Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Była moją siostrą. Moją jedyną rodziną, jaka mi pozostała. Codziennie wypatrywałam jej w oknie, bo wiedziałam, że wróci. Musiała. Kochała mnie tak samo, jak ja ją, więc nie mogła mnie zostawić. Wierzyłam w to, dopóki nie została uznana za zmarłą. Zostałam sama na świecie, jako ostatnia dziedziczka Mare zu Pane. Jedyną nadzieję dawało mi to, że nigdy nie odnaleziono jej ciała.
Wszyscy rozpaczaliśmy. Jej najlepsi przyjaciele nadal nie mogli uwierzyć, że ona nie żyje. Powtarzałam im, że to nie prawda. Że ona jest tam gdzieś. I że kiedyś do nas wróci. Ale oni traktowali mnie jak zrozpaczoną młodszą siostrę. Jak rozkapryszonego dzieciaka.
Jedynym oparciem był dla mnie Jack. Rozpaczał w takim stopniu jak ja. Widziałam w jego oczach jak ją kochał, jak wielbił jej osobę. W pewnym momencie nie wiedziałam kto kogo próbuje pocieszyć. On powtarzał mi, jak bardzo jestem podobna do Elsy, a ja mówiłam mu, jak wielkim uczuciem go darzyła.
Żyliśmy tak przez jakiś czas. Z dnia na dzień. Z tygodnia na tydzień. Z miesiąca na miesiąc.
Ból powoli znikał. Zastępowało go uczucie pustki. Ale zdołałam to przetrwać. Stanąć na nogi. Elsa stała się przykrym wspomnieniem z przeszłości. Nadal nie wierzyłam w jej śmierć i spodziewałam jej się każdego dnia.
Jack jednak zdawał się pogrążać w bólu jeszcze bardziej. Pewnego dnia zarzucił mi, że już za nią nie tęsknię. Że już jej nie kocham. Spoliczkowałam go i powiedziałam, żeby nie zbliżał się do mnie, dopóki się nie ogarnie i nie przemyśli wszystkiego. Czas mijał, a on nie pojawiał się przed moimi oczyma.
Skończyłam osiemnaście lat. Stałam się pełnoletnia. Zamieszkałam z Kristoffem, wkrótce potem on mi się oświadczył. I to było cudowne. Dopóki w moich drzwiach nie pojawił się Jack.
Wyglądał gorzej niż mogłoby się wydawać. Zapadnięte policzki, worki pod oczami i smutny wzrok. Jego oczy zdawały się być stworzone z łez. Nie powiedział zbyt wiele. A właściwie tylko jedno słowo: "Przepraszam". A potem przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nikt inny tego nie zrobił. Czułam, jak jego łzy moczą mi koszulkę z tyłu. "Tęsknię za nią"-dodał. Wtedy zrozumiałam, że miłość Jack'a i Elsy była jedyna w swoim rodzaju. Nigdy żadna miłość nie będzie w stanie dorównać sile ich zakochaniu. Tamtego dnia zobaczyłam w Jack'u małego, zagubionego chłopczyka. Zrobiło mi się go żal. Miałam ochotę znaleźć moją siostrę i nakopać jej za dopuszczenie tego niewinnego chłopaka do tego stanu. O ile ona jeszcze by żyła...
Od tamtego razu Jack radził sobie z bólem coraz lepiej. Często znikał gdzieś na całe dnie bądź noce, ale kiedy do niego dzwoniłam, żeby przyszedł zawsze przychodził. Kiedy pytałam go, gdzie był odpowiadał tylko: "Szukałem jej". Pozwoliłam mu to robić. Mimo, że policja to zrobiła pozwoliłam mu na szukanie kobiety, która zaginęła i miała się nigdy nie odnaleźć.
Kiedy zniknęła Elsa, zniknęło też część mojej duszy. Ale kiedy zniknął Jack wiedziałam jedno-znalazł ją. Kolejna osoba została uznana za zaginioną, ale ja wiedziałam, że on ją znalazł. I że ją do mnie przyprowadzi. W końcu po to jej szukał. Ludzie dziwili się, dlaczego się nie smuciłam, a wręcz tryskałam radością. Uważali, że postradałam zmysły po utracie siostry. Ale nie rozumieli. Ja tak.
Codziennie wypatrywałam go w oknie. Był moją ostatnią nadzieją. Zniknął, a mimo to nadal w niego wierzyłam. Czekałam, kiedy pojawi się w moich drzwiach.
Ale jego nie było. Straciłam nadzieję całkowicie. Zdawałam sobie sprawę, że ją odnalazł. I spodziewałam się, że ona nie chciała mnie widzieć. Może nawet zakazała się ze mną kontaktować.
Bolało. Bolało bardziej niż mogłabym się spodziewać. Nie mogłam znieść myśli, że żyją sobie gdzieś tam nie dając znaku życia. Nienawidziłam ich za tę samolubność.
Przez ten czas dorosłam. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę być wiecznie traktowana jak dziecko. Stałam się silna i sama chciałam decydować o tym, co będzie mnie ranić a co nie. Nie chciałam by Elsa miała wpływ na moje życie. Nigdy więcej, powiedziałam sobie. W tamtej chwili moja siostra przestała dla mnie istnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz