Elsa
Czas mijał.
Ania zaczęła na stałe spotykać się z barmanem-Kristoffem. Wydawali się szczęśliwy, a ja polubiłam chłopaka mojej siostry. Hans wyniósł się z miasta zanim wróciłam. Cieszyłam się z tego, że nie musiałam go oglądać.
Dziewczyny oszalały na punkcie moim i Jack'a. Cały czas opowiadały o tym, jaką jesteśmy świetną parę,jak bardzo do siebie pasujemy. Uśmiechałam się,kiedy to mówiły. Świadomość, że byliśmy parą napawała mnie niesamowitą radością.
Jack nie pozwalał o sobie zapomnieć. Co ranka przychodził po nie i obsypywał prezentami. Teraz, kiedy z nieba zaczęły padać pierwsze płatki śniegu coraz częściej mnie zadziwiał. Pewnego dnia śnieżynki ułożyły się w słowo "Kocham cię" na wystarczającą ilość czasu, żebym ja mogła je zobaczyć, ale nikt inny. I tak znajdował coraz to nowy sposób by okazać mi miłość. Jedyne czego chciał ode mnie to żebym nie nosiła rękawiczek.
Pewnego dnia obudziłam się i spojrzałam w okno. Śnieg. Pierwszy biały puch osiadł na drzewach i trawie, słowem-wszędzie. Uśmiechnęłam się szeroko. W takie chwile jak te moja moc wariowała. Czując, że wokół jest zimno czułam się jak w domu. Często się śmiałam i byłam o wiele szczęśliwe. W końcu zima była moją ulubioną porą roku.
Jak co rano Jack przyszedł odprowadzić mnie do szkoły. Przywitał się ze mną namiętnym pocałunkiem, który przerwała nam moja kochana siostrzyczka.
-Dobra, aniołki! Do szkoły!-krzyknęła i weszła między nas, na co tylko zaśmialiśmy się. Zaczęłam zakładać kurtkę, czapkę, a wychodząc z domu założyłam rękawiczki. Nie potrzebowałam ich, ale po pierwsze dostałam je od Elisabeth, a po drugie musiałam stwarzać pozory. Chciałam złapać chłopaka za rękę, jak zwykle to robiliśmy, ale on tylko prychnął niezadowolony i założył ręce na piersi.
-Co jest?-spytałam.
-Ściągaj je.-powiedział, wskazując na moje dłonie. Spojrzałam na niego unosząc jedną brew do góry.-Nie są ci potrzebne. A ja nie zniosę tego, że nie będę mógł cię dotknąć.
Zaśmiałam się i wykonałam jego polecenia z rozbawieniem. Następnie schowałam je do torby i poczułam jego usta na swoich.
-Od razu lepiej-uśmiechnął się, kiedy się od siebie odkleiliśmy.
Całowaliśmy się tyle razy, a każdy kolejny był dla mnie niesamowity. Jego usta były stworzone dla mnie. Idealne w każdym calu.
Czas mijał...
Nadeszły święta, które spędziliśmy razem. Zdecydowaliśmy się, że obdarzymy siebie praktycznie takim samym prezentem.
Siedzieliśmy na szczycie jakiejś wysokiej wieży i oglądaliśmy wszystko z góry. Ja siedziałam na skraju kołysząc nogami, s Jack leżał na moich kolanach. Bawiłam się jego włosami.
-Wiesz, co?-zapytał chłopak spoglądając na mnie z dołu.-Właśnie zdałem sobie z czegoś sprawę.
-Z czego takiego?
-Nie dałem ci jeszcze prezentu świątecznego.
-Jak to?-zapytałam zdezorientowana.-A bombka, która wisi na choince to co?
Pokręcił głową i usiadł tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-To nie był prezent godny ciebie. To był podarunek żeby stworzyć pozory. Prawdziwy prezent zostawiłem sobie na koniec.
Przekrzywiłam głowę i spojrzałam na niego zagubiona. Pokręcił nadgarstkiem, wokół którego zatańczyły śnieżynki, które następnie podleciały do mojej szyi, którą ją oploty, a następnie zamieniły się w naszyjnik z zawieszką. Przedstawiał on zwykłe koło z napisem: "You are my sun", które wyglądało jak ze szkła, ale w rzeczywistości wiedziałam, ze to lód. Uśmiechnęłam się i poczułam, jak do moich oczy napływają łzy wzruszenia. Dotknęłam go opuszkami, nie mogąc się nadziwić jaki jest piękny. Zbliżyłam się błyskawicznie do jego twarzy i pocałowałam go starając się przelać wszystkie moje emocje, jak jakie teraz odczuwałam. Kiedy odsunęłam się od niego, ten jęknął z niezadowoleniem, na co zachichotałam.
Pokręciłam nadgarstkiem tak samo jak on. Wyobraziłam sobie kropelki wody otaczające nasz dookoła, które zamieniają się w kryształki lodu. Uformowałam z nich Księżyc idealnie wpasowujący się w
moje kółko. Następnie wyobraziłam sobie jak kryształki wtapiają się tworząc napis:"My moon & all my stars".
Wszystko było takie cudowne. Czułam się jak księżniczka w bajce. Ale każda bajka kiedyś się kończy. Moja też musiała dobiec końca.
Tego dnia wracałam ze spotkania z Jack'iem. Byłam u niego, ponieważ musiał lecieć na cały weekend na Biegun i chciał spędzić ze mną ostatnie chwile. Kiedy musiał się ze mną rozstawać wydawał się taki smutny...Nie lubiłam tego, więc starałam się poprawić mu humor na wszelkie sposoby. Tego wieczoru zrobiłam kolacje. Potem oglądaliśmy jakiś film, przytulaliśmy się i całowaliśmy.
Weszłam po cichu do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Opadłam bezwładnie na łóżko z szerokim uśmiechem na twarzy. Byłam zmęczona, ale musiałam wstać żeby się wykąpać i przebrać w piżamę. Otworzyłam oczy, podniosłam się i zamarłam.
-Jak my się dawno nie widzieliśmy...-Odezwał się Mrok rozbawionym tonem.
Stał w cieniu i przeglądał moje zdjęcia stojące na półkach, jak gdyby nigdy nic.Strach zacisnął moje gardło, a panika nie pozwalała się ruszyć. Ale wtedy do głowy wpadła mi jedna, pojedyncza myśl. Jesteś silna. Nie bój się. Zdałam sobie sprawę, że on mnie nie pokona. Za dużo ćwiczyłam. jestem na niego za silna. Wstałam i uniosłam podbródek dumnie do góry.
-Czego tu chcesz?-syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Słońce, nie bądź wredna.
Zagotowało się we mnie, kiedy usłyszałam, ze nazywa mnie tak jak Jack. Poczułam obrzydzenie i wściekłość.
-Wypieprzaj stąd. Natychmiast!
-Oj, oczywiście, ale może najpierw wysłuchasz co mam do powiedzenia...
-Nie chce..
-SIADAJ!-ryknął, a obezwładniający strach znów mnie nawiedził. Usiadłam tak jak kazał, a on uśmiechnął się zwycięsko.-No, to skoro teraz już możemy spokojnie porozmawiać, to...masz całkiem uroczą siostrę.
-Czego od niej chcesz?!
-Och, od niej? Nie, od niej nic.Tylko wiesz, ona jest taka wesoła...Szkoda by było zatracić taką uroczą siostrę.
Zadrżałam na słowo "zatracić". Co on miał na myśli...?
-Zostaw ją w spokoju...-powiedziałam, a kiedy usłyszałam jak mój głos drży, skarciłam siebie w duchu.
-Och, zniszczenie takiej osóbki jak ona sprawi mi niesamowitą radość-kontynuował ignorując mnie.-Najpierw nie będzie się wysypiać, potem przestanie jeść, wpadnie w złe towarzystwo i z tej jej uśmiechniętej buźki nie pozostanie nic.
-Nie zrobisz tego...
-A kiedy ona będzie zatracona, zajmę się tymi twoimi przyjaciółeczkami. Niszczenie ich będzie przyjemnością...
Zastanowiłam się nad jego słowami. Jemu nie chodziło ani o moją siostrę ani o przyjaciółki. Chodziło mu o coś, co je łączyło. O mnie.
-Czego chcesz ode mnie?
-Och, nareszcie zadałaś prawidłowe pytanie. Nie chcę od ciebie zupełnie niczego. Chcę CIEBIE.
Ogarnęła mnie fala paniki. Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok.
-M-mnie?
-Mhm...Ciebie, słońce. Pójdziesz ze mną dobrowolnie, albo sprawię, że świat twoich najbliższych legnie w gruzach i ani ty, ani Jack ani Strażnicy nie będą w stanie nic zrobić.
Bałam się. Tak cholernie się bałam. Ale ich życie i bezpieczeństwo było dla mnie ważniejsze. Najważniejsze. Wstałam i otarłam błąkającą się łzę. Spojrzałam na niego przelotnie.
-W takim razie proszę. Masz mnie.
Jack
Związek z Elsą to było najlepsze co mnie w życiu spotkało. Zżyłem się z nią tak bardzo, że gdyby nagle odeszła zabrała by moją lepszą połowę.
Każdego dnia pokazywałem Elsie jak bardzo ją kocham. Uśmiechałem się razem z nią i razem z nią smuciłem. Ale najbardziej na świecie lubiłem się z nią droczyć...
Któregoś dnia leżeliśmy u mnie w łóżku i rozkoszowaliśmy się własnym towarzystwem. Nie doszło do niczego więcej poza całowaniem, dotykaniem i przytulaniem, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Elsa leżała na moim torsie ubrana w moją koszulkę. Spędziła u mnie noc, bo jak stwierdziła "horror, który oglądaliśmy był tak straszny, że nie mogłaby sama zasnąć". Oczywiście było to kompletne kłamstwo, bo ona nie bała się czegoś takiego jak zombie...Ale skoro chciała zostać chętnie ją przenocowałem we własnym łóżku. Nie spaliśmy pół nocy śmiejąc się i rozmawiając. No dobra, trochę się mizialiśmy, ale tylko troszeczkę.
W każdym razie nastał ranek, a ja oczywiście jeszcze spałem. Elsa miała ciekawy zwyczaj budzenia się wraz ze słońcem, nieważne o której godzinie by zasnęła. Tym razem było tak samo, strona na której leżała była pusta. Jęknąłem i odwróciłem się twarzą do poduszki. Czy ona chociaż raz nie mogła sobie pospać dłużej?!
Spałbym dalej, gdyby nie cudowne zapachy dochodzące z kuchni. Zerwałem się niemal natychmiast i wszedłem do kuchni, gdzie moje miłość smażyła naleśniki nucąc i kręcąc biodrami. Podszedłem do niej obejmując ja w talii i powoli składając pocałunki na jej karku. Wzdrygnęła się przestraszona.
-Jack, nie strasz mnie tak!-powiedziała nie zaprzestając wykonywanej czynności.
-Och, przepraszam, ale nie mogłem się oprzeć.-teraz składałem pocałunki na jej odsłoniętym ramieniu, bo oczywiście nadal była w mojej koszulce.-Powiedz mi słońce, czemu ty tak rano wstajesz, co?
Zaśmiała się i odwróciła w moją stronę.
-Wiesz, może dlatego, że jestem słońcem i muszę wstawać rano by opromieniać wszystkich blaskiem mej chwały?
-Ktoś tu się zrobił pewny siebie! Zbyt pewny siebie, narcyzie...
-Wolę słońce, a teraz jeść.
Oczywiście nie mogłem narzekać na jej naleśniki. Cokolwiek zrobiła do jedzenia zawsze było przepyszne. Ale ja, jak to ja, musiałem pobawić się jedzeniem. I tak oto plama z dżemu wiśniowego wylądowała na policzku Elsy. Spojrzała na mnie zdenerwowana, a potem uśmiechnęła się szatańsko.
-Tak się chcesz bawić?-spytała i od razu złapała za słoik z czekoladą, a już po chwili słodka maź wylądowała na moim nosie.
Niemal błyskawicznie złapałem za słoik z dżemem. I tak oto zaczęła się nasza bitwa. Już po kilkunastu minutach byliśmy umazani, a razem z nami kanapa, łóżko i kilka ścian.
-No chodź tu!-krzyknąłem kiedy znowu mi uciekła. Miałem na sobie o wiele więcej "ran" więc chciałem to zmienić jak najszybciej. Pobiegła z piskiem do korytarza, a w mojej głowie powstał cudowny plan.
-Nie masz gdzie uciec!-powiedziałem specjalnie i odłożyłem dżem na półkę.-Teraz cię dopadnę.
Usłyszałem jak łapie za klamkę i pomyślałem, że już wygrałem. Wbiegłem do korytarza, a ona wybiegła na zewnątrz. Podążyłem za nią i prawie na nią wpadłem. Tak jak zwykle o tej porze moi sąsiedzi pracowali w ogródku. Elsa patrzyła na nich zszokowana a ja tylko się uśmiechałem, ponieważ cała sytuacja mnie bawiła. W końcu...ja mam na sobie tylko spodnie, a Elsa koszulkę i to w dodatku moją, na dodatek jesteśmy umazani z dżemie i czekoladzie...Ale ja postanowiłem jeszcze bardziej się zabawić.
Stanąłem obok Elsy i przyciągnąłem ją do siebie, obejmując w pasie.
-Przepraszam państwa najmocniej, ale właśnie jadłem śniadanie-powiedziałem, a potem przysunąłem się do dziewczyny i bezceremonialnie oblizałem jej policzek ubrudzony dżemem.-Chodź kochanie, musisz jeszcze mnie wylizać.
Pociągnąłem ja w stronę domu, ponieważ jej policzki przybrały czerwony kolor z zawstydzenia i złości jednocześnie. Niesamowicie uroczy widok. Wróciłem do kuchni i usiadłem spokojnie za stołem.
-To co kochanie, nie chciałabyś mnie wylizać?-powiedziałem poruszając sugestywnie brwiami.
Ona tylko spojrzała na mnie i odpadła bezwładnie na swoje krzesło.
-Już nigdy się tu nie pokaże-powiedziała o chwili.-Boże, co za żenada...
-Och, słońce nie martw się tak...Myślisz, że oni nie byli młodzi?
-Powiedziałeś, że muszę cię WYLIZAĆ. Boże, oni pewnie myślą...
-Kotek, nieważne co myślą, nie przejmuj się tym tak...
-I tak cię nienawidzę!-powiedziała i wyszła. Była zła, ale to mi nie przeszkadzało, bo nie potrafiła się na mnie długo gniewać. Poza tym...bawiła mnie cała ta sytuacja...
Oczywiście przychodziła do mnie nadal, ponieważ w jej domu zazwyczaj była Anka, która nie dawała nam spokoju. Biedna Elsa musiała wręcz skradać się do mojego mieszkania, a kiedy przez przypadek napotkała moich sąsiadów oblewała się rumieńcem i jak najszybciej wbiegała do domu.
Tego dnia siedzieliśmy do późna. Rano musiałem lecieć do Northa, a myśl o tym, że spędzę dwa dni bez mojego słoneczka napawało mnie wewnętrznym smutkiem. Ale nie miałem wyjścia. Nie chciała ze mną lecieć, a ja nie zmuszałem, bo wiedziałem, ze nie lubi tamtego otoczenia.
Gdybym wtedy wiedział...Pożegnałbym się. Powiedziałbym, jak bardzo ja kocham. Jak bardzo jest dla mnie ważna. Albo w ogóle bym nie poleciał.
Ale zrobiłem to. Spędziłem dwa dni usychając z tęsknoty. Ale nie spodziewałem się, ze to będzie dopiero początek...
HEEEEJJJ! Ojej, jak ja się za wami stęskniłam. Robienie dłuższej przerwy nie jest takie dobre. Męczyłam się z tym rozdziałem tak długo...ale dziś naszła mnie wena i skończyłam. I od razu zabieram się za następny. W końcu musimy to nadrobić, nie? ;)
Co do tego rozdziału...postanowiłam napisać wspomnienia, które nie były takie same. Dzięki temu więcej się dzieje.
Czekam na wasze komentarze, które pod ostatnim postem były niesamowitym wsparciem dla mnie. Dziękuję za to, ze jesteście :*
Jezu ten rozdział z perspektywy Jacka była taki słodki i w ogóle ^^ I totalnie padłam przy tym:
OdpowiedzUsuń"-Przepraszam państwa najmocniej, ale właśnie jadłem śniadanie-powiedziałem, a potem przysunąłem się do dziewczyny i bezceremonialnie oblizałem jej policzek ubrudzony dżemem.-Chodź kochanie, musisz jeszcze mnie wylizać."
Jezu kocham Cię za to! Ta historia Jelsy jest taka miła i taka przyjemna i jak się ją czyta, to tak momentami robi się ciepło na serduszku i zaczyna się wierzyć w miłość ale taką prawdziwą no <3
I takie nagle BUM!
I przyszedł Mrok.
No kurczę no ja mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze i że oni po prostu nadal będą razem i żadne z nich nigdy nie umrze no.
Cieszę się, że do nas wróciłaś :) Witamy ponownie i czekamy na kolejne rozdziały!
Pozdrawiam i weny :*
Kocham twoje opowiadanie (づ♥∀♥)づ
OdpowiedzUsuńTo było takie cute z tym Jackiem ♥♥♥
Ale ten tekst z wylizaniem to ja nie mogę XD Jak czytałam to po północy to miałam wrażenie, że obudzę wszystkich w domu moim śmiechem :D
Ale ten Mrok -.- WARA OD ELSY, BO ONA JEST JACKA!!! WEŹ JĄ URATUJ CHŁOPIE I ZABIJ TEGO **********!!!
Nom... To Weny :***
Cudeńko! I ten tekst... Koffam tą historię Jelsy.
OdpowiedzUsuńCzekam na next
pozdro i wenki:)