Dziwnie jest pisać prolog, kiedy jest się już na końcu historii. Pisanie drugiego bloga jest dla mnie wyzwaniem. Ale kiedy do głowy człowieka wpada pomysł, po prostu trzeba go wykonać. Historia, którą chcę Wam przedstawić jest moja. Nie do końca przemyślana, ale wymyślona tylko i wyłącznie przeze mnie. Tak sama jak wszystkie zdjęcia dołączone do tego bloga.
Długo zastanawiałam się, co może odróżnić moją historię od innych. Aż w końcu moja koleżanka, całkiem nieświadomie sprawiła, że zaledwie kilkanaście godzin wcześniej wpadł mi do głowy pomysł. Czytam dużo książek. Zaczęło się od fantasy, potem wkręciłam się w romanse-fantasy, a teraz czytam romansidła. Dla niektórych mogą być tylko bajeczkami dla nastolatek. Ja patrzę na nie jak na powieści, które potrafią wywoływać niesamowite uczucia. Kiedy czytałam jakąkolwiek książkę, zawsze zastanawiałam się-co teraz myśli? Nie miałam wstępu do głowy drugiego bohatera.A mogło to być ciekawe. Aż w końcu natrafiłam na ''Hopeless"-książkę i jej drugą część pisaną z dwóch różnych perspektyw. I tak zrodził się pomysł. Bo teraz czytam kolejne takie książki.
Nasza opowieść zaczyna się w jakimś nudnym miasteczku, w jakiejś nudnej szkole. Uczniowie, którzy tam uczęszczają są bohaterami Disneya i Dreamworks. W ich świecie oczywiście nie ma tych wytwórni.
Głównymi bohaterami są oczywiście Jack i Elsa. Ale nic więcej wam nie powiem.
Ten prolog jest bardziej informacją, ale żeby nie pozostawiać was bez jakiegokolwiek zarysu, wstawiam wam tu kawałek przeszłości naszych bohaterów.
Elisabeth Mare zu Pane
Jestem potworem. W mojej małej, zaledwie ośmioletniej główce te słowa powtarzają się tak często. Jestem zakażona. Chora. Nienormalna. Jestem napełniona magią, jak to niektórzy mówią. Ale magia powinna być piękna. Powinna zachwycać. Tymczasem moja rani. Pozostawia ślady.
Skrzywdziłam ją. Skrzywdziłam siostrę. Kogoś, kogo kochałam, więc jaką mam pewność, że dni skrzywdzę obcej osoby? Boję się, a strach tylko napędza mą moc. Mama powiedziała, że będzie dobrze. Muszę tylko zaczekać.
Miejsce w którym jestem przypomina mi trochę pieczarę smoka. Z góry spadają krople wody postukując o ziemię. Siedzę na jednym z tamtych kamieni i ruszam niespokojnie nóżkami. Chcę ukryć to, jak bardzo się boję. Zamykam oczy i wyobrażam sobie moje palce. To pozwala mi się uspokoić. Ukrywam je w rękawiczkach i już wszystko znika.
-Elisabeth?-słyszę swoje imię, które wypowiada jakiś silnie zachrypnięty, ale ciepły głos.-Chodź kochanie.
Otwieram oczy i zeskakuje z tego kamienia. Nie ma ze mną rodziców. Zostali w poprzednim pokoju, gdzie leży Ania.
Podchodzę do mężczyzny, który przypomina mi niskiego trolla.
-Elisabeth.-znów wypowiada moje imię.-Kochanie nie bój się. Posłuchaj. Ja wiem, że masz moc. Wiem też, że się jej boisz. Twoi rodzice przychodzili tu wiele razy, by ci pomóc. Ale to jest w tobie i nie da się tego z ciebie wyciągnąć.
Bałam się, że to pomóc.
-Zawsze już taka będę?-pytam niespokojnie zaciskając palce.
-Mam na to radę.-mówi uśmiechając się. Odchodzi ode mnie, by za chwilę znów się przy mnie pojawić.-Spójrz-pokazuje mi małe cukierki.-Raz w roku będziesz musiała ją połknąć. I wtedy nie będziesz już tak reagować. Ale to niebezpieczne. Jeżeli długo nie będziesz używać mocy, możesz bardzo się zranić. Więc kiedy będziesz sama, wyczaruj coś. Cokolwiek.
Uśmiecham się. Nie będę już jej czuła. Nie będę czuła nic.
Jackson Overland Frost
Co kilka lat musiałem chodzić do szkoły. Nie po to, żeby się czegokolwiek nauczyć, i tak byłem już wystarczająco inteligentny. Chodziło o poznanie zachowań nastolatków w moim wieku. To była bardziej procedura niż nauka. Chodziło o to, że musiałem iść z duchem czasu, bo miałem najbliższy kontakt z dziećmi. Przyzwyczaiłem się do wrednych uczniów, problematycznych nauczycieli i braku akceptacji. Ale musiałem chodzić do szkoły. Na szczęście co to kilka lat w porównaniu do nieskończoności.
Liceum, do którego miałem się wybrać już zostało mi przydzielone. Nie miałem co do gadania.
Ale coś się zmieniło. Kiedy leciałem nad jednym z miasteczek zobaczyłem małe, kolorowe kropki. Poczułem...coś. Nie mogę inaczej tego określić. To było jak dziwne, nieprzewidywalne przyciąganie, które kazało mi tam iść.Podleciałem bliżej i ujrzałem najdziwniejszy widok na świecie. To była szkoła, ale przypominała trochę zakład psychiatryczny. Uczniowie byli podzieleni na grupki, nie było osoby, która byłaby sama. Każda z grup była trochę dziwna, pokręcona. Jedni z kolorowymi włosami(aa..to to widziałem), drudzy z wymalowanymi na czarno oczami, a inni zupełnie zawaleni książkami. Skoro miałem chodzić do jakiejkolwiek szkoły, chciałem by to była ta szkoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz