niedziela, 23 października 2016

Rozdział XL

Elsa
Pierwszy dzień minął bez zmian. Starałam się ograniczyć stres do minimum. Nie pozwoliłam Jack'owi ruszać się z domu dłużej niż na dziesięć minut. Kiedy mijały, zaczynałam panikować.  Nie lubił tego, więc nie zostawiał mnie. Dzięki temu, czułam się bezpieczniejsza.
Drugiego dnia zaczęłam przyzwyczajać się, że nic mi nie może się stać. Mrok bredził i nie mógł kontrolować małego życia wewnątrz mnie.
Trzeciego dnia znów zaczęłam się stresować. Dziecko od rana nie kopnęło ani razu, a ja zestresowałam się jeszcze bardziej.
-Przestań-usłyszałam zirytowany głos Jack'a. Nie zrozumiałam, o co mu chodzi, dopóki nie wyjął mojego kciuka z ust. Obgryzałam paznokcie. Nigdy mi się to nie zdarzyło, zawsze dbałam o dłonie, ale teraz dosłownie szalałam ze strachu.
-Przepraszam.-popatrzyłam na niego przepraszającym wzrokiem. Wziął w swoje dłonie moją rękę.
-Nie przepraszaj, tylko mi powiedz o co chodzi.
-Nie...jeszcze nie teraz. Proszę, nie męcz mnie. Jutro...jutro już będzie dobrze, tylko dziś...wytrzymaj jeszcze dziś, proszę...
Popatrzył na mnie z bólem w oczach. Wiem, że chciał mi pomóc, ale nie mógł. Gdyby się dowiedział...zdenerwował by się, co zdenerwowało by mnie i dziecko.
-Elsa...
-Nie, Jack. Proszę, daj mi dziś spokój. Prosze...
Westchnął i puścił moją rękę niemal agresywnie, a potem zszedł na dół, zostawiając mnie samą.
       Jack wszedł do pokoju i spojrzał na mnie. Leżałam już w łóżku i czekałam na niego. Cały dzień unikaliśmy siebie, ale tak bardzo mi go brakowało...Położył się obok mnie, a potem przeniósł tak, że po chwili zwisał nade mną.
-Elsa-powiedział przesuwając palcami po mojej twarzy. Czułam kojące zimno i niemal zapłakałam z przyjemności
-Jack.
-Cokolwiek się dzieje, możesz mi ufać. Kocham cię. Wiesz o tym. Słońce, boli mnie to, że coś się dzieje, a ja nie mogę ci pomóc. Kochanie, proszę, PROSZĘ, powiedz mi, co jest?
Boże, ona tak bardzo mnie kochał, a ja byłam dla niego taka okropna. Poczułam jak ściera moje łzy. Już chciałam mu powiedzieć, ale poczułam chęć bliskości.
-Przytul mnie. I nie wypuszczaj.-szepnęłam, a kiedy mnie przytulił poczułam się bezpiecznie
-Nigdy.-szepnął i cmoknął mnie w czoło, a przeze mnie przeleciała fala miłości.
   Minęła 23:30. Mrok mnie okłamał. Moje maleństwo było bezpiecznie. Praktycznie zostało mi jeszcze pół godziny, ale przez trzy dni nic się nie działo, więc te pół godziny nie robiło mi różnicy.
Chciałam poczekać do północy, ale oczy same mi się zamykały. Byłam zmęczona po trzech dniach oczekiwania i szybko zasnęłam.
  Wydawało mi się, że nie przespałam pięciu minut. Obudził mnie potworny ból w dole brzucha. Pisnęłam i zwinęłam się w kłębek. Tak bardzo mnie bolało...
-Elsa, słońce, co się dzieje?!-usłyszałam głos Jack'a, ale nie byłam w stanie otworzyć oczu, z których i tak ciekły łzy bólu.
-Dziecko...-zdołałam wyszeptać, po czym po złapał mnie kolejny skurcz, a ja krzyknęłam.
-O Boże...-usłyszałam, a potem poczułam jak mnie podnosi.
  Nie wiem gdzie byłam. Bolało mnie wystarczająco, by oderwać mnie od rzeczywistości. Czułam w gardle ogromną suchość i wydawało się, że spływa krwią, ale najgorszy był ból niżej.
Moje dziecko...Moje maleństwo...Uratują je...Będziemy bezpieczni...Oboje...
Poczułam ukłucie na ramieniu. Ostatnie co widziałam to zegar. 23:59.
Jack
Mogłem spokojnie powiedzieć, że Elsie odbiło przez te ciążę. Zachowywała się jak psychopatka. Ciągle zaglądała na zegar. Obgryzała paznokcie. Głaskała się po brzuchu częściej niż to konieczne. A co najgorsze: nie pozwalała opuszczać domu. Kiedyś wyszedłem do ogrodu.  Kiedy wróciłem zrobiła mi tyradę o tym, jak bardzo ją denerwuje. Po pół godzinie krzyków  rozpłakała się i przez resztę dnia nie odstępowała mnie na krok. Kochałem ją jak szalony, ale zachowywała się jak nie ona...
Chcąc ją odstresować puściłem nam jakiś film w telewizji i przytuliłem ją na łóżku. Wtuliła się we mnie od razu, a ja poczułem się lepiej.
Jednak już po kilku minutach zaczęła obgryzać kciuk. Jej twarz napięła się i wyglądała nienaturalnie.
-Przestań.-powiedziałem, a ona popatrzyła na mnie z niezrozumieniem. Westchnąłem i wyjąłem jej palec z ust. Elsa zaczerwieniła się odrobinę i spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
-Przepraszam.-powiedziała i zaczęła bawić się rękami. Złapałem jej dłoń w swoje.
-Nie przepraszaj, tylko mi powiedz o co chodzi.
-Nie...jeszcze nie teraz. Proszę, nie męcz mnie. Jutro...jutro już będzie dobrze, tylko dziś...wytrzymaj jeszcze dziś, proszę...
Zawsze tak było. Ja ją pytałem, a ona mnie zbywała. Ja chciałem pomóc, a ona nie chciała mojej pomocy. Wkurzało mnie to i bolało bardziej niż cokolwiek innego.
-Elsa...-chciałem spróbować, ale ona znów mnie zbyła.
-Nie, Jack. Proszę, daj mi dziś spokój. Prosże...
Puściłem jej rękę i niemal wybiegłem z pokoju. Byłem tak wkurzony, że nie mogłem ustać na nogach. Ma swój spokój. Beze mnie.
 Myśl, że coś mogło być nie tak prześladowała mnie przez cały czas. Do końca dnia nie odzywaliśmy się do siebie, ale kiedy wieczorem wszedłem do sypialni moja narzeczona już leżała w łóżku przygotowana do snu. Chociaż w sumie wcale tak nie wyglądała. Mięśnie miała napięte, oczy żywe, a oddech szybki. Okej, to było już nie do pomyślenia.
Położyłem się obok niej.
-Elsa-powiedziałem zawisając nad nią i głaszcząc ją po twarzy. Prąd zimna przeleciał przez moje palce.
-Jack.-jej głos był napięty i zmysłowy.
-Cokolwiek się dzieje, możesz mi ufać. Kocham cię. Wiesz o tym. Słońce, boli mnie to, że coś się dzieje, a ja nie mogę ci pomóc. Kochanie, proszę, PROSZĘ, powiedz mi, co jest?
Spojrzała na mnie z łzami w oczach. Starłem je, kiedy spłynęły z jej twarzy.
-Przytul mnie. I nie wypuszczaj.-powiedziała i zapłakała. Zgarnąłem ją w swoje ramiona.
-Nigdy.-szepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
   Obudził mnie przeraźliwy krzyk mojej ukochanej. Natychmiast zerwałem się, gotowy do działania. Elsa zwijała się z bólu obok mnie. Jej oddech był szybki, świszczący.
-Elsa, słońce, co się dzieje?!-zapytałem widząc jak zaciska oczy.
-Dziecko...-usłyszałem, a moje serce zabiło tysiąc razy szybciej kiedy znów przeraźliwie krzyknęła.
Odkryłem ją, a moje serce stanęło. Poczułem jak niewidzialna siła ściska mi płuca, nie pozwalając oddychać.
Moja narzeczona leżała w kałuży krwi.
-O Boże...-wyszeptałem i natychmiastowo wziąłem ją na ręce. Wybiegłem z domu w samych spodniach od piżamy i uniosłem się w górę. Musieliśmy być w szpitalu. NATYCHMIAST.
Elsa znów krzyknęła, kiedy przekroczyliśmy próg najbliższego szpitala. Od razu podleciały do nas pielęgniarki wypytując o najróżniejsze rzeczy, a ja po prostu chciałem, żeby pomogły Elsie. W końcu jedna z nich podjechała z wózkiem, na którym posadziłem moje słońce. Kazały mi czekać. I się uspokoić. Tylko jak ja się miałem uspokoić, kiedy nie wiedziałem co się dzieje?!
Usiadłem na jednym z krzeseł pod salą, w której zniknęła Elsa i spojrzałem na swoje dłonie ubrudzone jej krwią. Cały byłem nią umazany. Boże, nasze dziecko...Przyłożyłem dłonie do twarzy i zapłakałem.


Wybaczcie małe spóźnionko, zagapiłam się na Rio 2 xD
Kolejny rozdział zaraz jak skończę go pisać ;)

3 komentarze:

  1. ŚMIERĆ I ZNISZCZENIE, BUHAHAHAHAHA
    Jezu ale tak serio to mam ochotę Cie zabić, dobra? Ja wiedziałam, że będzie źle ale nie że aż tak no :< Mam nadzieję że to dziecko przeżyje i KIEDYŚ ANKA ZNOWU SIĘ POJAWI
    Ale tak ogólnie to ni smutno, nawet nie mogę napisać czegoś zboczonego
    A nie czekaj, mogę
    Jack twierdzi że Elsa ma napięty i zmysłowy głos xD Ja wiem że nie miał seksu przez dość długi czas ale no ten
    Od czego są ręce, hehs xD
    Pozdrawiam i czekam na następne rozdziały i na Ankę
    Hentai x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie dla ciebie Anka pojawi się już niedłuo ;*

      Usuń
  2. Jest źle, bardzo źle... Ale ogólnie rozdział jest cudny :) Pienkny i smutny.
    Biorę się za czytanie następnego bo akcja jest ciekawa, cudowna... no i zła na swój pozytywny sposób.

    OdpowiedzUsuń