https://www.youtube.com/watch?v=6ThQkrXHdh4 <--muzyka dla zainteresowanych ;)
Elsa
Otworzyłam oczy. Przytulałam właśnie Jack'a tańcząc na środku sali. Mój mąż nie mógł spuścić ze mnie wzroku. MĄŻ. Właśnie dziś powiedzieliśmy sobie tak. A teraz, podczas pierwszego tańca, czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie.
Wszystko, co do tej pory się wydarzyło nauczyło nas, że nie mogliśmy czekać z tym wszystkim. Chciałam życia, jakiego zawsze pragnęłam. U boku mężczyzny, którego kocham, w naszym domu. Brakowało nam tylko dziecka, ale...może kiedyś, niedługo...
Wiedzieliśmy o krwi Scarlett niewiele. Leczyła choroby, ale dziewczyna miała jej w sobie zbyt mało, by ją pobierać. Być może to był skutek chorych eksperymentów Mroka, a być może miała tak od urodzenia. Ona sama nie była tego pewna.
Dobrze mi się z nią rozmawiało. Lata męki, przez które przeszła sprawiła że była pokorna i miała ciekawe podejście do życia. Nie było w niej ani krztyny zła, co utwierdziło nas, że była córką Strażnika. Poza tym chciała wiedzieć o swoich rodzicach jak najwięcej. Mówiła mi, że ma żal do ojca, ze ją zostawił, ale rozumiała, że chciał wrócić do swojej ukochanej. W tych słowach kryło się jakieś drugie dno, ale nie mogłam poznać o co chodzi. Mówiła, że bardzo przykro jej, że nie poznała matki. Widziała jej zdjęcia, ja też je widziałam. Była do niej zaskakująco podobna. Jedyne czym się różniły to odcieniem skóry i wiekiem.
Tak jak Scarlett była pewna, tak bardzo nie ufaliśmy Sedricowi. On sam nie chciał z nami rozmawiać, a ilekroć zapytałam o nią dziewczynę, rumieniła się i zmieniała temat. Tę dwójkę coś łączyło, ale nie mogłam rozgryźć co to było...
-To nasze wesele, gdzie odleciałaś w najszęśliwszym dniu każdej kobiety?-zapytał Jack łapiąc w swoje palce mój podbródek.
-Moim najszczęśliwszym dniu?-droczyłam się.-A już myślałam, że to też twój najszczęśliwszy dzień...
-Nasz. To nasz najszczęśliwszy dzień.-powiedział obejmując mnie mocno w pasie. Piosenka już się skończyła, a kilka par wkroczyło na parkiet. Widziałam w tłumie Sophie, która uśmiechała się radośnie do jakiegoś chłopaka. Scarlett i Sedric również tańczyli w ciemnym rogu. Przywykliśmy, ze nie lubili światła i rozgłosu. Cóż, czego się spodziewać, po ludziach, którzy całe swoje życie spędzili w podziemiach...
Jack pociągnął mnie na balkon wychodzący na piękny ogród. Stanął za mną i objął mnie od tyłu. Oparł głowę na mojej i razem wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce.
Ta uroczystość nie była idealna. Brakowało mi tu mojej rodziny. Mojej Ani.
Miesiąc temu napisaliśmy do niej list. Królestwo Arendelle pozostawało bez władcy, a ja nie mogłam zasiąść na tronie. Byłam nieśmiertelna i nie mogłam rządzić państwem przez wieki. Królestwo potrzebowało silnej dynastii, potomków i reform. Ania zapewniłaby to. Razem z tą wiadomością wysłaliśmy jej zaproszenie na nasz ślub.
W wiadomości zwrotnej napisała, że obejmie tron, bo tego chcieli by rodzice. Osiągnęła pełnoletność i razem z Kristoffem zamierzali zasiąść na tronie. Odesłała też zaproszenie, na którym napisała: "Dopiero wtedy, kiedy powiesz prawdę".
Moja własna siostra mi nie wierzyła. Nie zjawiła się w najważniejszym dniu mojego życia. Bolało.
-Nadal coś jest nie tak.-Jack musiał zobaczyć mój wyraz twarzy.-Nie mogę na ciebie patrzyć, kiedy tak się smucisz...
-To zamknij oczy.-mruknęłam, na co ten się zaśmiał.
-Wtedy musiałbym stracić widok najpiękniejszej kobiety na świecie.
Okej, to zadziałało. Odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na jego klatce piersiowej, po czym go pocałowałam.
-Słońce...-mruknął odrywając się ode mnie i spoglądając spod półprzymkniętych powiek.-Całowaniem mnie nie zwiedziesz. Chociaż czekaj... Może trochę. Ale chcę wiedzieć, co cię tak gryzie.-kiedy nie odpowiedziałam, westchnął.-Chodzi o Anię, prawda?
Odeszłam od niego. Nie chciałam, by martwił się jeszcze bardziej.
-Po prostu...-zaczęłam opierając się o barierkę..-tęsknię za nią. I..ciężko mi, że ona mi nie wierzy.
-Czy gdyby ona uwierzyła, byłabyś szczęśliwa?-spytał, wpatrując się we mnie uważnie.
-To byłby najlepszy prezent ślubny.-powiedziałam instynktownie, nie wiele myśląc. Może gdzieś w głębi serca oczekiwałam, że moja siostra wyjdzie gdzieś zza pleców mojego mężczyzny, ale to się nie stało. Wręcz przeciwnie-spuścił głowę i westchnął długo.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie.-podszedł do mnie i złapał mnie za ręce, splatając swoje palce z moimi. -Żeniąc się z tobą nie zrobiłem nic nowego. W chwili, w której cię zobaczyłem po raz pierwszy mnie urzekłaś. Każdy dzień, nie, każda sekunda spędzona z tobą była i jest dla mnie najważniejsza. Już dawno wiedziałem, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, to chcę z tobą spędzić moje życie. Zabrałaś moje serce i moją duszę i nic nie zapowiada się, że mi je oddasz. A nawet jeżeli byś chciała to zrobić, nie przyjąłbym ich. Wiem, że gadam bez sensu, ale zmierzam do ważnych wniosków. Wystarczy, że kiwniesz palcem, że mrugniesz, że powiesz słowo, a nie mógłbym przejść obojętnie i natychmiast wykonałbym twoją prośbę. Wiem, jak bardzo pragniesz spotkać się z Anią. Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. Dlatego chcę spełnić to życzenie...
-Co...
-Daj mi dokończyć. Ania nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy. Ciężko byłoby pokazać jej nieśmiertelność. W końcu by się o tym przekonała, ale bez sensu byłoby czekać. Więc postanowiłem podarować ci ostatnią rzecz, jakiej ci nie oddałem.
Sięgnął do kieszeni wewnątrz garnituru i wyjął podłużny, złoty walec. Przekręciłam głowę z niezrozumieniem. Nie miałam pojęcia co to jest ani do czego służy, dlatego czekałam na wyjaśnienia.
-Podaj mi rękę.-powiedział przejętym głosem. Czymkolwiek był przedmiot, musiał mieć dla niego duże znaczenie.
Złapał moją dłoń w swoją. Widziałam błysk aprobaty i dumy kiedy zobaczył obrączkę na moim palcu. Położył moją rękę na przedmiocie wtedy...
...ujrzałam młodego chłopca, wyglądającego prawie jak Jack. Jedyne co ich różniło to kolor włosów oraz oczu a także karnacja. Bawił się wesoło z jakąś młodą dziewczynką, która skakała wokół niego i wołała do niego "Jack!". Zorientowałam się, że to był on. To był mój mąż. W poprzednim życiu.
Nie rozmawialiśmy o tym za często. Wiedziałam, że umarł, by narodzić się znowu. Po 300 latach samotności w końcu stał się Strażnikiem. Ale nic poza tym. Nie lubił o tym mówić, a ja nie naciskałam.
Ale teraz to widziałam. Widziałam na własne oczy jak przytula małą dziewczynkę, jak się z nią bawi i z jaką miłością na nią patrzy. To musiała być jego siostra. Byli bardzo podobni. Zastanawiałam się, czy tak samo wyglądałby z naszą córką...
...Wróciłam do teraźniejszości. Nie zauważyłam, że po mojej twarzy płynęły łzy. Podzielił się ze mną swoją przeszłością. Tym, kim kiedyś był. Poczułam się z nim związana bardziej niż ktokolwiek.
-Miałeś siostrę...-zdołałam wykrztusić zadławionym głosem.
Uśmiechnął się na jej wspomnienie.
-Miała na imię Emma. Przywoływanie uczuć i wspomnień przed staniem się Strażnikiem jest trudne. Widzę je i wiem, że istniały, ale nie mogę ich poczuć. Wracając do Emmy...kochałem ją. Wiem to. ilekroć je oglądam-wskazuje na złoty przedmiot.-widzę jakim uczuciem ją darzę, a właściwie darzyłem. Wiesz jak zostałem Strażnikiem?-zmienia nagle temat.
-Uratowałeś jakieś dziecko ceną swojego życia, jak każdy.-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Masz rację. Uratowałem ją. Uratowałem Emmę. Wyszła na lód, a wtedy on się pod nią załamał. Nie mogłem pozwolić, żeby moja mała siostrzyczka wpadła do lodowatej wody. Tak bardzo się bała...Ja też. Ale uratowałem ją, sam ginąc. Potem Księżyc sprawił że znów zacząłem żyć. Tułałem się przez 300 lat, aż w końcu zostałem Strażnikiem.
Przytuliłam go. Nie byłam w stanie dłużej na niego patrzyć. Nie mogłam wyobrazić sobie 300 długich lat tułania się po świecie. Ale nigdy już nie będzie sam. Już zawsze będę z nim.
-Pokażemy to Ani i uwierzy. Pogodzisz się z siostrą.
-Jack, nie.-zaprzeczyłam odsuwając się od niego i patrząc mu w twarz.-Ujawnisz się!
-Tak, wiem. Ale chcę to zrobić. Chcę byś była szczęśliwa.
-Nie, nie ma mowy. Jestem szczęśliwa. Mogę być szczęśliwa...
-Elsa.-przerwał mi łapiąc moją twarz w swoje duże dłonie.-Ja straciłem swoją siostrę. Nie poznałem jej jako Frost. Nie chcę, by z tobą było tak samo...
-Ale...
-To MOJA decyzja. Mój prezent dla ciebie.
Pocałowałam go mocno przelewając w czynność to, jak bardzo go kocham. Wsunęłam ręce w jego włosy i przeczesałam je czując wiecznie utrzymujące się tam kryształki lodu. Odsunął się ode mnie tylko na tyle, by mógł coś powiedzieć.
-Jeżeli chcemy jeszcze dziś iść do Ani, powinniśmy się pośpieszyć-mruknął, muskając swoimi wargami moje.
-Dziś?-spytałam zaskoczona.
-Słońce, chcę cię mieć dziś całą długą noc. A potem poranek. A potem cały następny dzień i całą wieczność. Musimy załatwić to szybko.-powiedział i znów mnie pocałował. Zachichotałam. Za to właśnie go kochałam.
Nic nie mówiąc pociągnął mnie z stronę sali balowej, w której odbywało się przyjęcie. Wynajął pałac wiedząc, że właśnie w takim miejscu spędzałam dzieciństwo. To była jego kolejna zaleta względem mnie-zawsze wiedział, czego pragnę.
-Pamiętasz jak kiedyś zapomniałaś pracy zaliczeniowej?-zapytał, a ja uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Wziął mnie wtedy na ręce i kazał udawać mdlejącą a potem zaniósł mnie do pielęgniarki. Był doskonałym aktorem.
-Jasne, że tak-odszepnęłam.-Nie mogłabym zapomnieć twojego debiutu aktorskiego.
-To teraz czas na mój drugi występ.-widziałam, jak bardzo powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem.
Szybko wziął mnie na ręce i przeniósł przez całą salę. Schowałam twarz w jego klatkę piersiową i zaśmiałam się.
-Musimy państwa przeprosić-zaczął głośno Jack.-...ale ja i moja żona mamy sprawę do załatwienia. W sypialni.-po tych słowach wyszedł z sali w towarzystwie śmiechów gości. Był niemożliwy.
-Jack, oszalałeś?!-krzyknęłam, kiedy w końcu postawił mnie na ziemi. Cały czas byłam rozbawiona.-Przecież oni teraz pomyślą, ze my...no wiesz...
-Oj, słońce, jesteśmy już małżeństwem...-objął mnie w talii i przyciągnął moje ciało do swojego.-Teraz możemy pieprzyć się jak króliki.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, ani rumieńcu zawstydzenia, więc wybuchnęłam śmiechem, przyciskając twarz do torsu chłopaka. On również się zaśmiał.
-Ale na to przyjdzie jeszcze pora, obiecuję.-złapał mnie za podbródek.-A teraz lecimy do tej twojej niewiernej siostruni...
-Ej!-znów się zaśmiałam, ale od razu przestałam, kiedy wziął w posiadanie moje usta.
Kilka minut później znaleźliśmy się w naszym apartamencie. Jack zajrzał do walizki i wyciągnął z niej normalne ubranie dla siebie i dla mnie.
-Zaplanowałeś to wszystko!-krzyknęłam, kiedy rzucił we mnie ubraniami.-A jak bym się nie zgodziła?
-Słońce, nie przyjąłbym odmowy.-cmoknął mnie przelotnie w usta i zaczął ściągać garnitur-A teraz ściągaj tą kieckę i przebieraj się.
Zmrużyłam oczy. Nie wiem czy bardziej byłam na niego wściekła, czy zauroczona nim. Postawiłam na coś pomiędzy. Postanowiłam go jednak trochę ukarać.
Moja suknia wiązana była z tyłu, więc nie było szans, żebym sama się z niej wyplątała.
-Kochanie, pomógłbyś mi z suknią?-spytałam niewinnym głosem, kiedy ściągnął koszulę i został w samych spodniach.
Odwróciłam się do niego tyłem czekając na to, aż rozwiąże sznur. Biedaczek jeszcze nie wiedział, co czeka go w środku.
Kiedy poczułam, że gorset jest rozluźniony pozwoliłam mu swobodnie opaść na ziemię. Nie miałam stanika, więc miałam na sobie tylko skąpe majtki i pończochy.
-Słońce...-wychrypiał mi do ucha Jack, przyciskając mnie do jego nagiego torsu. Przeszedł mnie dreszcz kiedy całował moją szyję, a jego ręce błądziły po moim niemal nagim ciele.
-Musimy się zbierać...-wysapałam opierając o niego głowę.
-Mhm...-mruknął całując moje ramię i schodząc rękami coraz niżej.
-Możemy tu zostać. Ania poczeka.-szepnęłam, kiedy złapał mnie za pośladek. Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy zostali i to dokończyli.
Nagle odsunął się ode mnie. Przestałam czuć zimno i już chciałam odwrócić się i sprawdzić, co się stało, kiedy poczułam jak wsuwa na mnie biustonosz. Starannie przełożył go przez moje ręce, a potem zapiął go. Potem włożył mi koszulkę.
-Spodnie będziesz musiała założyć sobie sama, słońce.-mruknął gardłowo. Odwróciłam się do niego. W oczach miał takie samo podniecenie, jakie z pewnością ja miałam w swoich. Założył koszulkę przez głowę, kiedy ja zakładałam swoje spodnie. W końcu ściągnął spodnie i włożył inne, wygodniejsze. Wciągnął na siebie swoją granatową bluzę, a potem włożył do przedniej kieszeni złoty przedmiot. Nadal nie do końca wiedziałam jak to się dzieje, że kiedy się go dotyka widzi się przeszłość.
-Gotowa?-spytał tylko, a ja pokiwałam głową. Objął mnie w pasie i wylecieliśmy przez okno. Czas spotkać się z siostrą.
Jack
Elsa wzięła moje wszystko. Byłem cały jej. Ale mimo to nie zdołałem oddać jej jednego-moich wspomnień. Nikt nigdy ich nie poznał. Ale pragnąłem, by to ona je ujrzała. By poznała tego innego Jack'a, którym byłem.
-To nasze wesele, gdzie odleciałaś w najszęśliwszym dniu każdej kobiety?-zapytałem moją żonę, łapiąc jej podbródek tak, by na mnie spojrzała. Jej wzrok wydawał się odległy, a ja chciałem by była tu teraz, przy mnie, na naszym weselu.
-Moim najszczęśliwszym dniu?-na jej twarzy pojawił się zuchwały uśmieszek. -A już myślałam, że to też twój najszczęśliwszy dzień...
-Nasz. To nasz najszczęśliwszy dzień.-przyznałem jej obejmując ją w talii. Rozejrzała się po sali łapiąc wzrokiem konkretne osoby. Powoli wyprowadziłem ją na zewnątrz.
Przytuliłem Elsę od tyłu i razem wpatrywaliśmy się w zachód słońca. Przez chwilę wpatrywała się z zachwytem w dal, a potem jej spojrzenie zaszkliło się i ponownie odleciała. Doskonale wiedziałem, o czym myślała. Jej siostra nie przyjęła naszego zaproszenia. Nie było jej tu. Została królową Arendelle. Z tego co wiedziałem, nie była nią jeszcze oficjalnie, bo oficjalna uroczystość miała odbyć się kiedy wszystkie formalne sprawy zostaną rozwiązanie. Anna chciała wprowadzić na dwór Kristoffa, a temu nie uśmiechało się życie królewskie. Jednak dziewczyna była zdeterminowana i chciała ratować królestwo.
Wszystko to wiedziałem dzięki Strażnikom. Mieli możliwości by to sprawdzać. Obserwowali zamek szczególnie pod kątem tego, że wcześniej był siedzibą Mroka, a ja mogłem pilnować Annę. Nie mówiłam tego jednak Elsie. Wspomnienie o siostrze bolało ją, a ja zamierzałem to naprawić.
-Nadal coś jest nie tak.-przerwałem ciszę.-Nie mogę na ciebie patrzyć, kiedy tak się smucisz...
-To zamknij oczy.-mruknęła niezadowolona, a ja zaśmiałem się szczerze.
-Wtedy musiałbym stracić widok najpiękniejszej kobiety na świecie.
Odwróciła się do mnie najwyraźniej udobruchana, po czym położyła swoje dłonie na moim torsie i pocałowała mnie.
-Słońce...-przerwałem pocałunek.-Całowaniem mnie nie zwiedziesz. Chociaż czekaj... Może trochę. Ale chcę wiedzieć, co cię tak gryzie.-odpowiedź nie nadchodziła, a ja westchnąłem.-Chodzi o Anię, prawda?
Odsunęła się ode mnie, a mi nie spodobało się to za bardzo. Pozwoliłem jej jednak mówić.
-Po prostu...-oparła się o barierkę.-...tęsknię za nią. I..ciężko mi, że ona mi nie wierzy.
-Czy gdyby ona uwierzyła, byłabyś szczęśliwa?-spytałem. Zamierzałem spełnić jej życzenie.
-To byłby najlepszy prezent ślubny.-powiedziała a w jej oczach pojawiła się nadzieja. Chciałem zrobić wszystko, ale nie to. Nie wzbudzenie nadziei było moim celem. Westchnąłem przeciągle.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie.-podszedłem do niej i splotłem nasze palce.-Żeniąc się z tobą nie zrobiłem nic nowego. W chwili, w której cię zobaczyłem po raz pierwszy mnie urzekłaś. Każdy dzień, nie, każda sekunda spędzona z tobą była i jest dla mnie najważniejsza. Już dawno wiedziałem, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, to chcę z tobą spędzić moje życie. Zabrałaś moje serce i moją duszę i nic nie zapowiada się, że mi je oddasz. A nawet jeżeli byś chciała to zrobić, nie przyjąłbym ich. Wiem, że gadam bez sensu, ale zmierzam do ważnych wniosków. Wystarczy, że kiwniesz palcem, że mrugniesz, że powiesz słowo, a nie mógłbym przejść obojętnie i natychmiast wykonałbym twoją prośbę. Wiem, jak bardzo pragniesz spotkać się z Anią. Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. Dlatego chcę spełnić to życzenie...
-Co...
-Daj mi dokończyć. Ania nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy. Ciężko byłoby pokazać jej nieśmiertelność. W końcu by się o tym przekonała, ale bez sensu byłoby czekać. Więc postanowiłem podarować ci ostatnią rzecz, jakiej ci nie oddałem.
Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem moje mleczaki w efektownym, złotym opakowaniu. Elsa nie wiedziała, co to jest. Doskonale widziałem to w jej spojrzeniu. Ale dla mnie ten przedmiot miał większą wartość niż cokolwiek innego.
-Podaj mi rękę.-powiedziałem, a ona wykonała moje polecenie. Położyłem jej drobne palce na przedmiocie.
Doskonale widziałem moment, w którym "weszła" w moje wspomnienia. Jej spojrzenie się przyćmiło, a wyraz twarzy zmienił w pusty i odległy. W pewnym momencie w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziałem, co tam zobaczyła, nikt nie miał na to wpływu-zawsze to było coś innego.
W końcu wróciła do mnie.
-Miałeś siostrę...-powiedziała tak, jakby to było coś niewiarygodnie ważnego. i faktycznie było.
Uśmiechnąłem się myśląc o tej małej brunetce.
-Miała na imię Emma. Przywoływanie uczuć i wspomnień przed staniem się Strażnikiem jest trudne. Widzę je i wiem, że istniały, ale nie mogę ich poczuć. Wracając do Emmy...kochałem ją. Wiem to. ilekroć je oglądam-wskazałem na opakowanie z mleczakami.-widzę jakim uczuciem ją darzę, a właściwie darzyłem. Wiesz jak zostałem Strażnikiem?
-Uratowałeś jakieś dziecko ceną swojego życia, jak każdy
-Masz rację. Uratowałem ją. Uratowałem Emmę. Wyszła na lód, a wtedy on się pod nią załamał. Nie mogłem pozwolić, żeby moja mała siostrzyczka wpadła do lodowatej wody. Tak bardzo się bała...Ja też. Ale uratowałem ją, sam ginąc. Potem Księżyc sprawił że znów zacząłem żyć. Tułałem się przez 300 lat, aż w końcu zostałem Strażnikiem.
Przytuliła mnie, a ja objąłem ją mocno. Chyba nareszcie zrozumiała, jak ważnym elementem dla mnie była. Dzięki niej nie musiałem być już sam. Czułem, że kolejne 300 lat spędzone z moją Elsą będą o wiele lepsze niż 300 poprzednich.
-Pokażemy to Ani i uwierzy. Pogodzisz się z siostrą.-doskonale wiedziałem, że to oznaczałoby złamanie zasad Strażników, ale miałem to gdzieś.
-Jack, nie.-zaprzeczyła patrząc na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami-Ujawnisz się!
-Tak, wiem. Ale chcę to zrobić. Chcę byś była szczęśliwa.
-Nie, nie ma mowy. Jestem szczęśliwa. Mogę być szczęśliwa...
-Elsa.-przerwałem jej łapiąc jej twarz w swoje dłonie-Ja straciłem swoją siostrę. Nie poznałem jej jako Frost. Nie chcę, by z tobą było tak samo...
-Ale...
-To MOJA decyzja. Mój prezent dla ciebie.
Pocałowała mnie, a mi się to spodobało. Teraz całowała mnie jak żona i miałem pełne prawo do jej ust. Były tylko moje.
-Jeżeli chcemy jeszcze dziś iść do Ani, powinniśmy się pośpieszyć-mruknąłem niechętnie przerywając pocałunek.
-Dziś?-spytała zaskoczonym głosem. No chyba nie sądziła, ze nie zamierzałem czekać?
-Słońce, chcę cię mieć dziś całą długą noc. A potem poranek. A potem cały następny dzień i całą wieczność. Musimy załatwić to szybko.-stwierdziłem znów ją całując. Zachichotała, a ja cieszyłem się, że była zadowolona.
Ale musieliśmy iść. Nie zamierzałem tracić czasu. Chciałem mieć ją tylko dla siebie.
-Pamiętasz jak kiedyś zapomniałaś pracy zaliczeniowej?-zapytałem z radością wspominając tamtą sytuację.
-Jasne, że tak. Nie mogłabym zapomnieć twojego debiutu aktorskiego.
-To teraz czas na mój drugi występ.
Wziąłem ją na ręce. Ta suknia zdecydowanie przeszkadzała mi w chodzeniu, ale kiedy moja żona przytuliła się do mnie i zaśmiała myślałem tylko o tym, jak szybko ją stamtąd wynieść.
-Musimy państwa przeprosić-powiedziałem, a wszyscy odwrócili się w moją stronę. Chciałem się trochę zabawić.-...ale ja i moja żona mamy sprawę do załatwienia. W sypialni.
Goście zaśmiali się znacząco. O to chodziło.
W końcu wyprowadziłem moją drugą połówkę na zewnątrz i postawiłem na ziemi.
-Jack, oszalałeś?!-krzyknęła rozbawiona.-Przecież oni teraz pomyślą, ze my...no wiesz...
-Oj, słońce, jesteśmy już małżeństwem...-objąłem ją i przyciągnąłem-Teraz możemy pieprzyć się jak króliki.
Zaśmiała się i znów schowała twarz. Odpowiedziałem jej rozbawionym śmiechem.
-Ale na to przyjdzie jeszcze pora, obiecuję.-złapałem ją za podbródek. -A teraz lecimy do tej twojej niewiernej siostruni...
-Ej!-znów się zaśmiała, a ja znów ją pocałowałem. Uwielbiałem takie momenty.
Zabrałem ją do naszego pokoju po rzeczy które wcześniej ze sobą zabrałem. Planowałem to zrobić i dokładnie wiedziałem, że odwiedzimy Ankę. A ta musiała uwierzyć. Z reszta nie będzie miała wyboru. Nie z takimi dowodami.
Wyciągnąłem ubrania Elsy i rzuciłem nimi do niej wyciągając własne. Miałem serdecznie dość tego garnituru.
-Zaplanowałeś to wszystko!-krzyknęła.-A jak bym się nie zgodziła?
-Słońce, nie przyjąłbym odmowy.-cmoknąłem ją i zacząłem się rozbierać.-A teraz ściągaj tą kieckę i przebieraj się.
Byłem właśnie w trakcie rozpinania i ściągania niewygodniej koszuli, kiedy usłyszałem słodki, niewinny głosik, zupełnie różny od poprzedniego.
-Kochanie, pomógłbyś mi z suknią?-spytała. Coś było nie tak. Wyczułem to w jej głosie. Ale wykonałem jej prośbę odwijając sznurek i poluzowując go po kolei. W końcu był rozluźniony całkowicie i opadł swobodnie na ziemię. Ujrzałem nagie plecy Elsy. Nie miała stanika. Coś czułem, że nie wyjdziemy stąd szybko. Tym bardziej, kiedy zobaczyłem jej nogi odziane w seksowne pończochy. Ona mnie kiedyś zabije, pomyślałem.
-Słońce...-wychrypiałem. Byłem bardziej podniecony niż bym tego chciał. przycisnąłem jej ciało do swojego i poczułem na torsie ukłucie zimna. Całowałem jej smukłą szyję jednocześnie przesuwając rękami po jej ciele.
-Musimy się zbierać...-wysapała, opierając na moim ramieniu swoją głowę.
-Mhm...-mruknąłem nie słuchając jej. Byłem facetem i jej nagie ciało sprawiało, że mój mózg się wyłączał, a ja zaczynałem myśleć zupełnie inną częścią ciała. Pocałunkami schodziłem coraz niżej. Jej skóra była taka delikatna i zimna, że nie mogłem powstrzymać się od trzymania ust na niej.
-Możemy tu zostać. Ania poczeka.-szepnęła, a ja złapałem ją za tyłek. Miała naprawdę niezły tyłek. Nie brzmiała, jakby chciała żebym przestał, ja z resztą też nie, ale kiedy dotarł do mnie sens jej słów natychmiast przestałem. Odsunąłem się od niej i kiedy była jeszcze oszołomiona złapałem stanik i zacząłem jej go zakładać. Nie sądziłem, że ubieranie jej spodoba mi się równie co rozbieranie. Ale kiedy stała tam tak bezwładnie i pozwalała mi na wszystko nie mogłem się nie uśmiechnąć. Założyłem jej koszulkę. Zostały tylko spodnie, ale nie zamierzałem jej pomagać. Z resztą, nie zdołałbym. Nie, widząc te pończochy i majtki.
-Spodnie będziesz musiała założyć sobie sama, słońce.-mruknąłem, a ona odwróciła się do mnie. Skończyłem się ubierać, a przedmiot, który był dziś bardzo ważny schowałem w przedniej kieszeni bluzy.
-Gotowa?-spytałem bojąc się, ze jeżeli powiem coś więcej, zostaniemy w pokoju i cała ta "misja" się nie powiedzie. Kiwnęła głową, a ja złapałem ją w talii i polecieliśmy w górę. Czas, żeby spotkać się z rudą...
Anna
Kręciłam się w łóżku. Spałam w nim już dobrych kilka dni, ale nadal miałam wrażenie, że należy do rodziców. Dodatkowo ten mój brzuch. Myśl, że kryło się tam dziecko była cudowna w dzień. W nocy pojawiał się problem jak ułożyć się, by było mi wygodnie.
Kris miał twardy sen. Nigdy nie dało się go obudzić. Ale z drugiej strony, kiedy tak leżał i opiekuńczym, niemal zaborczym gestem obejmował moją talię nie byłabym w stanie go obudzić.
Dziś był dzień jej ślubu. Tak bardzo chciałabym jej uwierzyć. Byłam dużą dziewczynką i dawno przestałam wierzyć w super-bohaterów i Świętego Mikołaja. Elsa mogła powiedzieć mi prawdę. Gdyby powiedziała mi, że chciała odpocząć. Że ktoś ją porwał. Ze była na coś chora...Gdyby powiedziałaby mi prawdę, nawet tą straszną i bolesną...uwierzyłabym. Ale nie w bzdury, które mi wmawiali.
Nagle wielkie okno po mojej stronie otworzyło się z hukiem. Zadrżałam, ale wstałam by zamknąć okno. Nie będę przecież marzła przez jakiś mocniejszy podmuch wiatru. Podeszłam do okna i zamarłam.
-Elsa...-zdołało mi się tylko wykrztusić. Nie wiem, czy byłam bardziej zaskoczona tym, że tu jest, czy tym, ze unosi się w powietrzu. To przecież nie było możliwe...
Uśmiechnęła się do mnie smutno. Była moją siostrą i potrafiłam dokładnie rozpoznać jak się czuje. W jej oczach nie było złości, chociaż powinna tam być. Widziałam tam za to smutek i ogromny ból. Jej wzrok prześlizgnął się na mój brzuch, a ja instynktownie objęłam go rekami. Chyba nie przyszła tutaj, żeby się mścić...Prawda?
-Wejdźmy do środka-powiedziała do Jacka, który trzymał ją na ramionach.-Przeciąg nie jest dobry dla dziecka.
Nie przyszła się mścić. Martwiła się o mnie. Byłam zła na siebie, ze w ogóle tak pomyślałam. Jack postawił ją na parapecie, a ona zeskoczyła z niego na podłogę. Poszedł w jej ślady, po czym machnął ręką, a okno zamknęło się podmuchem wiatru. Nie wiedziałam co się działo. Bałam się.
-Przepraszam.-szepnęła Elsa najwyraźniej nie chcąc budzić Krisa. Ja nie miałabym nic przeciwko. Dlaczego mnie przepraszała? TO chyba ja...-Nie byłam z tobą szczera od początku. Myślę...myślę, że muszę ci wiele wyjaśnić.
Założyłam ręce na piersi i podniosłam głowę do góry chcąc pokazać, jak pewna siebie jestem, a tak naprawdę cała dygotałam w środku.
-Dawaj.-powiedziałam drżąc bardziej, niż bym chciała.
-Posiadam magiczną moc. Jack też.
Zaśmiałam się. A więc dalej wracaliśmy do tych kłamstw. Najpierw próbowała wmówić ci ponad-ludzi, a teraz magię. Nie miałam już 6 lat!
Już chciałam zaprzeczyć, ale ona natychmiast mi przerwała.
-Kiedy byłyśmy małe i bawiłyśmy się ugodziłam cię moją mocą. Udało się ciebie uratować, ale straciłaś wspomnienia o mojej mocy. Pamiętałaś tylko zabawę. Rodzice wypłynęli za morze, żeby odkryć przyczynę tego, że byłam inna. Zginęli, bo chcieli mi pomóc. Wszystko co mówię jest prawdą.-powiedziała, za pewne widząc moją sceptyczną minę.-Olaf. Pamiętasz go? Tego śmiesznego bałwanka, którego stworzyłam magią. Nie chciałaś się go pozbyć, ale po tamtym incydencie musiałam pozwolić mu się rozpuścić. Był tylko bałwankiem, ale był też naszym przyjacielem.
Olaf. Złapałam się za brzuch. Tam w środku mój mały synek też miał mieć na imię Olaf. To imię krążyło w mojej głowie z niewiadomych przyczyn. A teraz już wiedziałam dlaczego.
-Jack ma taką samą moc jak ja-kontynuowała.-Ale jest kimś więcej. Jest Strażnikiem Marzeń. Strażnikiem dzieci. Żyje już ponad 300 lat. Jest nieśmiertelny. Ja też jestem.-już chciałam jej przerwać, ale ona nie dopuszczała mnie do słowa.-Istnieje ich więcej. Strażników. Jeden z nich był zły. Był Anty-Strażnikiem. Porwał mnie. Dwa razy. Za pierwszym byłam bliska śmierci. I właśnie wtedy stałam się nieśmiertelna. Tylko w ten sposób zdołałam przeżyć. Za drugim razem porwał mnie na dłużej. To co tam robił...jest nieważne. Ale to dlatego zniknęłam. Nie chciałam się zbliżać do ciebie, bo cię chroniłam. Znalazłby cię i dopadł, a ja nie zamierzałam do tego dopuścić. Potem znalazł mnie Jack i znów się zeszliśmy.
Patrzyłam na nią. To wszystko...nie dość, ze nie miało sensu, to było nierealne. Mama czytała mi w dzieciństwie bajki o Strażnikach i wydawało mi się, że to właśnie stamtąd Elsa wzięła te historię.
-Dlaczego wciąż mnie okłamujesz?-spytałam czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.
Pokiwała bezradnie głową i odwróciła się do Jack'a, który stał z boku wszystko uważnie obserwując.
-Mogę...?-spytała, a ten pokiwał głową i wyciągnął z kieszeni mieniący się, złoty przedmiot. Delikatnie wzięła go w swoje ręce, jakby był najcenniejszą rzeczą jaką miała. Tak z resztą wyglądał.
-Udowodnię ci, że mówię prawdę. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale proszę, zaufaj mi.
Poczułam jak ściska mnie w gardle, kiedy wyciągnęła rękę przed siebie. Kiedyś podałabym jej swoją bez wahania, ale teraz...sama nie byłam pewna. Ale w jej oczach nie kryło się nic niepokojącego. Tylko smutek.
Podałam jej swoją dłoń, a ona położyła ją na przedmiocie. A wtedy rzeczywistość zniknęła...
...Zobaczyłam chłopaka i dziewczynkę na lodzie. Mieli identyczny kolor włosów. Może byli rodzeństwem? Kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę zobaczyłam, że to Jack. Tak jakby...Wyglądał jak on, ale kolor włosów i oczu się nie zgadzał. Wiedziałam, że był farbowany!
Nagle usłyszałam pękanie lodu. Tak głośnie i rozrywające, że ciężko było w to uwierzyć.
-Jack, boję się!-krzyknęła dziewczynka, a ja zapragnęłam ją uratować. Ale zorientowałam się, ze nie mogę nic zrobić. A to tylko wspomnienia chłopaka.
Potem wszystko wydawało się zbyt szybkie. Jack odepchnął dziewczynkę ratując ją, a sam wpadł do wody. Nie wynurzył się. Umarł. Więc...jak to możliwe, że żył?
Nagle czas jakby poruszył się szybko. Była noc. Księżyc oświetlił miejsce, w którym zginął chłopak. Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale wyglądało to niemal magicznie. Szczególnie, że jego ciało zaczęło się wynurzać spod lodu. A on wyglądał już tak jak teraz. Miał siwe oczy, bladą skórę i błękitne oczy. Jednak nie był farbowany.
Wspomnienia chłopaka zaczęły przelatywać mi przed oczami zbyt szybko, abym mogła na jakimkolwiek się skupić, a tym bardziej je zrozumieć. W końcu wszystko zniknęło...
...Zobaczyłam wpatrujących się we mnie Jack'a i Elsę. Miała rację. Nadal nie wiedziałam, jak to mogło być możliwe, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że mówiła prawdę.
-Uwierzyłaś...-szepnęła moja siostra przejętym głosem. Pokiwałam tylko głową. Wierzyłam. Już tak.
-Przepra...-zaczęłam, ale ona błyskawicznie mi przerwała.
-Nie. Nie rób tego. Nie przepraszaj, bo nie jestem pewna, czy potrafiłabym ci wybaczyć. A nie chcę cię ranić. Zniknę teraz z twojego życia po raz ostatni. Ale tym razem będziesz o tym wiedziała. Wiesz, gdzie mieszkam. Wróć, kiedy będziesz gotowa.-powiedziała, a okno znów się otworzyło. Jack znów wziął ją na ręce i razem wylecieli przez okno. A ja wpatrywałam się w ślad za nimi. Nie mogłam uwierzyć, że byłam, że jestem taka głupia. Żałowałam, ze wcześniej nie uwierzyłam. Że dorosłam.
Zamknęłam okno i wróciłam do łóżka. Objęłam mocno Krisa, a ten odwzajemnił mój uścisk przez sen. Mimo, że biło od niego ciepło w środku czułam się zimna. Wiedziałam, że nie mogę już nic naprawić. Zepsułam to. I już nigdy nic nie wróciłoby do normy, nawet, gdybym tego pragnęła.
Nie wiem dlaczego tekst jest zielony. Nie jest to zrobione celowo. Przepraszam za te niedogodności.
CO
OdpowiedzUsuńJEZU MAM OCHOTĘ PŁAKAĆ, BO TO JUŻ KONIEC.
Najpierw ogółem na temat rozdziału: Czekałam na seksy, ale nie ma, chociaż kto wie, czy Jack nie przywiązał potem Elsy do łóżka. Ślub *.* Matko święta, jak to przeleciało. A pomyśleć, że to wszystko zaczęło się w liceum, a Jelsa się kłóciła. Do tej pory pamiętam jaka byłam zła na tego bałwana za to, że poleciał na Biegun, a Elsę zostawił w aucie xD
Znielubiłam Anię i Kristoffa. Ale to może nawet dobrze, ich miejsce zajmują u mnie teraz Sedric i Scarlett. Shippuję ich pomimo wszystko ^^
A teraz podsumowanie całej tej historii:
Kiedy trafiłam na tego bloga i zaczęłam przeglądać rozdziały to uznałam, że znam wiele lepszych historii. Potem wracałam, ale dalej nie miałam ochoty czytać. Dopiero po natrafieniu na notkę, w której Mrok prawie zabija Elsę zaczęłam czytać i jakoś przy tym, kiedy zaczęła uciekać, wzięłam się porządnie za nadrabianie. I dopiero wtedy zauważyłam, ile straciłam nie będąc tutaj od początku. Czasami wyłapywałam jakieś przecinki w głupich miejscach, ale przestałam zwracać na to uwagę, bo fabuła była naprawdę genialna. Cała Jelsa w liceum, była genialnie opisana, potem ich losy świetnie się rozwijały, plątały z innymi rzeczami. Przepowiednia z ostatniego rozdziału mocno mnie ciekawi i nie mogę doczekać się jej wyjaśnienia. Naprawdę nie potrafię uwierzyć, że to koniec i, jak zawsze, kiedy kończy się jakiś dobry serial lub książka, mam dziwne uczucie pustki i żalu. Pocieszam się myślą, że kiedyś będę mogła tutaj wrócić i przeczytać wszystko od początku. I od początku zachwycać się tak dobrymi opisami sytuacji i uczuć. Jestem mega wdzięczna za to, że napisałaś tak dobrą historię o Jelsie i poniekąd trochę zazdroszczę Ci takich umiejętności, bo moja Jelsa w Hogwarcie totalnie nie dorównuje Twojemu blogowi.
Pozostaje mi tylko złożyć gratulacje i życzenia. Dużo weny, pomysłów, wyobraźni i czasu, bo bez tego ani rusz.
Wow, dopiero teraz czuję, że będzie mi brakować czekania na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam cieplutko :*
Hentai x
PO PIERWSZE: jestem niemal pewna, że Jack przywiązał Elsę do łóżka ;)
UsuńPo drugie:
Mówiłam już, że kocham twoje komentarze?
Po trzecie:
Spokojnie, to jeszcze nie jest taki super koniec, bo czekają nas jeszcze rozdziały bonusowe i będzie kolejna historia! YAY! Wszytsko wyjaśnię za tydzień.
;* ;* ;*