sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział V

Elsa
  Po przebudzeniu wyglądałam gorzej niż zwykle. Przez to, że nie zmyłam makijażu moja skóra uporczywie piekła. Umyłam twarz i nałożyłam na nią krem nawilżający. Oczywiście nie mogłam się dziś umalować,  bo moja skóra nie zniosła by tego. Wyprostowałam włosy. Po ostatniej akcji z białowłosym...z Jack'iem nie zamierzałam ryzykować. Wpięłam w nie małą spinkę w kształcie kwiatka nieokreślonego gatunku. Potem zbiegłam po schodach na dół. Anki nie było. Pojechała na wycieczkę razem z Punzie. Przywitałam się szybko z przybranymi rodzicami i wyszłam do szkoły.
   Zanim weszłam na teren mojej szkoły średniej zastałam rozmawiających Astrid i Czkawkę. Chłopak mojej przyjaciółki nie chodził do naszej szkoły. Uczęszczał do czegoś w stylu: "szkoła dla kujonów". Ale i tak był fajny. Jak na kujona oczywiście.
-Jak długo już tak się miziają?-powiedziała Merida, która pojawiła się nagle przede mną.
-Och, daj spokój-powiedziałam z rozbawieniem.-Nawet się jeszcze nie przytulili.
-Może i nie, ale dosłownie zjadają się wzrokiem.
W tym momencie zakochana para przytuliła się, na co Merida wydała z siebie jęk zażenowania. Potem Czkawka pocałował jeszcze Astrid w policzek i poszedł.
-No dobra.-znów wtrąciła się Merida.-Astrid, chodź Mam dość tej waszej "miłości".
Zaśmiałam się i ruszyłam za dziewczynami. Po prawej stronie budynku ujrzałam Jack'a. Uśmiechał się odrobinę, a jego twarz zasłaniały mu te jego białe włosy. Ręce założył na piersi i spoglądał na mnie. Muszę przyznać-wyglądał seksownie, ale to i tak nie miało nic do tego, że był dupkiem. Uniosłam pytająco brwi. Nie odpowiedział i nie podszedł. Odetchnęłam, przybrałam zimny wyraz twarzy i weszłam do szkoły.
    Lekcje mijały szybko. Nie było żadnych afer, niespodziewanych kartkówek, czy zmian. Aż nadeszła pora lunchu. Sprawdziłam mój plan lekcji. Wkroczyłam do stołówki i dostałam zawału. Po tej przerwie miały się odbyć zajęcia artystyczne plastyczne. Zawsze wszystkie prace malowała mi Punzie. Ale ja nie miałam żadnej pracy. Rzuciłam torbę obok dziewczyn i ciężko opadłam.
-Co jest?-spytała Merida przeżuwając sałatkę.
-Jestem udupiona.-jęknęłam.
-Aha, spoko. To może...no wiesz podaj nam jakieś szczegóły, co?
-Dziś środa-powiedziałam spokojnie i zamknęłam oczy.-Pani Pillow, tak, ta z plastyki czeka na moją pracę zaliczeniową! Ale ja jej nie mam, bo nie ma Roszpunki! Muszę zaliczyć ten przedmiot! Muszę!
   Kiedy tylko to powiedziałam przede mną usiadł Jack. Gdybym nie była tak wściekła i zrozpaczona byłabym zaskoczona, ale teraz jego obecność wydawała się zbędna.
-Co jest, słońce?-spytał, jak gdyby nigdy nic. Dziewczynom opadły szczęki. Widziałam jak wyciągają komórki, ale tylko odwróciłam się do nich i syknęłam:
-Ani. Mi. Się. WAŻCIE!-potem odwróciłam się do chłopaka.-Właśnie opowiadałam moim drogim przyjaciółką, jak to właśnie kończy mi się życie.
Jack przekręcił głowę, a jego włosy poruszyły się i opadły na czoło. Uśmiechnął się, jakbym powiedziała coś śmiesznego.
-Co takiego?-rzekł.
-Kojarzysz panią Pillow?
-To ta rozwrzeszczana stara babka z fryzurą na bocianie gniazdo?-powiedział, a kiedy przytaknęłam dodał-Ciężko żebym jej nie kojarzył. Co z nią nie tak?
-Właśnie...-dopiero teraz dotarło do mnie, co się właściwie dzieje. Przysiada się do mnie chłopak, nazywa mnie skarbem, a potem rozmawia ze mną jak z kumpelą. Czułam, że Anka będzie wniebowzięta. Pokręciłam głową i kontynuowałam rozmowę.-Miałam oddać jej pracę zaliczeniową na dziś, ale...
-Czekaj, czekaj, czekaj...-powiedział i podniósł rękę.-Jest początek roku. Praca zaliczeniowa?
-Och...To długa historia.
-Mam czas....
-Ale ja go nie mam!-krzyknęłam, może ciut za głośno. Zamknęłam oczy i odetchnęłam.-Jestem tutaj tylko dla muzyki. Plastyka to jedyne, co mi w życiu nie wychodzi. Dlatego moja kuzynka-Roszpunka wykonuje za mnie wszystkie prace. Oczywiście pani Pillow doskonale o tym wie i powiedziała, że zaliczy mi przedmiot dużo wcześniej, jeżeli wykonam jej pracę dodatkową. Ale ja jej nie mam. I będę musiała się męczyć do końca roku.
Spoglądaliśmy przez chwilę na siebie. Jego intensywnie błękitne oczy przyciągały mnie i nie chciały puścić. To było nawet...przyjemne. Gapiłabym się tak dalej, gdyby nie to, ze mrugnął i przerwał kontakt wzrokowy.
-Pomogę ci.-powiedział.
-Że jak?-uniosłam brwi.-Ty...umiesz rysować?
-Nie, ale jestem w miarę sprytny. Wstań.-rozkazał. Nie chciałam uciekać się do podstępu, ale może to było jedyne wyjście? Spojrzałam na niego jeszcze raz. Wydawało mi się, że wie, co robi. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Potem przybliżył się do mnie.
-Zobaczymy, czy jesteś dobrą aktorką-wyszeptał muskając wargami moje ucho. Przeszedł mnie dreszcz.-Udawaj bezsilną.
Nawet nie spostrzegłam się kiedy złapał mnie w pasie i zaczął nieść.
-O Boże!-krzyczał, jakby naprawdę coś się stało.-Niech mi ktoś pomoże. Błagam!
Chciało mi się śmieć, ale zachowałam powagę. Zamknęłam oczy i rozluźniłam mięśnie. Gdyby nie to, że właśnie odgrywaliśmy niezłe przeznaczenie, mogłabym uznać to za przyjemne. Takie noszenie na rękach. W tym krótkim czasie mogłam wyczuć jego zapach-świeży i zimny. Dokładnie taki do niego pasował.
Poczułam, jak kładzie mnie na czymś miękkim. A potem słuchałam co mówi.
-Proszę pani, z Elsą dzieje się coś niedobrego. Myślę, ze to może być permanentne zmęczenie! Moja kochana Elsa cały czas się uczy. Cały czas siedzi w książkach. To nie do pomyślenia!
Pielęgniarka podeszła do mnie i zaczęła badać. Dotykała moje czoło, brzuch, badała odruchy. W końcu wstała i powiedziała do Jack'a:
-Elsa ma obniżoną temperaturę ciała. Poza tym to faktycznie może być zmęczenie. Najlepiej będzie, jeżeli pójdzie do domu.
-Nie...-powiedziałam jak najsłabiej umiałam.-Ja muszę zostać w szkole.
Pielęgniarka zdjęła rękawiczki i oparła się o blat biurka.
-I co ja mam z wami zrobić?-odetchnęła.-No dobrze. Teraz muszę wyjść na zajęcia, więc gabinet będzie wolny. Możesz tu zostać, Elso. Odpocznij i poczujesz się lepiej. Wszystkie szafki są zamknięte, klucz trzyma pan dyrektor, więc nawet nie próbujcie niczego zabrać.
Potem zadzwonił dzwonek, a ona wyszła zamykając nas.
-Już poszła.-powiedział Jack siadając na krześle obok mnie.
-Zwariowałeś.-powiedziałam i głęboko odetchnęłam.
-Może...-odpowiedział.-Na twoim punkcie na pewno.
Roześmiałam się. Jego "plan" się udał. Byłam spokojna. Ale wiedziałam, że Ania już wie o nim i o mnie. W domu nie da mi żyć.
-Chodź ze mną na randkę.-powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Co?
-No...chodź ze mną na randkę.
-Okej, teraz już wiem, ze zwariowałeś. Pielęgniarka to się przyda, ale nie mnie, a tobie.
-Ej, pomogłem ci. Chcę mieć coś w zamian. Mógłbym poprosić o kasę, przysługę, ale proszę tylko o spotkanie. Nie uważasz, że to dobry układ?
Spojrzałam na niego. Dlaczego ten koleś tak się na mnie uwziął? Nie słyszał pogłosek o mnie?
-Jeżeli to Ania kazała ci się ze mną umówić, to daj sobie spokój. Naprawdę.
-Elsa, nie wiem, kim jest ta twoja "Ania" i nie wiem dlaczego uważasz, ze mnie na ciebie nasłała. Po prostu...chcę się z tobą spotkać. To wszystko. Obiecuję, jedna randka i dam sobie spokój.
Zamrugałam kilka razy. Nie rozgryzłam go na tyle, żeby wiedzieć, jaki ma w tym cel, ale co mogłam zrobić? Musiałam się zgodzić. Nie chciałam więcej słuchać, jaka to jestem beznadziejna z jego ust.
-No dobrze.-rzekłam na co on uśmiechnął się szeroko.
-Świetnie-powiedział i podszedł do okna. Następnie je otworzył.-Będę po ciebie w piątek o 18.00.
A potem skoczył. Wyskoczył z okna. Co prawda nie byliśmy wysoko, ale i tak mógł sobie coś zrobić. Podleciałam do okna i wyjrzałam przez nie. Nigdzie go nie było. Nie wiedziałam co zrobił, ale i  tak to było ryzykowne.
   Po skończonych lekcjach, z czego dwa ostatnie było wuefy, byłam przeżuta i wypluta. Weszłam do domu bezszelestnie z zamiarem wpełznięcia do łóżka i zostania tam przez resztę dnia. Moje zamiary nie miały sensu, ponieważ miałam siostrę, która...
-O!M!G!-krzyknęła mi do ucha, kiedy skoczyła na mnie.-Elsa! Elsa! Elsa! ELSA!!! Słyszałam! Wiem! O matko! Ty...
-Anka!-zaczęłam ściągać swoją rozbrykaną siostrę z mojej szyi.-Zabijesz mnie zaraz! Spokój!
-Okej...Słyszałam, że pożerałaś się wzrokiem z jakimś ciachem! I że Astrid i Czkawka to przy was był pikuś! Elsa, gadaj, kto to jest, skąd go znasz i kiedy wybierasz się z nim na randkę!!!
Jakby czytała w moich myślach.
-Po. Kolei. Jestem wykończona, dlatego ty mi zrobisz kawę, a ja opowiem ci o co chodzi z tym kolesiem, okej?
-Jasne! Już lecę!
Udałam się do pokoju, gdzie przebrałam się w coś wygodniejszego. Zanim zdążyłam wpełznąć do łóżka w drzwiach stanęła Anka.
-Okej, kawa gotowa! A teraz gadaj!
-To Jack. I nie, nie jest moim chłopakiem. To ten sam, od którego dostaje dawkę krytyki. I nie, nie zakochałam się. A niósł mnie tylko dlatego, że potrzebowałam pomocy. I wcale nie pożerałam go wzrokiem!
-Słyszałam, że ty go nie pożerałaś, a dosłownie połykałaś go wzrokiem. I on ciebie też. Mniejsza. Umówiliście się na randkę?
Skłamać czy powiedzieć prawdę?
-Nie-wybrałam pierwszą opcje, ale nie zagłębiałam się w temat.
-Och...spokojnie, jeszcze cię zaprosi.
"Nawet nie wiesz jak szybko"-pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
Jack
Nienawidziłem rano wstawać. Szczególnie do szkoły. Ale dziś miało być inaczej. Dziś Elsa miała stać się moja. Ubrałem się, umyłem i zjadłem coś na szybko. A potem poleciałem do szkoły. Wszedłem na teren szkoły i już miałem wejść, gdybym nie usłyszał śmiechu. Jej śmiechu. Stała z jakąś rudowłosą koleżanką i obie patrzyły na rozmawiających dziewczynę i chłopaka. Nie widziałem go w szkole, więc a)albo musiał chodzić do innej albo b)w ogóle nie chodził do szkoły. Bardziej prawdopodobna wydawała mi się pierwsza opcja.
Oparłem się o ścianę budynku i wpatrywałem się w Elsę. Zauważyłem, że kiedy naprawdę się śmiała kręciła głową małe kółko. To było...urocze. Dziś wyglądała pięknie, jak zwykle z resztą. Włosy miała idealnie wyprostowane, chociaż ja wolałem jak kręciły się na dole. Spięła je z boku kwiatkiem niewiadomego pochodzenia. Para, na którą patrzyły dziewczyny przytuliła się i chłopak odszedł. Potem blondyna poszła przodem z rudą, a Elsa szła za nimi. Kiedy mnie zauważyła przystanęła i zaczęła się na mnie gapić. Pochyliłem głowę i założyłem ręce na piersi. To było dziwne, kiedy tak stała i patrzyła na mnie. Nie chodzi mi o to, że mi się nie podobało, ale pierwszy raz poczułem coś innego. Nie wiedziałem, co to takiego, ale byłem pewien, że niedługo się dowiem.
Uniosła brwi, jakby czekając na mój ruch. A ja czekałem na niej. Westchnęła, a jej twarz znów przybrała wyraz zimnej suki. Miałem ochotę powiedzieć: "Hej, mogłabyś zawołać koleżankę sprzed minuty?". To byłoby jednak głupie. Kiedy weszła do szkoły uśmiechnąłem się szeroko, odepchnąłem od ściany i poszedłem w jej ślady.
   Gdy zobaczyłem jak w stołówce energicznie wymachuje rękami parsknąłem śmiechem. Była przerażona i pomyślałem, że to świetny moment, aby się do niej zbliżyć. Usiadłem naprzeciw niej.
-Co jest, słońce?-spytałem. Nigdy nie zapomnę min jej koleżanek. Ich szczęki wylądowały na podłodze. Coś do nich powiedziała i odwróciła się do mnie.
-Właśnie opowiadałam moim drogim przyjaciółką, jak to właśnie kończy mi się życie.-powiedziała
Jack przekręcił głowę i uśmiechnąłem się. Kończy jej się życie? Moje dopiero się zaczyna.
-Co takiego?-spytałem. Kurdę, naprawdę mnie to interesowało.
-Kojarzysz panią Pillow?
-To ta rozwrzeszczana stara babka z fryzurą na bocianie gniazdo?-spytałem, a ona przytaknęła-Ciężko żebym jej nie kojarzył. Co z nią nie tak?
-Właśnie...-zacięła się. Przez chwilę miała nieobecny wzrok, ale potem powróciła do rozmowy.-Miałam oddać jej pracę zaliczeniową na dziś, ale...
-Czekaj, czekaj, czekaj...-przerwałem jej.-Jest początek roku. Praca zaliczeniowa?
-Och...To długa historia.
-Mam czas....
-Ale ja go nie mam!-krzyknęła, a jej twarz znów przybrała ten paskudny, zimny wyraz.-Jestem tutaj tylko dla muzyki. Plastyka to jedyne, co mi w życiu nie wychodzi. Dlatego moja kuzynka-Roszpunka wykonuje za mnie wszystkie prace. Oczywiście pani Pillow doskonale o tym wie i powiedziała, że zaliczy mi przedmiot dużo wcześniej, jeżeli wykonam jej pracę dodatkową. Ale ja jej nie mam. I będę musiała się męczyć do końca roku.
Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Wydawało mi się, jakbym topił się w ich głębi. Mógłbym tam tak siedzieć przez resztę swojego życia. Bałem się, że jeżeli mrugnę ta chwila nigdy nie powróci. Ale mrugnąłem. A ona zaczerwieniła się lekko, co było...niesamowite.
-Pomogę ci.-powiedziałem w końcu.
-Że jak?-uniosła brwi, a ja wiedziałem, że muszę ją tego oduczyć.-Ty...umiesz rysować?
-Nie, ale jestem w miarę sprytny. Wstań.-powiedziałem. Spojrzała na mnie, ale szybko przerwała kontakt wzrokowy i wstała. Podszedłem bliżej i uderzył mnie jej boski zapach-wanilii i brzoskwini. -Zobaczymy, czy jesteś dobrą aktorką-szepnąłem dotykając ustami jej ucha. Zrobiłem to specjalnie i najwyraźniej podziałało, bo przeszedł ją dreszcz.-Udawaj bezsilną.
Szybko złapałem ją w pasie i zacząłem nieść. Była niewiarygodnie lekka, jakby stworzona z powietrza. Nawet nie pamiętam, co wtedy krzyczałem, skupiałem się  tylko na jej bliskości. Kiedy rozluźniła się i przylgnęła do mnie poczułem się w niebie. Coraz bardziej zaczęło mnie zastanawiać, co takiego ma w sobie, że przy niej zachowywałem się jakoś...inaczej.
Kiedy wpadłem do gabinetu pielęgniarki położyłem Elsę na łóżku jak najdelikatniej mogłem.
-Proszę pani, z Elsą dzieje się coś niedobrego. Myślę, ze to może być permanentne zmęczenie! Moja kochana Elsa cały czas się uczy.-specjalnie użyłem słowa "kochana". - Cały czas siedzi w książkach. To nie do pomyślenia!
Kiedy pielęgniarka badała dziewczynę mogłem się jej przyjrzeć. Tak, miałem SPORO dziewczyn i każda oczywiście była piękna, ale Elsa? Miała w sobie coś, co nie można było nazwać zwykłym pięknem. Była boska, doskonała, niesamowita.
-Elsa ma obniżoną temperaturę ciała.-powiedziała pielęgniarka.- Poza tym to faktycznie może być zmęczenie. Najlepiej będzie, jeżeli pójdzie do domu.
-Nie...-dziewczyna wydała z siebie słaby głos. Okej, była dobrą aktorką.-Ja muszę zostać w szkole.
-I co ja mam z wami zrobić?-westchnęła pielęgniarka.-No dobrze. Teraz muszę wyjść na zajęcia, więc gabinet będzie wolny. Możesz tu zostać, Elso. Odpocznij i poczujesz się lepiej. Wszystkie szafki są zamknięte, klucz trzyma pan dyrektor, więc nawet nie próbujcie niczego zabrać.
Potem zadzwonił dzwonek, a ona wyszła zamykając nas.
-Już poszła.-powiedziałem. Otworzyła oczy, a jej twarz zrobiła się żywa. Byle by tylko nie przyjęła tej wyrazu twarzy zimnej suki i nie unosiła brwi do góry
-Zwariowałeś.-powiedziała w końcu
-Może...-odpowiedziałem.-Na twoim punkcie na pewno.
Roześmiała się. Czekałem na to. Na jej śmiech. Skoro była w humorze mogłem podejść do następnego kroku.
-Chodź ze mną na randkę.-powiedziałem.Co jak co, ale niosłem ją już przez korytarz, szeptałem do ucha i śledziłem, więc randka nie była niczym dziwnym, nie?
-Co?-spytała.
-No...chodź ze mną na randkę.
-Okej, teraz już wiem, ze zwariowałeś. Pielęgniarka to się przyda, ale nie mnie, a tobie.
-Ej, pomogłem ci. Chcę mieć coś w zamian. Mógłbym poprosić o kasę, przysługę, ale proszę tylko o spotkanie. Nie uważasz, że to dobry układ?
Popatrzyła na mnie badawczo, mrużąc oczy. Zgódź się, zgódź się, zgódź się...
-Jeżeli to Ania kazała ci się ze mną umówić, to daj sobie spokój. Naprawdę.
O matko, a ta dalej swoje. No dobra teraz miałem szansę na wytłumaczenie jej, że nie kojarzę tej całej Anki.
-Elsa, nie wiem, kim jest ta twoja "Ania" i nie wiem dlaczego uważasz, ze mnie na ciebie nasłała. Po prostu...chcę się z tobą spotkać. To wszystko. Obiecuję, jedna randka i dam sobie spokój.
Zamrugała energicznie.
-No dobrze.-rzekła w końcu.
Tak! Cieszyłem się jak dziecko. Ale musiałem się opanować.
-Świetnie-powiedziałem, podszedłem do okna i otworzyłem je.-Będę po ciebie w piątek o 18.00.
Skoczyłem. No...może nie przemyślałem tego do końca, że ona nie wie, co potrafię i że wlicza się do tego latanie. Ale byłem taki szczęśliwy...
Ale właściwie dlaczego? Co takiego wprawiło mnie w takie szczęście? Dawniej, kiedy spotykałem jakąś dziewczynę, zaczynaliśmy od "Hej", a kończyliśmy w schowku na miotły. Ale z Elsą było inaczej...Sprawiała, że nie chciałem się spieszyć, a mojego zachowania nie dało się w żaden sposób wyjaśnić. To...to pierwszy raz, kiedy coś takiego się działo. Może byłem chory? Może naprawdę coś mi dolegało?

Hej! Przepraszam, że nie było wcześniej rozdziału, ale od pewnego czasu tylko rysuję i uczę się i potem znowu rysuję. Ostatnio nawet nie spałam przez całą noc. Ale nie ważne! Rozdział już jest! Będę wdzięczna za komentarz(kto by się spodziewał). Cieplutko pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Jak słotko! Nie mogem siem doczekać randki!!! Będzie jeszcze słodziej niż teraz! Chyba.....
    Czekam!



    PS. Jak chcesz to looknij na Mroźna Historia Hogwartu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastycznie! Mam nadzieję, że rozdział szybko się pojawi bo chyba umrę z tej ciekawości xD
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń