Elsa
W życiu zdarza się taki moment, w którym jedna mała rzecz psuje wszystko. Niszczy to, co stworzyliśmy do tej pory. Psuje. Pozostawia pustkę.
W tamtej chwili czułam, że dziecko, które nosiłam zepsuło moje życie. Że teraz nic nie będzie takie samo.
Nie chciałam go usuwać. Pozbywać się kogoś, kto nie zawinił. Ale nie byłam pewna, czy dałabym radę je wychować samotnie. Ponieważ byłam pewna, że Jack nie zostanie ze mną. Że kiedy będzie miał do wyboru Strażników i dziewczynę z dzieckiem nie wybierze mnie.
Staliśmy tam pośród otaczającej nas ciszy. Bałam się nawet oddychać. Czekałam na jego reakcje ledwo powstrzymując łzy.
Poruszył się. Zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył przepełnione były radością. Podbiegł do mnie i wziął w ramiona. A ja zaszlochałam głośno.
-Słońce..Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Coś cię boli?-zadawał pytania chłopak nawet nie czekając na moje odpowiedzi. Chwilę później siedziałam już na jego kolanach.-Elsa, powiedz mi dlaczego płaczesz?
-Bo...bo ja sobie nie poradzę...-zaskomlałam żałośnie.
-Nie poradzisz...? Co...
-Nie wychowam go sama. Będę musiała go oddać. Nie poradzę sobie...
Poczułam jego usta na moich. Słodki pocałunek uspokoił mnie i poczułam się lepiej.
-Czy ty myślisz, że będziesz sama?-zapytał Jack, kiedy przerwał pocałunek.
Pokiwałam głową i znów poczułam, że zaczynam panikować.
-Nie wiedziałam o tym. Nie mogłam być w ciąży. To...tak nie powinno być. Przepraszam, Jack, naprawdę przepraszam. Ale...
Znów mnie pocałował tym razem o wiele mocniej, a kiedy próbowałam coś powiedzieć od razu zamykał mi usta swoimi.
-Elsa, nie zostawię cie. Nie zrobiłbym tego przedtem i nie zrobię tego teraz.
-Ale Strażnicy...
-Oni są nie ważni. Teraz najważniejsza jesteś ty. Ty i ten mały Jack'uś w twoim brzuszku.
Zaśmiałam się przez łzy.
-To nie musi być chłopak.
-Wiem. Ale cokolwiek by nie było, to jest nasze. MOJE. Ty i dziecko jesteście moi. I Nikt i nic tego nie zmieni. Rozumiesz?
Pokiwałam powoli głową. A wtedy on się rozpromienił.
-Teraz to musimy zmienić dom. I zrobimy to teraz.
~***~
Nigdy nie sądziłam, że bycie w ciąży to taka zabawa. Jack zachowywał się, jakbym miała pięć lat i to było bardziej zabawne niż sądziłam.
-Jack!-krzyknęłam. Leżałam w łóżku i zaczęłam powoli się nudzić. A chłopak był moją osobistą małpką rozrywkową.
-Co jest?-wpadł do sypialni i od razu ukląkł obok łóżka.-Potrzebujesz czegoś?
-Tak. Chcę lodów. O smaku mango.
Uniósł brew wysoko.
-Dlaczego...
-CHCĘ ICH, JACK-przerwałam mu poważnie mimo, że w środku padałam ze śmiechu.
-Dobrze słońce. Dostaniesz swoje lody-pocałował mnie w czoło, a potem schylił głowę i pocałował mój brzuch.-Ty też ich dostaniesz brzdącu.
Kiedy usłyszałam trzaśniecie drzwi wyjściowych zaśmiałam się głośno. Wcale nie musiały być to lody o smaku mango, ale chciałam lodów, a on robił dla mnie dosłownie wszystko.
15 minut później miałam w łóżku pucharek lodów mangowych z bitą śmietaną i posypką czekoladową. Jack dał mi je i wyszedł z sypialni bez słowa. Obraził się? Musiałam się dowiedzieć, ale najpierw musiałam zjeść te lody. A były NAPRAWDĘ boskie.
W pewnym momencie poczułam jakąś większą cząstkę. Co było w sumie dziwne, bo lody raczej miały gładką postać. Nie mogłam jej połknąć, więc wyjęłam ją z ust i zamarłam.
Pierścionek.
Miałam w lodzie pierścionek.
Przepiękny pierścionek w kształcie śnieżynki z błękitnym oczkiem.
-Jack?-krzyknęłam, a kiedy nie usłyszałam odpowiedzi wstałam z łóżka i zbliżałam się do salonu.
Zdziwiło mnie, kiedy na ziemi ujrzałam białe płatki kwiatów. Co się działo?
Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam Jack'a, który stał do mnie tyłem z rękami zaplecionymi na plecach.
-Puszczę ci płazem to, jak mnie wykorzystałaś z tymi lodami.-odezwał się głębokim głosem.-Podoba ci się pierścionek?-spytał i odwrócił się do mnie. Wyglądał lepiej niż zwykle. Ubrany był w jasną koszulę i czarne spodnie. Włosy postawił na żelu, co niezbyt mi się podobało, bo wolałam, gdy miał je roztrzepane. Ale nie zmieniało to tego, ze wyglądał jak młody Bóg.
-Tak...Jest...śliczny, ale co tu się dzieje, Jack?-spytałam, a on ruszył w moją stronę.
-Nie jest śliczny. Nie jest wystarczająco śliczny. Nie ma takiego pierścionka, który byłby równie cudowny jak ty. A pragnąłem taki znaleźć.-złapał mnie za rękę i zabrał z niej pierścionek.-Ale ma twój kolor oczu. Mimo, iż nie jest nawet w połowie tak głęboki jak twoje oczy, to i tak jest wystarczający, byś go nosiła.-ukląkł, a ja nie wierzyłam, że to się dzieje.- Elso, nosisz moje dziecko. Niedługo będziesz mieszkać w moim domu. Chcę byś była moja oficjalnie. Mimo, iż zawsze byłaś moja. Od wieków należysz do mnie. A ja należę do ciebie. Dlatego pytam się teraz, oficjalnie. Elso Mare zu Pane, czy zostaniesz moją żoną?
Czas się zatrzymał. Nie myślałam, że to działo się naprawdę. Poczułam, że możemy mieć jakąś przyszłość. Że dziecko, które się narodzi będzie nasze. Że będziemy rodziną.
-Tak...-szepnęłam, gdy zaczęły mnie dopadać wątpliwości. Nie chciałam psuć sobie tej chwili.
Jack wsunął na mój palec pierścionek, a potem pocałował mocno i głęboko.
-Spędźmy ostatnią noc w twoim łóżku.-powiedział zmierzając do sypialni-Już niedługo będziemy je spędzać w naszym łóżku.
Jack
Jako Strażnik spodziewałem się, ze do końca świata będę zajmował się dziećmi. Że moją rodziną już na zawsze pozostaną pozostali Strażnicy. Nie byłem rozczarowany,a pogodzony z moją przyszłością.
Ale moje własne dziecko? Coś co było moim dziełem? Moją krwią?
Nie. Tego zdecydowanie nie przewidziałem.
Kiedy pierwszy szok minął, zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem świat wydawał się być piękniejszy. Ale widok smutnych oczu Elsy niszczył mi idealny porządek.
Podszedłem do niej i objąłem ją mocno. Zaszlochała żałośnie, a ja nie rozumiałem co się dzieje.
-Słońce..Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Coś cię boli?-usiadłem na kanapie i pociągnąłem ją na swoje kolana.-Elsa, powiedz mi dlaczego płaczesz?
-Bo...bo ja sobie nie poradzę...
-Nie poradzisz...? Co...-nie rozumiałem, co ona do mnie mówi.
-Nie wychowam go sama. Będę musiała go oddać. Nie poradzę sobie...
Poczułem ukłucie w sercu. Myśl o tym, że pomyślała, że zostawię ją, w dodatku z dzieckiem była bardziej bolesna niż cokolwiek innego.
Ułożyłem swoje wargi na jej, chcąc ją w ten sposób uspokoić.
-Czy ty myślisz, że będziesz sama?-zapytałem, przerywając pocałunek.
Pokiwała.głową i zaczęła szybciej oddychać.
-Nie wiedziałam o tym. Nie mogłam być w ciąży. To...tak nie powinno być. Przepraszam, Jack, naprawdę przepraszam. Ale...
Przerwałem jej znów ją całując. Jej gadanie było bezsensowne, szczególnie, że mogła wykorzystać swoje swoje usta w lepszy sposób.
-Elsa, nie zostawię cie. Nie zrobiłbym tego przedtem i nie zrobię tego teraz.-powiedziałem, kiedy w końcu skończyła gadać te swoje bzdury.
-Ale Strażnicy...
-Oni są nie ważni. Teraz najważniejsza jesteś ty. Ty i ten mały Jack'uś w twoim brzuszku.
Słysząc jej śmiech ucisk w sercu zelżał
-To nie musi być chłopak.
-Wiem. Ale cokolwiek by nie było, to jest nasze. MOJE. Ty i dziecko jesteście moi. I Nikt i nic tego nie zmieni. Rozumiesz?
Znów pokiwała głową. W tamtej chwili zamierzałem zmienić wszystko.
-Teraz to musimy zmienić dom. I zrobimy to teraz.
~***~
Nie sądziłem, że przeprowadzka może tyle trwać. Samo wybranie domu zajęło nam zbyt dużo czasu. Ale sam dom nie załatwiłby sprawy. Elsa musiała być moja oficjalnie. Jej wątpliwości, że ją zostawię sprawiły, że poczułem ochotę udowodnienia jej, że już na zawsze zamierzam z nią zostać.
Słowem-musiałem się jej oświadczyć.
Ale, że nigdy tego nie robiłem, zupełnie nie wiedziałem jak mam się za toi zabrać. Kupiłem już pierścionek, który zawsze nosiłem przy sobie, bo chciałem mieć to już za sobą. Ale bałem się, ze ona mnie odrzuci. Dlatego zamierzałem to zrobić najlepiej jak się da.
-Jack!-moje rozmyślania przerwał krzyk mojej ukochanej. Starałem się dbać o nią jak najlepiej umiem, a ta mała żmijka wykorzystywała mnie jak się tylko dało. Ale bawiło ją to, a ja zdecydowanie wolałem, kiedy się uśmiechała. Poza tym robiłem dla niej wszystko.
-Co jest?-wszedłem do sypialni i uklęknąłem przy łóżku.-Potrzebujesz czegoś?
-Tak. Chcę lodów. O smaku mango.
Uniosłem brew wysoko. No nie, tego jeszcze nie było...
-Dlaczego...
-CHCĘ ICH, JACK-przerwała mi udając powagę, ale widziałem jak zaciska usta, by się nie roześmiać
-Dobrze słońce. Dostaniesz swoje lody-pocałowałem ją w czoło, a potem w brzuch.-Ty też ich dostaniesz brzdącu.
Oczywiście dostać lody o smaku mango to nie sztuka, szczególnie, kiedy miało się taki dar jak ja.
Dlatego kupiłem zwykłe mango i postanowiłem zrobić lody, dzięki czemu uniknąłbym tych wszystkich konserwantów, którymi napakowane są zwykłe lody. Kupiłem jeszcze bitą śmietanę, bo Elsa zjadała ją tonami.
Kiedy już miałem wracać zobaczyłem w kwiaciarni piękne białe róże. Nie zastanawiałem się, tylko od razu wziąłem cały bukiet. Moja ukochana uwielbiała, kiedy w domu były kwiaty, a te były cudowne.
Kiedy wróciłem do domu, przygotowałem jej lody. W pewnym momencie wpadłem na idiotyczny pomysł. Wyjąłem pierścionek z kieszeni i wsadziłem go do loda, a potem zamroziłem odrobinę bardziej. Byłem idiotą, ale na nic lepszego nie potrafiłem wpaść.
Zaniosłem deser dziewczynie, a na jego widok jej oczy się zaświeciły. Nie chciałem być przy tym, kiedy odkryje pierścionek, więc szybko się stamtąd ulotniłem i udałem się do kuchni.
"Brawo Jack-pomyślałem.-Nagroda Idiota Roku jest twoja"
Spojrzałem na kwiaty leżące na blacie. Stwierdziłem, że gorzej być już nie może, więc rozsypałem płatki po podłodze tak, że tworzyły drogę do salonu. Miałem tylko nadzieję, że nie wydrze się na mnie za bałagan.
Postanowiłem, że skoro już zamierzam się oświadczyć, to powinienem wyglądać lepiej niż w zwykłych dresach. Zmieniłem magicznie ubranie, ale nie potrafiłem stworzyć niczego poza koszulą i jakimiś czarnymi spodniami. Poruszyłem palcami we włosach tak, by je jakoś ogarnąć i doprowadzić do porządku.
Usłyszałem jak Elsa krzyczy moje imię, więc stanąłem tyłem do sypialni i czekałem, aż pojawi się moja wybranka.
-Puszczę ci płazem to, jak mnie wykorzystałaś z tymi lodami.-powiedziałem, kiedy poczułem jej -obecność.-Podoba ci się pierścionek?-spytałem, odwracając się w jej stronę. Widziałem jak lustruje mnie wzrokiem, a jej zaskoczone spojrzenie pozbawione było złości. To był dobry znak.
-Tak...Jest...śliczny, ale co tu się dzieje, Jack?-spytała, a ja ruszyłem w jej stronę.
-Nie jest śliczny. Nie jest wystarczająco śliczny. Nie ma takiego pierścionka, który byłby równie cudowny jak ty. A pragnąłem taki znaleźć.-zabrałem pierścionek z jej dłoni-Ale ma twój kolor oczu. Mimo, iż nie jest nawet w połowie tak głęboki jak twoje oczy, to i tak jest wystarczający, byś go nosiła.-uklęknąłem, a jej oczy zaszkliły się- Elso, nosisz moje dziecko. Niedługo będziesz mieszkać w moim domu. Chcę byś była moja oficjalnie. Mimo, iż zawsze byłaś moja. Od wieków należysz do mnie. A ja należę do ciebie. Dlatego pytam się teraz, oficjalnie. Elso Mare zu Pane, czy zostaniesz moją żoną?
Czas się zatrzymał. Nie myślałam, że to działo się naprawdę. Poczułam, że możemy mieć jakąś przyszłość. Że dziecko, które się narodzi będzie nasze. Że będziemy rodziną.
Kiedy z jej ust wydobyło się ciche potwierdzenie poczułem, ze nareszcie jest tak jak powinno być.
Wsunąłem jej pierścionek na palec, a potem oboje zatraciliśmy się w przyjemności.
Heeeeej! Wiem, ledwo co zdążyłam, za co was mega przepraszam, ale weekendy mam przerąbane zazwyczaj.
No ale najważniejsze, ze jest.
Szczerze? Jestem zbyt zmęczona, żeby cokolwiek o nim myśleć.
Także po prostu...
Pozdrawiam ;*
niedziela, 25 września 2016
niedziela, 18 września 2016
Rozdział XXXVII
Elsa
Obudziłam się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Byłam nad wyraz wypoczęta, więc cieszyłam się, że udało mi się wyspać. Ale oprócz tego chciało mi się siku. BARDZO.
Ramię Jack'a ciasno oplatało mnie w talii, a jego oddech owiewał moją szyję. Delikatnie przesunęłam palcami po dłoni chłopaka i odsunęłam ją na bok, po czym wstałam z łóżka i udałam się do toalety.
Przypomniały mi się wydarzenia z poprzedniego dnia. Sięgnęłam do szafki i wyjęłam test ciążowy. Przecież nie było możliwości, ze byłam w ciąży. Nie było takiej opcji. Dlaczego więc bałam się go zrobić?
W przypływie nagłej odwagi rozerwałam opakowanie i spojrzałam na niegroźnie wyglądający patyczek. Cóż, musiałam to zrobić inaczej gryzłoby mnie to przez cały dzień. Nie byłam w ciąży. I z tą myślą przystąpiłam do robienia testu.
Kiedyś uwielbiałam czytać książki. Dosłownie pożerałam je w kilka godzin, albo dni. Wiecznie było mi mało. Uwielbiałam te, które miały w sobie tajemniczy wątek. Przez całą fabułę autor pozostawiał najważniejszą kwestię ukrytą, niedopowiedzianą, a na koniec BUM! Pojawiała się odpowiedź. Uwielbiałam czytać o emocjach bohaterów, o ich zaskoczeniu nagłą zmianą akcji, a czasami nawet przerażeniu. Zastanawiałam się jak to jest, naprawdę poznać odpowiedź, która zmienia wszystko.
Test był pozytywny.
Wykazał, ze byłam w ciąży.
A to było niemożliwe.
Oczywiście test musiał się mylić. To mogło oznaczać jakąś moją chorobę, zmianę hormonalną, cokolwiek, ale nie ciążę.
Musiałam udać się do mojego ginekologa. Musiałam dowiedzieć się, co tak naprawdę mi jest.
Wróciłam szybko do sypialni, gdzie Jack nadal spał, wzięłam komórkę i wróciłam do łazienki.
Szybko wybrałam numer mojej lekarki i umówiłam się na wizytę. Znów nie mogłam być w pracy, wiec wysłałam szybko SMS-a do Sophie, że dziś znów nie będę mogła być w pracy.
Wzięłam szybki prysznic, umalowałam się i uczesałam, po czym udałam się do sypialni po ubranie. Chłopaka nie było już w łóżku, z czego wywnioskowałam, ze musiał już wstać. Drażniący zapach kawy utwierdził mnie w przekonaniu, że chłopak jest w kuchni. Zdławiłam uczucie mdłości.
Szybko ubrałam się w jakieś spodnie i bluzkę i złapałam torebkę.
-Nienawidzę, kiedy się budzę, a ciebie nie ma przy mnie.-powiedział chłopak podchodząc do mnie i całując mnie w usta.-Dlaczego musisz już iść?
-Oj, nie marudź. Dzieciaki potrzebują i ciebie i mnie. Nie możemy zbawić całego świata, ale przynajmniej uszczęśliwiamy niektórych.
Westchnął i przytulił mnie do swojego nagiego torsu.
-Dlaczego ty musisz być taka mądra co?
Zaśmiałam się i cmoknęłam go w klatkę piersiową, po czym odsunęłam się od niego i ruszyłam do wyjścia.
-Od zawsze Jack. Kocham cię!-rzuciłam na pożegnanie.
-Ja ciebie też!-odkrzyknął.
Byłam umówiona na wczesną godzinę, więc byłam jedną z pierwszych pań. Zostałam przyjęta bardzo szybko.
-Dzień dobry.-przywitałam się z niewiele starszą ode mnie kobietą-moją panią ginekolog.
-Dzień dobry...Elso. Co cię do mnie sprowadza?-spytała uprzejmie, siadając za biurkiem.
-No więc...Zrobiłam dziś rano test ciążowy i wyszedł on pozytywnie. Chciałabym...
-...potwierdzić jego działanie.
-No...nie do końca. Widzi pani, ja nie mogę mieć dzieci. jestem bezpłodna. Poza tym ostatnio miałam miesiączkę, więc nie sądzę, ze to ciąża. Chciałam się po prostu dowiedzieć, co jest nie tak.
Lekarka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Wydawała się skonsternowana. PO chwili uśmiechnęła się jednak niepewnie.
-No dobrze, będę szczera. Bezpłodność nie zawsze oznacza, ze nie można zajść w ciążę. Zdarzają się przypadki, które nie wyjaśnia medycyna. A krwawienie nie koniecznie musiało być miesiączką. Mogło to być plamienie implantacyjne. Zrobimy ci więc badanie na obecność płodu, a jeżeli nie wykaże niczego, zabierzemy się za dalsze badania. Zgoda?
-No dobrze...-mruknęłam. Jej słowa nie pomogły mi, a jeszcze bardziej zamąciły w głowie. Ale udałam się za panią doktor, ponieważ potrzebowałam odpowiedzi.
Niedługo potem znów siedziałam w gabinecie. Denerwowałam się coraz bardziej. Stukałam paznokciami w oparcie krzesła czekając na lekarkę. Bałam się. Bałam się cholernie, chociaż nie wiedziałam zupełnie, czego mam się spodziewać.
Drzwi otworzyły się zamaszyście i wparowała przez nie kobieta. Przełknęłam ślinę chyba z pięćdziesiąt razy, kiedy siadała za biurkiem. W rękach trzymała plik kartek i unikała mojego wzroku.
-Niech pani w końcu to powie.-prawie że krzyknęłam.
-Elso, jesteś w ciąży.
Mój świat zatrzymał się w tamtym momencie. Zostałam otoczona bańką mydlaną, przez którą przenikały tylko pojedyncze informacje. Pani doktor przepisała mi jakieś witaminy, dała na nie receptę, a potem wyszłam i skierowałam się do domu. Przez całą drogę byłam otępiała. Chciało mi się wrzeszczeć i płakać, bo to było niemal, że niemożliwe.
Kiedy przekroczyłam próg domu czekał na mnie Jack. Minę miał wściekłą. Ale ja nie miałam siły nawet na to zareagować. Spuściłam wzrok i czekałam na jego ruch.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ty do cholery byłaś?!-krzyknął. Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć: "A wiesz u ginekologa. Jestem w ciąży. A co tam u ciebie?". To było bezsensowne.
-Elsa, byłem dziś w szpitalu-starał się brzmieć spokojnie, ale jego głos przesiąknięty był złościom.-nie było cię dziś w pracy. Wczoraj podobno też zwolniłaś się wcześniej. Powiedz mi, do cholery, gdzie ty do cholery chodzisz?! Co przede mną ukrywasz?!
Nie spostrzegłam się, kiedy po mojej twarzy zaczęły skapywać łzy, dopóki nie zobaczyłam mokrych plam na bluzce. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej test ciążowy. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. W jego wzroku ukryta była wściekłość i zdezorientowanie. Wyciągnęłam rękę z testem w jego stronę i odważyłam się w końcu to powiedzieć.
-Jestem w ciąży.
Jack
Obudził mnie dźwięk spływającej wody w łazience. Elsa brała prysznic. Jak zwykle była rannym ptaszkiem. Poleżałbym jeszcze dłużej w łóżku, ale bez niej nie było tak fajnie. Wstałem i zarzuciłem na siebie spodnie, po czym udałem się do kuchni zrobić kawę.
Dzisiejszy dzień znów mieliśmy spędzić osobno. Nie podobało mi się to. Chciałem spędzać z nią każdą milisekundę, wiec nie mogłem się pogodzić z tym życiem.
Kiedy usłyszałem, ze drzwi łazienki się otwierają uśmiechnałęm się. Czekałem aż przed moimi oczami ukaże się jej piękna twarz orzeźwiona po kąpieli. Ale nic takiego się nie stało.
Przed moimi oczami ukazała się postać Elsy, która była w pełni ubrana, wyglądająca na zmotywowaną do pracy. W jej oczach jednak krył się niepokój. Zmartwiłem się.
Szybko ubrałam się w jakieś spodnie i bluzkę i złapałam torebkę.
-Nienawidzę, kiedy się budzę, a ciebie nie ma przy mnie.-podszedłem do niej i cmoknąłem w te jej usteczka.-Dlaczego musisz już iść?
-Oj, nie marudź. Dzieciaki potrzebują i ciebie i mnie. Nie możemy zbawić całego świata, ale przynajmniej uszczęśliwiamy niektórych.
Westchnąłem i przytuliłem się do niej. Była idealna. Była moja.
-Dlaczego ty musisz być taka madra co?
Zadrżałem, kiedy się zaśmiała i cmoknęła mnie w tors.
-Od zawsze Jack. Kocham cię!
-Ja ciebie też!-krzyknąłem.
Musiałem coś zrobić. Nie mogłem wytrzymać tej naszej rozłąki. Tęskniłem za nią. I zamierzałem odzyskać nasz czas.
Obleciałem dziś wszystkie dzieci szybko i sprawnie. Zamierzałem odebrać Elsę ze szpitala wcześniej i spędzić z nią całe popołudnie, wieczór i noc.
Kiedy dotarłem do budynku ośrodka, wparowałem do środka. Spotkałem na korytarzu Sophie.
-O, cześć Jack!-przywitała mnie radośnie.-Z Elsą wszystko w porządku?
Spojrzałem na nią zdziwiony.
-Co...czekaj...nie ma jej tu?
-Nie...? Pisała mi dziś SMS-a, że nie dziś nie przyjdzie. Wczoraj też poszła wcześniej do domu...
Nie słuchałem jej już. Wyleciałem stamtąd zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Okłamała mnie. Ukrywała coś przede mną. Spotykała się z kimś na boku? Znów chciała uciec? Nie mogła mnie zostawić.
Zamierzałem dowiedzieć się, co to takiego i się tego pozbyć. Pozbyć kolesia, który chcę mi ją odebrać. Pozbyć pomysłu opuszczenia mnie.
Wleciałem do pustego domu. W końcu musiała wrócić. Gdziekolwiek była, nie mogło być za późno. Musiała tu wrócić. A ja zamierzałem czekać. Choćby wieczność.
Zaskoczyło mnie, kiedy drzwi otworzyły się po niecałej minucie siedzenia i próbowania opanowania nerwów. W drzwiach stanęła dziewczyna z nieobecnym wzrokiem. Byłem zbyt wściekły, żeby o cokolwiek zapytać, więc od razu na nią naskoczyłem.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ty do cholery byłaś?!-krzyknąłem, a ona spuściła wzrok i nie odpowiedziała. Musiałem się uspokoić.
-Elsa, byłem dziś w szpitalu. Nie było cię dziś w pracy. Wczoraj podobno też zwolniłaś się wcześniej. Powiedz mi, do cholery, gdzie ty do cholery chodzisz?! Co przede mną ukrywasz?!
Widok jej łez rozmiękczył mnie trochę, ale nadal byłem zły. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę, że to przeze mnie płakała miałem ochotę walić głową w ścianę. A wtedy ona sięgnęła do torebki i wyjęła z niej mały, biały przedmiot. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Czy to była odpowiedź na moje pytania? A wtedy ona wydała zachrypnięty, smutny głos.
-Jestem w ciąży.
Heeeej. W końcu mi się udało. Czas gonił, ale jest. Przepraszam was, ze jest tak późno, ale co weekend coś się dzieje i nie mam nawet chwili wytchnienia. Dodatkowo liceum, które nie jest już takie kolorowe...
No ale ja nie jestem tu od marudzenia. Czekam na wasze opinie i teorie, NO BO HALO?! ELSA JEST W CIĄŻY!!!
Pozdrawiam ;*
Obudziłam się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Byłam nad wyraz wypoczęta, więc cieszyłam się, że udało mi się wyspać. Ale oprócz tego chciało mi się siku. BARDZO.
Ramię Jack'a ciasno oplatało mnie w talii, a jego oddech owiewał moją szyję. Delikatnie przesunęłam palcami po dłoni chłopaka i odsunęłam ją na bok, po czym wstałam z łóżka i udałam się do toalety.
Przypomniały mi się wydarzenia z poprzedniego dnia. Sięgnęłam do szafki i wyjęłam test ciążowy. Przecież nie było możliwości, ze byłam w ciąży. Nie było takiej opcji. Dlaczego więc bałam się go zrobić?
W przypływie nagłej odwagi rozerwałam opakowanie i spojrzałam na niegroźnie wyglądający patyczek. Cóż, musiałam to zrobić inaczej gryzłoby mnie to przez cały dzień. Nie byłam w ciąży. I z tą myślą przystąpiłam do robienia testu.
Kiedyś uwielbiałam czytać książki. Dosłownie pożerałam je w kilka godzin, albo dni. Wiecznie było mi mało. Uwielbiałam te, które miały w sobie tajemniczy wątek. Przez całą fabułę autor pozostawiał najważniejszą kwestię ukrytą, niedopowiedzianą, a na koniec BUM! Pojawiała się odpowiedź. Uwielbiałam czytać o emocjach bohaterów, o ich zaskoczeniu nagłą zmianą akcji, a czasami nawet przerażeniu. Zastanawiałam się jak to jest, naprawdę poznać odpowiedź, która zmienia wszystko.
Test był pozytywny.
Wykazał, ze byłam w ciąży.
A to było niemożliwe.
Oczywiście test musiał się mylić. To mogło oznaczać jakąś moją chorobę, zmianę hormonalną, cokolwiek, ale nie ciążę.
Musiałam udać się do mojego ginekologa. Musiałam dowiedzieć się, co tak naprawdę mi jest.
Wróciłam szybko do sypialni, gdzie Jack nadal spał, wzięłam komórkę i wróciłam do łazienki.
Szybko wybrałam numer mojej lekarki i umówiłam się na wizytę. Znów nie mogłam być w pracy, wiec wysłałam szybko SMS-a do Sophie, że dziś znów nie będę mogła być w pracy.
Wzięłam szybki prysznic, umalowałam się i uczesałam, po czym udałam się do sypialni po ubranie. Chłopaka nie było już w łóżku, z czego wywnioskowałam, ze musiał już wstać. Drażniący zapach kawy utwierdził mnie w przekonaniu, że chłopak jest w kuchni. Zdławiłam uczucie mdłości.
Szybko ubrałam się w jakieś spodnie i bluzkę i złapałam torebkę.
-Nienawidzę, kiedy się budzę, a ciebie nie ma przy mnie.-powiedział chłopak podchodząc do mnie i całując mnie w usta.-Dlaczego musisz już iść?
-Oj, nie marudź. Dzieciaki potrzebują i ciebie i mnie. Nie możemy zbawić całego świata, ale przynajmniej uszczęśliwiamy niektórych.
Westchnął i przytulił mnie do swojego nagiego torsu.
-Dlaczego ty musisz być taka mądra co?
Zaśmiałam się i cmoknęłam go w klatkę piersiową, po czym odsunęłam się od niego i ruszyłam do wyjścia.
-Od zawsze Jack. Kocham cię!-rzuciłam na pożegnanie.
-Ja ciebie też!-odkrzyknął.
Byłam umówiona na wczesną godzinę, więc byłam jedną z pierwszych pań. Zostałam przyjęta bardzo szybko.
-Dzień dobry.-przywitałam się z niewiele starszą ode mnie kobietą-moją panią ginekolog.
-Dzień dobry...Elso. Co cię do mnie sprowadza?-spytała uprzejmie, siadając za biurkiem.
-No więc...Zrobiłam dziś rano test ciążowy i wyszedł on pozytywnie. Chciałabym...
-...potwierdzić jego działanie.
-No...nie do końca. Widzi pani, ja nie mogę mieć dzieci. jestem bezpłodna. Poza tym ostatnio miałam miesiączkę, więc nie sądzę, ze to ciąża. Chciałam się po prostu dowiedzieć, co jest nie tak.
Lekarka spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Wydawała się skonsternowana. PO chwili uśmiechnęła się jednak niepewnie.
-No dobrze, będę szczera. Bezpłodność nie zawsze oznacza, ze nie można zajść w ciążę. Zdarzają się przypadki, które nie wyjaśnia medycyna. A krwawienie nie koniecznie musiało być miesiączką. Mogło to być plamienie implantacyjne. Zrobimy ci więc badanie na obecność płodu, a jeżeli nie wykaże niczego, zabierzemy się za dalsze badania. Zgoda?
-No dobrze...-mruknęłam. Jej słowa nie pomogły mi, a jeszcze bardziej zamąciły w głowie. Ale udałam się za panią doktor, ponieważ potrzebowałam odpowiedzi.
Niedługo potem znów siedziałam w gabinecie. Denerwowałam się coraz bardziej. Stukałam paznokciami w oparcie krzesła czekając na lekarkę. Bałam się. Bałam się cholernie, chociaż nie wiedziałam zupełnie, czego mam się spodziewać.
Drzwi otworzyły się zamaszyście i wparowała przez nie kobieta. Przełknęłam ślinę chyba z pięćdziesiąt razy, kiedy siadała za biurkiem. W rękach trzymała plik kartek i unikała mojego wzroku.
-Niech pani w końcu to powie.-prawie że krzyknęłam.
-Elso, jesteś w ciąży.
Mój świat zatrzymał się w tamtym momencie. Zostałam otoczona bańką mydlaną, przez którą przenikały tylko pojedyncze informacje. Pani doktor przepisała mi jakieś witaminy, dała na nie receptę, a potem wyszłam i skierowałam się do domu. Przez całą drogę byłam otępiała. Chciało mi się wrzeszczeć i płakać, bo to było niemal, że niemożliwe.
Kiedy przekroczyłam próg domu czekał na mnie Jack. Minę miał wściekłą. Ale ja nie miałam siły nawet na to zareagować. Spuściłam wzrok i czekałam na jego ruch.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ty do cholery byłaś?!-krzyknął. Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć: "A wiesz u ginekologa. Jestem w ciąży. A co tam u ciebie?". To było bezsensowne.
-Elsa, byłem dziś w szpitalu-starał się brzmieć spokojnie, ale jego głos przesiąknięty był złościom.-nie było cię dziś w pracy. Wczoraj podobno też zwolniłaś się wcześniej. Powiedz mi, do cholery, gdzie ty do cholery chodzisz?! Co przede mną ukrywasz?!
Nie spostrzegłam się, kiedy po mojej twarzy zaczęły skapywać łzy, dopóki nie zobaczyłam mokrych plam na bluzce. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej test ciążowy. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. W jego wzroku ukryta była wściekłość i zdezorientowanie. Wyciągnęłam rękę z testem w jego stronę i odważyłam się w końcu to powiedzieć.
-Jestem w ciąży.
Jack
Obudził mnie dźwięk spływającej wody w łazience. Elsa brała prysznic. Jak zwykle była rannym ptaszkiem. Poleżałbym jeszcze dłużej w łóżku, ale bez niej nie było tak fajnie. Wstałem i zarzuciłem na siebie spodnie, po czym udałem się do kuchni zrobić kawę.
Dzisiejszy dzień znów mieliśmy spędzić osobno. Nie podobało mi się to. Chciałem spędzać z nią każdą milisekundę, wiec nie mogłem się pogodzić z tym życiem.
Kiedy usłyszałem, ze drzwi łazienki się otwierają uśmiechnałęm się. Czekałem aż przed moimi oczami ukaże się jej piękna twarz orzeźwiona po kąpieli. Ale nic takiego się nie stało.
Przed moimi oczami ukazała się postać Elsy, która była w pełni ubrana, wyglądająca na zmotywowaną do pracy. W jej oczach jednak krył się niepokój. Zmartwiłem się.
Szybko ubrałam się w jakieś spodnie i bluzkę i złapałam torebkę.
-Nienawidzę, kiedy się budzę, a ciebie nie ma przy mnie.-podszedłem do niej i cmoknąłem w te jej usteczka.-Dlaczego musisz już iść?
-Oj, nie marudź. Dzieciaki potrzebują i ciebie i mnie. Nie możemy zbawić całego świata, ale przynajmniej uszczęśliwiamy niektórych.
Westchnąłem i przytuliłem się do niej. Była idealna. Była moja.
-Dlaczego ty musisz być taka madra co?
Zadrżałem, kiedy się zaśmiała i cmoknęła mnie w tors.
-Od zawsze Jack. Kocham cię!
-Ja ciebie też!-krzyknąłem.
Musiałem coś zrobić. Nie mogłem wytrzymać tej naszej rozłąki. Tęskniłem za nią. I zamierzałem odzyskać nasz czas.
Obleciałem dziś wszystkie dzieci szybko i sprawnie. Zamierzałem odebrać Elsę ze szpitala wcześniej i spędzić z nią całe popołudnie, wieczór i noc.
Kiedy dotarłem do budynku ośrodka, wparowałem do środka. Spotkałem na korytarzu Sophie.
-O, cześć Jack!-przywitała mnie radośnie.-Z Elsą wszystko w porządku?
Spojrzałem na nią zdziwiony.
-Co...czekaj...nie ma jej tu?
-Nie...? Pisała mi dziś SMS-a, że nie dziś nie przyjdzie. Wczoraj też poszła wcześniej do domu...
Nie słuchałem jej już. Wyleciałem stamtąd zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Okłamała mnie. Ukrywała coś przede mną. Spotykała się z kimś na boku? Znów chciała uciec? Nie mogła mnie zostawić.
Zamierzałem dowiedzieć się, co to takiego i się tego pozbyć. Pozbyć kolesia, który chcę mi ją odebrać. Pozbyć pomysłu opuszczenia mnie.
Wleciałem do pustego domu. W końcu musiała wrócić. Gdziekolwiek była, nie mogło być za późno. Musiała tu wrócić. A ja zamierzałem czekać. Choćby wieczność.
Zaskoczyło mnie, kiedy drzwi otworzyły się po niecałej minucie siedzenia i próbowania opanowania nerwów. W drzwiach stanęła dziewczyna z nieobecnym wzrokiem. Byłem zbyt wściekły, żeby o cokolwiek zapytać, więc od razu na nią naskoczyłem.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ty do cholery byłaś?!-krzyknąłem, a ona spuściła wzrok i nie odpowiedziała. Musiałem się uspokoić.
-Elsa, byłem dziś w szpitalu. Nie było cię dziś w pracy. Wczoraj podobno też zwolniłaś się wcześniej. Powiedz mi, do cholery, gdzie ty do cholery chodzisz?! Co przede mną ukrywasz?!
Widok jej łez rozmiękczył mnie trochę, ale nadal byłem zły. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę, że to przeze mnie płakała miałem ochotę walić głową w ścianę. A wtedy ona sięgnęła do torebki i wyjęła z niej mały, biały przedmiot. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Czy to była odpowiedź na moje pytania? A wtedy ona wydała zachrypnięty, smutny głos.
-Jestem w ciąży.
Heeeej. W końcu mi się udało. Czas gonił, ale jest. Przepraszam was, ze jest tak późno, ale co weekend coś się dzieje i nie mam nawet chwili wytchnienia. Dodatkowo liceum, które nie jest już takie kolorowe...
No ale ja nie jestem tu od marudzenia. Czekam na wasze opinie i teorie, NO BO HALO?! ELSA JEST W CIĄŻY!!!
Pozdrawiam ;*
niedziela, 11 września 2016
Rozdział XXXVI
Elsa
Pogrzeb był taki jak zawsze-skromny. Dziecko nie miało żadnej rodziny. Nawet rodzice się nie zjawili, chociaż zostali powiadomieni. Przyszli prawie wszyscy pracownicy ośrodka, oprócz tych, którzy musieli zostać z dzieciakami. Przeżyłam ten dzień wyjątkowo łagodnie dzięki obecności Jack'a.
Czas mijał o wiele szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Jack wprowadził się do mnie i muszę przyznać, że to było niewiarygodnie przyjemne. Nadal jednak martwiła mnie sprawa Strażników. Nie chciałam być powodem kłótni, szczególnie z nimi. To była jego rodzina. Najbliżsi przyjaciele. Pragnęłam się z nimi pogodzić, ale w głębi duszy potwornie się tego bałam. Nie zniosłabym ich wściekłych wzroków pełnych obrzydzenia. Nadal nie wiedziałam, co ja takiego zrobiłam.
Kiedy tylko rozpoczynałam ich temat Jack zapewniał mnie, że nie mam się czym martwić. Całował mnie w czoło i zmieniał temat. Wiedziałam jednak, ze chciałby, by było dobrze.
I tak minął prawie miesiąc. Jack spędzał czas w szpitalu, albo u dzieci, które już znał. Wtedy się rozdzielaliśmy mimo iż on zawsze proponował, bym poleciała z nim. Nadal bałam się jednak latania i przede wszystkim musiałam zostać ze swoimi podopiecznymi.
Któregoś dnia chłopak poleciał bardzo wcześnie uprzednio całując mnie na pożegnanie. Niestety byłam tak zmęczona, że zaraz znów usnęłam.
Poczułam nieprzyjemne gniecenie w żołądku. Natychmiast wstałam i popędziłam do łazienki, gdzie zwróciłam całą kolację. Nienawidziłam wymiotować. Nieprzyjemne pieczenie w gardle i mimowolnie spływające po twarzy łzy nie były niczym przyjemnym. W końcu nie zostało już we mnie nic więc osunęłam się na podłogę. Wczoraj nie zjadłam nic, co mogło by mi zaszkodzić, ale od zawsze miałam wrażliwy żołądek.
Kiedy osłabienie minęło wstałam powoli z podłogi, spłukałam wodę w toalecie i podeszłam do umywalki. Wyglądałam okropnie. Gorzej niż zwykle. Potrzebowałam korektora i dużo podkładu.
Kiedy umyłam zęby i ogarnęłam swój wygląd było już po 10. NIGDY nie spałam tak długo, ale nadal byłam zmęczona. Nie miałam jednak ochotę na kawę ani na nic innego. Chciałam się tylko położyć spać i odespać.
Ale musiałam iść do ośrodka. Dzieci czekały, a ja nie mogłam zrobić sobie wolnego tylko dlatego, ze chciało mi się spać. Ubrałam się więc i ruszyłam do szpitala. Po drodze złapały mnie okropne mdłości, ale nie miałam już czym zwymiotować, wiec tylko przełknęłam gorzkie uczucie i poszłam dalej.
-Boże, już się martwiłam że coś się stało!-usłyszałam wchodząc do szpitala od Sophie, która natychmiastowo mnie przytuliła. Odchyliła się, by na mnie spojrzeć.-Chyba jednak coś się stało.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Skąd wiedziała? Pociągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
-No dobra, kawa czy herbata.
Wcześniej z pewnością wybrałabym kawę, ale teraz mdliło mnie na tę myśl. Na herbatę tez nie miałam ochotę.
-Wody. Zwykłej wody.-poprosiłam i oparłam się o kanapę. Byłam zmęczona mdłościami i czułam, ze gdybym zamknęła oczy, od razu bym zasnęła.
-Wody?-zapytała Sophie spoglądając na mnie niepewnie.-Dostaniesz wody. A potem mi powiesz, co jest.
Kilka minut później siedziała obok mnie z kubkiem herbaty.
-No dobra. Gadaj. Wszystko. Co on ci zrobił?
-Kto?-zapytałam zdezorientowana popijając wodę. Było mi lepiej.
-No Jack. Dziewczyno, masz na sobie tyle makijażu, a ty się przecież nigdy nie malujesz w ten sposób. Ale i tak wyglądasz jak siedem nieszczęść. Musiało się coś stać.
-Nic mi nie zrobił, Sophie. To nie on. Ja po prostu...gorzej się czuje.
-Co znaczy gorzej?-zapytała dziewczyna odkładając kubek i przykładając mi rękę do czoła.
-Rano zwymiotowałam wszystko co miałam w żołądku. Cały czas mnie mdli i jestem przez to zmęczona.
Spojrzała na mnie dziwnie. Przełknęła ślinę, jakby bała się coś powiedzieć, a potem zaczęła się bawić palcami. Nigdy się tak nie zachowywała, więc byłam zdziwiona.
-Co?-spytałam, nie mogąc znieść dłużej jej zachowania.
-Nie obraź się tylko, okej? Nie uważasz, ze...możesz być w ciąży?
Osłupiała wpatrywałam się w jej twarz. To nie mogła być ciąża.
-Nie. Nie jestem. Ja...nie mogę mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Poza tym miałam niedawno okres.
-Och, przepraszam. Nie wiedziałam...W takim razie musiałaś się czymś zatruć. Wróć do domu i odpocznij. Zajmę się dziś dzieciakami. A kiedy poczujesz się lepiej, wrócisz.
-Na pewno dasz sobie radę?
-Tak, przestań się przejmować. Do domu. Już!-zaśmiała się i delikatnie wypchnęła z mieszkania.
Po drodze do domu zrobiłam się okropnie głodna. Zupełnie zapomniałam już o mdłościach i poczułam nieodpartą chęć jedzenia. Kiedy tylko przeszłam obok pizzerii nie było już odwrotu. Wpadłam do środka i zamówiłam kawałek pizzy, po czym wsunęłam go w zastraszającym tempie. Ale nadal byłam głodna. Postanowiłam jeszcze wstąpić na lody i miałam nadzieję, że w końcu zaspokoję swój głód. Zamówiłam trzy gałki i usiadłam w parku, by je zjeść. Wpatrywałam się w ludzi przechodzących obok mnie, w jadące auta i witryny sklepów. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się apteka. Byłam pewna, ze moje dolegliwości to nie była ciąża. Po pierwsze lekarze dawali mi marne szanse na zajście w ciążę, która i tak musiałaby się odbywać pod nadzorem. Nie mogłam zajść w ciążę ot tak, bez żadnego przygotowania. Poza tym kilka dni wcześniej miałam miesiączkę. Co prawda trwała tylko jeden dzień i przechodziłam ją wyjątkowo łagodnie, ale to i tak o niczym nie świadczyło.
Ale coś nie dawało mi spokoju. Nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, ale coś mnie podkusiło, żeby wejść do apteki. A wtedy nie było już odwrotu. Kupiłam test ciążowy. I byłam zdeterminowana, by go zrobić. Przecież i tak miał wyjść negatywny, więc nie miałam się czym martwić.
Ale zanim doszłam do domu dopadły mnie wątpliwości i strach. Schowałam test w odmętach szafek. Bałam się go zrobić. Nawet nie potrafiłam tego wyjaśnić. Ale się bałam.
Nawet się nie przebrałam, tylko położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Jack
Wstawanie wcześnie rano było jedną z rzeczy, jakiej nienawidziłem robić. Wolałbym zostać w łóżku i cieszyć się obecnością Elsy. Ale musiałem wstać i udać się do siedziby Strażników. Nie chciałem martwić dziewczyny, ale dostałem od nich już dwa wezwania. Musiałem się do nich wybrać. Ale ona nie mogła się o niczym dowiedzieć. Wysunąłem się ostrożnie z łóżka i udałem się do łazienki.
Kiedy z niej wróciłem-ubrany i gotowy uklęknąłem tuż przed Elsą. Była niesamowicie piękna, a te jej zaróżowione policzki zdecydowanie nie pomagały mi opuścić domu.
-Słońce?-chciałem obudzić ją i powiedzieć gdzie lecę, żeby się nie martwiła.-Kochanie, wstawaj.
-Hm...?-mruknęła otwierając tylko jedno oko. Wyglądała na zmęczoną, a ja nie miałem zamiaru zajmować jej czasu dłużej niż to było możliwe.
-Lecę do dzieciaków. Wrócę tak wcześnie jak się da i może zajrzę do ciebie.
-Mhm...-jej oko zamknęło się. Zachichotałem cicho i pocałowałem ją w czoło. Zdecydowanie nie chciałem lecieć. Mogłem zostać i wykorzystać ten czas o wiele lepiej. Ale n ie chciałem, by Strażnicy posunęli się dalej niż to konieczne. Zamierzałem załatwić z nimi to, co miałem załatwić i znów mieć święty spokój. Z taką myślą poleciałem na Biegun szybciej niż kiedykolwiek.
-Wiemy, że z nią mieszkasz.-oto jakie słowa przywitały mnie zaraz po przekroczeniu siedziby. North wydawał się zirytowany i zmęczony. A to było nie podobne do niego. Zazwyczaj wręcz tryskał energią.
-A może by tak "Dzień dobry"? Albo "Ho ho ho!"?-spytałem siadając wygodnie na jednym z foteli.
-Nie przeginaj.-ostrzegł mnie.-Dlaczego nas okłamałeś? I dlaczego mieszkasz akurat z nią?
-Ta ONA ma imię. Nazywa się Elsa i może cię to zdziwi, ale kocham ją. I nie zamierzam z niej zrezygnować tylko dla jakiegoś twojego widzimisię.
-Ale dlaczego ona?! Nie mogłeś sobie znaleźć innej laski na jedną noc?!
-Po pierwsze, Elsa nie jest laską na jedną noc. Znaczy o wiele więcej. A po drugie, dlaczego ty jej tak nienawidzisz? Wezwałeś mnie tylko dlatego, żeby ponarzekać, że w końcu jestem szczęśliwy? Że znalazłem kogoś, dzięki komu chce mi się żyć?
-Nie będę odpowiadał na twoje pytania. My jesteśmy twoją rodziną i kiedy ona puści cię z torbami my będziemy czekać.
I tu się mylił. Teraz to Elsa była moją rodziną. To z nią chciałem żyć. To ją teraz stawiałem na pierwszym miejscu. Nie ważne co mówił North.
Zanim wróciłem do domu odwiedziłem dzieciaki, które znałem. Ostatnio poważnie je zaniedbałem, dlatego wynagrodziłem im to, spędzając z nimi cały dzień. Bawiliśmy się i ganialiśmy po wszystkich ulicach. Nie wydawały się być smutne, ale kiedy tylko mnie zobaczyły uśmiechnęły się szeroko i zobaczyłem w ich oczach ekscytację.
Kiedy przekroczyłem próg domu było już ciemno. Moja ukochana na pewno była już w domu. Światła były pogaszone, więc stwierdziłem, że Elsa już śpi.
Miałem rację. Leżała zwinięta na środku łóżka w zwykłych ubraniach. Zdziwiłem się, bo ona zawsze zmieniała ubranie zanim poszła spać, a teraz zasnęła w niewygodnych dżinsach. Musiała być naprawdę zmęczona. Westchnąłem i podszedłem, by ją rozebrać. Nie chciałem wyjść na zboczeńca, ale nie mogłem pozwolić, żeby było jej niewygodnie. Ściągnąłem to obcisłe spodnie, a potem koszulkę. Odpiąłem wszystkie bransoletki i odłożyłem je na toaletkę. Potem sam ściągnąłem spodnie, a swoją koszulkę delikatnie założyłem dziewczynie. Nawet się nie poruszyła. Przez chwilę zmartwiłem się, ze może nie żyje, ale jej unosząca się i opadająca klatka piersiowa upewniła mnie, ze po prostu zasnęła głębokim snem.
Spojrzałem na jej twarz. W niektórych miejscach puder starł się, tak samo z resztą jak tusz. Miałem dwa pytania: Dlaczego poszła spać w makijażu? i Dlaczego miała go tak dużo?. Nie chciałem jej budzić, ponieważ musiała być bardzo zmęczona. Dałem jej spać.
Przytuliłem ją od tyłu i schowałem twarz we włosach. Gdyby dowiedziała się, gdzie tak naprawdę byłem mogła by się okropnie zmartwić. Albo zacząć gadać bzdury, że nie powinienem wybierać jej. Ale ja byłem pewny. Byłem pewny NAS.
Uśmiechnąłem się myśląc w ten sposób. My.
-Kocham cię-wyszeptałem, zanim całkowicie odpłynąłem.
Heeeeej! Mamy kolejny rozdzialik. Napisałam go mega szybko, więc takie pisanie rozdziału raz na tydzień jest zbawienne dla fabuły. Także...
Kurde, no nie wiem co mam jeszcze napisać xD Wiecie, komentarze itp...No dobra, nie będę żałosna.
Jak zawsze:
Kocham was <3
Pozdrawiam ;*
-Boże, już się martwiłam że coś się stało!-usłyszałam wchodząc do szpitala od Sophie, która natychmiastowo mnie przytuliła. Odchyliła się, by na mnie spojrzeć.-Chyba jednak coś się stało.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Skąd wiedziała? Pociągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
-No dobra, kawa czy herbata.
Wcześniej z pewnością wybrałabym kawę, ale teraz mdliło mnie na tę myśl. Na herbatę tez nie miałam ochotę.
-Wody. Zwykłej wody.-poprosiłam i oparłam się o kanapę. Byłam zmęczona mdłościami i czułam, ze gdybym zamknęła oczy, od razu bym zasnęła.
-Wody?-zapytała Sophie spoglądając na mnie niepewnie.-Dostaniesz wody. A potem mi powiesz, co jest.
Kilka minut później siedziała obok mnie z kubkiem herbaty.
-No dobra. Gadaj. Wszystko. Co on ci zrobił?
-Kto?-zapytałam zdezorientowana popijając wodę. Było mi lepiej.
-No Jack. Dziewczyno, masz na sobie tyle makijażu, a ty się przecież nigdy nie malujesz w ten sposób. Ale i tak wyglądasz jak siedem nieszczęść. Musiało się coś stać.
-Nic mi nie zrobił, Sophie. To nie on. Ja po prostu...gorzej się czuje.
-Co znaczy gorzej?-zapytała dziewczyna odkładając kubek i przykładając mi rękę do czoła.
-Rano zwymiotowałam wszystko co miałam w żołądku. Cały czas mnie mdli i jestem przez to zmęczona.
Spojrzała na mnie dziwnie. Przełknęła ślinę, jakby bała się coś powiedzieć, a potem zaczęła się bawić palcami. Nigdy się tak nie zachowywała, więc byłam zdziwiona.
-Co?-spytałam, nie mogąc znieść dłużej jej zachowania.
-Nie obraź się tylko, okej? Nie uważasz, ze...możesz być w ciąży?
Osłupiała wpatrywałam się w jej twarz. To nie mogła być ciąża.
-Nie. Nie jestem. Ja...nie mogę mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Poza tym miałam niedawno okres.
-Och, przepraszam. Nie wiedziałam...W takim razie musiałaś się czymś zatruć. Wróć do domu i odpocznij. Zajmę się dziś dzieciakami. A kiedy poczujesz się lepiej, wrócisz.
-Na pewno dasz sobie radę?
-Tak, przestań się przejmować. Do domu. Już!-zaśmiała się i delikatnie wypchnęła z mieszkania.
Po drodze do domu zrobiłam się okropnie głodna. Zupełnie zapomniałam już o mdłościach i poczułam nieodpartą chęć jedzenia. Kiedy tylko przeszłam obok pizzerii nie było już odwrotu. Wpadłam do środka i zamówiłam kawałek pizzy, po czym wsunęłam go w zastraszającym tempie. Ale nadal byłam głodna. Postanowiłam jeszcze wstąpić na lody i miałam nadzieję, że w końcu zaspokoję swój głód. Zamówiłam trzy gałki i usiadłam w parku, by je zjeść. Wpatrywałam się w ludzi przechodzących obok mnie, w jadące auta i witryny sklepów. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się apteka. Byłam pewna, ze moje dolegliwości to nie była ciąża. Po pierwsze lekarze dawali mi marne szanse na zajście w ciążę, która i tak musiałaby się odbywać pod nadzorem. Nie mogłam zajść w ciążę ot tak, bez żadnego przygotowania. Poza tym kilka dni wcześniej miałam miesiączkę. Co prawda trwała tylko jeden dzień i przechodziłam ją wyjątkowo łagodnie, ale to i tak o niczym nie świadczyło.
Ale coś nie dawało mi spokoju. Nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, ale coś mnie podkusiło, żeby wejść do apteki. A wtedy nie było już odwrotu. Kupiłam test ciążowy. I byłam zdeterminowana, by go zrobić. Przecież i tak miał wyjść negatywny, więc nie miałam się czym martwić.
Ale zanim doszłam do domu dopadły mnie wątpliwości i strach. Schowałam test w odmętach szafek. Bałam się go zrobić. Nawet nie potrafiłam tego wyjaśnić. Ale się bałam.
Nawet się nie przebrałam, tylko położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Jack
Wstawanie wcześnie rano było jedną z rzeczy, jakiej nienawidziłem robić. Wolałbym zostać w łóżku i cieszyć się obecnością Elsy. Ale musiałem wstać i udać się do siedziby Strażników. Nie chciałem martwić dziewczyny, ale dostałem od nich już dwa wezwania. Musiałem się do nich wybrać. Ale ona nie mogła się o niczym dowiedzieć. Wysunąłem się ostrożnie z łóżka i udałem się do łazienki.
Kiedy z niej wróciłem-ubrany i gotowy uklęknąłem tuż przed Elsą. Była niesamowicie piękna, a te jej zaróżowione policzki zdecydowanie nie pomagały mi opuścić domu.
-Słońce?-chciałem obudzić ją i powiedzieć gdzie lecę, żeby się nie martwiła.-Kochanie, wstawaj.
-Hm...?-mruknęła otwierając tylko jedno oko. Wyglądała na zmęczoną, a ja nie miałem zamiaru zajmować jej czasu dłużej niż to było możliwe.
-Lecę do dzieciaków. Wrócę tak wcześnie jak się da i może zajrzę do ciebie.
-Mhm...-jej oko zamknęło się. Zachichotałem cicho i pocałowałem ją w czoło. Zdecydowanie nie chciałem lecieć. Mogłem zostać i wykorzystać ten czas o wiele lepiej. Ale n ie chciałem, by Strażnicy posunęli się dalej niż to konieczne. Zamierzałem załatwić z nimi to, co miałem załatwić i znów mieć święty spokój. Z taką myślą poleciałem na Biegun szybciej niż kiedykolwiek.
-Wiemy, że z nią mieszkasz.-oto jakie słowa przywitały mnie zaraz po przekroczeniu siedziby. North wydawał się zirytowany i zmęczony. A to było nie podobne do niego. Zazwyczaj wręcz tryskał energią.
-A może by tak "Dzień dobry"? Albo "Ho ho ho!"?-spytałem siadając wygodnie na jednym z foteli.
-Nie przeginaj.-ostrzegł mnie.-Dlaczego nas okłamałeś? I dlaczego mieszkasz akurat z nią?
-Ta ONA ma imię. Nazywa się Elsa i może cię to zdziwi, ale kocham ją. I nie zamierzam z niej zrezygnować tylko dla jakiegoś twojego widzimisię.
-Ale dlaczego ona?! Nie mogłeś sobie znaleźć innej laski na jedną noc?!
-Po pierwsze, Elsa nie jest laską na jedną noc. Znaczy o wiele więcej. A po drugie, dlaczego ty jej tak nienawidzisz? Wezwałeś mnie tylko dlatego, żeby ponarzekać, że w końcu jestem szczęśliwy? Że znalazłem kogoś, dzięki komu chce mi się żyć?
-Nie będę odpowiadał na twoje pytania. My jesteśmy twoją rodziną i kiedy ona puści cię z torbami my będziemy czekać.
I tu się mylił. Teraz to Elsa była moją rodziną. To z nią chciałem żyć. To ją teraz stawiałem na pierwszym miejscu. Nie ważne co mówił North.
Zanim wróciłem do domu odwiedziłem dzieciaki, które znałem. Ostatnio poważnie je zaniedbałem, dlatego wynagrodziłem im to, spędzając z nimi cały dzień. Bawiliśmy się i ganialiśmy po wszystkich ulicach. Nie wydawały się być smutne, ale kiedy tylko mnie zobaczyły uśmiechnęły się szeroko i zobaczyłem w ich oczach ekscytację.
Kiedy przekroczyłem próg domu było już ciemno. Moja ukochana na pewno była już w domu. Światła były pogaszone, więc stwierdziłem, że Elsa już śpi.
Miałem rację. Leżała zwinięta na środku łóżka w zwykłych ubraniach. Zdziwiłem się, bo ona zawsze zmieniała ubranie zanim poszła spać, a teraz zasnęła w niewygodnych dżinsach. Musiała być naprawdę zmęczona. Westchnąłem i podszedłem, by ją rozebrać. Nie chciałem wyjść na zboczeńca, ale nie mogłem pozwolić, żeby było jej niewygodnie. Ściągnąłem to obcisłe spodnie, a potem koszulkę. Odpiąłem wszystkie bransoletki i odłożyłem je na toaletkę. Potem sam ściągnąłem spodnie, a swoją koszulkę delikatnie założyłem dziewczynie. Nawet się nie poruszyła. Przez chwilę zmartwiłem się, ze może nie żyje, ale jej unosząca się i opadająca klatka piersiowa upewniła mnie, ze po prostu zasnęła głębokim snem.
Spojrzałem na jej twarz. W niektórych miejscach puder starł się, tak samo z resztą jak tusz. Miałem dwa pytania: Dlaczego poszła spać w makijażu? i Dlaczego miała go tak dużo?. Nie chciałem jej budzić, ponieważ musiała być bardzo zmęczona. Dałem jej spać.
Przytuliłem ją od tyłu i schowałem twarz we włosach. Gdyby dowiedziała się, gdzie tak naprawdę byłem mogła by się okropnie zmartwić. Albo zacząć gadać bzdury, że nie powinienem wybierać jej. Ale ja byłem pewny. Byłem pewny NAS.
Uśmiechnąłem się myśląc w ten sposób. My.
-Kocham cię-wyszeptałem, zanim całkowicie odpłynąłem.
Heeeeej! Mamy kolejny rozdzialik. Napisałam go mega szybko, więc takie pisanie rozdziału raz na tydzień jest zbawienne dla fabuły. Także...
Kurde, no nie wiem co mam jeszcze napisać xD Wiecie, komentarze itp...No dobra, nie będę żałosna.
Jak zawsze:
Kocham was <3
Pozdrawiam ;*
czwartek, 1 września 2016
Rozdział XXXV
Elsa
Obudziłam się przebudzona przez jakieś ruchy. Byłam obolała, ale wypoczęta jak jeszcze nigdy. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że leżę na czyimś brzuchu. Dopadły mnie wspomnienia poprzedniej nocy.
Cmoknęłam Jack'a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała moja głowa i podniosłam się do góry. Okazało się, że chłopak już nie śpi i wpatruje się we mnie. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że na jego twarzy nie gościło zmartwienie.
-Coś się stało?-spytałam, natychmiast się prostując. Martwiłam się, że może nie byłam dość...dobra.
Podniósł rękę i przesunął nią po mojej twarzy. Przyjemne uczucie zimna, które toczyło ścieżkę od skroni aż w stronę szyi sprawiło, że musiałam przymknąć oczy.
-Nie zabezpieczaliśmy się.-powiedział, a ja otworzyłam gwałtownie oczy.
Nie widziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Uśmiechnęłam się tylko lekko.
-Spokojnie. Ja...ja nie mogę mieć dzieci.-powiedziałam, spuszczając głowę.
Myśl, że on nie chciał mieć dzieci, że nie chciał mieć ich ze mną, rozdzierała mnie od wewnątrz. Wstałam pośpiesznie, zanim zdążył się odezwać i uciekłam do łazienki. Nie płakałam, ale było mi smutno. Bardzo smutno.
Wzięłam szybki prysznic. Pomógł mi on nieco się ożywić i pozbyć uczucia smutku. Zastanawiając się, co założyć zauważyłam bluzę Jack'a. Nie wiem, czy powinnam ruszać jego rzeczy. Mógłby być zły, ale...nie potrafiłam się oprzeć. Założyłam ją na siebie i uśmiechnęłam się. Pachniała nim i była niesamowicie przyjemna w dotyku. Jej jedyna wada to jej rozmiar. Nigdy nie miała siebie za "drobną", ale w tej bluzie wyglądałam na dziecko. Westchnęłam i podwinęłam rękawy. Choćbym miała wyglądać fatalnie, nie mogłam odpuścić sobie wygody noszenia ciuchów chłopaka.
Wyszłam z łazienki, ale w sypialni nie było Jack'a. Pomyślałam, że może sobie poszedł. Że mnie zostawił. Zacisnęłam zęby. Gdyby to zrobił, umarłabym. Nie przeżyłabym kolejnej rozłąki.
Nie chciałam wychodzić z pokoju. Bałam się, że go tam nie będzie. Ale wzięłam głęboki oddech, wyszłam i...
...Zastałam torbę podróżną leżącą na kanapie. Może byłam zamroczona snem, albo nieziemskim zapachem Jack'a, ale nie rozumiałam co tam robiła. Postanowiłam iść dalej i tak znalazłam się w kuchni.
Stał tam. Oczywiście musiał wyglądać idealnie nawet tak wcześnie. Nie miał koszulki, a spodnie opadały mu luźno na biodrach. Wpatrywał się zamyślony w okno i pił kawę z ciemnego kubka. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam. Wydawał się być przytłoczony i smutny. Czy to dlatego, ze chciał odejść?
Chrząknęłam, nie chcąc dołować się złymi myślami. Oparłam się o framugę drzwi i wpatrywałam nieśmiało w chłopaka. Odwrócił się powoli w moją stronę i zamarł. Jego źrenice rozszerzyły się, a usta rozchyliły. Wyglądał tak, jakby zobaczył coś niesamowitego. Coś niezwykłego.
W końcu otrząsnął się z szoku i uśmiechnął szeroko. Odstawił kubek i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Chodź do mnie-powiedział zachrypniętym głosem, od którego przeszły mnie dreszcze.
Odepchnęłam się od framugi i podeszłam tak, jak mi kazał. Złapał mnie w talii i zbliżył się.
-Wiesz jak seksownie wyglądasz?-spytał, a ja uniosłam głowę z pytającym wyrazem twarzy.- Błagam, powiedz, co zrobiłem nie tak. Słońce, nie mogę patrzeć jak jesteś taka przybita. Proszę.
To jego hipnotyzujące spojrzenie pewnie zapewniło sobie dużo. Ja też nie potrafiłam się jemu oprzeć.
-Nie chcesz mieć dzieci ze mną?-spytałam i spuściłam wzrok. Byłam bardziej zawstydzona niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, jakiej reakcji mam się spodziewać. A wtedy on roześmiał się. Tak szczerze i radośnie. Śmiał się ze mnie?
-Co?-mruknęłam.
-Och, kochanie-powiedział nadal rozbawiony i złapał moją twarz w swoje dłonie.-Nie wolno ci tak myśleć, okej? Chcę stworzyć z tobą rodzinę. Chcę, byś została moją żoną. Ale ty już jesteś moja. Zawsze byłaś. Nawet, kiedy jeszcze nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nie chciałem dziecka z przypadku. Chciałem, byśmy byli oficjalnie małżeństwem, a wtedy możemy mieć gromadkę dzieci.
Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy..
-Chcesz...ślubu?-spytałam niezdolna do mówienia.
-Słońce, właśnie to powiedziałem. Chcę się do ciebie wprowadzić. Ale tylko na jakiś czas. Chcę byśmy zamieszkali w jakimś dużym domu. Takim, który oboje wybierzemy.
-Ale...ty jesteś Strażnikiem. Masz...obowiązki...Inni Strażnicy...
-Nie obchodzą mnie inni Strażnicy. Teraz jesteś tylko ty. Tylko MY. Znajdę sposób, by wyrwać się spod ich skrzydeł. Poradzimy sobie z nieśmiertelnością. Coś wymyślimy...
I właśnie wtedy coś do mnie dotarło. Nieśmiertelność nie była naszym problemem.
-Jack...?-powiedziałam niepewnie, przygryzając wargę.
-Tak, słońce?
-Bo...pamiętasz jak Strażnicy mnie uratowali, kiedy umierałam?
-Oczywiście, ale...
-Proszę, nie przerywaj mi. Wtedy...oni mogli mnie uzdrowić tylko w jeden sposób. Oni...sprawili, że jestem nieśmiertelna. Zabronili mi tobie mówić. Mówić komukolwiek. Nie mogłam nic powiedzieć do 18 lat. A potem Mrok mnie porwał i...przepraszam, ze nic ci nie powiedziałam.
Przez chwilę panowała cisza. Bałam się, ze nie wybaczy mi tego, że mu nie powiedziałam. W końcu zachowałam w tajemnicy coś ważnego. Już chciałam zacząć błagać o wybaczenie, kiedy on wpił się zachłannie w moje usta. Całkowicie odpłynęłam, kiedy raz po raz muskał moje wargi. Oderwał się ode mnie i uśmiechnął.
-Widzisz? Jesteśmy sobie przeznaczeni.-powiedział i ponownie mnie pocałował.
Jack
Kiedy poczułem, jak czyjaś naga noga oplata się wokół mojego biodra, natychmiast się przebudziłem. Na początku nie wiedziałem gdzie jestem, przez głowę przeszła mi nawet myśl, że może wylądowałem tu z jakąś laską. Ale kiedy ujrzałem moje słońce leżące na mnie uśmiechnąłem się szeroko.
To niesamowite, że leżeliśmy tu razem, jakby wszystko było normalne. Jakbyśmy byli po prostu zakochani. Bez porąbanego Mroka, bez blizn, bez problemów. Przesunąłem rękę i pogłaskałem jej plecy. Czując pod palcami zniekształconą skórę skrzywiłem się. Jej blizny nie będą mi nigdy przeszkadzały, ale myśl, że cierpiała, nie dawały mi spokoju.
Odsunąłem niespokojne myśli i napawałem się widokiem. Naga Elsa była jeszcze piękniejsza. Jej ciało było takie idealne. Doskonałe. Była jak lód. Mógłbym lizać ją cały czas.
Takie myślenie zdecydowanie mi nie pomagało. Gdybym mógł, nie wypuszczałbym ją z łóżka przez cały dzień, ale musieliśmy coś zjeść. Nie wiedziałem też, co z jej pracą, pogrzebem...Musiałem też porozmawiać z nią o mojej przeprowadzce...
Elsa znów się poruszyła, ale tym razem położyła głowę na moim brzuchu. Okej, to było zabawne. Zamknąłem oczy, powstrzymując się od śmiechu.
Mógłbym się tak budzić codziennie. Codziennie z moją Elsą w ramionach. Codziennie po cudownym seksie.
Już chciałem zabrnąć dalej myślami, kiedy coś do mnie dotarło. Nie zabezpieczaliśmy się poprzedniej nocy. O Boże... Co jeżeli Elsa się wścieknie? Nie mogłem znów jej stracić. Nie przez takie głupstwo...Nie dlatego...Nie...
Poczułem zimny pocałunek na brzuchu, a potem boskie oczy dziewczyny.
-Coś się stało?-spytała, niemal natychmiast wstając. Chcąc ją uspokoić przed ewentualnym wybuchem złości pogłaskałem ją po twarzy. Kiedy przymknęła oczy wydając się odprężona postanowiłem jej powiedzieć.
-Nie zabezpieczaliśmy się.-mruknąłem, a ona natychmiast otworzyła oczy. Czekałem na to, aż zacznie mnie wyzywać, albo od razu wyrzuci. A ona się uśmiechnęła.
-Spokojnie. Ja...ja nie mogę mieć dzieci.-powiedziała i spuściła głowę, a zaraz potem uciekła do łazienki.
A ja leżałem na łóżku zastanawiając się, co ja takiego do cholery powiedziałem?!
Już chciałem do niej iść, przeprosić, zrobić cokolwiek, kiedy usłyszałem szum płynącej wody. Kąpała się, więc odpuściłem. Ale nie zamierzałem jej zostawiać. Choćbym miał się kajać, musiałem ją zatrzymać przy sobie.
Zrobiłem sobie kawę i czekałem, aż moja blond piękność skończy się myć. Zastanawiałem się, jak tam sytuacja na Biegunie. Możliwe, że North się już dowiedział, ze mieszkam z Elsą. W końcu Piasek mógł mu powiedzieć. Ewidentnie nie trawili Elsy, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego. Za tym musiała się kryć jakaś większa tajemnica. A ja musiałem się dowiedzieć, o co chodzi.
Odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegało chrząknięcie i zamarłem.
Elsa, stojąca tam w mojej bluzie, która swoją drogą robiła za sukienkę, z wilgotnymi włosami i nieśmiałym spojrzeniem wyglądała...nie do opisania. To był najbardziej seksowny i niewinny widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Mógłbym wpatrywać się w tą naturalną piękność już do końca życia, ale mieliśmy do pogadania. Potrząsnąłem głową, w celu oczyszczenia myśli, ale i tak to nic nie dało. Uśmiechnąłem się, bo nie mogłem i przede wszystkim nie chciałem się oprzeć. Odstawiłem szybko kubek, zapominając o kawie.
-Chodź do mnie-powiedziałem, a kiedy wykonała moje polecenie bez problemu, napaliłem się jeszcze bardziej. Stanęła dość daleko ode mnie, wiec złapałem ją w talii i przyciągnąłem bliżej.
-Wiesz jak seksownie wyglądasz?-spytałem, ale kiedy uniosła głowę ujrzałem w jej twarzy zmartwienie i zdziwienie.- Błagam, powiedz, co zrobiłem nie tak. Słońce, nie mogę patrzeć jak jesteś taka przybita. Proszę.
-Nie chcesz mieć dzieci ze mną?-spytała i opuściła głowę.A wtedy do mnie dotarło, ze ona nadal nie jest mnie pewna. Mimo tego wszystkiego, co zrobiliśmy, ona dalej nie jest pewna naszego związku. Zaśmiałem się z niedorzeczności tej sytuacji.
-Co?-burknęła.
-Och, kochanie-starałem opanować rozbawienie w głosie. Złapałem jej twarz w dłonie i uniosłem tak, by na mnie spojrzała.- Nie wolno ci tak myśleć, okej? Chcę stworzyć z tobą rodzinę. Chcę, byś została moją żoną. Ale ty już jesteś moja. Zawsze byłaś. Nawet, kiedy jeszcze nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nie chciałem dziecka z przypadku. Chciałem, byśmy byli oficjalnie małżeństwem, a wtedy możemy mieć gromadkę dzieci.
-Chcesz...ślubu?-spytała wzruszonym głosem.
-Słońce, właśnie to powiedziałem. Chcę się do ciebie wprowadzić. Ale tylko na jakiś czas. Chcę byśmy zamieszkali w jakimś dużym domu. Takim, który oboje wybierzemy.
-Ale...ty jesteś Strażnikiem. Masz...obowiązki...Inni Strażnicy...
-Nie obchodzą mnie inni Strażnicy. Teraz jesteś tylko ty. Tylko MY. Znajdę sposób, by wyrwać się spod ich skrzydeł. Poradzimy sobie z nieśmiertelnością. Coś wymyślimy...
-Jack...?-powiedziała niepewnie, przygryzając wargę i doprowadzając mnie tym do białej gorączki.
-Tak, słońce?
-Bo...pamiętasz jak Strażnicy mnie uratowali, kiedy umierałam?
Spiąłem się na tę myśl. Nie chciałem pamiętać tego dnia.
-Oczywiście, ale...
-Proszę, nie przerywaj mi. Wtedy...oni mogli mnie uzdrowić tylko w jeden sposób. Oni...sprawili, że jestem nieśmiertelna. Zabronili mi tobie mówić. Mówić komu kolwiek. Nie mogłam nic powiedzieć do 18 lat. A potem Mrok mnie porwał i...przepraszam, ze nic ci nie powiedziałam.
Kiedy dotarło do mnie, że wiek już nas nie dzieli poczułem, że musimy byś razem. Skoro nawet Księżyc chciał, żebyśmy byli razem, nie mogliśmy od siebie odejść.
Nie mogłem już dłużej czekać. Pocałowałem ją mocno i głęboko, zapewniając o tym, jak bardzo mi na niej zależy. To, że oddała pocałunek nakręciło mnie do tego stopnia, że miałem ochotę wrócić do sypialni.
-Widzisz? Jesteśmy sobie przeznaczeni.-powiedziałem szybko i ponownie zatopiłem swoje wargi w jej.
Heeeejjj!!!
Wracam do pracy po urlopie od pisania. Kto się cieszy? No z pewnością ja! :D Tęskniłam <3
A więc, zaczynamy rok szkolny, więc ustalmy sobie parę rzeczy.
1. Rozdziały najprawdopodobniej będą pojawiały się raz w tygodniu, najpewniej w weekendy.
2. Rozdzieliłam całą pozostałą fabułę na rozdziały i zostało nam jeszcze 12 rozdziałów(w tym epilog) i zakończymy historię Jacka i Elsy, ale nie skończę z tą historią. Ale na razie jestem cicho.
3. Zaczęłam pisać kolejną historię, niestety nie związaną z Jelsą, ale może was zainteresuje? Tytuł to: "CO chcesz zrobić przed śmiercią?" i prolog opowieści znajduje się na Wattpadzie. Serdecznie zapraszam zainteresowanych.
I jeszcze w ramach wyjaśnienia, ta druga historia nie zmieni planów tej. Tamta to na razie tylko dodatek. Odskocznia od tego, bo czasami męczy mnie ten temat, a tak to będę miała odskocznie i rozdziały (miejmy nadzieję) będą lepsze.
Czekam na wasze komentarze, które ubóstwiam.
Pozdrawiam ;*
Obudziłam się przebudzona przez jakieś ruchy. Byłam obolała, ale wypoczęta jak jeszcze nigdy. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że leżę na czyimś brzuchu. Dopadły mnie wspomnienia poprzedniej nocy.
Cmoknęłam Jack'a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała moja głowa i podniosłam się do góry. Okazało się, że chłopak już nie śpi i wpatruje się we mnie. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że na jego twarzy nie gościło zmartwienie.
-Coś się stało?-spytałam, natychmiast się prostując. Martwiłam się, że może nie byłam dość...dobra.
Podniósł rękę i przesunął nią po mojej twarzy. Przyjemne uczucie zimna, które toczyło ścieżkę od skroni aż w stronę szyi sprawiło, że musiałam przymknąć oczy.
-Nie zabezpieczaliśmy się.-powiedział, a ja otworzyłam gwałtownie oczy.
Nie widziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Uśmiechnęłam się tylko lekko.
-Spokojnie. Ja...ja nie mogę mieć dzieci.-powiedziałam, spuszczając głowę.
Myśl, że on nie chciał mieć dzieci, że nie chciał mieć ich ze mną, rozdzierała mnie od wewnątrz. Wstałam pośpiesznie, zanim zdążył się odezwać i uciekłam do łazienki. Nie płakałam, ale było mi smutno. Bardzo smutno.
Wzięłam szybki prysznic. Pomógł mi on nieco się ożywić i pozbyć uczucia smutku. Zastanawiając się, co założyć zauważyłam bluzę Jack'a. Nie wiem, czy powinnam ruszać jego rzeczy. Mógłby być zły, ale...nie potrafiłam się oprzeć. Założyłam ją na siebie i uśmiechnęłam się. Pachniała nim i była niesamowicie przyjemna w dotyku. Jej jedyna wada to jej rozmiar. Nigdy nie miała siebie za "drobną", ale w tej bluzie wyglądałam na dziecko. Westchnęłam i podwinęłam rękawy. Choćbym miała wyglądać fatalnie, nie mogłam odpuścić sobie wygody noszenia ciuchów chłopaka.
Wyszłam z łazienki, ale w sypialni nie było Jack'a. Pomyślałam, że może sobie poszedł. Że mnie zostawił. Zacisnęłam zęby. Gdyby to zrobił, umarłabym. Nie przeżyłabym kolejnej rozłąki.
Nie chciałam wychodzić z pokoju. Bałam się, że go tam nie będzie. Ale wzięłam głęboki oddech, wyszłam i...
...Zastałam torbę podróżną leżącą na kanapie. Może byłam zamroczona snem, albo nieziemskim zapachem Jack'a, ale nie rozumiałam co tam robiła. Postanowiłam iść dalej i tak znalazłam się w kuchni.
Stał tam. Oczywiście musiał wyglądać idealnie nawet tak wcześnie. Nie miał koszulki, a spodnie opadały mu luźno na biodrach. Wpatrywał się zamyślony w okno i pił kawę z ciemnego kubka. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam. Wydawał się być przytłoczony i smutny. Czy to dlatego, ze chciał odejść?
Chrząknęłam, nie chcąc dołować się złymi myślami. Oparłam się o framugę drzwi i wpatrywałam nieśmiało w chłopaka. Odwrócił się powoli w moją stronę i zamarł. Jego źrenice rozszerzyły się, a usta rozchyliły. Wyglądał tak, jakby zobaczył coś niesamowitego. Coś niezwykłego.
W końcu otrząsnął się z szoku i uśmiechnął szeroko. Odstawił kubek i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Chodź do mnie-powiedział zachrypniętym głosem, od którego przeszły mnie dreszcze.
Odepchnęłam się od framugi i podeszłam tak, jak mi kazał. Złapał mnie w talii i zbliżył się.
-Wiesz jak seksownie wyglądasz?-spytał, a ja uniosłam głowę z pytającym wyrazem twarzy.- Błagam, powiedz, co zrobiłem nie tak. Słońce, nie mogę patrzeć jak jesteś taka przybita. Proszę.
To jego hipnotyzujące spojrzenie pewnie zapewniło sobie dużo. Ja też nie potrafiłam się jemu oprzeć.
-Nie chcesz mieć dzieci ze mną?-spytałam i spuściłam wzrok. Byłam bardziej zawstydzona niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, jakiej reakcji mam się spodziewać. A wtedy on roześmiał się. Tak szczerze i radośnie. Śmiał się ze mnie?
-Co?-mruknęłam.
-Och, kochanie-powiedział nadal rozbawiony i złapał moją twarz w swoje dłonie.-Nie wolno ci tak myśleć, okej? Chcę stworzyć z tobą rodzinę. Chcę, byś została moją żoną. Ale ty już jesteś moja. Zawsze byłaś. Nawet, kiedy jeszcze nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nie chciałem dziecka z przypadku. Chciałem, byśmy byli oficjalnie małżeństwem, a wtedy możemy mieć gromadkę dzieci.
Poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy..
-Chcesz...ślubu?-spytałam niezdolna do mówienia.
-Słońce, właśnie to powiedziałem. Chcę się do ciebie wprowadzić. Ale tylko na jakiś czas. Chcę byśmy zamieszkali w jakimś dużym domu. Takim, który oboje wybierzemy.
-Ale...ty jesteś Strażnikiem. Masz...obowiązki...Inni Strażnicy...
-Nie obchodzą mnie inni Strażnicy. Teraz jesteś tylko ty. Tylko MY. Znajdę sposób, by wyrwać się spod ich skrzydeł. Poradzimy sobie z nieśmiertelnością. Coś wymyślimy...
I właśnie wtedy coś do mnie dotarło. Nieśmiertelność nie była naszym problemem.
-Jack...?-powiedziałam niepewnie, przygryzając wargę.
-Tak, słońce?
-Bo...pamiętasz jak Strażnicy mnie uratowali, kiedy umierałam?
-Oczywiście, ale...
-Proszę, nie przerywaj mi. Wtedy...oni mogli mnie uzdrowić tylko w jeden sposób. Oni...sprawili, że jestem nieśmiertelna. Zabronili mi tobie mówić. Mówić komukolwiek. Nie mogłam nic powiedzieć do 18 lat. A potem Mrok mnie porwał i...przepraszam, ze nic ci nie powiedziałam.
Przez chwilę panowała cisza. Bałam się, ze nie wybaczy mi tego, że mu nie powiedziałam. W końcu zachowałam w tajemnicy coś ważnego. Już chciałam zacząć błagać o wybaczenie, kiedy on wpił się zachłannie w moje usta. Całkowicie odpłynęłam, kiedy raz po raz muskał moje wargi. Oderwał się ode mnie i uśmiechnął.
-Widzisz? Jesteśmy sobie przeznaczeni.-powiedział i ponownie mnie pocałował.
Jack
Kiedy poczułem, jak czyjaś naga noga oplata się wokół mojego biodra, natychmiast się przebudziłem. Na początku nie wiedziałem gdzie jestem, przez głowę przeszła mi nawet myśl, że może wylądowałem tu z jakąś laską. Ale kiedy ujrzałem moje słońce leżące na mnie uśmiechnąłem się szeroko.
To niesamowite, że leżeliśmy tu razem, jakby wszystko było normalne. Jakbyśmy byli po prostu zakochani. Bez porąbanego Mroka, bez blizn, bez problemów. Przesunąłem rękę i pogłaskałem jej plecy. Czując pod palcami zniekształconą skórę skrzywiłem się. Jej blizny nie będą mi nigdy przeszkadzały, ale myśl, że cierpiała, nie dawały mi spokoju.
Odsunąłem niespokojne myśli i napawałem się widokiem. Naga Elsa była jeszcze piękniejsza. Jej ciało było takie idealne. Doskonałe. Była jak lód. Mógłbym lizać ją cały czas.
Takie myślenie zdecydowanie mi nie pomagało. Gdybym mógł, nie wypuszczałbym ją z łóżka przez cały dzień, ale musieliśmy coś zjeść. Nie wiedziałem też, co z jej pracą, pogrzebem...Musiałem też porozmawiać z nią o mojej przeprowadzce...
Elsa znów się poruszyła, ale tym razem położyła głowę na moim brzuchu. Okej, to było zabawne. Zamknąłem oczy, powstrzymując się od śmiechu.
Mógłbym się tak budzić codziennie. Codziennie z moją Elsą w ramionach. Codziennie po cudownym seksie.
Już chciałem zabrnąć dalej myślami, kiedy coś do mnie dotarło. Nie zabezpieczaliśmy się poprzedniej nocy. O Boże... Co jeżeli Elsa się wścieknie? Nie mogłem znów jej stracić. Nie przez takie głupstwo...Nie dlatego...Nie...
Poczułem zimny pocałunek na brzuchu, a potem boskie oczy dziewczyny.
-Coś się stało?-spytała, niemal natychmiast wstając. Chcąc ją uspokoić przed ewentualnym wybuchem złości pogłaskałem ją po twarzy. Kiedy przymknęła oczy wydając się odprężona postanowiłem jej powiedzieć.
-Nie zabezpieczaliśmy się.-mruknąłem, a ona natychmiast otworzyła oczy. Czekałem na to, aż zacznie mnie wyzywać, albo od razu wyrzuci. A ona się uśmiechnęła.
-Spokojnie. Ja...ja nie mogę mieć dzieci.-powiedziała i spuściła głowę, a zaraz potem uciekła do łazienki.
A ja leżałem na łóżku zastanawiając się, co ja takiego do cholery powiedziałem?!
Już chciałem do niej iść, przeprosić, zrobić cokolwiek, kiedy usłyszałem szum płynącej wody. Kąpała się, więc odpuściłem. Ale nie zamierzałem jej zostawiać. Choćbym miał się kajać, musiałem ją zatrzymać przy sobie.
Zrobiłem sobie kawę i czekałem, aż moja blond piękność skończy się myć. Zastanawiałem się, jak tam sytuacja na Biegunie. Możliwe, że North się już dowiedział, ze mieszkam z Elsą. W końcu Piasek mógł mu powiedzieć. Ewidentnie nie trawili Elsy, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego. Za tym musiała się kryć jakaś większa tajemnica. A ja musiałem się dowiedzieć, o co chodzi.
Odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegało chrząknięcie i zamarłem.
Elsa, stojąca tam w mojej bluzie, która swoją drogą robiła za sukienkę, z wilgotnymi włosami i nieśmiałym spojrzeniem wyglądała...nie do opisania. To był najbardziej seksowny i niewinny widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Mógłbym wpatrywać się w tą naturalną piękność już do końca życia, ale mieliśmy do pogadania. Potrząsnąłem głową, w celu oczyszczenia myśli, ale i tak to nic nie dało. Uśmiechnąłem się, bo nie mogłem i przede wszystkim nie chciałem się oprzeć. Odstawiłem szybko kubek, zapominając o kawie.
-Chodź do mnie-powiedziałem, a kiedy wykonała moje polecenie bez problemu, napaliłem się jeszcze bardziej. Stanęła dość daleko ode mnie, wiec złapałem ją w talii i przyciągnąłem bliżej.
-Wiesz jak seksownie wyglądasz?-spytałem, ale kiedy uniosła głowę ujrzałem w jej twarzy zmartwienie i zdziwienie.- Błagam, powiedz, co zrobiłem nie tak. Słońce, nie mogę patrzeć jak jesteś taka przybita. Proszę.
-Nie chcesz mieć dzieci ze mną?-spytała i opuściła głowę.A wtedy do mnie dotarło, ze ona nadal nie jest mnie pewna. Mimo tego wszystkiego, co zrobiliśmy, ona dalej nie jest pewna naszego związku. Zaśmiałem się z niedorzeczności tej sytuacji.
-Co?-burknęła.
-Och, kochanie-starałem opanować rozbawienie w głosie. Złapałem jej twarz w dłonie i uniosłem tak, by na mnie spojrzała.- Nie wolno ci tak myśleć, okej? Chcę stworzyć z tobą rodzinę. Chcę, byś została moją żoną. Ale ty już jesteś moja. Zawsze byłaś. Nawet, kiedy jeszcze nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nie chciałem dziecka z przypadku. Chciałem, byśmy byli oficjalnie małżeństwem, a wtedy możemy mieć gromadkę dzieci.
-Chcesz...ślubu?-spytała wzruszonym głosem.
-Słońce, właśnie to powiedziałem. Chcę się do ciebie wprowadzić. Ale tylko na jakiś czas. Chcę byśmy zamieszkali w jakimś dużym domu. Takim, który oboje wybierzemy.
-Ale...ty jesteś Strażnikiem. Masz...obowiązki...Inni Strażnicy...
-Nie obchodzą mnie inni Strażnicy. Teraz jesteś tylko ty. Tylko MY. Znajdę sposób, by wyrwać się spod ich skrzydeł. Poradzimy sobie z nieśmiertelnością. Coś wymyślimy...
-Jack...?-powiedziała niepewnie, przygryzając wargę i doprowadzając mnie tym do białej gorączki.
-Tak, słońce?
-Bo...pamiętasz jak Strażnicy mnie uratowali, kiedy umierałam?
Spiąłem się na tę myśl. Nie chciałem pamiętać tego dnia.
-Oczywiście, ale...
-Proszę, nie przerywaj mi. Wtedy...oni mogli mnie uzdrowić tylko w jeden sposób. Oni...sprawili, że jestem nieśmiertelna. Zabronili mi tobie mówić. Mówić komu kolwiek. Nie mogłam nic powiedzieć do 18 lat. A potem Mrok mnie porwał i...przepraszam, ze nic ci nie powiedziałam.
Kiedy dotarło do mnie, że wiek już nas nie dzieli poczułem, że musimy byś razem. Skoro nawet Księżyc chciał, żebyśmy byli razem, nie mogliśmy od siebie odejść.
Nie mogłem już dłużej czekać. Pocałowałem ją mocno i głęboko, zapewniając o tym, jak bardzo mi na niej zależy. To, że oddała pocałunek nakręciło mnie do tego stopnia, że miałem ochotę wrócić do sypialni.
-Widzisz? Jesteśmy sobie przeznaczeni.-powiedziałem szybko i ponownie zatopiłem swoje wargi w jej.
Heeeejjj!!!
Wracam do pracy po urlopie od pisania. Kto się cieszy? No z pewnością ja! :D Tęskniłam <3
A więc, zaczynamy rok szkolny, więc ustalmy sobie parę rzeczy.
1. Rozdziały najprawdopodobniej będą pojawiały się raz w tygodniu, najpewniej w weekendy.
2. Rozdzieliłam całą pozostałą fabułę na rozdziały i zostało nam jeszcze 12 rozdziałów(w tym epilog) i zakończymy historię Jacka i Elsy, ale nie skończę z tą historią. Ale na razie jestem cicho.
3. Zaczęłam pisać kolejną historię, niestety nie związaną z Jelsą, ale może was zainteresuje? Tytuł to: "CO chcesz zrobić przed śmiercią?" i prolog opowieści znajduje się na Wattpadzie. Serdecznie zapraszam zainteresowanych.
I jeszcze w ramach wyjaśnienia, ta druga historia nie zmieni planów tej. Tamta to na razie tylko dodatek. Odskocznia od tego, bo czasami męczy mnie ten temat, a tak to będę miała odskocznie i rozdziały (miejmy nadzieję) będą lepsze.
Czekam na wasze komentarze, które ubóstwiam.
Pozdrawiam ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)