Kiedy zobaczyłem jak wymachuje rękami, a przedmioty takie jak ściereczki i miotła same się ruszają o mało nie zachłysnąłem się powietrzem. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
-Jesteś jakąś czarownicą?-spytałem, a ona odwróciła się gwałtownie.
-Nie. Jasne, że nie.
-To jak to możliwe, że ruszasz tym wszystkim?
-To proste. Nasza moc polega na zamienianiu wody w lód i poruszanie nim. Ale nie mamy w sobie lodu. On jest wśród nas. W powietrzu, w parze wodnej, którą wydychamy. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, ze te drobinki lodu otoczą rzecz, którą chcesz poruszyć, a potem...no...poruszyć nią.
To było dziwne, wręcz nie do pojęcia, ale starałem się to jakoś zrozumieć. W końcu...też tak chciałem!
Obserwowałem ją przez cały czas, kiedy sprzątała. W mojej za dużej na nią bluzie wyglądała tak niewinnie. Jak mała dziewczynka. No...dziewczynka z niezłym tyłkiem i boskimi nogami. Mniejsza...
Kiedy już wszystko było posprzątane, a ona położyła się na kanapie, mogłem ją pochwalić.
-Bardzo ładnie.
Czując na sobie jej wzrok poczułem nutkę satysfakcji. Byłem bez koszulki, a ten widok nie jedną zwalił z nóg.
-Chcę już wiedzieć co to za niespodzianka.-powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Teraz to już naprawdę wyglądała jak mała dziewczynka. Zaśmiałem się.
-No dobra, chodź-w końcu dałem za wygraną i splatając nasze palce pociągnąłem ją do ukrytego pokoju.
-Słabe robisz niespodzianki, kotku.
-Słońce, robię doskonałe niespodzianki.
Miałem racje. Nie raz widziałem, jak zatraca się w książkach. I wiedziałem też, że znajduje się tu biblioteka. Zatkało ją. Stała tam z rozdziawioną buzią i roziskrzonymi oczami.
-Matko...-wykrztusiła.
-A nie mówiłem. A teraz posłuchaj mnie, zanim całkowicie stracisz kontrolę. Masz stąd nie wychodzić, jasne? Na samym końcu po lewej masz małą kuchnię, a po prawej łazienkę. Masz tu siedzieć dopóki nie wrócę.
-Żartujesz, nie? Ja stąd nie wyjdę przez następne dziesięć lat!-pisnęła i przytuliła mnie.-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A teraz idź do dzieci. A spróbuj się tylko obijać.
-A jak zrobię najlepszą zimę na świecie?
-Cóż...wtedy pomyślimy nad nagrodą.-pocałowała mnie krótko.-A teraz spadaj!
Patrzyłem jeszcze przez chwilę jak MOJA dziewczyna wpada w książkowy szał, co wyglądało prze uroczo i prze zabawnie.
W tej niespodziance ukryłem jednak podstęp. To pomieszczenie było chronione. Nikt nie mógł tam wejść i wyjść bez odpowiednich kodów. Było odporne na wszelkie czary i portale. Dzięki temu byłem pewien, że Mrok nie odwiedzi jej, kiedy mnie nie będzie. Musiałem zapewnić jej ochronę. Nie chciałem stracić się po raz kolejny. Nigdy.
W końcu zająłem się tą zimą, a widząc uśmiechnięte buzie dzieci dziękowałem Księżycowi, że dałem się namówić na to Elsie. Niektóre z nich pytały o dziewczynę, a ja odpowiadałem im, że musiałem ją zostawić na chwilę, żeby zrobić najlepszą zimę na świcie.
Pod wieczór w końcu dotarłem do domu. Byłem zmęczony, ale na myśl o ukochanej, od razu się ożywiłem. Pokonałem schody i szybko wszedłem do ukrytej biblioteki. To co tam zobaczyłem przyprawiło mnie o mały napad śmiechu. Na jednej z puf tam się znajdujących z książką w ręce spała Elsa. Usta miała rozchylone i wyglądała przezabawnie i uroczo. Nie miałem odwagi jej budzić, więc wziąłem ją na ręce i położyłem w łóżku. Potem poszedłem wziąć szybki prysznic, a kiedy wróciłem, położyłem się przytulając ją od tyłu zasypiając.
Heeeeeeeej! Niezła pora na dodawanie rozdziału nie? Przepraszam, ale to "luzy po egzaminach". Wydaje mi się, że to tylko legenda, bo jestem jeszcze bardziej zarobiona. No ale nic. Rozdział jest? Jest. Mam wrażenie, że jest odrobinkę przesłodzony, ale chyba dacie radę, nie?
Aha i wspominałam, jak bardzo was kocham? Serio te wasze komentarze...No po prostu uwielbiam.<3
Całuję i pozdrawiam :*
Jeju, ten rozdział jest taki genialny! ^^ Uwielbiam słodkie momenty z Jelsą, także *chwila fangirlingu*: NKJDSFBSKDKSDSDCX OMGOMGCUTECUTECUTEWDECHWYDECHZAWAŁOKEJZAWAŁ* Dobra, już lepiej.
OdpowiedzUsuńW ogóle poza tym Jack bez bluzy <3 Tu by się przydał osobny fangirling, ale wystarczy że moja mama patrzy się na mnie jak na wariatkę, kiedy chichram się i podśpiewuję pod nosem "Jack kocha Elsę i jeszcze zdjął koszulę, nanana"
Chyba mam demona w domu.
Rozdział świetny. A co do luzów po egzaminach to chyba rzeczywiście jest legenda. Koniec roku taki zły :")
Pozdrawiam i weny!
SPAM
OdpowiedzUsuńJelsa na lodzie
Pojawił się nowy rozdział!!!
Trzeba go przeczytać>:)
PPPPLLLLIIIIISSSS!!!!!!!!
So cute <3 Uwielbiam takie rozdziały i moim zdaniem jest idealny. Wszystko układa się wspaniale (ciekawe na jak długo). Nie wiem jak to robisz, ale piszesz fantastycznie do tego nie widzę żadnych błędów ani powtórzeń, za co masz ode mnie ogromnego plusa. Przepraszam, bo komentarz nie jest jakoś mega motywujący i długi z tego względu, iż jestem na wycieczce i nie mam zbyt dużo czasu. Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
OdpowiedzUsuńAlissa