piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział II

Elsa
Mój tydzień szkolny jest dość...zapełniony. W poniedziałki lekcje zaczynam dopiero od 10.00, więc rano chodzę do teatru, gdzie przypatruje się dzieciom i ewentualnie im pomagam. Nie lubię występować na scenie. Powiem więcej, nienawidzę tego. Ale nauczycielka w teatrze jest znajomą Elisabeth i chodzę tam już od początku szkoły średniej. Lubię teatr, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy jestem widzem.
We wtorki idę do szkoły rano, ale za to kończę stosunkowo wcześnie i chodzę wtedy na zajęcia z psychologii. Właściwie to coś jak dodatkowa lekcja, ale o wiele fajniejsza.
W środy od rana do popołudnia jestem w szkole. W czwartki znów mam rano lekcje, a popołudniami sama ich udzielam niewielkiej grupce dzieci w szkole muzycznej. Nie współpracuję ze szkołą, a jestem tam bardziej prywatnie. Nie biorę pieniędzy, ponieważ są mi one nie potrzebne. Nie mogłabym też brać kasy za to, ze dzieci chcą się czegoś nauczyć. Aż w końcu przychodzi piątek. Mój ulubiony dzień tygodnia. Nie dlatego, że to początek weekendu, a dlatego, że wreszcie dostępna jest sala muzyczna. Gdybym miała wybrać jedną rzecz, którą miałabym robić byłaby to muzyka.
I właśnie dzisiaj nadszedł piątek. Wstałam rano, szybko zjadłam śniadanie i poszłam do szkoły. Lekcje strasznie się ciągły, jak zawsze z resztą. Aż w końcu zabrzmiał ostatni dzwonek. Szybko wybiegłam z klasy i popędziłam do wolnej już sali muzycznej. Zamknęłam drzwi i usiadłam za fortepianem. Nie był to mój ulubiony instrument, ale już jako dziecko uczono mnie na nim grać. Siadałam wtedy z mamą i powtarzałam jej ruchy. Elisabeth twierdzi, że powinnam regularnie grać na fortepianie, bo tak wypada. To nie tak, że nie lubię na nim grać, tylko nie lubię być do niczego zmuszana.
Moje palce zwinnie przesuwały się po klawiszach tworząc piękne dźwięki. Kiedy poszłam do gimnazjum zdałam sobie sprawę, że delikatny fortepian nie daje mi wszystkiego tego, czego oczekuje od muzyki. Fakt, miał cudowne brzmienie, ale nie tego oczekiwałam. Pewnego dnia wystąpiłam na konkursie talentów. Nie wygrałam go, ale odkryłam coś o wiele cenniejszego. Przede mną występował chłopak. Miał na imię Steve i był klasowym samotnikiem. Na konkurs przyszedł z gitarą,  a kiedy zaczął grać zrozumiałam, że to właśnie tego dźwięku szukałam.
Zamknęłam oczy. Znałam na pamięć utwory, które co piątek grywałam i nie chciałam uczyć się nowych. Kiedy zabrzmiał ostatni akord otworzyłam oczy. Mogłam wyjść. Zrobiłam, co miałam zrobić. Ale była jeszcze gitara. Elisabeth nie pozwala mi na niej grać w domu, bo twierdzi, że nie wypada mi grać na czymś tak przyziemnym. Ale w szkole jej nie ma. A ja jestem sama.
Wstałam od fortepianu i podeszłam do stojącym w kącie instrumencie. Złapałam gryf, zamknęłam oczy, a potem wszystko działo się samoistnie. Moje dłonie ustawiały kapodaster na piątym progu, palce układały się w poszczególne chwyty, a głos wydobywał  się z ust. Właśnie tego szukałam w muzyce. Dźwięku, który był drganiem cząsteczek. Bólu palców i odbitych strun. Nie wiem, ile tam siedziałam. Może godzinę, może minutę, ale to, co robiłam sprawiało, że chciałam wracać.
 Piosenka się skończyła. Czas w sali się skończył. Musiałam wychodzić. Złapałam plecak i ruszyłam w stronę drzwi. W chwili, gdy podniosłam głowę zobaczyłam białowłosego chłopaka wpatrującego się we mnie zza drzwi. Stanęłam je wryta. Białe włosy? Widziałam inne denne kolory, ale ten przechodził samego siebie. Popchnęłam drzwi i stanęłam tuż przed nim. Nie odzywałam się, tylko patrzyłam i czekałam, aż mnie skomplementuje, zapyta o imię, o zeszyt o cokolwiek. Ale nie zdarzyło się nic takiego.
-Denna ta twoja muzyka.-powiedział tylko i odszedł. Denna?! Nikt w życiu mnie tak nie obraził. Ale nie mogłam za nim iść. Stałam tam z rozdziawionymi ustami i patrzyłam w ślad za nim. DENNA?!
Jack
Szybko zapomniałem o dziewczynach, które na mnie napadły. Bardziej interesowało mnie to, dlaczego cała szkoła boi się jakichś lasek i to do tego nazywa ich Marcepanki. Przez cały tydzień nie było Guy'a, a nie chciałem pytać kogoś innego, bo nie wiedziałem, komu mam ufać.
W piątek chłopak zjawił się w szkole. Od razu do niego podszedłem.
-Cześć Jack!-powiedział i uśmiechnął się.-Co tam?
-Wiesz, zostawiłeś mnie z garstką informacji, a ja jestem ciekaw z natury-powiedziałem.-I mam sporo pytań.
-Pytaj. Ja ZAWSZE ci odpowiem.
-Dlaczego Marcepanki?-spytałem, na co Guy'owi zszedł uśmiech z twarzy.
-Nie brnij w to chłopie-rzekł po chwili, a potem odetchnął.-Pochodzą z starego rodu Mare zu Pane. To brzmi jak mar-ce-pan. A one to dziewczyny, więc...Marcepanki? Jack, proszę daj sobie z nimi spokój.
-Ale...
-Nie, Jack. Zajmij się czymś innym. Cześć!
Czemu tak się zdenerwował? Dać spokój? No dobra. Nie na długo, ale dam sobie spokój.
Kiedy skończyłem już lekcje, przechadzałem się po szkole. Pełno medali, dyplomów...aż nagle coś usłyszałem. Bardzo cichy dźwięk. Fortepian. Zainteresowało mnie to i ruszyłem za muzyką. Dotarłem do niewielkiej sali muzycznej. Faktycznie za instrumentem siedziała jasnowłosa dziewczyna. Jej place zwinnie skakały po klawiszach, a ona sama z zamkniętymi oczami oddawała się muzyce. Właśnie skończyła utwór otworzyła oczy i siedziała. Trwało to dobre dwie minuty, kiedy w końcu podeszła do gitary. Zamknęła oczy i zaczęła grać i śpiewać.
All I want is nothing more...
To było najpiękniejsze, co w życiu słyszałem. Czas zatrzymał się nagle i słyszałem tylko ją. Wtapiała się w muzykę. Była nią. Nie chciałem, by kiedykolwiek przestała. Ale przestała. Otworzyła powoli oczy. Duże, błyszczące, błękitne oczy.
Odłożyła gitarę i ruszyła do wyjścia. Oparłem się o ścianę i czekałem. Spostrzegła mnie i zatrzymała się. Stała chwilę przypatrując się. A potem wyszła i stanąłem z nią twarzą w twarz. Z daleka wydawała się bardzo ładna, ale z bliska...Wyglądała idealnie. Jasne, platynowe włosy opadały na ramiona i kręciły się delikatnie na końcach. Usta pomalowane na różany kolor wykrzywione w delikatnym uśmiechu. Jasna cera, na której miała prawie niewidoczne piegi. I oczy. Duże, błękitne oczy. Odbijałem się w nich. Były jak dwa lustra, w których mogłem się przejrzeć.
Stała przede mną i patrzyła dumnie. Czekała na komplement. Ewidentnie czekała na komplement. Gdybym teraz powiedział jej, że jest najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem, albo że jej muzyka była najpiękniejszą jaką słyszałem powiedziałaby: "Dziękuję" i rozmowa by się skończyła. Niedoczekanie. Musiałem powiedzieć coś, co sprawi, że będzie o mnie myślała. Bo ja na pewno będę myślał.
-Denna ta twoja muzyka.-rzekłem tylko. Jej mina była bezcenna. Nie spodziewała się. Będzie myśleć.
Odszedłem, choć wcale nie miałem na to ochoty. Chciałem tam stać i patrzeć się w jej oczy. Ale nie mogłem. Jeżeli chciałem coś z nią ugrać, musiałem się najpierw trochę pobawić.


Hej! No i mamy kolejny rozdział! BAAAAAAARDZO dziękuję za komentarze pod poprzednim. Jestem wam niesamowicie wdzięczna. Chciałam was też zaprosić do zajrzenia na stronę z bohaterami klikając tutaj
A z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam życzyć wszystkiego dobrego, dużo uśmiechu, dużo czasu i weny, wspaniałych pomysłów, dużo miłości i wspaniałych pasji. Róbcie to, co lubicie i nie dajcie się zniechęcić. Wesołych Świąt!

4 komentarze:

  1. Pierwsza! XD. Jack ty wredoto! Ciekawy pomysł na nazwe tego rodu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten Jack :D Super rozdział ;* Najbardziej mi się podobał tekst "Będzie myśleć" XD
    Weny :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeju, jak Ty ślicznie piszesz :*
    Cały rozdział był poświęcony jednej sytuacji, ale tak wyjątkowo opisanej, że nie mogłam się od niej oderwać.Mam bardzo dokładny obraz Elsy w twoim opowiadaniu. Swoją drogą nazwa "Marcepanki" jest bardzo pomysłowa.
    Kiedy Guy oprowadzał Jack'a przypominają mi się te amerykańskie filmy, gdzie w każdej szkole znajdzie się taki gość co go wszyscy znają, ale prawie nikt nie lubi i wprowadza nowych pokazując elitę i inne ugrupowania xd Aż mam ochotę obejrzeć Step Up 2 xd
    Co do tego "myślenia" to nigdy w życiu bym na to nie wpadła - powiedzieć komuś coś złego, żeby o mnie myślał.
    Jak tylko się zorientowałam, że prowadzisz drugiego bloga od razu ruszyłam żeby przeczytać to, co dodałaś do tej pory. Obawiam się, że jestem zbyt dużym i "zapracowanym" leniem, żeby przeczytać Twoje 2 a w zasadzie 1 opowiadanie. Przykro mi to mówić - naprawdę bym chciała, ale w tygodniu nie mam czasu, a w weekendy mam mase nauki lub innych prac domowych, muszę poświęcić minimum 4 godziny na napisanie rozdziału, a kiedy mam już chwilę wytchnienia to zazwyczaj odpoczywam lub śpię. Mam 5 owych książek i ani chwili na zaczęcie chodź by jednej, a tak bardzo bym chciała.
    Jednak, wracając do Ciebie, bo coś za dużo o mnie, piszesz świetnie, rozbudzasz moją wyobraźnię i potrafisz z niezwykłą płynnością wszystko opisywać, przechodzić z jednej sytuacji do drugiej.
    Zostaję!
    Pozdrawiam ciepło i czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki długi komentarz ^^
      Faktycznie scena z oprowadzaniem Jacka wzięła się z takich amerykańskich filmów a właściwie ich parodii.(todrickhall)
      Tamten blog się już kończy i cieszę się że na tym piszecie mi takie piękne słowa :)

      Usuń