Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Zasnęłam wczoraj u Anki, bo długo rozmawiałyśmy chyba do rana. Opowiedziała mi o blondwłosym barmanie, z którego śmiał się Clark, który okazał się nazywać Kristoff. Zakwitła we mnie nadzieja, że może moja młodsza siostra porzuci tego dupka Hansa.
Anka leżała teraz w pozycji tak niepodobnej do tej, w jakiej zasnęła, że mogłabym powiedzieć, że ją połamało. Ale to było normalne. Zsunęłam się po cichu z łóżka i poszłam do kuchni po coś na mój ból głowy. W kuchni jak zwykle w sobotę nie zastałam naszych rodziców zastępczych. Połknęłam szybko tabletkę i wróciłam poszukać torebki z telefonem w środku.
Kiedy weszłam do pokoju Ani, gdzie zostawiłam swoje rzeczy usłyszałam jak gada coś przez sen. Podeszłam bliżej i zaczęłam słuchać.
-Hans...-jęczała.-Hans...ja wolę jego...Kristoffa. Nie...
Przewróciłam oczami i wróciłam do szukania torebki. Nigdy nie uwierzyłabym, że moja siostrzyczka zakochała się w Hansie tak naprawdę, ale co do tego barmana miałabym wątpliwości. A poza tym byłby to świetny sposób na pozbycie się pana hrabiego.
Znalazłam torebkę i moje buty i wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się do łóżka. Spojrzałam na telefon. 9 nieodebranych wiadomości od Jack'a i 4 od Meridy. Zadzwoniłam do chłopaka, ale okazało się, że nie odebrał. Westchnęłam i zadzwoniłam do przyjaciółki.
-Kac?-usłyszałam po pierwszym głos przyjaciółki.
-Nie, nie za bardzo. Trochę boli mnie tylko głowa. A ty?
-Och, daj spokój. Wiesz, że nie mam słabej głosy, a nie wypiłyśmy litra wódki. Lepiej gadaj co to za akcja z panem białowłosym.
Na to określenie zaczerwieniłam się i uśmiechnęłam.
-W sumie...całowaliśmy się i dzwonił do mnie już 9 razy, więc...
-Nie wierzę, że mi to zrobiłaś!-przerwała mi z udawanym zaskoczeniem.-Teraz tylko ja jestem bez chłopaka! No i co ja mam do cholery zrobić?!
-Merida, tobie nie potrzebny jest chłopak. Masz konia.
-Bardzo zabawne. Dobra, nie przeszkadzam. Odpoczywaj.
-Pa!
-Buziaki!
Rozłączyłam się i zauważyłam, że w czasie rozmowy przyszedł mi jeden SMS od Jack'a. Przeczytałam go od razu.
"Cześć, słońce. Jestem u rodziny. Tęsknię:*"
Pacnęłam się w czoło. No tak, co weekend chłopak musiał wyjeżdżać do rodziny. Mogłam nie dzwonić.
"Przepraszam, że przeszkadzam. Też tęsknię :*"-odpisałam.
Czekał mnie weekend taki jak zwykle. Samotny.
Kiedy czas wolny minął, a ja skończyłam czytać dwie kolejne książki nadszedł poniedziałek. Nikogo to nie zdziwi, jeżeli powiem, że nienawidzę tego dnia. Jak każdy z resztą. Dziś miałam iść do teatru.
Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, gdzie po porannej toalecie przebrałam się w wygodne, czarne spodnie i białą bluzkę. Na twarz jak zwykle nałożyłam standardowy makijaż, a włosy wyprostowałam i spięłam po bokach. Złapałam jeszcze niebieską koszulę w kratkę, którą przewiązałam w pasie, torbę z książkami i telefon. Zapukałam do drzwi Anki, które były zamknięte. Zazwyczaj już dawno już powinny być otwarte. Kiedy usłyszałam ciche "Proszę" wiedziałam, że na pewno coś jest nie tak.
Siedziała na swoim łóżku, ubrana, uczesana i umalowana, nawet z plecakiem w ręce. Miała jednak spuszczony wzrok i nerwowo okręcała sobie włosy wokół palca.
-Ania-usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę.-Co się dzieje?
-Bo...-zaczęła i spojrzała na mnie-Ten weekend...Ja sobie wszystko przemyślałam.
-W związku z czym?
-Pamiętasz, jak opowiadałam ci o Kristoffie. Nie sądzę, że on też coś do mnie czuje, ale ja...zaczęłam na to wszytko inaczej patrzyć. Przecież Hans...on cały czas wyciąga ode mnie kasę, obejmuje mnie ramieniem jakbym była jego trofeum. Elsa, on mnie nawet nie pocałował! Nigdy nie złapał za rękę! Czy to możliwe, że aż tak się do niego pomyliłam?
W jej oczach pojawiły się łzy. Z całego serca chciałam, by ją to ominęło. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że musiała przez to przejść. Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam.
-Przykro mi, że to powiem, ale Hans naprawdę nie jest ciebie wart-szepnęłam, chociaż to było mało powiedziane.-Jeżeli już przejrzałaś na oczy koniecznie musisz z nim porozmawiać. Dziś.
-Dziękuję ci.-powiedziała odwzajemniając uścisk.-Bardzo ci dziękuję.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Obie wiedziałyśmy, ze to Jack. Zawsze przychodził. Zbiegłam na dół i pozwoliłam na chwilę czasu ogarnięcia się Ani. Kiedy otwarłam drzwi zanim zdążyłam zobaczyć Jacka czułam poczułam na ustach przejmujące zimno. Cóż, nie powiem, że mi się nie podobało, wręcz byłam zachwycona, ale nagły pocałunek zbił mnie z tropu. Odchyliłam się do tyłu, a Jack złapał mnie za plecy, żebym nie spadła. Kiedy się ode mnie oderwał jego twarz promieniowała.
-A to co to było?-spytałam i wyprostowałam się, wciąż stojąc blisko niego.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptał, a ja poczułam jego oddech na twarzy.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Przybliżył się do mnie.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptał, a ja poczułam jego oddech na szyi. Przeszły mnie dreszcze pożądania. Nie mogłam go nie pocałować. Serio, to zimno było genialne. A usta Jack'a wydawały się idealnie dopasowane do moich.
-Elsa, myślę, że czas...-usłyszałam głos Anki, a potem jakieś stuknięcie. Odkleiłam się natychmiast od Jack'a myśląc, że upadła. Jednak to tylko jej plecak. Stała z otwartą buzią i z twarzą wyrażającą szok. Okej, może za bardzo wkręciłam się w ten pocałunek. Bo o co innego by chodziło.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, ale nie ruszyła się.-Możemy...pogadać?
Spojrzałam na chłopaka, ale on tylko uśmiechnął się i kiwnął głową, żebym poszła. Weszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie.
-Czemu właśnie całowałaś się z Jack'iem?-spytała.
-To..ty nie wiesz, co działo się w klubie?
-Och, weź mi nie przypominaj tego miejsca. Nie wiem.
Zaczęłam opowiadać jej o Clarku, o tym jak mnie pocałował, a potem jak pocałował mnie Jack. Na początku wydawała się zaskoczona, a potem przytuliła mnie bardzo, bardzo, bardzo mocno.
-Nareszcie-wykrzyknęła mi prosto do ucha.-Mówiłam, ze będziecie do siebie pasować. Oboje jesteście dla siebie stworzeni! To była kwestia czasu...
Zatkałam jej usta dłonią. Potok słów, który wylewał się z niej mógł mnie pogrążyć.
-Chodź do szkoły, gaduło-wstałam i ruszyłam do kuchni.-Masz przecież z kimś porozmawiać.
-No tak...-posmutniała.
Wiedziałam, że Jack będzie w kuchni. Zawsze, kiedy do mnie przychodził, a ja nie byłam gotowa szedł do kuchni i coś jadł. Ciekawe, gdzie mu się to wszystko odkładało. Zanim jednak zdążyłam do niego dotrzeć wyprzedziła mnie Anka, która popędziła obok mnie niczym struś pędziwiatr i już stała przytulona do JAck'a, który wpatrywał się w nią, a potem przeniósł wzrok na mnie i spojrzał pytająco.
Wzruszyłam ramionami i odkleiłam moją siostrę od niego, co okazało się trudnym zadaniem.
Potem ruszyliśmy do szkoły w przyjemnej atmosferze. Szliśmy z Jack'iem za ręce, w które z uśmiechem wpatrywała się Anka. Kiedy dotarliśmy do bram, dostałam całusa na pożegnanie i weszłam do budynku. Miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. O czymś ważnym...Odblokowałam telefon i już wiedziałam o co chodzi. Zapomniałam pójść do teatru. Nie sądziłam, że pani Gronige będzie robiła mi przez to wyrzuty, ale i tak było mi z tego powodu przykro.
Dzień jak co dzień-minął spokojnie. Dziewczyny cały czas wypytywały mnie o dziwne rzeczy typu: Jak dobrze Jack całuje? albo Czy zrobiliśmy coś więcej?. Starałam odpowiadać się obojętnie, ale na samo wspomnienie o chłopaku robiłam się czerwona i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek miałam wrażenie, że to dźwięk oznaczający wolność. Wybiegłam przed szkołę i spostrzegłam Jack'a. Ale oprócz niego widziałam też Anie uporczywie rozmawiającą z Hansem. Podeszłam do nich. Hans nie zawsze nad sobą panował, a ja nie chciałam by moja siostra cierpiała bardziej niż to było konieczne.
-Ania?-złapałam ją pokrzepiająco za ramię.-Wszystko w porządku?
-Tak.-powiedziała i spojrzała na mnie błagalnie.-Elsa, mogę załatwić to sama?
Chciała mi pokazać, że jest silna. Nie mogłam jej tego zabronić. Uśmiechnęłam się tylko i pokiwałam głową. Potem ruszyłam do Jack'a. Ale wychodząc słyszałam jak Ania podnosi głos.
-Hej!-przywitał mnie szerokim uśmiechem.
-Hej...-przytuliłam się do niego.
-Co jest, słońce? I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
Zobaczyłam jak Hans potrząsa Anką, już chciałam podejść, ale się powstrzymałam i ukryłam twarz w bluzie chłopaka. Mogłam poczuć jego wspaniały, świeży zapach, a to, że gładził mnie po włosach uspokajało mnie. Uniosłam się na palcach i pocałowałam go krótko w usta.
-A teraz chodź.-pociągnęłam go w stronę najbliższego supermarketu.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
-Okej, ale...po co?-spytał zdezorientowany.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnął głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
Kiedy wychodziliśmy z supermarketu ludzie patrzyli na nas jak na kosmitów. W domu śmialiśmy się i żartowaliśmy. Potem, czekając na Ankę oglądaliśmy jakieś denne filmy. A mówiąc "oglądaliśmy" miałam na myśli ja jadłam lody i wysłuchiwałam komentarzy Jack'a na temat gry aktorów, niespójności fabuły, czy rzeczy typu: "Czemu ta laska ma takie duże cycki?". Potem do domu przyszli moi rodzice zastępczy, ale nawet nie raczyli zapytać co ta za chłopak, z którym przytulam się na kanapie. Jack był zdziwiony. Nie wiedział, że nie są moimi prawdziwymi rodzicami. Nie wiedział o mojej królewskiej przyszłości, ani o mocy. Nie chciałam mu mówić. Nie teraz. Ufałam mu, ale chciałam się nim nacieszyć, zanim ucieknie. Znałam już to. Był tylko jeden chłopak, który o tym wiedział. Jedyny, którego naprawdę kochałam. I który kochał mnie. Wspomnienie o Peterze spowodowało ukłucie w sercu. Jack najwyraźniej to zauważył, bo przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej i zaczął głaskać po plecach.
-Co się dzieje?-spytał.
Miałam szansę mu powiedzieć teraz. O mojej przeszłości szczególnie. Ale...ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Chciałam to zostawić za sobą. Nie rozdrapywać starych ran. Uśmiechnęłam się.
-Nic.-powiedziałam.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapał mnie za podbródek, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy.-Nic jej nie będzie. Potem Elisabeth i Tim poszli spać. Nawet nie zauważyłam, kiedy sama zaczęłam zamykać oczy i po chwili odpłynęłam w świat snu.
Obudziło mnie dudnienie do drzwi. Przestraszona podniosłam głowę.
-Jack...-próbowałam obudzić chłopaka, który leżał mi na stopach.-Jack, wstawaj!
Mruknął coś tylko i przytulił się do moich stóp jeszcze bardziej. Przewróciłam oczami. Napięłam mięśnie i z całych sił zrzuciłam go z kanapy.
-Co jest?!-krzyknął, ale uciszyłam go natychmiast.
-Leżałeś mi na stopach.-znów stukanie.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!
-Daj spokój. Idziemy.
Wiedziałam, ze chce mnie zatrzymać, ale ja nie znosiłam sprzeciwu. Nie bałam się. Szczególnie, że nie odstępował mnie na krok.
Podeszłam do drzwi i usłyszałam głos. Głos dziewczyny. Otworzyłam z impetem drzwi.
-Ania!-krzyknęłam. Jednak przed drzwiami nie stała moja siostra, a wysoki, barczysty chłopak. Na jego ramionach wisiała Anka.
-DO pokoju.-powiedział stanowczym głosem. Pokazałam mu drogę, a kiedy dotarliśmy do jej pokoju położył ją najdelikatniej jak potrafił. Cały czas coś bredziła nieskładnie. Była pijana!
-Jest niepełnoletnia!-krzyknęłam.-Jak mogłeś dać jej alkohol. Zabiję...
-Hej, to nie tak!-zaczął się tłumaczyć.-Niedawno przyszedłem na swoją zmianę. To nie ja ją upiłem, tylko mój znajomy. Kiedy zobaczyłem ją w tym stanie od razu ją stamtąd zabrałem. Przysięgam!
-Boże, bardzo ci dziękuję. Elsa-podałam mu rękę.
-Kristoff.-uścisnął ją. Anka miotała się dalej na łóżku.
-Kristoff, proszę cię zostań z nią. Zaraz wrócę, dobrze?
-Nie ma sprawy. I tak do pracy już nie wrócę. Pewnie wywalą mnie, jak dowiedzą się, co zrobiłem.
-O nic się nie martw. nie stracisz pracy. Obiecuję.
Wyszłam z pokoju zostawiając drzwi uchylone. Przed nimi stał Jack.
-No nieźle-powiedział.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzałam na niego. Był ideałem. Przynajmniej dla mnie. Przytuliłam go.
-Dziękuję.
Zrozumiał, że powinien wyjść i wyszedł. Oczywiście zanim to zrobił jego usta znalazły się na moich z pięć razy. Kiedy opuścił dom weszłam do kuchni. Wzięłam butelkę wody, szklankę i jakieś leki. Tim i Elisabeth nadal spali. Ich sypialnia była dźwiękoszczelna. Jakby nas zarzynali, nie usłyszeli by tego. Ale w sumie dobrze, że się nie obudzili i nie zrobili wyrzutów Ani. Wystarczyło jej wrażeń.
Po cichu weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami. Nie chciałam ich podsłuchiwać, ale nie chciałam też przeszkadzać. Jedno wynikło z drugiego,.
Kristoff klęczał obok jej łóżka i głaskał ją po włosach. Wpatrywał się w nią jakby była największym skarbem. Poruszyła się niespokojnie. Nachylił się nad nią i pocałował ją w czoło. Hans nigdy tego nie zrobił. Był pozbawiony uczuć. Kurdę, ten Kristoff coraz bardziej zaczynał mi się podobać.
Ale musiałam przerwać ten moment z ciężkim sercem. Weszłam do pokoju, a on nawet tego nie zauważył. Chrząknęłam
-Ja...my...ty....-zacząć się jąkać.-Ja nie ten....tylko...nic nie zrobiłem...
-W porządku. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję i niczym się nie martw. Nie stracisz pracy.-Położyłam rzeczy, które miałam w rękach na stoliku obok łóżka. Wzięłam jakąś kartkę i długopis, a następnie zapisałam na niej swój numer.-Proszę-podałam mu kartkę, którą przyjął od razu.-Tu masz mój numer. W razie problemów dzwoń.
-Dziękuję i dobranoc.
Odprowadziłam go do drzwi, a potem pożegnałam się z nim. Kiedy wróciłam do pokoju Anki nie było w łóżku. Słyszałam za to dziwne odgłosy w łazience i od razu wiedziałam gdzie jest. Weszłam tam i ujrzałam ją pochylającą się nad toaletą. Nie mogłam dużo zrobić. Jedną ręką trzymałam jej włosy, drugą głaskałam po plecach.
Jack
W weekend jak zawsze musiałem lecieć na biegun północny. Jakby tego było mało Elsa nie odbierała telefonu. Była sobota, a ja już tęskniłem za nią jak oszalały. Teraz, kiedy wreszcie mogłem się do niej zbliżyć musiałem wyjechać. I tak co weekend.
Siedziałem właśnie na jednym z tych "Super ważnych posiedzeń u Northa"(skrót SWPUN xD). Pod tą jakże uroczą nazwą krył się prawdziwy cel. A mianowicie: "Siedzimy i gadamy o dzieciach i o gwiazdce i o zębach i o snach i o Wielkanocy". Tak naprawdę nie działo się wtedy nic ciekawego, dlatego zazwyczaj skakałem po instalacjach w miejscu posiedzeń. Tym razem siedziałem tam, gdzie powinienem siedzieć. Miałem nadzieję, że może pozwolą mi wrócić wcześniej.
-Celem tegorocznych świąt będzie...-mówił North, ale przestałem go słuchać, bo usłyszałem jak wibruje mi komórka. Miałem okazję usłyszeć cudowny głos Elsy, ale nie chciałem podpaść. Dlatego szybko odpisałem jej tylko:
"Cześć, słońce. Jestem u rodziny. Tęsknię:*"
Odpisała mi po dość długim czasie, w którym zdążyłem się nasłuchać o niebieskich samolotach w wyrzutnią.
"Przepraszam, że przeszkadzam. Też tęsknię :*"
Uśmiechnąłem się i już miałem jej odpisać, że nigdy nie przeszkadza, kiedy usłyszałem ostrzegawcze chrząkanie Northa.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
-Mógłbyś powtórzyć-powiedziałem poważnie, chowając telefon do kieszeni.
-Mówiłem, że nie musisz już chodzić do szkoły.
No chyba się przesłyszałem! Ten to ma wyczucie czasu!
-Dlaczego?-spytałem.-Zawsze kończyłem cały rok szkolny.
-Dlaczego?-spytałem.-Zawsze kończyłem cały rok szkolny.
-Tak, ale teraz, z racji tego, że zostałeś zawieszony i najwyraźniej nauczyłeś się zachowywać normalnie, co przykładem jest twoja dzisiejsza postawa, zdecydowaliśmy, że nie musisz już więcej się uczyć.
Aha. Czyli ja się tu staram, siedzę w miejscu, a on i tak przewraca kota ogonem. I jak dowiedzieli się o moim zawieszeniu?! Nic im przecież nie mówiłem!
-Chcę zostać.-powiedziałem stanowczo, na co usłyszałem parskniecie Zająca.
-O proszę! Nasz pan doskonały chce się czegoś nauczyć!-zakpił.-A może znowu przygruchałeś sobie jakąś pannę na jedną noc, co?
Miałem ochotę go udusić. Rzucić się na niego, wypatroszyć, a futro dać jako dywan. Zdusiłem jednak żądzę mordu i uśmiechnąłem się.
-A co?-rzekłem.-Stęskniłeś się, Kangurku?
Ten tylko rozdziawił buzię. Wróciłem wzrokiem do Northa. Wyglądał tak samo jak Zając. Tak samo jak Wróżka i Piasek. Co im się stało?! Ducha zobaczyli?
-Co?-spytałem.
-Czy ty właśnie...on...ty...-zaczął jąkać się North. Wyglądał na zakłopotanego. On nigdy nie jest zakłopotany. Co jest?!
-Okej...Niech ci będzie-powiedziałem.-Koniec posiedzenia? Mogę już wracać?
-Nie, nie, nie.-natychmiast pojawił się przede mną Mikołaj.-Musisz zostać i...pomóc. Wszyscy są potrzebni. Ty też.
Ściemniał. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Udałem, że wychodzę, a w rzeczywistości ustawiłem się pod drzwiami i słuchałem.
-Trzeba coś zrobić.-powiedział Zając.
-A może...zostawmy to?-zapytała Wróżka.
-Sama widziałaś jak się szczerzy. Posłuchaj oni nie mogą...
Więcej nie usłyszałem, bo zamknęli drzwi. O co chodziło? I jaki to miało związek ze mną?
Kiedy w poniedziałek rano stałem pod drzwiami Elsy kręciłem się w miejscu jak przedszkolak. Nie widziałem jej cały weekend. Z resztą, nigdy jej wtedy nie widziałem, ale dziś było inaczej. Kiedy zobaczyłem, że drzwi się otwierają, a w drzwiach staje moja blondynka nie czekałem ani chwili. Złapałem ją w psie i pocałowałem. Znów rozlała się po nie fala zimna. Zdezorientowana dziewczyna przechyliła się do tyłu. Rękę nadal trzymałem na jej talii nie chcąc, by upadła. Odsunąłem się od niej nieznacznie.
-A to co to było?-spytała i wyprostowała się, nadal stojąc blisko mnie.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptałem, a ona zarumieniła się nieznacznie.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej, zdziwiony, że to było możliwe.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Podobało mi się to. Nawet bardzo. Ale jeszcze bardziej podobało mi się, kiedy znów załączyła nasze usta w pocałunku. Po chwili usłyszałem kroki, a potem głos.
-Elsa, myślę, że czas...-zaczęła Anka, ale nie skończyła. Usłyszeliśmy stuknięcie i od razu się od siebie odsunęliśmy. Blondynka wyglądała na przestraszoną i zakłopotaną.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, nie poruszając się.-Możemy...pogadać?
Miałem ochotę go udusić. Rzucić się na niego, wypatroszyć, a futro dać jako dywan. Zdusiłem jednak żądzę mordu i uśmiechnąłem się.
-A co?-rzekłem.-Stęskniłeś się, Kangurku?
Ten tylko rozdziawił buzię. Wróciłem wzrokiem do Northa. Wyglądał tak samo jak Zając. Tak samo jak Wróżka i Piasek. Co im się stało?! Ducha zobaczyli?
-Co?-spytałem.
-Czy ty właśnie...on...ty...-zaczął jąkać się North. Wyglądał na zakłopotanego. On nigdy nie jest zakłopotany. Co jest?!
-Okej...Niech ci będzie-powiedziałem.-Koniec posiedzenia? Mogę już wracać?
-Nie, nie, nie.-natychmiast pojawił się przede mną Mikołaj.-Musisz zostać i...pomóc. Wszyscy są potrzebni. Ty też.
Ściemniał. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Udałem, że wychodzę, a w rzeczywistości ustawiłem się pod drzwiami i słuchałem.
-Trzeba coś zrobić.-powiedział Zając.
-A może...zostawmy to?-zapytała Wróżka.
-Sama widziałaś jak się szczerzy. Posłuchaj oni nie mogą...
Więcej nie usłyszałem, bo zamknęli drzwi. O co chodziło? I jaki to miało związek ze mną?
Kiedy w poniedziałek rano stałem pod drzwiami Elsy kręciłem się w miejscu jak przedszkolak. Nie widziałem jej cały weekend. Z resztą, nigdy jej wtedy nie widziałem, ale dziś było inaczej. Kiedy zobaczyłem, że drzwi się otwierają, a w drzwiach staje moja blondynka nie czekałem ani chwili. Złapałem ją w psie i pocałowałem. Znów rozlała się po nie fala zimna. Zdezorientowana dziewczyna przechyliła się do tyłu. Rękę nadal trzymałem na jej talii nie chcąc, by upadła. Odsunąłem się od niej nieznacznie.
-A to co to było?-spytała i wyprostowała się, nadal stojąc blisko mnie.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptałem, a ona zarumieniła się nieznacznie.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej, zdziwiony, że to było możliwe.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Podobało mi się to. Nawet bardzo. Ale jeszcze bardziej podobało mi się, kiedy znów załączyła nasze usta w pocałunku. Po chwili usłyszałem kroki, a potem głos.
-Elsa, myślę, że czas...-zaczęła Anka, ale nie skończyła. Usłyszeliśmy stuknięcie i od razu się od siebie odsunęliśmy. Blondynka wyglądała na przestraszoną i zakłopotaną.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, nie poruszając się.-Możemy...pogadać?
Blondynka spojrzała na mnie pytająco i przepraszająco. Uśmiechnąłem się tylko i kiwnąłem głową na znak, że ma iść. Kiedy zniknęła poszedłem tam, gdzie zawsze byłem mile widziany-w kuchni. Poszedłem do lodówki. Ona nie mówi-ona rozumie. Widząc pyszności, które tam się znajdują, nie mogłem na nic się zdecydować. W końcu połasiłem się na jakiś jogurt.
Gdy skończyłem go jeść, a dziewczyn nadal nie było postanowiłem jeszcze coś zjeść. Bo czemu nie? Zrobiłem sobie kanapkę z szynką i serem, kiedy wpadła na mnie jakaś ruda błyskawica. A po chwili pojawiła się też Elsa. Spojrzałem na nią pytająco, ale ta tylko wzruszyła ramionami i zaczęła odklejać ode mnie Anię.
Kiedy ruszyliśmy do szkoły czułem spojrzenie dziewczyny na naszych złączonych rękach. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Blondynka była niesamowicie inteligenta. Podejmowała się każdego tematu, dokładnie dobierała słowa i wypowiadała swoje zdanie. Zazwyczaj gadanie lasek mnie irytowało, ale ona? Mógłbym jej słuchać godzinami.
Dotarliśmy do szkoły, ale nie chciałem się z nią rozstać. Pocałowałem ją na pożegnanie i wróciłem do mieszkania. Czekało mnie kilka godzin okropnej nudy.
W szkole byłem jak zawsze przed dzwonkiem. Zobaczyłem ją, jak wychodzi ze szkoły z uśmiechem. PO chwili ona też mnie zauważyła. Obróciła wzrok i podeszła do siostry. Spojrzałem tam. Stała na przeciwko jakiegoś rudego chłopaka. Nie chciałem krakać, ale nie wyglądał na przyjaznego. Mam nadzieję, że Ani nic się nie stanie. Elsa podeszła do mnie i przytuliła.
-Hej!-powiedziałem, ciesząc się, że ją widzę.
-Hej...-odpowiedziała smutno.
-Co jest, słońce?-spytałam i mocno uścisnąłem.- I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
Jeszcze raz spojrzałem w tamtą stronę. Chłopak złapał rudowłosą i potrząsnął, a Elsa ukryła twarz w moim torsie. Wiedziałem, że chce się wyrwać i pomóc. Ale wiedziałem też, że chce zostać i pozwolić załatwić jej to samej. Była wyrozumiała. Głaskałem ją po włosach mając nadzieję, że to ją w jakiś sposób uspokoi. Po chwili podciągnęła się na palcach i pocałowała mnie szybko w usta, czym mnie zaskoczyła.
-A teraz chodź.-pociągnęła mnie.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
Zwariowała, nie? I skąd ta nagła zmiana nastroju?
-Okej, ale...po co?-zapytałem.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnąłem głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.-powiedziałem prawdę
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
To też w niej uwielbiałem. Nie wiedziałem jak to nazwać. PO prostu uwielbiałem ją.
Oglądaliśmy filmy. Ale co ja miałem zrobić, kiedy widziałam denną grę aktorów! Elsa cały czas próbowała mnie uciszyć lodami, albo innym jedzeniem. Jednak to pomagało tylko na krótką chwilę. Potem starała się uspokoić mnie pocałunkami. To działało. Do czasu, kiedy znowu nie zobaczyłem jakiegoś błędu.
Czas mijał, a Ani nadal nie było. Kiedy zaczęło robić się późno do domu przyszli jacyś ludzie-kobieta i mężczyzna. Domyśliłem się, że to muszą być ich rodzice. Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Tym bardziej, że nawet nie zainteresowali się mną. I już nawet nie chodzi o to, że jestem mega interesujący, ale to, że przytulałem się na łóżku z ich córką. No który rodzic tak robi?!
Nagle Elsa posmutniała. Nie wiedziałem dlaczego. Chciałem wiedzieć, co ukrywa. Chciałem wiedzieć dlaczego nagle na jej twarzy pojawiło się ten nieładny smutek. Pociągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i zacząłem głaskać po plecach. Chciałem, by mia zaufała i wyrzuciła to z siebie.
-Co się dzieje?-zapytałem w końcu
Wydawało mi się, ze mi powie. Że się otworzy. Ale ona tylko się uśmiechnęła.
-Nic.-powiedziała.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapałem ją za podbródek. W jej oczach widziałem smutek.-Nic jej nie będzie.
Nawet nie spostrzegłem się, jak zasnąłem. Może nie było mi wygodnie, ale przynajmniej byłem, blisko Elsy. Nagle poczułem, że ląduję na podłodze.
-Co jest?!-krzyknąłem, a ona przyłożyła mi rękę do ust
-Leżałeś mi na stopach.-rozległo się pukanie, a raczej dzikie walenie w drzwi.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!-próbowałem ją powstrzymać.
-Daj spokój. Idziemy.
Tą odwagę też w niej uwielbiałem. Odwagę i pewność siebie. Ale nie zamierzałem puścić ją samej. Nie darowałbym sobie, gdyby nagle coś jej się stało.
Otworzyła mocno drzwi. Stanął w nich jakiś facet w blond włosach niosący na rękach Anię, która najwyraźniej była pijana.
-Do pokoju-powiedział stanowczo. Elsa od razu pokazała mu drogę. Wiedziałem, że nie mam już po co tu być. Nie chciałem jednak wychodzić bez pożegnania. Czekałem więc na korytarzu.
-No nieźle-powiedziałem kiedy blondynka wyszła z pokoju siostry.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzała na mnie i przytuliła.
-Dziękuję.-szepnęła, a ja naprawdę nie wiedziałem, dlaczego mi dziękuje.
Wyszedłem, ale wcześniej nie mogłem oderwać się od ust Elsy. To było dość długie pożegnanie, nawet jak na mnie. Ale w końcu opuściłem jej dom.
Zastanawiało mnie, dlaczego to nie ich rodzice wpuścili Kristoffa. Dlaczego w ogóle się nie obudzili? Dlaczego byli tace dziwni. Wiedziałem też, że Elsa zna odpowiedź. A ja mogłem tylko czekać, aż zdecyduje się mi ją wyjawić.
Wróciłem do domu, położyłem się i zasnąłem.
Heeeeej! Witam was w ten przepiękny poranek weekendowy. Od dziś rozdziały będą pojawiały się w weekend. I najprawdopodobniej będą takie długie(pogrzało mnie z tą długością?!). Dziękuje wam serdecznie za każdy komentarz. Cóż mogę powiedzieć o rozdziale XI? Tajemniczy, nie? No dobra, nie wiem, co mam napisać jeszcze. Po prostu pozdrawiam!
-Hej...-odpowiedziała smutno.
-Co jest, słońce?-spytałam i mocno uścisnąłem.- I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
Jeszcze raz spojrzałem w tamtą stronę. Chłopak złapał rudowłosą i potrząsnął, a Elsa ukryła twarz w moim torsie. Wiedziałem, że chce się wyrwać i pomóc. Ale wiedziałem też, że chce zostać i pozwolić załatwić jej to samej. Była wyrozumiała. Głaskałem ją po włosach mając nadzieję, że to ją w jakiś sposób uspokoi. Po chwili podciągnęła się na palcach i pocałowała mnie szybko w usta, czym mnie zaskoczyła.
-A teraz chodź.-pociągnęła mnie.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
Zwariowała, nie? I skąd ta nagła zmiana nastroju?
-Okej, ale...po co?-zapytałem.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnąłem głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.-powiedziałem prawdę
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
To też w niej uwielbiałem. Nie wiedziałem jak to nazwać. PO prostu uwielbiałem ją.
Oglądaliśmy filmy. Ale co ja miałem zrobić, kiedy widziałam denną grę aktorów! Elsa cały czas próbowała mnie uciszyć lodami, albo innym jedzeniem. Jednak to pomagało tylko na krótką chwilę. Potem starała się uspokoić mnie pocałunkami. To działało. Do czasu, kiedy znowu nie zobaczyłem jakiegoś błędu.
Czas mijał, a Ani nadal nie było. Kiedy zaczęło robić się późno do domu przyszli jacyś ludzie-kobieta i mężczyzna. Domyśliłem się, że to muszą być ich rodzice. Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Tym bardziej, że nawet nie zainteresowali się mną. I już nawet nie chodzi o to, że jestem mega interesujący, ale to, że przytulałem się na łóżku z ich córką. No który rodzic tak robi?!
Nagle Elsa posmutniała. Nie wiedziałem dlaczego. Chciałem wiedzieć, co ukrywa. Chciałem wiedzieć dlaczego nagle na jej twarzy pojawiło się ten nieładny smutek. Pociągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i zacząłem głaskać po plecach. Chciałem, by mia zaufała i wyrzuciła to z siebie.
-Co się dzieje?-zapytałem w końcu
Wydawało mi się, ze mi powie. Że się otworzy. Ale ona tylko się uśmiechnęła.
-Nic.-powiedziała.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapałem ją za podbródek. W jej oczach widziałem smutek.-Nic jej nie będzie.
Nawet nie spostrzegłem się, jak zasnąłem. Może nie było mi wygodnie, ale przynajmniej byłem, blisko Elsy. Nagle poczułem, że ląduję na podłodze.
-Co jest?!-krzyknąłem, a ona przyłożyła mi rękę do ust
-Leżałeś mi na stopach.-rozległo się pukanie, a raczej dzikie walenie w drzwi.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!-próbowałem ją powstrzymać.
-Daj spokój. Idziemy.
Tą odwagę też w niej uwielbiałem. Odwagę i pewność siebie. Ale nie zamierzałem puścić ją samej. Nie darowałbym sobie, gdyby nagle coś jej się stało.
Otworzyła mocno drzwi. Stanął w nich jakiś facet w blond włosach niosący na rękach Anię, która najwyraźniej była pijana.
-Do pokoju-powiedział stanowczo. Elsa od razu pokazała mu drogę. Wiedziałem, że nie mam już po co tu być. Nie chciałem jednak wychodzić bez pożegnania. Czekałem więc na korytarzu.
-No nieźle-powiedziałem kiedy blondynka wyszła z pokoju siostry.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzała na mnie i przytuliła.
-Dziękuję.-szepnęła, a ja naprawdę nie wiedziałem, dlaczego mi dziękuje.
Wyszedłem, ale wcześniej nie mogłem oderwać się od ust Elsy. To było dość długie pożegnanie, nawet jak na mnie. Ale w końcu opuściłem jej dom.
Zastanawiało mnie, dlaczego to nie ich rodzice wpuścili Kristoffa. Dlaczego w ogóle się nie obudzili? Dlaczego byli tace dziwni. Wiedziałem też, że Elsa zna odpowiedź. A ja mogłem tylko czekać, aż zdecyduje się mi ją wyjawić.
Wróciłem do domu, położyłem się i zasnąłem.
Heeeeej! Witam was w ten przepiękny poranek weekendowy. Od dziś rozdziały będą pojawiały się w weekend. I najprawdopodobniej będą takie długie(pogrzało mnie z tą długością?!). Dziękuje wam serdecznie za każdy komentarz. Cóż mogę powiedzieć o rozdziale XI? Tajemniczy, nie? No dobra, nie wiem, co mam napisać jeszcze. Po prostu pozdrawiam!
Cudowny rozdział, jak zwykle, hehehe ;) Nawet nie wiem ile razy przeczytałam ten rozdział. ;D Mi tam długość taka nie przeszkadza,cieszę się bardzo, że są długie rozdziały,jak dla mnie mogłyby być jeszcze dłuższe, heh ;p I tyle czasu czekać do weekendu ;( Jakoś wytrzymam, bo naprawdę warto ;3
OdpowiedzUsuń