środa, 27 stycznia 2016

Rozdział VI

Elsa
   Cały czwartek o tym rozmyślałam. O randce. To nie tak, że się bałam. Ja nigdy się nie boję. Po prostu...tak dawno nie byłam na randce. A poza tym praktycznie nie znałam Jack'a. Jedyne, co o nim  wiedziałam to to, że miał białe włosy, był wkurzający i zabójczo przystojny. No dobra, musiałam to przyznać. Ale to, że był przystojny, nie oznaczało jeszcze, że będzie moim potencjalnym partnerem.
  W piątek w szkole byłam rozdrażniona i zdezorientowana. Lekcje kończyłam o 16.00, a "randkę" miałam o 18.00. Musiałam wybrać ciuchy i...
-Elsa!-krzyknęła Astrid prosto do mojego ucha. Podskoczyłam ze strachu.
-Przepraszam-powiedziałam. Musiałam się ogarnąć.-Co mówiłaś?
-Mówiłam, że mam raka-powiedziała ze znużoną miną.-A wcześniej mówiłam o tym kolesiu, który się na ciebie gapi.
Potrząsnęłam głową.
-Jakim...-nie dokończyłam. Na przeciwko naszego stolika siedział Jack. Opierał głowę na dłoni i uśmiechał się. Wyglądał jak model z tych kolorowych magazynów z ciuchami. Przeczesał włosy dłonią i uśmiechnął się jeszcze szerzej odsłaniając swoje białe jak porcelana zęby. Następnie ułożył usta w słowa: "Osiemnasta. Pamiętaj.". Poczułam palące ciepło na policzkach i odwróciłam wzrok. Spojrzałam na dziewczyny. ich reakcja była równie śmieszna, co zawstydzająca. Astrid złapała się za głowę. Merida ukryła twarz w dłoniach. Punzie rozdziawiła usta, a Anka podskakiwała ze szczęścia. Westchnęłam i wstałam. Byłyśmy w stołówce, więc szybko skierowałam się do wyjścia. Mijając tych wszystkich ludzi, obściskujące się pary i roześmiane przyjaciółeczki zastanowiłam się, dlaczego ja taka nie jestem? Czy byłam aż tak...inna? Odpowiedź brzmiała: tak.
-O matko!-przy moim boku pojawiły się dziewczyny. Oczywiście Ania skakała ze szczęścia.-Ktoś tu ma chłopaka! Ktoś tu ma chłopaka!
Położyłam rękę na twarz i westchnęłam potępieńczo. Zapowiadał się długi dzień.
  Cały czwartek słyszałam tylko i wyłącznie Ankę. Nawet, kiedy poszła do domu, ciągle do mnie wydzwaniała. W przeciwieństwie do mnie była w siódmym niebie. Piątek minął...zwyczajnie. Nie spotkałam Jack'a, znów poszłam do sali muzycznej i byłam dziwnie...szczęśliwa. A jednocześnie niepewna.
W domu zamknęłam się w pokoju na klucz ignorując pukanie Anki. Elisabeth nie przyszła ani razu zapytać się, co się dzieje. Nie winiłam jej. Byłam wdzięczna,  że w ogóle nas przyjęła.
  Założyłam okulary i otworzyłam szafę. Musiałam coś wybrać. Zaczęłam wyciągać i rozkładać ciuchy na łóżku, fotelach, a kiedy nie starczyło mi miejsca na podłodze. Na nic jednak nie mogłam się zdecydować. Postanowiłam zrobić najbardziej szaloną rzecz w życiu. Bardziej szaloną niż przekłucie języka igłą. Bardziej niż ucieczka ze szkoły. Bardziej niż bójka z chłopakami. Postanowiłam poprosić o pomoc Ankę. Otworzyłam drzwi i zapukałam do pokoju Anki.
-Tak?-otworzyła drzwi i zupełnie spokojnie zapytała. Znałam ją jednak i wiedziałam, że w środku pękała z radości.
-Mam prośbę-powiedziałam i dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, czy to aby na pewno dobry pomysł.-Pomożesz mi coś wybrać?
-Tak!-pisnęła. Zaraz jednak odchrząknęła i wyprostowała się.-To znaczy...myślę, że znajdę trochę czasu. Chodź!
Jednak nie było tak źle. Zachowywała się spokojnie, jak na nią oczywiście i nie zadawała zbędnych pytań. Wybrała sukienkę z błękitną górą i biało niebieskim dołem. Do tego pasek z ozdobnymi kamieniami i szpilki. Spojrzałam na ciuchy.
-Nie uważasz, że...
-Nie!-przerwała mi. Zamknęła oczy i odetchnęła.-Chodź. Usiądź.-poprowadziła mnie do toaletki. Wzięła szczotkę i zaczęła czesać moje włosy.-Posłuchaj, nie chcę wyjść na nadpobudliwą, albo nienormalną. Ja się po prostu cieszę. Jack jest świetny, naprawdę. Po za tym jesteś śliczna. Moim zdaniem nawet w dresie wyglądałabyś wspaniale. A jeżeli mu się nie spodobasz, kopnij go w dupę i olej go.
Spojrzałam na jej odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Czemu ty je prostujesz?-powiedziała. Zaskoczona zmianą tematu zmarszczyłam brwi i zastanawiając się o co jej chodzi.-Włosy? Dlaczego nie zostawisz je w spokoju?
Spuściłam głowę.
-Jak się tak kręciły powiedział, że mam kitową fryzurę.
-Kto?
-Jack.
Spojrzałam na nią. Zrobiła się czerwona i zacisnęła pięści.
-Och, Elsa...Jesteś jaka jesteś. Piękna, mądra, utalentowana. Jeżeli tego nie zauważy...
-Tak, wiem, mam kopnąć go w dupę i olać go.
Zaśmiałyśmy się. Złapała mnie za rękę.
-A teraz idź się przebierz i olśnij go.
Jak powiedziała, tak zrobiłam. Potem nałożyłam jeszcze niebieski cień do powiek i różową szminkę. Wy tuszowałam rzęsy i wyczesałam brwi. Byłam gotowa.
 Popatrzyłam w lustro. Wyglądałam nie najgorzej, ale martwiłam się o włosy. Wyglądały naturalnie, ale nic poza tym. Może Anka mnie za to zabije, ale wzięłam spinkę do włosów i spięłam je u góry. Może nie było to coś idealnego, ale nie wyglądały już jakbym nic  z nimi nie robiła. Złapałam za torebkę i zeszłam na dół.
-Wychodzisz?-spytał Tim patrząc na mnie i odrywając wzrok od telewizora.
-Tak, ja...
-Elsa wychodzi na randkę!-powiedziała dumnie Anka pchając mnie naprzód.
-Tylko nie przychodź za późno!-krzyknęła Elisabeth z kuchni.
-Dobrze!-odkrzyknęłam.
Spojrzałam na zegarek. Za 10 sekund miała wybić 18.00. Miał się spóźnić? Wątpię, żeby...
Wybiła 18.00 i w tym samym czasie rozległo się pukanie.
Otworzyłam drzwi, w których stał Jack. Miał na sobie czarną bluzę i brązowe spodnie.
-Wow-powiedziałam.-Jesteś punktualny.
Uśmiechnął się i zmierzył mnie od stóp do głów.
-Umówiliśmy się na osiemnastą, nie?
W tym momencie wybiegła przede mnie Anka.
-Ty pewnie jesteś Jack!-powiedziała i uścisnęła jego rękę.
-Tak, to ja. A ty pewnie jesteś ta sławna Ania?
-Tak, to ja. Elsa o mnie mówiła?
-Coś tam tylko wspominała-popatrzył na mnie, a potem znów skupił się na Ance.-Ale nie mówiła, że jeseś taka ładna.
Dziewczyna zarumieniła się i zachichotała.
-Nawet tak nie mów, bo Elsa będzie zazdrosna.
-Wcale nie!
Teraz oboje zachichotali. No tak, już go zdążyła polubić.
-Dobra, idziemy-powiedziałam.
-Elsa?-krzyknęła Anka, kiedy zachodziłam. Obróciłam się do niej.
-Tak?
Podbiegła do mnie i przytuliła.
-Pamiętaj-szepnęła-Jak ci się nie spodoba kopnij go w dupę i olej. Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, jest boski.
Odwzajemniłam uścisk i odsunęłam się. Pomachałam jej i założyłam kurtkę.
-No, panie "punktualny ideał mojej siostry"-powiedziałam wsiadając do jego auta. Swoją drogą miał już prawo jazdy? Na 93% nie.- To gdzie jedziemy?
-Ustalmy, że to będzie niespodzianka. Nie mogę ci powiedzieć.
Potem nastało milczenie, które jednak nie trwało długo. Zapytał o siostrę, a potem rozmowa sama się potoczyła. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, zupełnie jakbyśmy nie jechali na pierwszą randkę. W końcu stanęliśmy na jakimś bezdrożu. Wyszedł z samochodu, więc zrobiłam, to samo. Co on kombinował?
Spojrzałam w niebo. Ujrzałam zorzę. Największą, jaką dotychczas spotkałam. Kolory mieszały się ze sobą tworząc przepiękny widok. Potem spojrzałam na Jack'a. Ewidentnie się spiął. Zacisnął szczękę.
-Co się dzieje?-spytałam. Popatrzył na mnie zmrużonymi oczami. Potem do mnie podszedł i złapał za ramiona.
-Muszę...coś załatwić. Wsiądź do samochodu i poczekaj na mnie, okej?-spytał. Kiwnęłam głową i ruszyłam do auta.-Aha i Elsa?
Odwróciłam się do niego. Sięgnął ręką na tył mojej głowy. Nie wiedziałam, co chciał zrobić. Tymczasem on złapał za spinkę i rozpiął ją. Moje włosy, jakby zyskawszy własne życie opadły falami na ramiona.
-Tak lepiej-powiedział cicho i uśmiechnął się. A potem odwrócił się i pobiegł przed siebie.
Wypuściłam głośno powietrze. Dopiero teraz zauważyłam, że je wstrzymywałam. Wsiadłam do samochodu i czekałam.
I czekałam.
I czekałam.
Po godzinie stwierdziłam, że nie wróci. I po godzinie uznałam go za największego dupka, jakiego stworzył Bóg. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam przed siebie. Po półtorej godzinie byłam w domu. Nie zważając na Ankę, ruszyłam do swojego pokoju. Ściągnęłam szpilki i padłam na łóżko. Nie będę płakać. Nie będę płakać. NIE BĘDĘ PŁAKAĆ.
-Elsa?-Ania usiadła na moim łóżku i położyła dłoń na moich plecach.-Co się stało?
-Zostawił mnie w samochodzie-powiedziałam w poduszkę.-Musiałam wracać do domu na piechotę. Olał mnie, rozumiesz?
Przytuliła mnie mocno. Miała niesamowity dar pocieszania ludzi. Jej jeden uścisk potrafił poprawić mi humor. Ale nie potrafił zmazać tego wspomnienia.
-Jack to dupek.-powiedziała w końcu. Bolało mnie to, ale przyznałam jej rację.
Jack
Kiedy zobaczyłem jak Elsa siedzi rozkojarzona przede mną na stołówce chciało mi się śmiać. Jej koleżanki machały jej przed oczami rękami i gilgotały ją jej włosami. Ona nawet nie mrugnęła. Myślała o naszej randce? W końcu potrząsnęła głową i wróciła na ziemię. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Przeczesałem dłonią włosy i ułożyłem się wygodnie. "Osiemnasta. Pamiętaj."-wyszeptałem. Kiedy zobaczyłem jak się czerwieni i odwraca wzrok zaśmiałem się. Interesujący widok.
-Do kogo tak się uśmiechasz?-spytał Guy. Miałem powiedzieć prawdę ? Skłamać, że podoba mi się
Marcepanka? Wzruszyłem ramionami i ruszyłem przed siebie.
 W piątek czekałem do ostatniej lekcji. Nie widziałem dziś Elsy, ale wiedziałem, albo miałem nadzieję, że będzie w sali muzycznej. Znów korytarz był pusty, a ja znów widziałem tylko ją i słyszałem tylko jej głos. Z trudem zdecydowałem, że odejdę wcześniej, żeby nie natknąć się na nią. Wieczorem nie mogłem się doczekać aż ją zobaczę. Stanąłem przed jej drzwiami i zacząłem odliczanie. 10...9...8...7...6...5...4...3...2...1...0 Zadzwoniłem do drzwi. Otwarły się niemal natychmiast. W drzwiach stanęła Elsa.
-Wow-powiedziałam.-Jesteś punktualny.
Ubrana była w biało niebieską sukienkę. Na nogach, które wydawały się nie mieć końca, miała niebieskie szpilki. Tylko włosy były spięte. Dlaczego nie da im spokój i nie rozpuści ich?
-Umówiliśmy się na osiemnastą, nie?
Nagle zobaczyłem rudą dziewczynę, która całkowicie zasłoniła mi Elsę.  To musiała być jej siostra.
-Ty pewnie jesteś Jack!-powiedziała i uścisnęła moją rękę. Kurde, wydawała się bardziej podekscytowana niż jej siostra.
-Tak, to ja. A ty pewnie jesteś ta sławna Ania?-powiedziałem i uśmiechnąłem się jednym ze swoich czarujących uśmiechów, którymi zyskałem dużo rzeczy.
-Tak, to ja. Elsa o mnie mówiła?
-Coś tam tylko wspominała-spojrzałem na zawstydzoną Elsę,która opiekuńczo wpatrywała się w siostrę. -Ale nie mówiła, że jesteś taka ładna.
Dziewczyna zarumieniła się i zachichotała.
-Nawet tak nie mów, bo Elsa będzie zazdrosna.
-Wcale nie!-powiedziała blondynka i wydęła wargi.
Zaśmialiśmy się z rudą. No i jedna siostra już jest moja!
-Dobra, idziemy-powiedziała w końcu. Już zaczęła schodzić, kiedy Ania zawołała ją. Potem się przytuliły i chyba coś do siebie mówiły, ale nie słyszałem co.
W końcu Elsa założyła kurtkę, pomachała siostrze i ruszyła w moją siostrę.
-No, panie "punktualny ideał mojej siostry"-powiedziała wsiadając do  auta. Modliłem się, żeby nie złapała nas policja. Nie, nie miałem prawa jazdy, no ale heloł! Miałem ponad 300 lat. Zdążyłem nauczyć się jeździć- To gdzie jedziemy?
-Ustalmy, że to będzie niespodzianka. Nie mogę ci powiedzieć.
Potem nikt z nas się nie odzywał. To było dziwne, więc odezwałem się pierwszy. Zapytałem o siostrę i w końcu nasza rozmowa stała się rozmową. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, aż w końcu dotarliśmy na miejcie.
Wysiadłem z samochodu i zamarłem. Na niebie unosiła się zorza. ZORZA. Zacisnąłem szczękę. Dlaczego teraz? Kurde, nie chciałem teraz lecieć na biegun północny. Nie kiedy udało mi się wyciągnąć Elsę na randkę. .
-Co się dzieje?-spytała dziewczyna. Wyglądała na zdezorientowaną. Nie dziwiłem jej się. Podszedłem do nie i złapałem ją za ramiona.
-Muszę...coś załatwić. Wsiądź do samochodu i poczekaj na mnie, okej?-spytałem z niepokojem. Kiwnęła i zaczęła iść.-Aha i Elsa?
Odwróciła się do mnie. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Moze dlatego, że irytował mnie wygląd jej spiętych włosów. A może dlatego, że po prostu chciałem jej dotknąć. Złapałem za spinkę z tyłu głowy. Spięła się i wstrzymała oddech. Rozpiąłem spinkę, a jej włosy opadły w dół. TERAZ była niczym doskonały anioł. I to, że musiałem ją zostawić, było najgorszym, co musiałem zrobić.
-Tak lepiej-powiedziałem szeptem. Uśmiechnąłem się i pobiegłem przed siebie. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem kulę. Potrząsnąłem nią i powiedziałem: "Do Northa". A potem rozbiłem ją i przeszedłem przez portal.
 Myśleli, ze Mrok wrócił. Zobaczyli Koszmara krążącego w nocy. Jasne, pozbyliśmy się Mroka, ale nie Koszmarów. Nie było mowy o powrocie Czarnego Pana. Co innego z jego stworami. Musiałem się tym oczywiście zająć. Kiedy wróciłem do Elsy już jej tam nie było. Czułem się jak ostatni dupek i wiedziałem, że ona myśli tak samo. Ale nie mogłem jej tam po prostu stracić. Musiałem zawalczyć. I znam rudą osóbkę, która musiała mi pomóc.


Heeeej! Chcę was przeprosić, że tak późno. Ostatni tydzień szkoły przed feriami przyłącza. Ale jestem chora i znalazłam czas!
A co do rozdziału:
Jeżeli myśleliście, że tak szybko ich spiknę, to musicie jeszcze poczekać. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Wiecie, o co proszę, nie? :*

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział V

Elsa
  Po przebudzeniu wyglądałam gorzej niż zwykle. Przez to, że nie zmyłam makijażu moja skóra uporczywie piekła. Umyłam twarz i nałożyłam na nią krem nawilżający. Oczywiście nie mogłam się dziś umalować,  bo moja skóra nie zniosła by tego. Wyprostowałam włosy. Po ostatniej akcji z białowłosym...z Jack'iem nie zamierzałam ryzykować. Wpięłam w nie małą spinkę w kształcie kwiatka nieokreślonego gatunku. Potem zbiegłam po schodach na dół. Anki nie było. Pojechała na wycieczkę razem z Punzie. Przywitałam się szybko z przybranymi rodzicami i wyszłam do szkoły.
   Zanim weszłam na teren mojej szkoły średniej zastałam rozmawiających Astrid i Czkawkę. Chłopak mojej przyjaciółki nie chodził do naszej szkoły. Uczęszczał do czegoś w stylu: "szkoła dla kujonów". Ale i tak był fajny. Jak na kujona oczywiście.
-Jak długo już tak się miziają?-powiedziała Merida, która pojawiła się nagle przede mną.
-Och, daj spokój-powiedziałam z rozbawieniem.-Nawet się jeszcze nie przytulili.
-Może i nie, ale dosłownie zjadają się wzrokiem.
W tym momencie zakochana para przytuliła się, na co Merida wydała z siebie jęk zażenowania. Potem Czkawka pocałował jeszcze Astrid w policzek i poszedł.
-No dobra.-znów wtrąciła się Merida.-Astrid, chodź Mam dość tej waszej "miłości".
Zaśmiałam się i ruszyłam za dziewczynami. Po prawej stronie budynku ujrzałam Jack'a. Uśmiechał się odrobinę, a jego twarz zasłaniały mu te jego białe włosy. Ręce założył na piersi i spoglądał na mnie. Muszę przyznać-wyglądał seksownie, ale to i tak nie miało nic do tego, że był dupkiem. Uniosłam pytająco brwi. Nie odpowiedział i nie podszedł. Odetchnęłam, przybrałam zimny wyraz twarzy i weszłam do szkoły.
    Lekcje mijały szybko. Nie było żadnych afer, niespodziewanych kartkówek, czy zmian. Aż nadeszła pora lunchu. Sprawdziłam mój plan lekcji. Wkroczyłam do stołówki i dostałam zawału. Po tej przerwie miały się odbyć zajęcia artystyczne plastyczne. Zawsze wszystkie prace malowała mi Punzie. Ale ja nie miałam żadnej pracy. Rzuciłam torbę obok dziewczyn i ciężko opadłam.
-Co jest?-spytała Merida przeżuwając sałatkę.
-Jestem udupiona.-jęknęłam.
-Aha, spoko. To może...no wiesz podaj nam jakieś szczegóły, co?
-Dziś środa-powiedziałam spokojnie i zamknęłam oczy.-Pani Pillow, tak, ta z plastyki czeka na moją pracę zaliczeniową! Ale ja jej nie mam, bo nie ma Roszpunki! Muszę zaliczyć ten przedmiot! Muszę!
   Kiedy tylko to powiedziałam przede mną usiadł Jack. Gdybym nie była tak wściekła i zrozpaczona byłabym zaskoczona, ale teraz jego obecność wydawała się zbędna.
-Co jest, słońce?-spytał, jak gdyby nigdy nic. Dziewczynom opadły szczęki. Widziałam jak wyciągają komórki, ale tylko odwróciłam się do nich i syknęłam:
-Ani. Mi. Się. WAŻCIE!-potem odwróciłam się do chłopaka.-Właśnie opowiadałam moim drogim przyjaciółką, jak to właśnie kończy mi się życie.
Jack przekręcił głowę, a jego włosy poruszyły się i opadły na czoło. Uśmiechnął się, jakbym powiedziała coś śmiesznego.
-Co takiego?-rzekł.
-Kojarzysz panią Pillow?
-To ta rozwrzeszczana stara babka z fryzurą na bocianie gniazdo?-powiedział, a kiedy przytaknęłam dodał-Ciężko żebym jej nie kojarzył. Co z nią nie tak?
-Właśnie...-dopiero teraz dotarło do mnie, co się właściwie dzieje. Przysiada się do mnie chłopak, nazywa mnie skarbem, a potem rozmawia ze mną jak z kumpelą. Czułam, że Anka będzie wniebowzięta. Pokręciłam głową i kontynuowałam rozmowę.-Miałam oddać jej pracę zaliczeniową na dziś, ale...
-Czekaj, czekaj, czekaj...-powiedział i podniósł rękę.-Jest początek roku. Praca zaliczeniowa?
-Och...To długa historia.
-Mam czas....
-Ale ja go nie mam!-krzyknęłam, może ciut za głośno. Zamknęłam oczy i odetchnęłam.-Jestem tutaj tylko dla muzyki. Plastyka to jedyne, co mi w życiu nie wychodzi. Dlatego moja kuzynka-Roszpunka wykonuje za mnie wszystkie prace. Oczywiście pani Pillow doskonale o tym wie i powiedziała, że zaliczy mi przedmiot dużo wcześniej, jeżeli wykonam jej pracę dodatkową. Ale ja jej nie mam. I będę musiała się męczyć do końca roku.
Spoglądaliśmy przez chwilę na siebie. Jego intensywnie błękitne oczy przyciągały mnie i nie chciały puścić. To było nawet...przyjemne. Gapiłabym się tak dalej, gdyby nie to, ze mrugnął i przerwał kontakt wzrokowy.
-Pomogę ci.-powiedział.
-Że jak?-uniosłam brwi.-Ty...umiesz rysować?
-Nie, ale jestem w miarę sprytny. Wstań.-rozkazał. Nie chciałam uciekać się do podstępu, ale może to było jedyne wyjście? Spojrzałam na niego jeszcze raz. Wydawało mi się, że wie, co robi. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Potem przybliżył się do mnie.
-Zobaczymy, czy jesteś dobrą aktorką-wyszeptał muskając wargami moje ucho. Przeszedł mnie dreszcz.-Udawaj bezsilną.
Nawet nie spostrzegłam się kiedy złapał mnie w pasie i zaczął nieść.
-O Boże!-krzyczał, jakby naprawdę coś się stało.-Niech mi ktoś pomoże. Błagam!
Chciało mi się śmieć, ale zachowałam powagę. Zamknęłam oczy i rozluźniłam mięśnie. Gdyby nie to, że właśnie odgrywaliśmy niezłe przeznaczenie, mogłabym uznać to za przyjemne. Takie noszenie na rękach. W tym krótkim czasie mogłam wyczuć jego zapach-świeży i zimny. Dokładnie taki do niego pasował.
Poczułam, jak kładzie mnie na czymś miękkim. A potem słuchałam co mówi.
-Proszę pani, z Elsą dzieje się coś niedobrego. Myślę, ze to może być permanentne zmęczenie! Moja kochana Elsa cały czas się uczy. Cały czas siedzi w książkach. To nie do pomyślenia!
Pielęgniarka podeszła do mnie i zaczęła badać. Dotykała moje czoło, brzuch, badała odruchy. W końcu wstała i powiedziała do Jack'a:
-Elsa ma obniżoną temperaturę ciała. Poza tym to faktycznie może być zmęczenie. Najlepiej będzie, jeżeli pójdzie do domu.
-Nie...-powiedziałam jak najsłabiej umiałam.-Ja muszę zostać w szkole.
Pielęgniarka zdjęła rękawiczki i oparła się o blat biurka.
-I co ja mam z wami zrobić?-odetchnęła.-No dobrze. Teraz muszę wyjść na zajęcia, więc gabinet będzie wolny. Możesz tu zostać, Elso. Odpocznij i poczujesz się lepiej. Wszystkie szafki są zamknięte, klucz trzyma pan dyrektor, więc nawet nie próbujcie niczego zabrać.
Potem zadzwonił dzwonek, a ona wyszła zamykając nas.
-Już poszła.-powiedział Jack siadając na krześle obok mnie.
-Zwariowałeś.-powiedziałam i głęboko odetchnęłam.
-Może...-odpowiedział.-Na twoim punkcie na pewno.
Roześmiałam się. Jego "plan" się udał. Byłam spokojna. Ale wiedziałam, że Ania już wie o nim i o mnie. W domu nie da mi żyć.
-Chodź ze mną na randkę.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Co?
-No...chodź ze mną na randkę.
-Okej, teraz już wiem, ze zwariowałeś. Pielęgniarka to się przyda, ale nie mnie, a tobie.
-Ej, pomogłem ci. Chcę mieć coś w zamian. Mógłbym poprosić o kasę, przysługę, ale proszę tylko o spotkanie. Nie uważasz, że to dobry układ?
Spojrzałam na niego. Dlaczego ten koleś tak się na mnie uwziął? Nie słyszał pogłosek o mnie?
-Jeżeli to Ania kazała ci się ze mną umówić, to daj sobie spokój. Naprawdę.
-Elsa, nie wiem, kim jest ta twoja "Ania" i nie wiem dlaczego uważasz, ze mnie na ciebie nasłała. Po prostu...chcę się z tobą spotkać. To wszystko. Obiecuję, jedna randka i dam sobie spokój.
Zamrugałam kilka razy. Nie rozgryzłam go na tyle, żeby wiedzieć, jaki ma w tym cel, ale co mogłam zrobić? Musiałam się zgodzić. Nie chciałam więcej słuchać, jaka to jestem beznadziejna z jego ust.
-No dobrze.-rzekłam na co on uśmiechnął się szeroko.
-Świetnie-powiedział i podszedł do okna. Następnie je otworzył.-Będę po ciebie w piątek o 18.00.
A potem skoczył. Wyskoczył z okna. Co prawda nie byliśmy wysoko, ale i tak mógł sobie coś zrobić. Podleciałam do okna i wyjrzałam przez nie. Nigdzie go nie było. Nie wiedziałam co zrobił, ale i  tak to było ryzykowne.
   Po skończonych lekcjach, z czego dwa ostatnie było wuefy, byłam przeżuta i wypluta. Weszłam do domu bezszelestnie z zamiarem wpełznięcia do łóżka i zostania tam przez resztę dnia. Moje zamiary nie miały sensu, ponieważ miałam siostrę, która...
-O!M!G!-krzyknęła mi do ucha, kiedy skoczyła na mnie.-Elsa! Elsa! Elsa! ELSA!!! Słyszałam! Wiem! O matko! Ty...
-Anka!-zaczęłam ściągać swoją rozbrykaną siostrę z mojej szyi.-Zabijesz mnie zaraz! Spokój!
-Okej...Słyszałam, że pożerałaś się wzrokiem z jakimś ciachem! I że Astrid i Czkawka to przy was był pikuś! Elsa, gadaj, kto to jest, skąd go znasz i kiedy wybierasz się z nim na randkę!!!
Jakby czytała w moich myślach.
-Po. Kolei. Jestem wykończona, dlatego ty mi zrobisz kawę, a ja opowiem ci o co chodzi z tym kolesiem, okej?
-Jasne! Już lecę!
Udałam się do pokoju, gdzie przebrałam się w coś wygodniejszego. Zanim zdążyłam wpełznąć do łóżka w drzwiach stanęła Anka.
-Okej, kawa gotowa! A teraz gadaj!
-To Jack. I nie, nie jest moim chłopakiem. To ten sam, od którego dostaje dawkę krytyki. I nie, nie zakochałam się. A niósł mnie tylko dlatego, że potrzebowałam pomocy. I wcale nie pożerałam go wzrokiem!
-Słyszałam, że ty go nie pożerałaś, a dosłownie połykałaś go wzrokiem. I on ciebie też. Mniejsza. Umówiliście się na randkę?
Skłamać czy powiedzieć prawdę?
-Nie-wybrałam pierwszą opcje, ale nie zagłębiałam się w temat.
-Och...spokojnie, jeszcze cię zaprosi.
"Nawet nie wiesz jak szybko"-pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
Jack
Nienawidziłem rano wstawać. Szczególnie do szkoły. Ale dziś miało być inaczej. Dziś Elsa miała stać się moja. Ubrałem się, umyłem i zjadłem coś na szybko. A potem poleciałem do szkoły. Wszedłem na teren szkoły i już miałem wejść, gdybym nie usłyszał śmiechu. Jej śmiechu. Stała z jakąś rudowłosą koleżanką i obie patrzyły na rozmawiających dziewczynę i chłopaka. Nie widziałem go w szkole, więc a)albo musiał chodzić do innej albo b)w ogóle nie chodził do szkoły. Bardziej prawdopodobna wydawała mi się pierwsza opcja.
Oparłem się o ścianę budynku i wpatrywałem się w Elsę. Zauważyłem, że kiedy naprawdę się śmiała kręciła głową małe kółko. To było...urocze. Dziś wyglądała pięknie, jak zwykle z resztą. Włosy miała idealnie wyprostowane, chociaż ja wolałem jak kręciły się na dole. Spięła je z boku kwiatkiem niewiadomego pochodzenia. Para, na którą patrzyły dziewczyny przytuliła się i chłopak odszedł. Potem blondyna poszła przodem z rudą, a Elsa szła za nimi. Kiedy mnie zauważyła przystanęła i zaczęła się na mnie gapić. Pochyliłem głowę i założyłem ręce na piersi. To było dziwne, kiedy tak stała i patrzyła na mnie. Nie chodzi mi o to, że mi się nie podobało, ale pierwszy raz poczułem coś innego. Nie wiedziałem, co to takiego, ale byłem pewien, że niedługo się dowiem.
Uniosła brwi, jakby czekając na mój ruch. A ja czekałem na niej. Westchnęła, a jej twarz znów przybrała wyraz zimnej suki. Miałem ochotę powiedzieć: "Hej, mogłabyś zawołać koleżankę sprzed minuty?". To byłoby jednak głupie. Kiedy weszła do szkoły uśmiechnąłem się szeroko, odepchnąłem od ściany i poszedłem w jej ślady.
   Gdy zobaczyłem jak w stołówce energicznie wymachuje rękami parsknąłem śmiechem. Była przerażona i pomyślałem, że to świetny moment, aby się do niej zbliżyć. Usiadłem naprzeciw niej.
-Co jest, słońce?-spytałem. Nigdy nie zapomnę min jej koleżanek. Ich szczęki wylądowały na podłodze. Coś do nich powiedziała i odwróciła się do mnie.
-Właśnie opowiadałam moim drogim przyjaciółką, jak to właśnie kończy mi się życie.-powiedziała
Jack przekręcił głowę i uśmiechnąłem się. Kończy jej się życie? Moje dopiero się zaczyna.
-Co takiego?-spytałem. Kurdę, naprawdę mnie to interesowało.
-Kojarzysz panią Pillow?
-To ta rozwrzeszczana stara babka z fryzurą na bocianie gniazdo?-spytałem, a ona przytaknęła-Ciężko żebym jej nie kojarzył. Co z nią nie tak?
-Właśnie...-zacięła się. Przez chwilę miała nieobecny wzrok, ale potem powróciła do rozmowy.-Miałam oddać jej pracę zaliczeniową na dziś, ale...
-Czekaj, czekaj, czekaj...-przerwałem jej.-Jest początek roku. Praca zaliczeniowa?
-Och...To długa historia.
-Mam czas....
-Ale ja go nie mam!-krzyknęła, a jej twarz znów przybrała ten paskudny, zimny wyraz.-Jestem tutaj tylko dla muzyki. Plastyka to jedyne, co mi w życiu nie wychodzi. Dlatego moja kuzynka-Roszpunka wykonuje za mnie wszystkie prace. Oczywiście pani Pillow doskonale o tym wie i powiedziała, że zaliczy mi przedmiot dużo wcześniej, jeżeli wykonam jej pracę dodatkową. Ale ja jej nie mam. I będę musiała się męczyć do końca roku.
Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Wydawało mi się, jakbym topił się w ich głębi. Mógłbym tam tak siedzieć przez resztę swojego życia. Bałem się, że jeżeli mrugnę ta chwila nigdy nie powróci. Ale mrugnąłem. A ona zaczerwieniła się lekko, co było...niesamowite.
-Pomogę ci.-powiedziałem w końcu.
-Że jak?-uniosła brwi, a ja wiedziałem, że muszę ją tego oduczyć.-Ty...umiesz rysować?
-Nie, ale jestem w miarę sprytny. Wstań.-powiedziałem. Spojrzała na mnie, ale szybko przerwała kontakt wzrokowy i wstała. Podszedłem bliżej i uderzył mnie jej boski zapach-wanilii i brzoskwini. -Zobaczymy, czy jesteś dobrą aktorką-szepnąłem dotykając ustami jej ucha. Zrobiłem to specjalnie i najwyraźniej podziałało, bo przeszedł ją dreszcz.-Udawaj bezsilną.
Szybko złapałem ją w pasie i zacząłem nieść. Była niewiarygodnie lekka, jakby stworzona z powietrza. Nawet nie pamiętam, co wtedy krzyczałem, skupiałem się  tylko na jej bliskości. Kiedy rozluźniła się i przylgnęła do mnie poczułem się w niebie. Coraz bardziej zaczęło mnie zastanawiać, co takiego ma w sobie, że przy niej zachowywałem się jakoś...inaczej.
Kiedy wpadłem do gabinetu pielęgniarki położyłem Elsę na łóżku jak najdelikatniej mogłem.
-Proszę pani, z Elsą dzieje się coś niedobrego. Myślę, ze to może być permanentne zmęczenie! Moja kochana Elsa cały czas się uczy.-specjalnie użyłem słowa "kochana". - Cały czas siedzi w książkach. To nie do pomyślenia!
Kiedy pielęgniarka badała dziewczynę mogłem się jej przyjrzeć. Tak, miałem SPORO dziewczyn i każda oczywiście była piękna, ale Elsa? Miała w sobie coś, co nie można było nazwać zwykłym pięknem. Była boska, doskonała, niesamowita.
-Elsa ma obniżoną temperaturę ciała.-powiedziała pielęgniarka.- Poza tym to faktycznie może być zmęczenie. Najlepiej będzie, jeżeli pójdzie do domu.
-Nie...-dziewczyna wydała z siebie słaby głos. Okej, była dobrą aktorką.-Ja muszę zostać w szkole.
-I co ja mam z wami zrobić?-westchnęła pielęgniarka.-No dobrze. Teraz muszę wyjść na zajęcia, więc gabinet będzie wolny. Możesz tu zostać, Elso. Odpocznij i poczujesz się lepiej. Wszystkie szafki są zamknięte, klucz trzyma pan dyrektor, więc nawet nie próbujcie niczego zabrać.
Potem zadzwonił dzwonek, a ona wyszła zamykając nas.
-Już poszła.-powiedziałem. Otworzyła oczy, a jej twarz zrobiła się żywa. Byle by tylko nie przyjęła tej wyrazu twarzy zimnej suki i nie unosiła brwi do góry
-Zwariowałeś.-powiedziała w końcu
-Może...-odpowiedziałem.-Na twoim punkcie na pewno.
Roześmiała się. Czekałem na to. Na jej śmiech. Skoro była w humorze mogłem podejść do następnego kroku.
-Chodź ze mną na randkę.-powiedziałem.Co jak co, ale niosłem ją już przez korytarz, szeptałem do ucha i śledziłem, więc randka nie była niczym dziwnym, nie?
-Co?-spytała.
-No...chodź ze mną na randkę.
-Okej, teraz już wiem, ze zwariowałeś. Pielęgniarka to się przyda, ale nie mnie, a tobie.
-Ej, pomogłem ci. Chcę mieć coś w zamian. Mógłbym poprosić o kasę, przysługę, ale proszę tylko o spotkanie. Nie uważasz, że to dobry układ?
Popatrzyła na mnie badawczo, mrużąc oczy. Zgódź się, zgódź się, zgódź się...
-Jeżeli to Ania kazała ci się ze mną umówić, to daj sobie spokój. Naprawdę.
O matko, a ta dalej swoje. No dobra teraz miałem szansę na wytłumaczenie jej, że nie kojarzę tej całej Anki.
-Elsa, nie wiem, kim jest ta twoja "Ania" i nie wiem dlaczego uważasz, ze mnie na ciebie nasłała. Po prostu...chcę się z tobą spotkać. To wszystko. Obiecuję, jedna randka i dam sobie spokój.
Zamrugała energicznie.
-No dobrze.-rzekła w końcu.
Tak! Cieszyłem się jak dziecko. Ale musiałem się opanować.
-Świetnie-powiedziałem, podszedłem do okna i otworzyłem je.-Będę po ciebie w piątek o 18.00.
Skoczyłem. No...może nie przemyślałem tego do końca, że ona nie wie, co potrafię i że wlicza się do tego latanie. Ale byłem taki szczęśliwy...
Ale właściwie dlaczego? Co takiego wprawiło mnie w takie szczęście? Dawniej, kiedy spotykałem jakąś dziewczynę, zaczynaliśmy od "Hej", a kończyliśmy w schowku na miotły. Ale z Elsą było inaczej...Sprawiała, że nie chciałem się spieszyć, a mojego zachowania nie dało się w żaden sposób wyjaśnić. To...to pierwszy raz, kiedy coś takiego się działo. Może byłem chory? Może naprawdę coś mi dolegało?

Hej! Przepraszam, że nie było wcześniej rozdziału, ale od pewnego czasu tylko rysuję i uczę się i potem znowu rysuję. Ostatnio nawet nie spałam przez całą noc. Ale nie ważne! Rozdział już jest! Będę wdzięczna za komentarz(kto by się spodziewał). Cieplutko pozdrawiam!

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział IV

Elsa
Przez cały dzień moją głową zawładnął białowłosy dupek. Nawet nie wiedziałam jak ma na imię! Przez niego, ani przez chwilę nie mogłam skupić się na lekcjach. Co tam lekcje?! Ja nie mogłam się na niczym skupić. Zastanawiałam się, co takiego ma do mnie ten nowy? I wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo Anka cieszyła się, że ten nowy będzie moim chłopakiem! Kazała mu mnie prześladować?! Najgorsze było to, że nie mogłam z nią porozmawiać, bo siedziałam na zajęciach z psychologii. Rozmowa SMS to nie to samo. Ale musiałam coś zrobić. Myśl, Elsa, MYŚL! Musiałam jakoś...NUMER! Ten koleś zostawił mi swój numer. No chyba, że to nie byłe jego numer...Nie ważne. Musiałam do niego napisać.
-Proszę pana?-spytałam.-Mogłabym wyjść do toalety.
Spojrzał na mnie. Chyba właśnie tłumaczył co to jest perswazja. Kiwnął niechętnie głową, a ja prawie wybiegłam z klasy. Popędziłam do łazienki z telefonem w jednej, a kartką z numerem w drugiej ręce. Usiadłam pod ścianą.
''Nasłała cię Anka???"-napisałam.
Nie przemyślałam jednak tej decyzji. Nie było go dziś w szkole i nie wiedziałam, co może robić. Oparłam się o ścianę i odetchnęłam głośno. Boże, jak ja się stoczyłam. Już chciałam wstać, kiedy moja komórka za wibrowała. Przełknęłam ślinę. Chciałam tego, nie? To dlaczego się denerwowałam?!
Odblokowałam telefon i spojrzałam na wiadomość.
''Kto?''
Albo kazała mu milczeć, albo nie ona go nasłała.
''Kim jesteś?''-odpisałam szybko i spojrzałam na zegarek. Piętnaście minut do końca zajęć. Musiałam wrócić.
Weszłam niespiesznie do klasy. Usiadłam na swoim miejscu i ostatni raz spojrzałam na komórkę.
''Twoim wielbicielem"
Przez resztę dnia na twarzy miałam uśmiech. Albo był psycholem, albo naprawdę mnie lubił. Nie chciałam, żeby doszły do niego plotki o mnie. Zimna suka? Nie chcę, żeby ktokolwiek o mnie tak myślał, a już szczególnie nie ktoś nowy.
Do domu weszłam jakby nigdy nic. Tyle, że uśmiechałam się bardziej niż wtedy, kiedy wygrałam konkurs muzyczny.
-Co jest?-spytała od razu Ania. Chyba jeszcze nie przyzwyczaiła się do tych moich humorów, bo minę miała lekko przerażoną.
-A nic, Aniu. Nic.-odpowiedziałam i poszłam do swojego pokoju. Nie przyszła za mną, a ja dziękowałam za to bogom.
Zrzuciłam torbę i usiadłam na łóżku. Musiałam dowiedzieć się, jak ma na imię i jak w ogóle się mną zainteresował. Przede mną jednak było sporo nauki. Wiedziałam jednak, że sprawa białowłosego dupka, którego musiałam jakoś zacząć normalnie nazywać, nie da mi nic zrobić.
''Jak masz na imię, wielbicielu?''-napisałam szybko, a odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałam. Znowu.
"Jack. A ty Słońce?"
Słońce? Ciekawie, ciekawie.
"Elsa"
Potem nie napisał nic. Zaniepokoiłam się. A jeżeli....jeżeli jednak wie o mojej szkolnej reputacji? Zamknęłam oczy i położyłam się na łóżku. Westchnęłam. Odłożyłam telefon i poszłam do kuchni. Potem zrobiłam sobie gorącą czekoladę i wróciłam do pokoju. Znów usiadłam na łóżku i otworzyłam książkę z matematyki. Popijając ją powtarzałam ostatni temat. Taka nauka jednak na nic się nie przydała. Włożyłam słuchawki i puściłam ulubioną muzykę. Mój świat powrócił. Nie spostrzegłam się nawet, jak zasnęłam.
Jack
Nie było mowy o pójściu dziś do szkoły. I tak miałem być tam jeden rok, więc jedna nieobecność nic mi nie robiła. Byłem cholernie zmęczony, ale kiedy byłem już w łóżku moje ciało nagle było wyspane. Ta blondyna całkowicie zamąciła mi w głowie. Wstałem i przeszedłem się do kuchni. Skoro nie sen, to może kawa? Szedłem właśnie przez salon, kiedy na podłodze zauważyłem kartkę. Podniosłem ją. Na nim widniał numer i imię.
"Elsa"
Jedyna Elsa, jaka chodziła do szkoły to była ta zimna suka, o której mówił Guy. Nic dziwnego, że nie mogła sobie znaleźć chłopaka, skoro ma taką ksywkę. Zrobiłem tą kawę i wróciłem do sypialni. Złapałem za telefon i widniała na niej wiadomość.
"Nasłała cię Anka???"
Zaśmiałem się. Na sto procent to była ona. Tylko ona była zdolna do takich tekstów.
"Kto?"
"Kim jesteś?"-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
"Twoim wielbicielem"
Żałowałem, że nie zobaczyłem jej miny. Nie odpisała, więc dałem sobie spokój. Musiała to przemyśleć.
Przez resztę dnia spałem, piłem kawę i sprawdzałem wiadomości. I tak w kółko. Aż w końcu doczekałem się odpowiedzi o blondyny. Zapytała o imię, więc jej je wyjawiłem i spytałem o to samo. Kiedy przyszła wiadomość zwaliło mnie z nóg.
"Elsa"
Zaraz, zaraz, zaraz. Podsumowując: zimna suka za szkoły, laska ze swatkami i blondyna to była jedna osoba?! Księżycu, w co ja się wpakowałem?! Z drugiej strony miałem nadzieję, że blondyna nie jest tą zimną suką. W końcu, nie wyglądała ani nie zachowywała się tak jakby nią była. Zastanowiłem się, co robi. I Musiałem się tego dowiedzieć. Tak szczerze, miałem nadzieję, że spotkam ją gdzieś obok teatru, ale zamiast tego zobaczyłem ją w pokoju. To było wiele lepsze. Usiadłem na drzewie, co nie było szczególnie trudne i obserwowałem. Włosy miała w seksownym nieładzie, twarz uśmiechniętą i zasłuchaną. DO jej pokoju dwa razy ktoś wchodził i za każdym razem ona tego nie zauważała. Ciekawe czego słuchała. Nagle jej głowa zaczęła opadać, a ona coraz bardziej przypominała zaspaną. W końcu zamknęła całkowicie swoje boskie, duże oczy i całkowicie pochłonął ją sen. Wyglądała tak spokojnie i pięknie, że miałem ochotę tylko tam siedzieć i patrzeć na nią. Albo leżeć obok niej i patrzyć na nią. Albo ona mogłaby leżeć na mnie, a ja bym patrzył. Widziałem ją już, ale teraz...miałem ochotę ją pocałować. Ona musiała być moja. Wiem, mówiłem tak o każdej, ale Elsa...Musiałem zrobić wszystko, aby Elsa była tylko i wyłącznie moja. Nie miała chłopaka, więc zamierzałem stać się nim już w najbliższym czasie. Najlepiej jutro.

Hej! Mam małe problemy z internetem i nie wiem w ogóle, czy ten post się opublikuje, ale warto spróbować. Muszę się jeszcze uczyć, więc pozdrawiam i dziękuję, że czytacie!