Pogrzeb był taki jak zawsze-skromny. Dziecko nie miało żadnej rodziny. Nawet rodzice się nie zjawili, chociaż zostali powiadomieni. Przyszli prawie wszyscy pracownicy ośrodka, oprócz tych, którzy musieli zostać z dzieciakami. Przeżyłam ten dzień wyjątkowo łagodnie dzięki obecności Jack'a.
Czas mijał o wiele szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Jack wprowadził się do mnie i muszę przyznać, że to było niewiarygodnie przyjemne. Nadal jednak martwiła mnie sprawa Strażników. Nie chciałam być powodem kłótni, szczególnie z nimi. To była jego rodzina. Najbliżsi przyjaciele. Pragnęłam się z nimi pogodzić, ale w głębi duszy potwornie się tego bałam. Nie zniosłabym ich wściekłych wzroków pełnych obrzydzenia. Nadal nie wiedziałam, co ja takiego zrobiłam.
Kiedy tylko rozpoczynałam ich temat Jack zapewniał mnie, że nie mam się czym martwić. Całował mnie w czoło i zmieniał temat. Wiedziałam jednak, ze chciałby, by było dobrze.
I tak minął prawie miesiąc. Jack spędzał czas w szpitalu, albo u dzieci, które już znał. Wtedy się rozdzielaliśmy mimo iż on zawsze proponował, bym poleciała z nim. Nadal bałam się jednak latania i przede wszystkim musiałam zostać ze swoimi podopiecznymi.
Któregoś dnia chłopak poleciał bardzo wcześnie uprzednio całując mnie na pożegnanie. Niestety byłam tak zmęczona, że zaraz znów usnęłam.
Poczułam nieprzyjemne gniecenie w żołądku. Natychmiast wstałam i popędziłam do łazienki, gdzie zwróciłam całą kolację. Nienawidziłam wymiotować. Nieprzyjemne pieczenie w gardle i mimowolnie spływające po twarzy łzy nie były niczym przyjemnym. W końcu nie zostało już we mnie nic więc osunęłam się na podłogę. Wczoraj nie zjadłam nic, co mogło by mi zaszkodzić, ale od zawsze miałam wrażliwy żołądek.
Kiedy osłabienie minęło wstałam powoli z podłogi, spłukałam wodę w toalecie i podeszłam do umywalki. Wyglądałam okropnie. Gorzej niż zwykle. Potrzebowałam korektora i dużo podkładu.
Kiedy umyłam zęby i ogarnęłam swój wygląd było już po 10. NIGDY nie spałam tak długo, ale nadal byłam zmęczona. Nie miałam jednak ochotę na kawę ani na nic innego. Chciałam się tylko położyć spać i odespać.
Ale musiałam iść do ośrodka. Dzieci czekały, a ja nie mogłam zrobić sobie wolnego tylko dlatego, ze chciało mi się spać. Ubrałam się więc i ruszyłam do szpitala. Po drodze złapały mnie okropne mdłości, ale nie miałam już czym zwymiotować, wiec tylko przełknęłam gorzkie uczucie i poszłam dalej.
-Boże, już się martwiłam że coś się stało!-usłyszałam wchodząc do szpitala od Sophie, która natychmiastowo mnie przytuliła. Odchyliła się, by na mnie spojrzeć.-Chyba jednak coś się stało.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Skąd wiedziała? Pociągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
-No dobra, kawa czy herbata.
Wcześniej z pewnością wybrałabym kawę, ale teraz mdliło mnie na tę myśl. Na herbatę tez nie miałam ochotę.
-Wody. Zwykłej wody.-poprosiłam i oparłam się o kanapę. Byłam zmęczona mdłościami i czułam, ze gdybym zamknęła oczy, od razu bym zasnęła.
-Wody?-zapytała Sophie spoglądając na mnie niepewnie.-Dostaniesz wody. A potem mi powiesz, co jest.
Kilka minut później siedziała obok mnie z kubkiem herbaty.
-No dobra. Gadaj. Wszystko. Co on ci zrobił?
-Kto?-zapytałam zdezorientowana popijając wodę. Było mi lepiej.
-No Jack. Dziewczyno, masz na sobie tyle makijażu, a ty się przecież nigdy nie malujesz w ten sposób. Ale i tak wyglądasz jak siedem nieszczęść. Musiało się coś stać.
-Nic mi nie zrobił, Sophie. To nie on. Ja po prostu...gorzej się czuje.
-Co znaczy gorzej?-zapytała dziewczyna odkładając kubek i przykładając mi rękę do czoła.
-Rano zwymiotowałam wszystko co miałam w żołądku. Cały czas mnie mdli i jestem przez to zmęczona.
Spojrzała na mnie dziwnie. Przełknęła ślinę, jakby bała się coś powiedzieć, a potem zaczęła się bawić palcami. Nigdy się tak nie zachowywała, więc byłam zdziwiona.
-Co?-spytałam, nie mogąc znieść dłużej jej zachowania.
-Nie obraź się tylko, okej? Nie uważasz, ze...możesz być w ciąży?
Osłupiała wpatrywałam się w jej twarz. To nie mogła być ciąża.
-Nie. Nie jestem. Ja...nie mogę mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Poza tym miałam niedawno okres.
-Och, przepraszam. Nie wiedziałam...W takim razie musiałaś się czymś zatruć. Wróć do domu i odpocznij. Zajmę się dziś dzieciakami. A kiedy poczujesz się lepiej, wrócisz.
-Na pewno dasz sobie radę?
-Tak, przestań się przejmować. Do domu. Już!-zaśmiała się i delikatnie wypchnęła z mieszkania.
Po drodze do domu zrobiłam się okropnie głodna. Zupełnie zapomniałam już o mdłościach i poczułam nieodpartą chęć jedzenia. Kiedy tylko przeszłam obok pizzerii nie było już odwrotu. Wpadłam do środka i zamówiłam kawałek pizzy, po czym wsunęłam go w zastraszającym tempie. Ale nadal byłam głodna. Postanowiłam jeszcze wstąpić na lody i miałam nadzieję, że w końcu zaspokoję swój głód. Zamówiłam trzy gałki i usiadłam w parku, by je zjeść. Wpatrywałam się w ludzi przechodzących obok mnie, w jadące auta i witryny sklepów. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się apteka. Byłam pewna, ze moje dolegliwości to nie była ciąża. Po pierwsze lekarze dawali mi marne szanse na zajście w ciążę, która i tak musiałaby się odbywać pod nadzorem. Nie mogłam zajść w ciążę ot tak, bez żadnego przygotowania. Poza tym kilka dni wcześniej miałam miesiączkę. Co prawda trwała tylko jeden dzień i przechodziłam ją wyjątkowo łagodnie, ale to i tak o niczym nie świadczyło.
Ale coś nie dawało mi spokoju. Nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, ale coś mnie podkusiło, żeby wejść do apteki. A wtedy nie było już odwrotu. Kupiłam test ciążowy. I byłam zdeterminowana, by go zrobić. Przecież i tak miał wyjść negatywny, więc nie miałam się czym martwić.
Ale zanim doszłam do domu dopadły mnie wątpliwości i strach. Schowałam test w odmętach szafek. Bałam się go zrobić. Nawet nie potrafiłam tego wyjaśnić. Ale się bałam.
Nawet się nie przebrałam, tylko położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Jack
Wstawanie wcześnie rano było jedną z rzeczy, jakiej nienawidziłem robić. Wolałbym zostać w łóżku i cieszyć się obecnością Elsy. Ale musiałem wstać i udać się do siedziby Strażników. Nie chciałem martwić dziewczyny, ale dostałem od nich już dwa wezwania. Musiałem się do nich wybrać. Ale ona nie mogła się o niczym dowiedzieć. Wysunąłem się ostrożnie z łóżka i udałem się do łazienki.
Kiedy z niej wróciłem-ubrany i gotowy uklęknąłem tuż przed Elsą. Była niesamowicie piękna, a te jej zaróżowione policzki zdecydowanie nie pomagały mi opuścić domu.
-Słońce?-chciałem obudzić ją i powiedzieć gdzie lecę, żeby się nie martwiła.-Kochanie, wstawaj.
-Hm...?-mruknęła otwierając tylko jedno oko. Wyglądała na zmęczoną, a ja nie miałem zamiaru zajmować jej czasu dłużej niż to było możliwe.
-Lecę do dzieciaków. Wrócę tak wcześnie jak się da i może zajrzę do ciebie.
-Mhm...-jej oko zamknęło się. Zachichotałem cicho i pocałowałem ją w czoło. Zdecydowanie nie chciałem lecieć. Mogłem zostać i wykorzystać ten czas o wiele lepiej. Ale n ie chciałem, by Strażnicy posunęli się dalej niż to konieczne. Zamierzałem załatwić z nimi to, co miałem załatwić i znów mieć święty spokój. Z taką myślą poleciałem na Biegun szybciej niż kiedykolwiek.
-Wiemy, że z nią mieszkasz.-oto jakie słowa przywitały mnie zaraz po przekroczeniu siedziby. North wydawał się zirytowany i zmęczony. A to było nie podobne do niego. Zazwyczaj wręcz tryskał energią.
-A może by tak "Dzień dobry"? Albo "Ho ho ho!"?-spytałem siadając wygodnie na jednym z foteli.
-Nie przeginaj.-ostrzegł mnie.-Dlaczego nas okłamałeś? I dlaczego mieszkasz akurat z nią?
-Ta ONA ma imię. Nazywa się Elsa i może cię to zdziwi, ale kocham ją. I nie zamierzam z niej zrezygnować tylko dla jakiegoś twojego widzimisię.
-Ale dlaczego ona?! Nie mogłeś sobie znaleźć innej laski na jedną noc?!
-Po pierwsze, Elsa nie jest laską na jedną noc. Znaczy o wiele więcej. A po drugie, dlaczego ty jej tak nienawidzisz? Wezwałeś mnie tylko dlatego, żeby ponarzekać, że w końcu jestem szczęśliwy? Że znalazłem kogoś, dzięki komu chce mi się żyć?
-Nie będę odpowiadał na twoje pytania. My jesteśmy twoją rodziną i kiedy ona puści cię z torbami my będziemy czekać.
I tu się mylił. Teraz to Elsa była moją rodziną. To z nią chciałem żyć. To ją teraz stawiałem na pierwszym miejscu. Nie ważne co mówił North.
Zanim wróciłem do domu odwiedziłem dzieciaki, które znałem. Ostatnio poważnie je zaniedbałem, dlatego wynagrodziłem im to, spędzając z nimi cały dzień. Bawiliśmy się i ganialiśmy po wszystkich ulicach. Nie wydawały się być smutne, ale kiedy tylko mnie zobaczyły uśmiechnęły się szeroko i zobaczyłem w ich oczach ekscytację.
Kiedy przekroczyłem próg domu było już ciemno. Moja ukochana na pewno była już w domu. Światła były pogaszone, więc stwierdziłem, że Elsa już śpi.
Miałem rację. Leżała zwinięta na środku łóżka w zwykłych ubraniach. Zdziwiłem się, bo ona zawsze zmieniała ubranie zanim poszła spać, a teraz zasnęła w niewygodnych dżinsach. Musiała być naprawdę zmęczona. Westchnąłem i podszedłem, by ją rozebrać. Nie chciałem wyjść na zboczeńca, ale nie mogłem pozwolić, żeby było jej niewygodnie. Ściągnąłem to obcisłe spodnie, a potem koszulkę. Odpiąłem wszystkie bransoletki i odłożyłem je na toaletkę. Potem sam ściągnąłem spodnie, a swoją koszulkę delikatnie założyłem dziewczynie. Nawet się nie poruszyła. Przez chwilę zmartwiłem się, ze może nie żyje, ale jej unosząca się i opadająca klatka piersiowa upewniła mnie, ze po prostu zasnęła głębokim snem.
Spojrzałem na jej twarz. W niektórych miejscach puder starł się, tak samo z resztą jak tusz. Miałem dwa pytania: Dlaczego poszła spać w makijażu? i Dlaczego miała go tak dużo?. Nie chciałem jej budzić, ponieważ musiała być bardzo zmęczona. Dałem jej spać.
Przytuliłem ją od tyłu i schowałem twarz we włosach. Gdyby dowiedziała się, gdzie tak naprawdę byłem mogła by się okropnie zmartwić. Albo zacząć gadać bzdury, że nie powinienem wybierać jej. Ale ja byłem pewny. Byłem pewny NAS.
Uśmiechnąłem się myśląc w ten sposób. My.
-Kocham cię-wyszeptałem, zanim całkowicie odpłynąłem.
Heeeeej! Mamy kolejny rozdzialik. Napisałam go mega szybko, więc takie pisanie rozdziału raz na tydzień jest zbawienne dla fabuły. Także...
Kurde, no nie wiem co mam jeszcze napisać xD Wiecie, komentarze itp...No dobra, nie będę żałosna.
Jak zawsze:
Kocham was <3
Pozdrawiam ;*
-Boże, już się martwiłam że coś się stało!-usłyszałam wchodząc do szpitala od Sophie, która natychmiastowo mnie przytuliła. Odchyliła się, by na mnie spojrzeć.-Chyba jednak coś się stało.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Skąd wiedziała? Pociągnęła mnie do mieszkania i posadziła na kanapie.
-No dobra, kawa czy herbata.
Wcześniej z pewnością wybrałabym kawę, ale teraz mdliło mnie na tę myśl. Na herbatę tez nie miałam ochotę.
-Wody. Zwykłej wody.-poprosiłam i oparłam się o kanapę. Byłam zmęczona mdłościami i czułam, ze gdybym zamknęła oczy, od razu bym zasnęła.
-Wody?-zapytała Sophie spoglądając na mnie niepewnie.-Dostaniesz wody. A potem mi powiesz, co jest.
Kilka minut później siedziała obok mnie z kubkiem herbaty.
-No dobra. Gadaj. Wszystko. Co on ci zrobił?
-Kto?-zapytałam zdezorientowana popijając wodę. Było mi lepiej.
-No Jack. Dziewczyno, masz na sobie tyle makijażu, a ty się przecież nigdy nie malujesz w ten sposób. Ale i tak wyglądasz jak siedem nieszczęść. Musiało się coś stać.
-Nic mi nie zrobił, Sophie. To nie on. Ja po prostu...gorzej się czuje.
-Co znaczy gorzej?-zapytała dziewczyna odkładając kubek i przykładając mi rękę do czoła.
-Rano zwymiotowałam wszystko co miałam w żołądku. Cały czas mnie mdli i jestem przez to zmęczona.
Spojrzała na mnie dziwnie. Przełknęła ślinę, jakby bała się coś powiedzieć, a potem zaczęła się bawić palcami. Nigdy się tak nie zachowywała, więc byłam zdziwiona.
-Co?-spytałam, nie mogąc znieść dłużej jej zachowania.
-Nie obraź się tylko, okej? Nie uważasz, ze...możesz być w ciąży?
Osłupiała wpatrywałam się w jej twarz. To nie mogła być ciąża.
-Nie. Nie jestem. Ja...nie mogę mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Poza tym miałam niedawno okres.
-Och, przepraszam. Nie wiedziałam...W takim razie musiałaś się czymś zatruć. Wróć do domu i odpocznij. Zajmę się dziś dzieciakami. A kiedy poczujesz się lepiej, wrócisz.
-Na pewno dasz sobie radę?
-Tak, przestań się przejmować. Do domu. Już!-zaśmiała się i delikatnie wypchnęła z mieszkania.
Po drodze do domu zrobiłam się okropnie głodna. Zupełnie zapomniałam już o mdłościach i poczułam nieodpartą chęć jedzenia. Kiedy tylko przeszłam obok pizzerii nie było już odwrotu. Wpadłam do środka i zamówiłam kawałek pizzy, po czym wsunęłam go w zastraszającym tempie. Ale nadal byłam głodna. Postanowiłam jeszcze wstąpić na lody i miałam nadzieję, że w końcu zaspokoję swój głód. Zamówiłam trzy gałki i usiadłam w parku, by je zjeść. Wpatrywałam się w ludzi przechodzących obok mnie, w jadące auta i witryny sklepów. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się apteka. Byłam pewna, ze moje dolegliwości to nie była ciąża. Po pierwsze lekarze dawali mi marne szanse na zajście w ciążę, która i tak musiałaby się odbywać pod nadzorem. Nie mogłam zajść w ciążę ot tak, bez żadnego przygotowania. Poza tym kilka dni wcześniej miałam miesiączkę. Co prawda trwała tylko jeden dzień i przechodziłam ją wyjątkowo łagodnie, ale to i tak o niczym nie świadczyło.
Ale coś nie dawało mi spokoju. Nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, ale coś mnie podkusiło, żeby wejść do apteki. A wtedy nie było już odwrotu. Kupiłam test ciążowy. I byłam zdeterminowana, by go zrobić. Przecież i tak miał wyjść negatywny, więc nie miałam się czym martwić.
Ale zanim doszłam do domu dopadły mnie wątpliwości i strach. Schowałam test w odmętach szafek. Bałam się go zrobić. Nawet nie potrafiłam tego wyjaśnić. Ale się bałam.
Nawet się nie przebrałam, tylko położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Jack
Wstawanie wcześnie rano było jedną z rzeczy, jakiej nienawidziłem robić. Wolałbym zostać w łóżku i cieszyć się obecnością Elsy. Ale musiałem wstać i udać się do siedziby Strażników. Nie chciałem martwić dziewczyny, ale dostałem od nich już dwa wezwania. Musiałem się do nich wybrać. Ale ona nie mogła się o niczym dowiedzieć. Wysunąłem się ostrożnie z łóżka i udałem się do łazienki.
Kiedy z niej wróciłem-ubrany i gotowy uklęknąłem tuż przed Elsą. Była niesamowicie piękna, a te jej zaróżowione policzki zdecydowanie nie pomagały mi opuścić domu.
-Słońce?-chciałem obudzić ją i powiedzieć gdzie lecę, żeby się nie martwiła.-Kochanie, wstawaj.
-Hm...?-mruknęła otwierając tylko jedno oko. Wyglądała na zmęczoną, a ja nie miałem zamiaru zajmować jej czasu dłużej niż to było możliwe.
-Lecę do dzieciaków. Wrócę tak wcześnie jak się da i może zajrzę do ciebie.
-Mhm...-jej oko zamknęło się. Zachichotałem cicho i pocałowałem ją w czoło. Zdecydowanie nie chciałem lecieć. Mogłem zostać i wykorzystać ten czas o wiele lepiej. Ale n ie chciałem, by Strażnicy posunęli się dalej niż to konieczne. Zamierzałem załatwić z nimi to, co miałem załatwić i znów mieć święty spokój. Z taką myślą poleciałem na Biegun szybciej niż kiedykolwiek.
-Wiemy, że z nią mieszkasz.-oto jakie słowa przywitały mnie zaraz po przekroczeniu siedziby. North wydawał się zirytowany i zmęczony. A to było nie podobne do niego. Zazwyczaj wręcz tryskał energią.
-A może by tak "Dzień dobry"? Albo "Ho ho ho!"?-spytałem siadając wygodnie na jednym z foteli.
-Nie przeginaj.-ostrzegł mnie.-Dlaczego nas okłamałeś? I dlaczego mieszkasz akurat z nią?
-Ta ONA ma imię. Nazywa się Elsa i może cię to zdziwi, ale kocham ją. I nie zamierzam z niej zrezygnować tylko dla jakiegoś twojego widzimisię.
-Ale dlaczego ona?! Nie mogłeś sobie znaleźć innej laski na jedną noc?!
-Po pierwsze, Elsa nie jest laską na jedną noc. Znaczy o wiele więcej. A po drugie, dlaczego ty jej tak nienawidzisz? Wezwałeś mnie tylko dlatego, żeby ponarzekać, że w końcu jestem szczęśliwy? Że znalazłem kogoś, dzięki komu chce mi się żyć?
-Nie będę odpowiadał na twoje pytania. My jesteśmy twoją rodziną i kiedy ona puści cię z torbami my będziemy czekać.
I tu się mylił. Teraz to Elsa była moją rodziną. To z nią chciałem żyć. To ją teraz stawiałem na pierwszym miejscu. Nie ważne co mówił North.
Zanim wróciłem do domu odwiedziłem dzieciaki, które znałem. Ostatnio poważnie je zaniedbałem, dlatego wynagrodziłem im to, spędzając z nimi cały dzień. Bawiliśmy się i ganialiśmy po wszystkich ulicach. Nie wydawały się być smutne, ale kiedy tylko mnie zobaczyły uśmiechnęły się szeroko i zobaczyłem w ich oczach ekscytację.
Kiedy przekroczyłem próg domu było już ciemno. Moja ukochana na pewno była już w domu. Światła były pogaszone, więc stwierdziłem, że Elsa już śpi.
Miałem rację. Leżała zwinięta na środku łóżka w zwykłych ubraniach. Zdziwiłem się, bo ona zawsze zmieniała ubranie zanim poszła spać, a teraz zasnęła w niewygodnych dżinsach. Musiała być naprawdę zmęczona. Westchnąłem i podszedłem, by ją rozebrać. Nie chciałem wyjść na zboczeńca, ale nie mogłem pozwolić, żeby było jej niewygodnie. Ściągnąłem to obcisłe spodnie, a potem koszulkę. Odpiąłem wszystkie bransoletki i odłożyłem je na toaletkę. Potem sam ściągnąłem spodnie, a swoją koszulkę delikatnie założyłem dziewczynie. Nawet się nie poruszyła. Przez chwilę zmartwiłem się, ze może nie żyje, ale jej unosząca się i opadająca klatka piersiowa upewniła mnie, ze po prostu zasnęła głębokim snem.
Spojrzałem na jej twarz. W niektórych miejscach puder starł się, tak samo z resztą jak tusz. Miałem dwa pytania: Dlaczego poszła spać w makijażu? i Dlaczego miała go tak dużo?. Nie chciałem jej budzić, ponieważ musiała być bardzo zmęczona. Dałem jej spać.
Przytuliłem ją od tyłu i schowałem twarz we włosach. Gdyby dowiedziała się, gdzie tak naprawdę byłem mogła by się okropnie zmartwić. Albo zacząć gadać bzdury, że nie powinienem wybierać jej. Ale ja byłem pewny. Byłem pewny NAS.
Uśmiechnąłem się myśląc w ten sposób. My.
-Kocham cię-wyszeptałem, zanim całkowicie odpłynąłem.
Heeeeej! Mamy kolejny rozdzialik. Napisałam go mega szybko, więc takie pisanie rozdziału raz na tydzień jest zbawienne dla fabuły. Także...
Kurde, no nie wiem co mam jeszcze napisać xD Wiecie, komentarze itp...No dobra, nie będę żałosna.
Jak zawsze:
Kocham was <3
Pozdrawiam ;*
Zajebisty 😀
OdpowiedzUsuńSPÓŹNIŁAM SIĘ JEBANE SIEDEM DNI. PRZEPRASZAM
OdpowiedzUsuńNiby widziałam rozdział, ale nieogar miałam i zapomniałam skomentować, przepraszam :<
JEZU JAK TO MOŻLIWE, ŻE TO WSZYSTKO JEST TAKIE SŁODKIE. W OGÓLE TA KOŃCÓWKA TO JEST JAKIŚ WYGRYW.
ELSA JEST W CIĄŻY, BO TO NIE JEST ZATRUCIE POKARMOWE. TAK TO JEST, JAK SIĘ NIE UŻYWA PREZERWATYW.
- Hej, Jack, zdałam test!
- Serio, kochanie? To super! A jaki to był test?
- Ciążowy, ha.
Nikt nie potrafi rozśmieszyć mnie tak bardzo jak ja sama siebie.
W każdym razie to słodki, mały dzidziuś.
W ogóle oni sobie żyją i wszystko i tak dalej i tak dalej
A JA JESTEM CIEKAWA CO ZROBIŁA ANNA, JAK JACK NIE PRZYSZEDŁ DO NIEJ NA WIGILIĘ XDDD I NIE MA GO DŁUŻSZY CZAS XDD
Rozdział świetny *.* Uwielbiam tego bloga i chyba się zaryczę, jak coś się z nim stanie.
Pozdrówki
Zboczona ja
( ͡° ͜ʖ ͡°)