sobota, 3 grudnia 2016

Podziękowania

Wow!
W końcu tu dotarliśmy. Do miejsca w którym wszystko się kończy (a może właśnie zaczyna?). Nie sądziłam, że ta historia tak się rozwinie. Nawet, kiedy miałam rozpisany cały plan, co chwilę coś zmieniałam, poprawiałam, dopisywałam...
Ale w końcu zakończyłam historię Jelsy.
Jest to moja druga typowo Jelsowa historia, ale ta poprzednia jest nudna i...nieskładna, no ale czego się spodziewać po historii pisanej w dwa miesiące... No ale wróćmy do tematu...
Prolog swojej opowieści pierwszy raz opublikowałam na blogu 6 grudnia 2015 roku (w poniedziałek roczek ^^). Przez rok pisałam historię...Wow! Na Wattpadzie pierwszy rozdział ukazał się 27 sierpnia 2016 roku, więc dużo później. No a teraz czas na trochę niesamowitych statystyk:

Łączna liczba wyświetleń-7 948
Liczba wyświetleń prologu-101
Liczba wyświetleń epilogu-24


Jestem mega szczęśliwa, że osiągnęłam tak wysokie notowania. Jesteście niesamowite, bo to tylko dzięki wam! Jedyne co jest dość....przytłaczające to porównanie liczby wyświetleń prologu, a epilogu. Ale i tak jestem szczęśliwa, że są tacy, którzy dotrwali do końca. A że nie ma was jakoś w pizdu dużo, postanowiłam podziękować każdej z was. A więc podziękowania lecą do:

Andrea Ceruleo
Kinga Kowalska
Eris Disension
Sonata Ice
Black Berry
Wiktoria Jabłońska
Mira
Alissa Arille
Natalii Forever
Kali
Matylda Baczewska
Szalona Emi
Kasia Owczarek/ Watashi wa Hentai
Jelsa 4-ever
...i wszystkich anonimów <3

SZCZEGÓLNE podziękowania lecą do przecudownej +Watashi wa Hentai, której komentarze były tak niesamowite, że mogłabym się z nimi żenić <3 <3 <3

A teraz mam dla was niespodziankę. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć temat "Dzieci Mroka" pozostaje tematem niewyjaśnionym. Specjalnie nie pisałam nic o Scarlett i Sedricu, bo uwaga, BĘDĄ MIELI WŁASNĄ OPOWIEŚĆ!
Nie wiem jak wy, ale ja jestem podekscytowana!
Opowieść pojawi się niestety na Wattpadzie, bo jest mi tam wygodniej czytać i mam większy zasięg, well...
Ich historia pojawi się pod koniec grudnia, bądź na początku stycznia. Jak na razie mam 5 okładek i nie mogę się na żadną zdecydować. Zastanawiam się, czy nie zrobić głosowania...No nie ważne. Oprócz tego mam również opis i mogę wam go tutaj dać jako próbkę:

Scarlett
Od zawsze byłam kimś innym. Siedząc w podziemiach ponad 20 lat ciężko jest odnaleźć swoje "ja". Tym bardziej kiedy masz pod nosem swojego seksownego brata. 
Brat. Zawsze tak o nim mówił. Dokładnie podkreślał, że jesteśmy rodzeństwem. Trzymał go z dala ode mnie. Twierdził, że go zniszczę. 
Ale kiedy w końcu się poznaliśmy...wszystko stało się trudniejsze.
Sedric zawsze brał to, czego pragnął. A kiedy zaczął pragnąć mnie, zaczęłam mieć kłopoty.

Sedric
Była dla mnie zagadką nie do rozwiązania. On mówił: masz siostrę. A ja pamiętałem tylko małą, niewinną dziewczynkę z bladą cerą i ciemnymi włosami. On mówił: ona nie jest taka jak my. A ja słuchałem tego jednym uchem, a drugim wypuszczałem. Nie interesowała mnie zbytnio, bo nie widziałem jej od kiedy byliśmy dziećmi. 
Aż do dnia, kiedy ją zobaczyłem. Zmieniła się od naszego ostatniego spotkania. Była doroślejsza, piękniejsza i o wiele bardziej seksowna. Nie mogłem na nią patrzeć i nie pragnąć jej jednocześnie. To było niewykonalne.
Od zawsze lubiłem wyzwania. A kiedy Scarlett się nim stała postanowiłem zawalczyć jak jeszcze nigdy dotąd.

Od zawsze traktowani jako rodzeństwo. Nagle prawda wychodzi na jaw. Ich potajemny związek w końcu może ujrzeć światło dzienne. Ale czy miłość, o którą nie trzeba już walczyć zostanie wystarczająco mocna?

Jak znam życie opis zmieni się jeszcze milion razy, ale nie chciałam zostawiać was bez niczego.

I to by było na tyle. Koniec historii, koniec bloga.
Dziękuje wam jeszcze raz i po raz ostatni...
Pozdrawiam ;*

piątek, 2 grudnia 2016

Dla zboczuchów

Przyszłość.
Elsa
W końcu wszystko wróciło do normy. Nasze życie w końcu mogło trwać bez zagrożeń. Bez myślenia "Co będzie jutro?". Tylko tego pragnęłam. I w końcu, po tak długim czasie to dostałam. 
Jack postanowił potraktować rolę Strażnika jako swoją pracę. Wychodził rano, a wracał po południu. Z resztą tak też się umówił z pozostałymi. Ja natomiast siedziałam w domu, bo ośrodek został usunięty. Teraz pomagałam przewozić antidotum do innych ośrodków na całym świecie. Była to substancja niezwykle cenna, dlatego musiałam obserwować i nadzorować jej przewóz przez cały czas. 
Gotowałam właśnie obiad, kiedy usłyszałam trzask drzwi wejściowych. 
-Jestem!-krzyknął Jack wchodząc do kuchni.-Mmm...Co tak pięknie pachnie?-powiedział, po czym przytulił mnie i pocałował w szyję.
-Spaghetti.-powiedziałam przechylając głowę, by miał swobodny dostęp do mojego karku. 
-Nie, to nie to. To chyba jednak ty.-mruknął i ugryzł mnie kontynuując ścieżkę w stronę mojego ramienia.
-Jack, bo mi się przypali...-jęknęłam, kiedy jego ręka dostała się pod moją cienką koszulkę.
-Cały dzień byłem z dala od ciebie. Stęskniłem się. Jedzenie może poczekać, ale to nie.
Obrócił mnie i gwałtownie wpił w moje usta. Jego język niemal natychmiast wślizgnął się do moich ust. Żadne uczucie nie mogło się z tym równać.
-Wziąłbym cię tutaj...Ale chcę...cię całą...-dyszał pomiędzy pocałunkami.-Wskocz...na mnie.
Zrobiłam to, co kazał, a on zgrabnie złapał mnie za tyłek. Pisnęłam, kiedy ścisnął mnie za pośladek, a on zachichotał. Nie wiem jak to się stało, ale poczułam miękkie łóżko pod sobą.
-A teraz, słońce...-oderwał się ode mnie z błyskiem w oczach.-...się tobą nacieszę.
 Złapał dół mojej koszulki, schylając się. Podciągał ją do góry całując odkrytą skórę. Po każdym dotknięciu jego ust czułam przechodzące przez moje ciało igiełki zimna. Podniosłam się odrobinę, by mógł całkowicie ściągnąć ze mnie koszulkę, po czym rzucił ją na ziemię. Pocałował moje ramię i powoli zsunął ramiączko. To samo zrobił z drugiej strony. Potem sięgnął do tyłu i rozpiął mój biustonosz i go również rzucił na ziemię. Pocałował rowek między piersiami a ja jęknęłam, chcąc by przyspieszył. On jednak nie miał takiego zamiaru. Powoli obcałowywał mój brzuch, dopóki nie natrafił na gumkę od dresów. Popatrzył do góry i uśmiechnął się łobuzersko. Poruszyłam się niespokojnie, bo napaliłam się przez te jego mizianki. Ściągnął moje spodnie i odrzucił je.
Zostałam tylko w majtkach, ale on postanowił się pobawić. Ucałował wnętrze moich ud idąc w górę, ale miejsce, w którym pragnęłam go najbardziej ledwie owiał swym zimnym oddechem. Złapałam się prześcieradła i jęknęłam przeciągle, kiedy w końcu zdecydował się ściągnąć moje majtki. I oczywiście nie mógł tego zrobić szybko, a powoli zsuwał je ze mnie całując w ślad za nimi.
Byłam całkiem naga, podczas gdy on cały czas w ubraniu. Nie podobało mi się to, ale kiedy zaczął całować moją stopę idąc w górę w końcu mogłam złapać go za włosy.
-Niech pan kończy to, co pan zaczął panie Frost.-rozkazałam.-I niech pan się w końcu rozbierze. SZYBKO.
-Och, uwielbiam kiedy się tak rządzisz, słońce-mruknął seksownie i przysięgam, jeżeli znów zacząłby wszystko przeciągać rzuciłabym się na niego. Jednak pozbył się ubrania szybciej niż myślałam. Znów się do mnie nachylił i w końcu jego usta znalazły się tam, gdzie najbardziej go potrzebowałam. Jęknęłam łapiąc go za włosy. Było mi tak dobrze...
-Nie spodziewałam się, że już jesteś mokra, słońce.-szepnął chrapliwie, po czym polizał mnie, a ja głośno jęknęłam.-Chyba będziemy musieli wszystko przyspieszyć.
Momentalnie znalazł się we mnie. Poczułam jak gładko we mnie wchodzi i jak mnie wypełnia i mimowolnie jęknęłam znów łapiąc prześcieradło.
-Nigdy mi się to nie znudzi.-wysapał Jack. Zaczął się we mnie poruszać, a ja czułam nadchodzącą rozkosz. Objęłam jego biodra nogami i docisnęłam, a wtedy ta rozkosz rozlała się po moim ciele.
  Mój mężczyzna położył się obok mnie przyciągając moje ciało do swojego, nie wyszedł ze mnie, a ja byłam zadowolona, bo lubiłam go czuć wewnątrz siebie. Całował moją twarz, kiedy dochodziłam do siebie po otumaniającym, cudownym orgazmie.
-Wiesz, że jesteś piękna, prawda?-spytał, a ja otworzyłam oczy.
-Do czego dążysz co?-spytałam drocząc się z nim.
-Chcę mieć z tobą dziecko.
Zamarłam, ale tylko na chwilę. Od poronienia minęło tak dużo czasu... Mogłam mieć już dzieci. Antidotum pomogło. Nie bałam się, że je stracę. Nie tym razem.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Ugryzłam go w dolną wargę, a on zachichotał.
-Dobra.-powiedziałam, a jego twarz się rozpromieniła. Chwilę później pojawił się na niej zuchwały uśmieszek.
-Skoro tak-powiedział.-...to musimy popracować nad tym już teraz.
Jack
To prawda, że traktowałem rolę Strażnika jako pracę. Ale to nie było coś złego. Miałem poczucie realnego obowiązku, więc moje działania miały o wiele lepsze skutki.
Mieliśmy na Biegunie niezłe zamieszanie,  dlatego spędzałem tam dużo czasu. Ale kiedy w końcu wracałem do domu i widziałem moją ukochaną każdy problem znikał.  
-Jestem!-krzyknąłem od razu wchodząc do kuchni.-Mmm...Co tak pięknie pachnie?-spytałem obejmując ją i całując w szyję.  Stęskniłem się. 
-Spaghetti.-odparła i odchyliła głowę. Najwyraźniej ona też się stęskniła.
-Nie, to nie to. To chyba jednak ty - kontynuowałem ścieżkę w stronę jej ramienia gryząc ją od czasu do czasu. 
-Jack, bo mi się przypali...-jęknęła, kiedy wsuwałem swoją rękę pod jej cienką koszulkę.  
-Cały dzień byłem z dala od ciebie. Stęskniłem się. Jedzenie może poczekać, ale to nie.-powiedziałem zgodnie z prawdą.  Odwróciłem ją gwałtownie i wpiłem się w jej usta. Polizałem jej dolną wargę i natychmiast dostałem dostęp do jej wnętrza.
-Wziąłbym cię tutaj...Ale chcę...cię całą...-dyszałem odrywając się id niej co chwila.-Wskocz...na mnie.
Zrobiła to natychmiast.  Moja dziewczynka bardzo się stęskniła. Ścisnąłem jej pośladek,  na co ona pisnęła zaskoczona. Miała naprawdę fajny tyłek. Zachichotałem niosąc ją do sypialni. 
Położyłem ją na miękkim łóżku i odezwałem się od niej, by spojrzeć na nią.
-A teraz, słońce...-zacząłem, a w jej oczach pojawił się błysk.-... się tobą nacieszę.
 Złapałem dół jej koszulki, podciągając ją do góry i całując jej delikatną skórę. Czułem jak drży pod dotykiem moim warg. Kręciło mnie, że tak na nią działam. 
Ściągnąłem z niej koszulkę i rzuciłem je na podłogę. Całowałem jej ramiona, kiedy zsuwałem jej stanik. W końcu sięgnąłem do tyłu by go rozpiąć. Rzuciłem go na podłogę całując ją między piersiami, aż jęknęła-wtedy zszedłem pocałunkami niżej. Kiedy w końcu natrafiłem na gumkę od spodni. Spojrzałem w górę i ujrzałem jej rozpalone spojrzenie. Uśmiechnąłem się, a ona poruszyła się niespokojnie patrząc na mnie rozpalonym spojrzeniem. Ściągnąłem jej spodnie i została tylko w jasnych majtkach. Teraz zamierzałem się z nią podroczyć. 
Jej ciało było stworzone do wielbienia. Jej delikatna skóra i niespokojne dźwięki, które wydawała sprawiały,  że byłem o krok od spuszczenia się w spodnie.  Jednak nie mogłem się powstrzymać przed jej czczeniem.
Pocałowałem wnętrze jej ud posuwając się w górę i w dół.  Kiedy przenosiłem się z jednej nogi na drugą jęknęła i złapała się prześcieradła.  Nie mogłem tego zignorować i zsunąłem jej matki powoli, całując jej skórę w ślad za nimi. 
Złapałem jej wzrok zaraz przed tym, jak zacząłem całować podbicie jej stopy. 
Kiedy byłem przy jej kolanach poczułem pociągnięcie za włosy.  
-Niech pan kończy to, co pan zaczął panie Frost.-uwielbiałem, kiedy wymawiała nasze nazwisko. Robiła to tak cholernie seksownie!-I niech pan się w końcu rozbierze. SZYBKO.
-Och, uwielbiam kiedy się tak rządzisz, słońce-mruknąłem i wykonałem szybko jej rozkaz. Nachyliłem się i w końcu pocałowałem jej potrzebujące miejsce. Jęknęła głośno i złapała mnie za włosy chcąc mnie przytrzymać,  jak gdyby miałbym przestać. Nie zamierzałem tego zrobić.  Smakowała jak najlepszy deser na świecie.
-Nie spodziewałam się, że już jesteś mokra, słońce.-szepnąłem i polizałem ją by jeszcze raz usłyszeć ten jej głośny jęk,  który doprowadzał mnie do szału.-Chyba będziemy musieli wszystko przyspieszyć.
Podniosłem się i wszedłem w nią gwałtownie. Była tak niesamowicie ciasna! Jej tez się to podobało, bo znów jęknęła i złapała prześcieradło w pięści.
-Nigdy mi się to nie znudzi.-wysapałem czując, jak tracę kontrole. Zacząłem się poruszać, a ona wydawała dźwięki,  które brzmiały niemal jak jęki. Nagle objęła mnie nogami i docisnęła, a ja poczułem jak iskry rozkoszy rozchodzą się po moim ciele, a jej ciasny tunel zaciska się wokół mnie.
 Położyłem się obok, nadal będąc w niej. Zamknęła oczy oddychając ciężko po orgazmie. Jej zadowolona twarz była tak piękna... Całowałem ją po niej delikatnie.
-Wiesz, że jesteś piękna, prawda?-spytałem, a ona otworzyła oczy, w których czaił się podniecony błysk.
-Do czego dążysz?-spytała, a ja postanowiłem powiedzieć coś,  co krążyło mi po głowie od kilku dni.
-Chcę mieć z tobą dziecko.-powiedziałem w końcu, a ona zamarła.  Szybko jednak się rozluźniła i zaczęła myśleć.  Doskonale widziałem moment, s którym wyrażała wszystkie za czy przeciw. W końcu jednak uśmiechnęła się i pocałowała. Zaskoczyła mnie, kiedy ugryzła moją dolną wargę.  Moja dziewczynka była niegrzeczna. Zachichotałem.
-Dobra.-powiedziała, a ja cieszyłem się, że w końcu się z tym pogodziła.
-Skoro tak-powiedziałem pozwalając sobie na zuchwały uśmiech. .-...to musimy popracować nad tym już teraz.

Jak Gregory poznał Giję

Dla dzieciaka ważne są trzy rzeczy: 1. Mama 2. Czekolada 3. Zobaczenie na własne oczy Świętego Mikołaja. Więc kiedy schodzisz na dół i widzisz jak gruby pan w czerwonym wdzianku umieszcza prezenty pod choinką w towarzystwie małych elfów to jest naprawdę coś wielkiego. Byłem jedynym dzieciakiem, który go widział. Ba, który poznał się z nim na tyle, że mówił do niego North. Co święta czekałem, aż się zjawi. Wypatrywałem w oknie jego sań, a kiedy w końcu się pojawiały stawałem pod drzewkiem i czekałem aż ten sam gruby pan zjawi się przede mną. To była dla mnie najważniejsza rzecz na świecie.
Dopóki ona nie wprowadziła się naprzeciwko mnie. Młodsza ode mnie o dwa lata Angeline była najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynką jaką znałem. Zauroczyłem się w niej, a ona we mnie. I od tamtej pory, kiedy spotykałem się w święta z Northem potrafiłem mówić tylko o niej. O jej włosach, o jej głosie, o jej zabawkach... A Mikołaj tylko się śmiał i mówił, że się zakochałem.
Stałem się starszy i chciałem, żeby Angeline została moją dziewczyną. Wyszliśmy na spacer, rozmawialiśmy, ona opowiadała o tym, jak niesamowite są gwiazdy. nawet nie wiem, w którym momencie wyszła na ulicę. Widziałem tylko światła samochodu i pomyślałem: "Nie dam jej zrobić krzywdy". Uratowałem ją, ale sam zginąłem. Przynajmniej wiedziałem, że była bezpieczna.
Zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłem Northa. Uśmiechał się do mnie, a ponad nim świecił Księżyc. Nie sądziłem, że tak mogło wyglądać niebo. Ale wtedy on wyjaśnił, że narodziłem się jako ktoś inny. Zostałem Strażnikiem Miłości.


Kochałem swoją pozycję. Pilnowanie dzieciaków, aby wyrosły na pełnych miłości dorosłych było czymś, czego nie można było do czegokolwiek porównać. Mimo, że czułem, że brakuje mi czegoś w życiu, starałem się nie zwracać na to uwagi.
Ale kiedy zobaczyłem JĄ wszystko stanęło w miejscu. Jej ciemne włosy szargał wiatr, a mimo to dalej szła naprzód. Nigdy nie zapomnę jej zaciętej miny. W rękach taszczyła górę książek, więc postanowiłem jej pomóc. I tak zaczęła się nasza historia.
Z każdym kolejnym dniem zakochiwałem się w niej coraz bardziej, mimo, że nie zdawałem sobie z tego sprawę. Mikołaj wkrótce zauważył, że zachowuję się inaczej, a kiedy powiedziałem mu, że:jest taka dziewczyna..." ucieszył się, że zdołałem zakochać się po raz drugi. Wiedział, jak ważna była dla mnie Angeline, przynajmniej kiedy jeszcze nie byłem Strażnikiem. Bo kiedy spotkałem moją Giję Angeline przestała się liczyć.
Moja Gija. Jeszcze nigdy nie miałem takiej chęci posiadania. Pragnąłem jej i nie chciałem, żeby cokolwiek stało nam na drodze. Nie zamierzałem pozwolić jej odejść.

W końcu zdecydowałem się powiedzieć jej prawdę. Pokazać moje życie. Przedstawiłem ją reszcie Strażników, a oni ją pokochali. Mówili, że powoduje uśmiech. Że rozświetla swoją osobowością każde miejsce w którym się znajdzie. Postanowiłem dać jej nieśmiertelność. Czytałem o tym w księgach i to było możliwe. Tak samo jak możliwe było jej cofnięcie, choć to był bardziej skomplikowany proces.
Niestety, nie udało nam się tego zrobić. Było już za późno. Moja Gija była w ciąży. Kiedy się o tym dowiedziałem byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Strażnicy znali wszystkie dzieci na ziemi, ale posiadanie własnego potomka...To było coś wielkiego.
Opiekowałem się moją ukochaną jak nigdy wcześniej. Zależało mi na tym, by ciąża przebiegała zdrowo. Dbałem o nią.
Ale przecież życie nie jest idealne. I po tych latach szczęścia przyszła ogromna rozpacz. Moja Gija urodziła córeczkę, ale sama umarła. Oddała za nią życie. A ja nie mogłem się z tym pogodzić. Nie wierzyłem, że moja ukochana umarła. Że nigdy nie zobaczyłbym jej oczu. Jej pięknego uśmiechu... Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
Dopóki nie zobaczyłem naszej córeczki.
Była jak swoja mama. Nie mogłem patrzeć na nią i nie rozpłakać się, tak były podobne.

Kiedy wróciłem na Biegun z niewielkim zawiniątkiem w rękach, moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Wszytko wokół straciło kolory. Nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o bezwładnym ciałem mojej Giji. Próbowałem wmówić sobie, że muszę żyć dla naszej córeczki, ale ni potrafiłem. Nie chciałem sobie wyobrażać życia bez jej matki.
Kochałem ją tak bardzo...

Co by było gdyby...?

Siedzenie na tamtym miejscu bez żadnych wieści o ukochanych osobach to najgorsze co mogło przytrafić się komuś takiemu jak ja. Na korytarzu panowała kompletna cisza, a ja od czasu do czasu słyszałem wrzask Elsy. Chciałem rwać sobie włosy z głowy, ze nie zareagowałem wcześniej. Zaraz, kiedy tylko zaczęła się dziwnie zachowywać.
Z sali wybiegła pielęgniarka ubrudzona krwią.
-Co z nią? Co z dzieckiem? Przeżyli? Proszę mi odpowiedzieć!-zalewałem pielęgniarkę pytaniami, a ta przełknęła ślinię i odezwała się szybko.
-Proszę pana. Proszę się uspokoić.
-Nie, nie uspokoję się! Chce wiedzieć co z dzieckiem...
-Proszę pana...
-Niech pani tak do mnie nie mówi! Niech pani mi powie, co z Elsą!
-Ogarnij się!-krzyknęła. W tamtym momencie uznałbym ją za babcie, albo mamę karcącą syna, ale byłem zbyt otępiały z bólu i niepewności, by to zauważyć.-Twoja dziewczyna umiera nam właśnie na stole operacyjnym! Musisz zdecydować, czy chcesz uratować ją, czy dziecko!
Moje serce zamarło, by potem przyspieszyć maksymalnie.
-C-co...?
-Oboje nie przeżyją. Musisz się zdecydować na jedno z nich. Teraz. Nie mamy dużo czasu, inaczej oboje zginą!
Nie mogłem sobie wyobrazić życia bez Elsy. Ale zabicie maluszka też było nie do pomyślenia. Nie wiedziałem co zrobić. PO mojej twarzy lały się łzy bezsilności. To było straszne. Decydowanie o śmierci.
Zamknąłem oczy i z całej siły zacisnąłem zęby. Elsa była dobra, była tą lepszą częścią mnie. Nigdy nie pozwoliłbym jej umrzeć. Musiała przeżyć, jeżeli ceną było nawet życie naszego dziecka. Mimo, że mój mózg nie był zbyt skory do współpracy coś przyszło mi do głowy.
Była nieśmiertelna.
Coś tak ludzkiego nie mogło jej zabić. Przeżyje. Wiedziałem, że tak.
-Proszę uratować dziecko-powiedziałem, może nawet nazbyt entuzjastycznie. Ale to nie był koniec. Mogliśmy być szczęśliwą rodziną. Będziemy szczęśliwą rodziną.
  Kilka godzin później pielęgniarka wyszła z sali. Nie miała zbyt zadowolonej miny. Niemal natychmiast do niej podbiegłem.
-Czy coś poszło nie tak?-spytałem, a ona podniosła na mnie współczujący wzrok. Co do cholery...?
-Nie udało nam się jej uratować.-powiedziała, a moje serce się zatrzymało. O Boże, tylko nie moja Elsa...-zaraz po tym, jak się urodziła nie zapłakała. Nie wzięła pierwszego oddechu, jej serce się zatrzymało, a ona zmarła.
Nie chodziło o Elsę. Chodziło o moją córkę. Mogłem mieć córkę...
-Co z moją...dziewczyną?-wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
-Zapadła w śpiączkę. Niestety straciła bardzo dużo krwi, a cesarskie cięcie jeszcze bardziej ją osłabiło. Przeżyła, ale jest w stanie krytycznym.
-Obudzi się?
-Nie mogę tego powiedzieć. To i tak cud, że przeżyła. Możemy tylko czekać na kolejny-na jej pobudkę.

Mój świat runął tamtego dnia w gruzach. Chciałem uratować dziecko, które i tak zmarło. A moja ukochana leżała w śpiączce. Im dłużej pozostawała w tym stanie tym bardziej żałowałem swojej decyzji. Malały też szanse, że ona w ogóle się obudzi. Moje serce leżało tam razem z nią.
Byłem przy niej codziennie. Nie wychodziłem stamtąd. Nikt nie miał takiej siły, żeby mnie od niej odsunąć, nikt też nie próbował. Mówiłem do niej. Czasami wyglądało to tak, jakbym gadał do siebie. Pragnąłem, żeby otworzyła oczy. Musiałem je zobaczyć. Musiałem wiedzieć, że ona żyje.
Ale po pięciu miesiącach nie było zmian. Lekarze stracili nadzieję. Moja też znikała. Byłem stracony. Bez niej, moje życie po prostu nie istniało. Straciłem wszystko na czym mi zależało. Moje dwie dziewczynki...
Po pewnym czasie dotarło do mnie, że nie mogę siedzieć tu tak bezczynnie. Jej się nie poprawiało, a ja popadałem w obłęd. Zdałem sobie sprawę, że za wszystko winę ponosi Mrok. To wszystko przez niego. Gdyby jej nie porwał nasze życie byłoby inne. Zamieszkalibyśmy razem, stworzyli rodzinę, Elsa nie miała by traumatycznych przeżyć.
Nie mogłem tak siedzieć, kiedy ten skurwiel żył sobie gdzieś tam.
-Słońce-powiedziałem całując jej drobną dłoń bez życia.-Przepraszam cię. Nigdy nie powinienem do tego dopuścić. Przepraszam, ze na to pozwoliłem. Ale nigdy więcej. On nigdy nikogo nie skrzywdzi. Zabiję go i sprawi mi to cholerną przyjemność.
Wyleciałem ze szpitala na poszukiwania.
-Kici kici-mruknąłem lecąc przed siebie.-I tak cię dopadnę, myszko. A wtedy pokaże ci co to cierpienie.

Znalezienie go okazało się trudniejsze niż myślałem. Ukrywał się w jakimś zamku niewielkiego państewka. Wyczułem go od razu. Jego i te jego konie.
Wpadłem do pałacu zabijając po drodze pięć jego koni i dwóch ludzkich strażników. Miałem krew na rękach, ale gówno mnie to obchodziło, kiedy moja Elsa cierpiała.
Kiedy wpadłem do sali tronowej ujrzałem go siedzącego na tronie. Krzyczał właśnie do przerażonego człowieka.
-Jack?-powiedział zaskoczony i machnął ręką na śmiertelnika.-Ty tutaj? A co ty tu...
Nie czekałem dłużej na jego teatralne wywody. Podleciałem błyskawicznie i złapałem go za szyję mocno ściskając.
-Jakie to uczucie, co?-wysyczałem.-Jakie jest to uczucie umierania?
Wiedziałem, że nie umrze od czegoś takiego-przynajmniej nie od razu. Ale chciałem się z nim pobawić. Chciałem patrzyć w te jego oczy, które napełniały się strachem.
Kątem oka ujrzałem, że zbliża się ku mnie jeden z jego koni. Posłałem ku niemu lodowe ostrza i zwierze zniknęło.
-A teraz mnie posłuchaj, skurwielu.-szepnąłem ostro i w wolnej dłoni zacząłem wyczarowywać lodowy nóż.-Moja Elsa leży w śpiączce. Moja córka zmarła. A wszystko przez ciebie. Uczepiłeś się mojej Elsy jak rzep psiego ogona. To wszystko przez ciebie. Wszystko. Przez. Ciebie.
Wbiłem ostrze w jego ciało. Doskonale wiedziałem, ze to go nie zabije, a jedynie osłabi. Oderwałem się od niego. Wstał z tronu i zachwiał się.
-Mówiłem tej małej dziwce, żeby mnie posłuchała.-wychrypiał zbliżając się do mnie.-Tyle jej dałem. A ona tak po prostu miała mnie w dupie!
Podszedłem do niego i kopnąłem tak, ze upadł. Upadłem na kolana i złapałem jego szczękę w rękę.
-Ostatni raz ją tak nazwałeś.-syknąłem. Zbliżyłem ostrze do jego gardła.
-Witaj w piekle.-tak brzmiały jego ostatnie słowa, kiedy odcinałem jego głową.

Ciemna maź skapywała na podłogę, kiedy przyszedłem z głową Mroka na Biegun
-Na Księżyc Wszechmocny, Jack, coś ty zrobił?-wykrzyknął North, kiedy rzuciłem mu ją pod nogi.
-Ten skurwiel już nikogo nie zniszczy.-powiedziałem i wyszedłem stamtąd. To już nie był mój dom.

Osiadłem w zamku, który był poprzednia siedzibą Mroka. Zabrałem Elsę ze szpitala i przeniosłem ją tam, do komnaty, gdzie mogłaby być blisko mnie.
Mroczne konie pokłoniły się mi. Zabiłem ich pana i teraz ja nim byłem. To niewiarygodne ile siły miały. Byłem nimi zafascynowany, a jednocześnie nienawidziłem ich. Podobało mi się, że byłem ich panem. Że były na każde moje zawołanie. Uwielbiałem patrzeć, jak ze sobą walczą. Wystarczyło, że kiwnąłem palcem, a one natychmiast skakały sobie do gardeł. Były morderczymi bestiami w każdym calu.

Elsa wyglądała jak pieprzona księżniczka. Zapewniłem jej najlepszą ochronę, a ona nadal się nie budziła. Ona była moim światłem. Bez niej nie widziałbym w tym świecie nadziei.
Ale pewnego dnia postanowiła odejść. Była na tyle samolubna, ze mnie zostawiła. Umarła. Przestała oddychać. Ja również straciłem oddech. Straciłem  swoje światło. Miałem ochotę wszystko rozpierdolić. Pochłonęła mnie ciemność. Na zawsze.





No, także jak ktoś by się zastanawiał, co by się stało, gdyby Jack wybrał inaczej.

Ania

Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Była moją siostrą. Moją jedyną rodziną, jaka mi pozostała. Codziennie wypatrywałam jej w oknie, bo wiedziałam, że wróci. Musiała. Kochała mnie tak samo, jak ja ją, więc nie mogła mnie zostawić. Wierzyłam w to, dopóki nie została uznana za zmarłą. Zostałam sama na świecie, jako ostatnia dziedziczka Mare zu Pane. Jedyną nadzieję dawało mi to, że nigdy nie odnaleziono jej ciała.
Wszyscy rozpaczaliśmy. Jej najlepsi przyjaciele nadal nie mogli uwierzyć, że ona nie żyje. Powtarzałam im, że to nie prawda. Że ona jest tam gdzieś. I że kiedyś do nas wróci. Ale oni traktowali mnie jak zrozpaczoną młodszą siostrę. Jak rozkapryszonego dzieciaka.
Jedynym oparciem był dla mnie Jack. Rozpaczał w takim stopniu jak ja. Widziałam w jego oczach jak ją kochał, jak wielbił jej osobę. W pewnym momencie nie wiedziałam kto kogo próbuje pocieszyć. On powtarzał mi, jak bardzo jestem podobna do Elsy, a ja mówiłam mu, jak wielkim uczuciem go darzyła.
Żyliśmy tak przez jakiś czas. Z dnia na dzień. Z tygodnia na tydzień. Z miesiąca na miesiąc.
Ból powoli znikał. Zastępowało go uczucie pustki. Ale zdołałam to przetrwać. Stanąć na nogi. Elsa stała się przykrym wspomnieniem z przeszłości. Nadal nie wierzyłam w jej śmierć i spodziewałam jej się każdego dnia.
Jack jednak zdawał się pogrążać w bólu jeszcze bardziej. Pewnego dnia zarzucił mi, że już za nią nie tęsknię. Że już jej nie kocham. Spoliczkowałam go i powiedziałam, żeby nie zbliżał się do mnie, dopóki się nie ogarnie i nie przemyśli wszystkiego. Czas mijał, a on nie pojawiał się przed moimi oczyma.

Skończyłam osiemnaście lat. Stałam się pełnoletnia. Zamieszkałam z Kristoffem, wkrótce potem on mi się oświadczył. I to było cudowne. Dopóki w moich drzwiach nie pojawił się Jack.
Wyglądał gorzej niż mogłoby się wydawać. Zapadnięte policzki, worki pod oczami i smutny wzrok. Jego oczy zdawały się być stworzone z łez. Nie powiedział zbyt wiele. A właściwie tylko jedno słowo: "Przepraszam". A potem przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nikt inny tego nie zrobił. Czułam, jak jego łzy moczą mi koszulkę z tyłu. "Tęsknię za nią"-dodał. Wtedy zrozumiałam, że miłość Jack'a i Elsy była jedyna w swoim rodzaju. Nigdy żadna miłość nie będzie w stanie dorównać sile ich zakochaniu. Tamtego dnia zobaczyłam w Jack'u małego, zagubionego chłopczyka. Zrobiło mi się go żal. Miałam ochotę znaleźć moją siostrę i nakopać jej za dopuszczenie tego niewinnego chłopaka do tego stanu. O ile ona jeszcze by żyła...

Od tamtego razu Jack radził sobie z bólem coraz lepiej. Często znikał gdzieś na całe dnie bądź noce, ale kiedy do niego dzwoniłam, żeby przyszedł zawsze przychodził. Kiedy pytałam go, gdzie był odpowiadał tylko: "Szukałem jej". Pozwoliłam mu to robić. Mimo, że policja to zrobiła pozwoliłam mu na szukanie kobiety, która zaginęła i miała się nigdy nie odnaleźć.


Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Ale kiedy zniknął Jack wiedziałam jedno-znalazł ją. Kolejna osoba została uznana za zaginioną, ale ja wiedziałam, że on ją znalazł. I że ją do mnie przyprowadzi. W końcu po to jej szukał. Ludzie dziwili się, dlaczego się nie smuciłam, a wręcz tryskałam radością. Uważali, że postradałam zmysły po utracie siostry. Ale nie rozumieli. Ja tak.
Codziennie wypatrywałam go w oknie. Był moją ostatnią nadzieją. Zniknął, a mimo to nadal w niego wierzyłam. Czekałam, kiedy pojawi się w moich drzwiach.
Ale jego nie było. Straciłam nadzieję całkowicie. Zdawałam sobie sprawę, że ją odnalazł. I spodziewałam się, że ona nie chciała mnie widzieć. Może nawet zakazała się ze mną kontaktować.
Bolało. Bolało bardziej niż mogłabym się spodziewać. Nie mogłam znieść myśli, że żyją sobie gdzieś tam nie dając znaku  życia. Nienawidziłam ich za tę samolubność.

Przez ten czas dorosłam. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę być wiecznie traktowana jak dziecko. Stałam się silna i sama chciałam decydować o tym, co będzie mnie ranić a co nie. Nie chciałam by Elsa miała wpływ na moje życie. Nigdy więcej, powiedziałam sobie. W tamtej chwili moja siostra przestała dla mnie istnieć.