Chciałam BARDZO podziękować mojej kochanej kuzynce, która jest twórczynią przepowiedni. Bez niej rozdział opóźnił by się jeszcze bardziej :*
Elsa
Zorientowałam się, że musiałam stracić przytomność, kiedy zaczęłam ją odzyskiwać. Czucie powoli wracało do części mojego ciała, a umysł wstawał z otumanienia.
Musiałam się obudzić i dowiedzieć, co tak właściwie się stało. Uniosłam leniwie powieki, chociaż wolałabym pospać jeszcze trochę.
-Słońce?-usłyszałam głos Jack'a, więc odwróciłam głowę w jego stronę.-Jak się czujesz, skarbie?
-Pić...-zdołałam tylko wycharczeć. Czułam, jakbym w gardle miała pustynię. To uczucie mogłabym porównać do kaca, jakoś 100 razy mocniejszego.
Chłopak pomógł mi usiąść i podał szklankę wody, którą natychmiast wypiłam. Od razu poczułam się lepiej.
-Co z Mrokiem?-spytałam, wycierając usta ręką.
-Pokonałaś go.-powiedział, łapiąc moją dłoń i gładząc knykcie.- Zaczęły wystawać z niego...sople, a potem się rozpadł. Nie wiem jak to zrobiłaś, i podejrzewam że ty też nie, prawda?
-Nie-wzruszyłam ramionami.-Po prostu się zdenerwowałam. Skrzywdził cię, a ja...miałam go już dość. Poczułam przypływ mocy, dość bolesny, a potem tylko ciemność.
Pokiwał głową.
-Gdzie jestem?-spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wydawało mi się, że skądś je kojarzę, ale nie mogłam rozpoznać, skąd.
-Może ci się to nie spodoba, ale proszę wysłuchaj mnie do końca.-powiedział i podszedł do okna.- Mrok miał dwoje...dzieci. W sumie nie wiem jak to nazwać. Oni mówią, że są jego dziećmi, ale ta historia jest trochę bardziej skomplikowana. W każdym razie, kiedy pokonaliśmy Mroka, uwolniliśmy ich. Chciałem ich zabić, nie chciałem, żeby na ziemi pozostawała jakakolwiek cząstka Mroka, ale wtedy powiedzieli, ze uratowali ci życie. I że uwolnili cię. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Nie mogłem ich tak po prostu wypuścić. Rozumiesz?-odwrócił się i czekał na moje potwierdzenie, więc kiwnęłam głową.-Dobrze. Zabrałem ich na Biegun. I tu się właśnie znajdujemy.
Zesztywniałam. Nie chciałam tu być. Nie zniosłabym znów widoku odrzucenia. Wiedziałam, ze oni mnie tu nie chcą. A ja nie chciałam być na czyjejś łasce.
-Elsa, uspokój się kochanie.-Jack znalazł się przy mnie błyskawicznie i złapał moją twarz w swoje dłonie.- Oni chcą nam coś powiedzieć. Mikołaj rozpoznał "córkę" Mroka. Zna ją. Kazał go poinformować, kiedy się obudzisz. Podobno ma nam coś ważnego do powiedzenia.
-Jack, ja nie chcę...
-Proszę cię. Pragnę cię chronić do końca swojego życia. Nie pozwolę, by powiedzieli o tobie ani jednego złego słowa. Jeżeli tak się stanie, wyjdziemy i już nigdy ich nie zobaczysz. A oni nie zobaczą mnie. Ale musimy spróbować. Oni mogą mieć odpowiedzi, których szukamy.
Musiałam być silna. Dla Jack'a.
-Dobrze. Miejmy to juz z głowy.-zgodziłam się, czym zostałam nagrodzona buziakiem.
Kiedy weszliśmy do sali z wielkim globusem pośrodku rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszyscy Strażnicy wpatrywali się w dziewczynę i chłopaka siedzących na kanapie. Ona wydawała się wystraszona, ale głowę trzymała wysoko i dumnie. On natomiast wydawał się niemal zirytowany obecnością tutaj.
Mój narzeczony trzymał mnie za rękę przez cały czas. Kiedy weszliśmy i kiedy usiedliśmy na kanapie. Spojrzałam na Mikołaja, który wpatrywał się tęsknymi oczami w dziewczynę.
-Możesz nam już powiedzieć o co chodzi?-spytał Jack, przerywając ciszę. Mikołaj niechętnie oderwał wzrok od dziewczyny i skupił go na mnie. Nie był to jednak wzrok morderczy, zły, a bardziej przepraszający i ciepły. Zdziwiłam się, bo taki spojrzenia nigdy nie kierowane były w moją stronę. Powoli i leniwie przeniósł oczy na Jack'a i zaczął mówić.
-Gregory był do ciebie podobny. Choć on nigdy nie robił sobie żartów, nie zachowywał się jak dzieciak. Zawsze był uśmiechnięty, serdeczny...
-Kim był Gregory?-spytał mój narzeczony.
-Strażnikiem Miłości. Zajmował się okresem, w którym dziecko stawało się dorosłe. Pilnował, aby kierowało się sercem. Był w tym genialny. Potrafił tak splątać ścieżki dwóch osób, aby z pewnością się spotkały. Ale jednego mu brakowało-własnej miłości. Do tej pory w rozległej historii Strażników coś takiego jak "związki" nie istniały. W poprzednich życiach-owszem. Ale kiedy stawałeś się Strażnikiem, oficjalnie rezygnowałeś z dalszego życia na rzecz szczęścia dzieci. Pewnego dnia Greg poznał Giję. Ta dziewczyna zawładnęła jego umysłem i sercem. Był jeszcze lepszy w tym co robił i jeszcze szczęśliwszy. Nie negowaliśmy jego związku, skoro sprawiał, że lepiej się sprawdzał w swoich obowiązkach. Ba, poznaliśmy Giję i zawładnęła również nami. Była miła, urocza, dobra i trochę zadziorna. Greg stracił dla niej głowę do tego stopnia, że chciał ją przemienić w nieśmiertelną, aby mogli żyć do końca życia. Ale kiedy chciał to zrobić, okazało się, że ona jest w ciąży. Podczas tego stanu nie wolno stosować na kobietach żadnej magii, bo mogłoby to odbić się na zdrowiu dziecka. Miał ją przemienić po porodzie. Ale wtedy ona zmarła. Urodziła dziewczynkę i zmarła na stole operacyjnym. Gregory się załamał. Stracił cały świat. Popadł w depresję. Przywiózł córkę do nas i zamknął się w pokoju zostawiając ją z nami. Spędziłem z tą dziewczynką dwa tygodnie i wiedziałem, że będzie taka sama jak matka. W końcu musiałem pomóc otrząsnąć się Gregowi w powrocie do dawnego życia. Miał córkę, musiał się nią zaopiekować, to nie było nasze zadanie. Poszedłem do jego pokoju, kiedy mała jeszcze spała, a wtedy...zobaczyłem wiszące ciało Grega.
W pokoju zrobiło się cicho. Nie było słychać nawet oddechu. Jednak coś w tej historii mi nie pasowało.
-Greg był nieśmiertelny-przerwałam nieśmiało ciszę.- Jak w ogóle zdołał się zabić?
-Nieśmiertelność Strażnika nie oznacza niezwyciężoność. Nie starzejemy się, ale potrzebujemy wszystkich rzeczy, którzy potrzebują zwykli śmiertelnicy. Co prawda mamy większą odporność na choroby, ból, a nawet leki. Ale on się powiesił. Odciął sobie dopływ powietrza. Najprawdopodobniej męczył się parę godzin. Ale w końcu umarł.
-Co z tą...dziewczynką?-odezwała się nagle dziewczyna. Rozpoznałam ten cichy głosik.
Mikołaj spojrzał na nią niemal natychmiast. Wstał i podszedł do niej. Wyglądało na to, że chce ją ukarać. Z resztą nie tylko ja. Widziałam jak chłopak zerwał się osłaniając ją własnym ciałem.
-Jeżeli ją tkniesz...-warknął, ale Mikołaj przesunął go jednym machnięciem, a potem kucnął przed dziewczyną. Złapał ją za rękę i pogłaskał.
-Musieliśmy oddać ją do sierocińca. To nie było miejsce dla dziecka bez rodziców. Miała twoje oczy. Twoją twarz. Twoje rysy twarzy. Miała twoje imię, Scarlett.
-Ja...?
-Ty jesteś ich córką. Córką Strażnika.
Zachłysnęła się powietrzem. Ja z resztą też. Twarz dziewczyny wydawała się przerażona.
-Nie jestem...moim ojcem nie był Mrok?-spytała w końcu.
-On nie miał dzieci. Jest istotą niemal niematerialną.-odpowiedział wstając. Scarlett i ten chłopak wymienili spojrzenia.
Nurtowało mnie jedno pytanie.
-Dlaczego w takim razie tak bardzo mnie nienawidzisz?-spytałam, a wzrok wszystkich skupił się na mnie.- Poprzedni związek Strażnika i śmiertelniczki zaakceptowaliście. Dlaczego nie chcecie zrobić tego teraz?
-To wcale nie tak.-westchnął.-Gregory był dla mnie jak syn. Znałem go jako dziecko. Znałem go zanim stał się Strażnikiem. Pewnego dnia uratował dziewczynkę spod kół samochodu. Wyprosiłem Księżyc, aby dał mu drugie życie. Tracąc go, straciłem część siebie. Straciłem coś, co potem on stracił-miłość. A kiedy pojawił się Jack... Zależało mi na tym, aby nie stracić kolejnego podopiecznego. Obiecałem sobie, że jego nie dam już skrzywdzić. Widziałem jak na ciebie patrzy od początku. Wiedziałem, że to oznacza kłopoty. Nie chciałem dopuścić do tego związku. Nigdy cię nie nienawidziłem.
-Więc to wszystko...te spojrzenia...nienawiść...to przez zazdrość?-odezwał się w końcu Jack. Najwyraźniej on również był zaskoczony.
-Jack, nie zrozum Northa źle.-wtrąciła się Wróżka.- Doskonale wiedzieliśmy, do czego zmierza wasza miłość. W końcu na pewno wybrałbyś ją. Baliśmy się, że zostawiłbyś nas. I ten strach właśnie do tego doprowadził.
Mój ukochany spojrzał na mnie. Doskonale wiedziałam, co oznaczał ten wzrok. Chciał z nimi porozmawiać "w cztery oczy". Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i wstałam.
-Chodźcie.-powiedziałam do Scarlett i chłopaka i udałam się do kuchni.-Idziemy coś zjeść.
Kiedy wychodziłam rzucałam spojrzenie mojemu narzeczonemu. Wpatrywał się we mnie z miłością.
Na szczęście jeszcze pamiętałam, gdzie jest kuchnia. Byłam głodna jak wilk. W kuchni krzątały się radośnie elfy i yeti, a kiedy tam weszłam spojrzały po sobie i z uśmiechem postawiły mi przed nosem ciasteczka i mleko. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam za stołem. Miałam chwilę czasu aby porozmawiać z tymi sługusami Mroka.
-Dobra, nie ma już Strażników, a ja nim nie jestem.-powiedziałam, przeżuwając smakołyk.-Więc tak szczerze kim właściwie jesteście?
-Ja jestem Scarlett. Z resztą chyba wiesz kim jestem. A to Sedric. Mój...brat...?-spojrzała na chłopaka a ten jedynie wzruszył ramionami.
-Ty nie jesteś córką Mroka, to już wiemy. A co z nim? Naprawdę jesteś synem tej szui?
-Bardzo zabawne.-zakpił Sedric.- Ten "człowiek" mnie wychował. Nie masz pojęcia jaki jest...
Wstałam niesiona złością. No wdał się w tatusia...
-Posłuchaj mnie, młody. Zostałam przez niego porwana, maltretowana, robił na mnie swoje eksperymenty i w końcu straciłam przez niego dziecko. Trochę się jednak poznaliśmy.
-A myślisz, że nam nie robił tego wszystkiego?!-krzyknął, nagle się podnosząc- Myślisz, że nic nie poświęciliśmy żeby ratować twoją dupę?! Ona-wskazał na dziewczynę.-cię kryła i dostawała baty częściej niż ty! Nie straciliśmy dziecka, ale przeżyliśmy z nim dłużej niż ty. Może masz jakieś minimalne pojęcia jaki on jest, ale uwierz, my wiemy to o wiele lepiej. Skończyłem rozmawiać.-oznajmił i wyszedł. Ewidentnie miał w sobie coś z Mroka. Był nieznośnie arogancki i miał nadęte ego.
-Przyjemniaczek...-mruknęłam do siebie siadając i zjadając kolejne ciastko dla ukojenia nerwów.
-Przepraszam cie za niego...-odezwała się dziewczyna, a ja podniosłam na nią wzrok.- Jest zdenerwowany, bo wydaje mu się, że jesteście nastawieni przeciwko niemu. Ja jestem córką Strażnika, a on...w sumie nie wiadomo kim on tak naprawdę jest. Ale ma rację co do tego, że nie masz pojęcia jaki jest Mrok. Proszę, nie zrozum mnie źle. Ale on robił nam dokładnie to samo. Gdy robiliśmy coś dobrze, bił nas, od małego. Chodziło mu o to, żebyśmy byli źli we wszystkim. Kiedy dowiedział się o mojej krwi... Eksperymentował z nią na Sedricu. Czasami leżałam w łóżku blada z braku krwi w ciele, bo zabierał jej tak dużo...
-Twojej krwi?-zmarszczyłam brwi.-Co jest z nią nie tak?
-To ty nie wiesz?-spytała, a ja pokręciłam głową. Nie rozumiałam o co jej chodzi.- Moja krew leczy. Każdą chorobę. Ma jakieś...magiczne właściwości. To ona uleczyła twoją bezpłodność.
-O Boże...-otworzyłam szeroko usta. Ta dziewczyna miała w sobie lek na nieuleczalne choroby. Mogła zrewolucjonizować świat!
-Powinnam sprawdzić co z Sedriciem.-powiedziała i szybko wyszła. Oparłam głowę na dłoniach. Chciałam poznać odpowiedzi, a jeszcze bardziej sobie zamieszałam. Z jednego pytania, powstały dziesiątki innych. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy.
-Słońce nie wzdychaj tylko chodź.-odwróciłam się w stronę Jack'a, który zaaferowany wpadł do kuchni.
-Coś się stało?-spytałam wstając i podążając za nim.
-Jeszcze nie.-odpowiedział tylko, a ja zaczęłam się bać.
-Jack, co się dzieje. Gadaj.
-Strażnicy byli w posiadaniu przepowiedni, ale nie mogli odkryć czego ona dotyczy, bo była niepełna.
-Niepełna?
-Nie gadaj, tylko wchodź, zaraz się wszystkiego dowiesz.
Weszliśmy do sali, gdzie nad jakąś księgą pochylał się Mikołaj i Scarlett. Kiedy nas zobaczyli spojrzeli po sobie.
-Co?-spytałam.-Co się dzieje?
-Kiedy się urodziłam-zaczęła Scarlett.-powstała przepowiednia. Jedną część otrzymali Strażnicy, drugą zaś Mrok. Żadna ze stron nie wiedziała, że posiadają tylko połowę. Mrok miał obsesję na jej punkcie. Powtarzał, że kiedyś osiągnie sukces, że jego władza wróci. Kazał nam uczyć się jej na pamięć, abyśmy przekazywali dalszym pokoleniom.
-My za to-wtrącił się Mikołaj.- Nie potrafiliśmy jej rozszyfrować. Była dla nas zagadką, bo nie poznaliśmy jej początku.
-Jak ona brzmi?
- Pewnego dnia dziecko się urodzi,
Z zakazanego związku będzie się wywodzić
Dziecko władzę ciemności przywróci,
Lecz z niej już nigdy nie powróci
Litości znać nie będzie,
Panować będzie wszędzie.-zaczęła Scarlett.
-Jednakże strona jasności
Przegna wszelkie losu zawiłości
Walkę u boku Srebrzystych wygra
Całe zło pokona i je wygna.- wyrecytował Mikołaj.
-Pierworodne dziecię musi być oddane
Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane-dokończyli razem.
-Kimkolwiek jest to dziecko, nie jest to dziecko twoje i Jack'a., tak jak zakładał Mrok-powiedziała Scarlett, a mnie ścisnęło z żołądku, ale starałam się tego nie okazywać.
-Nie przyszło na świat, ale przyjdzie. Musimy wyciągnąć z tej przepowiedni jak najwięcej informacji, potem odkryć, o jaki zakazany związek chodzi i w końcu-jak sprawić, aby przepowiednia była jak najbardziej nam przychylna.
-I to koniec?
-Nie. To dopiero początek.
Jack
-Elsa?-klepnąłem po twarzy moją ukochaną.-Słońce, błagam nie rób mi tego, nie teraz.
Mrok był pokonany, w końcu mieliśmy szansę na normalne życie, a ona nie oddychała. Nie mogłem jej stracić. Zrobiłbym wszystko, żeby ona żyła.
-Co jej jest?-nagle obok mnie pojawiła się dziewczyna szukając pulsu na szyi Elsy.
-Kim jesteś?- warknąłem.-Nie dotykaj jej!
-Uspokój się! Ona nie oddycha, rozumiesz?! Daj mi ją uratować!-krzyknęła i odepchnęła. Postanowiłem jej zaufać. Zaufałbym każdemu, kto by ją uratował.
Dziewczyna obejrzała jej ciało i dotknęła głowy. Przesunęła po tyle głowy, a na jej palcach pojawiła się krew. Boże, tylko nie to...
-Sedric, daj mi nóż...-zawołała do chłopaka stojącego z boku.
-Co chcesz zrobić?-spytał, wyciągając ostrze z paska i podając go dziewczynie.
-Uratować ją, czy to nie jest jasne?-mruknęła i przecięła skórę na dłoni. Syknęła, a potem otwarła usta mojej narzeczonej. Zacisnęła dłoń, a kilka kropel spłynęło jej do gardła.
-Co ty robisz, do cholery?!-wrzasnąłem, bo zachowywała się jak niepoczytalna. Nie odezwała się, ale potarła otwartą dłonią o ranę Elsy. Ku mojemu zaskoczeniu moja ukochana za kilka sekund, które wydawały się wiecznością wzięła głęboki oddech. Oddychała, ale nadal się nie obudziła.
-Będzie spała kilka ładnych godzin. Potem będzie dużo piła, bo jest odwodniona.-wyjaśniła dziewczyna.
-Dobra, uratowaliście jej życie. Ale kim jesteście i co tu robicie?
-Jestem Scarlett, a to jest Sedric. Jesteśmy dziećmi Mroka. To my uwolniliśmy Elsę z jego łap.
-Dziećmi?! To on w ogóle ma dzieci?
-Najwyraźniej. Co zamierzasz teraz z nami zrobić?-spytała spokojnie dziewczyna. Nie wydawała się chętna do ucieczki. Nie mogłem ich wypuścić, nie mogłem ich też zabrać. Jedynym wyjściem było zabranie ich tam, gdzie ich miejsce-na Biegun Północny.
Na szczęście Strażnicy posiadają umiejętność otwierania portalu na Biegun. Przydatna umiejętność, kiedy musisz przetransportować trzy osoby, w tym jedną nieprzytomną.
Kiedy wkroczyliśmy portalem do sali teleportującej, napotkaliśmy zdziwiony wzrok yeti, który pilnował tamtego miejsca. Podejrzewałem, że North wiedział już o śmierci Czarnego Pana.
-Idź z nimi do Northa -rozkazałem yeti.-Ja muszę teraz zając się swoim życiem.
Kiwnął głową, a ja nie potrzebowałem innego potwierdzenia. Popędziłem w gore do pokoju, a kiedy się tam znaleźliśmy położyłem moją ukochana na łóżko.
-Muszę iść, słońce.-szepnąłem całując jej czoło- pora zakończyć tą całą farsę...
Opuściłem pokój kierując się na dół. Skoro ojciec tamtych nie żyje należało wtrącić ich do lochu albo zabić, aby nie chcieli go pomścić. Byłem wdzięczny Scarlett za uratowanie życia mojej ukochanej, choć nadal nie wiedziałem jak to możliwe, ale nie zamierzałem ryzykować.
Elsa
Zorientowałam się, że musiałam stracić przytomność, kiedy zaczęłam ją odzyskiwać. Czucie powoli wracało do części mojego ciała, a umysł wstawał z otumanienia.
Musiałam się obudzić i dowiedzieć, co tak właściwie się stało. Uniosłam leniwie powieki, chociaż wolałabym pospać jeszcze trochę.
-Słońce?-usłyszałam głos Jack'a, więc odwróciłam głowę w jego stronę.-Jak się czujesz, skarbie?
-Pić...-zdołałam tylko wycharczeć. Czułam, jakbym w gardle miała pustynię. To uczucie mogłabym porównać do kaca, jakoś 100 razy mocniejszego.
Chłopak pomógł mi usiąść i podał szklankę wody, którą natychmiast wypiłam. Od razu poczułam się lepiej.
-Co z Mrokiem?-spytałam, wycierając usta ręką.
-Pokonałaś go.-powiedział, łapiąc moją dłoń i gładząc knykcie.- Zaczęły wystawać z niego...sople, a potem się rozpadł. Nie wiem jak to zrobiłaś, i podejrzewam że ty też nie, prawda?
-Nie-wzruszyłam ramionami.-Po prostu się zdenerwowałam. Skrzywdził cię, a ja...miałam go już dość. Poczułam przypływ mocy, dość bolesny, a potem tylko ciemność.
Pokiwał głową.
-Gdzie jestem?-spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wydawało mi się, że skądś je kojarzę, ale nie mogłam rozpoznać, skąd.
-Może ci się to nie spodoba, ale proszę wysłuchaj mnie do końca.-powiedział i podszedł do okna.- Mrok miał dwoje...dzieci. W sumie nie wiem jak to nazwać. Oni mówią, że są jego dziećmi, ale ta historia jest trochę bardziej skomplikowana. W każdym razie, kiedy pokonaliśmy Mroka, uwolniliśmy ich. Chciałem ich zabić, nie chciałem, żeby na ziemi pozostawała jakakolwiek cząstka Mroka, ale wtedy powiedzieli, ze uratowali ci życie. I że uwolnili cię. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Nie mogłem ich tak po prostu wypuścić. Rozumiesz?-odwrócił się i czekał na moje potwierdzenie, więc kiwnęłam głową.-Dobrze. Zabrałem ich na Biegun. I tu się właśnie znajdujemy.
Zesztywniałam. Nie chciałam tu być. Nie zniosłabym znów widoku odrzucenia. Wiedziałam, ze oni mnie tu nie chcą. A ja nie chciałam być na czyjejś łasce.
-Elsa, uspokój się kochanie.-Jack znalazł się przy mnie błyskawicznie i złapał moją twarz w swoje dłonie.- Oni chcą nam coś powiedzieć. Mikołaj rozpoznał "córkę" Mroka. Zna ją. Kazał go poinformować, kiedy się obudzisz. Podobno ma nam coś ważnego do powiedzenia.
-Jack, ja nie chcę...
-Proszę cię. Pragnę cię chronić do końca swojego życia. Nie pozwolę, by powiedzieli o tobie ani jednego złego słowa. Jeżeli tak się stanie, wyjdziemy i już nigdy ich nie zobaczysz. A oni nie zobaczą mnie. Ale musimy spróbować. Oni mogą mieć odpowiedzi, których szukamy.
Musiałam być silna. Dla Jack'a.
-Dobrze. Miejmy to juz z głowy.-zgodziłam się, czym zostałam nagrodzona buziakiem.
Kiedy weszliśmy do sali z wielkim globusem pośrodku rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszyscy Strażnicy wpatrywali się w dziewczynę i chłopaka siedzących na kanapie. Ona wydawała się wystraszona, ale głowę trzymała wysoko i dumnie. On natomiast wydawał się niemal zirytowany obecnością tutaj.
Mój narzeczony trzymał mnie za rękę przez cały czas. Kiedy weszliśmy i kiedy usiedliśmy na kanapie. Spojrzałam na Mikołaja, który wpatrywał się tęsknymi oczami w dziewczynę.
-Możesz nam już powiedzieć o co chodzi?-spytał Jack, przerywając ciszę. Mikołaj niechętnie oderwał wzrok od dziewczyny i skupił go na mnie. Nie był to jednak wzrok morderczy, zły, a bardziej przepraszający i ciepły. Zdziwiłam się, bo taki spojrzenia nigdy nie kierowane były w moją stronę. Powoli i leniwie przeniósł oczy na Jack'a i zaczął mówić.
-Gregory był do ciebie podobny. Choć on nigdy nie robił sobie żartów, nie zachowywał się jak dzieciak. Zawsze był uśmiechnięty, serdeczny...
-Kim był Gregory?-spytał mój narzeczony.
-Strażnikiem Miłości. Zajmował się okresem, w którym dziecko stawało się dorosłe. Pilnował, aby kierowało się sercem. Był w tym genialny. Potrafił tak splątać ścieżki dwóch osób, aby z pewnością się spotkały. Ale jednego mu brakowało-własnej miłości. Do tej pory w rozległej historii Strażników coś takiego jak "związki" nie istniały. W poprzednich życiach-owszem. Ale kiedy stawałeś się Strażnikiem, oficjalnie rezygnowałeś z dalszego życia na rzecz szczęścia dzieci. Pewnego dnia Greg poznał Giję. Ta dziewczyna zawładnęła jego umysłem i sercem. Był jeszcze lepszy w tym co robił i jeszcze szczęśliwszy. Nie negowaliśmy jego związku, skoro sprawiał, że lepiej się sprawdzał w swoich obowiązkach. Ba, poznaliśmy Giję i zawładnęła również nami. Była miła, urocza, dobra i trochę zadziorna. Greg stracił dla niej głowę do tego stopnia, że chciał ją przemienić w nieśmiertelną, aby mogli żyć do końca życia. Ale kiedy chciał to zrobić, okazało się, że ona jest w ciąży. Podczas tego stanu nie wolno stosować na kobietach żadnej magii, bo mogłoby to odbić się na zdrowiu dziecka. Miał ją przemienić po porodzie. Ale wtedy ona zmarła. Urodziła dziewczynkę i zmarła na stole operacyjnym. Gregory się załamał. Stracił cały świat. Popadł w depresję. Przywiózł córkę do nas i zamknął się w pokoju zostawiając ją z nami. Spędziłem z tą dziewczynką dwa tygodnie i wiedziałem, że będzie taka sama jak matka. W końcu musiałem pomóc otrząsnąć się Gregowi w powrocie do dawnego życia. Miał córkę, musiał się nią zaopiekować, to nie było nasze zadanie. Poszedłem do jego pokoju, kiedy mała jeszcze spała, a wtedy...zobaczyłem wiszące ciało Grega.
W pokoju zrobiło się cicho. Nie było słychać nawet oddechu. Jednak coś w tej historii mi nie pasowało.
-Greg był nieśmiertelny-przerwałam nieśmiało ciszę.- Jak w ogóle zdołał się zabić?
-Nieśmiertelność Strażnika nie oznacza niezwyciężoność. Nie starzejemy się, ale potrzebujemy wszystkich rzeczy, którzy potrzebują zwykli śmiertelnicy. Co prawda mamy większą odporność na choroby, ból, a nawet leki. Ale on się powiesił. Odciął sobie dopływ powietrza. Najprawdopodobniej męczył się parę godzin. Ale w końcu umarł.
-Co z tą...dziewczynką?-odezwała się nagle dziewczyna. Rozpoznałam ten cichy głosik.
Mikołaj spojrzał na nią niemal natychmiast. Wstał i podszedł do niej. Wyglądało na to, że chce ją ukarać. Z resztą nie tylko ja. Widziałam jak chłopak zerwał się osłaniając ją własnym ciałem.
-Jeżeli ją tkniesz...-warknął, ale Mikołaj przesunął go jednym machnięciem, a potem kucnął przed dziewczyną. Złapał ją za rękę i pogłaskał.
-Musieliśmy oddać ją do sierocińca. To nie było miejsce dla dziecka bez rodziców. Miała twoje oczy. Twoją twarz. Twoje rysy twarzy. Miała twoje imię, Scarlett.
-Ja...?
-Ty jesteś ich córką. Córką Strażnika.
Zachłysnęła się powietrzem. Ja z resztą też. Twarz dziewczyny wydawała się przerażona.
-Nie jestem...moim ojcem nie był Mrok?-spytała w końcu.
-On nie miał dzieci. Jest istotą niemal niematerialną.-odpowiedział wstając. Scarlett i ten chłopak wymienili spojrzenia.
Nurtowało mnie jedno pytanie.
-Dlaczego w takim razie tak bardzo mnie nienawidzisz?-spytałam, a wzrok wszystkich skupił się na mnie.- Poprzedni związek Strażnika i śmiertelniczki zaakceptowaliście. Dlaczego nie chcecie zrobić tego teraz?
-To wcale nie tak.-westchnął.-Gregory był dla mnie jak syn. Znałem go jako dziecko. Znałem go zanim stał się Strażnikiem. Pewnego dnia uratował dziewczynkę spod kół samochodu. Wyprosiłem Księżyc, aby dał mu drugie życie. Tracąc go, straciłem część siebie. Straciłem coś, co potem on stracił-miłość. A kiedy pojawił się Jack... Zależało mi na tym, aby nie stracić kolejnego podopiecznego. Obiecałem sobie, że jego nie dam już skrzywdzić. Widziałem jak na ciebie patrzy od początku. Wiedziałem, że to oznacza kłopoty. Nie chciałem dopuścić do tego związku. Nigdy cię nie nienawidziłem.
-Więc to wszystko...te spojrzenia...nienawiść...to przez zazdrość?-odezwał się w końcu Jack. Najwyraźniej on również był zaskoczony.
-Jack, nie zrozum Northa źle.-wtrąciła się Wróżka.- Doskonale wiedzieliśmy, do czego zmierza wasza miłość. W końcu na pewno wybrałbyś ją. Baliśmy się, że zostawiłbyś nas. I ten strach właśnie do tego doprowadził.
Mój ukochany spojrzał na mnie. Doskonale wiedziałam, co oznaczał ten wzrok. Chciał z nimi porozmawiać "w cztery oczy". Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i wstałam.
-Chodźcie.-powiedziałam do Scarlett i chłopaka i udałam się do kuchni.-Idziemy coś zjeść.
Kiedy wychodziłam rzucałam spojrzenie mojemu narzeczonemu. Wpatrywał się we mnie z miłością.
Na szczęście jeszcze pamiętałam, gdzie jest kuchnia. Byłam głodna jak wilk. W kuchni krzątały się radośnie elfy i yeti, a kiedy tam weszłam spojrzały po sobie i z uśmiechem postawiły mi przed nosem ciasteczka i mleko. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam za stołem. Miałam chwilę czasu aby porozmawiać z tymi sługusami Mroka.
-Dobra, nie ma już Strażników, a ja nim nie jestem.-powiedziałam, przeżuwając smakołyk.-Więc tak szczerze kim właściwie jesteście?
-Ja jestem Scarlett. Z resztą chyba wiesz kim jestem. A to Sedric. Mój...brat...?-spojrzała na chłopaka a ten jedynie wzruszył ramionami.
-Ty nie jesteś córką Mroka, to już wiemy. A co z nim? Naprawdę jesteś synem tej szui?
-Bardzo zabawne.-zakpił Sedric.- Ten "człowiek" mnie wychował. Nie masz pojęcia jaki jest...
Wstałam niesiona złością. No wdał się w tatusia...
-Posłuchaj mnie, młody. Zostałam przez niego porwana, maltretowana, robił na mnie swoje eksperymenty i w końcu straciłam przez niego dziecko. Trochę się jednak poznaliśmy.
-A myślisz, że nam nie robił tego wszystkiego?!-krzyknął, nagle się podnosząc- Myślisz, że nic nie poświęciliśmy żeby ratować twoją dupę?! Ona-wskazał na dziewczynę.-cię kryła i dostawała baty częściej niż ty! Nie straciliśmy dziecka, ale przeżyliśmy z nim dłużej niż ty. Może masz jakieś minimalne pojęcia jaki on jest, ale uwierz, my wiemy to o wiele lepiej. Skończyłem rozmawiać.-oznajmił i wyszedł. Ewidentnie miał w sobie coś z Mroka. Był nieznośnie arogancki i miał nadęte ego.
-Przyjemniaczek...-mruknęłam do siebie siadając i zjadając kolejne ciastko dla ukojenia nerwów.
-Przepraszam cie za niego...-odezwała się dziewczyna, a ja podniosłam na nią wzrok.- Jest zdenerwowany, bo wydaje mu się, że jesteście nastawieni przeciwko niemu. Ja jestem córką Strażnika, a on...w sumie nie wiadomo kim on tak naprawdę jest. Ale ma rację co do tego, że nie masz pojęcia jaki jest Mrok. Proszę, nie zrozum mnie źle. Ale on robił nam dokładnie to samo. Gdy robiliśmy coś dobrze, bił nas, od małego. Chodziło mu o to, żebyśmy byli źli we wszystkim. Kiedy dowiedział się o mojej krwi... Eksperymentował z nią na Sedricu. Czasami leżałam w łóżku blada z braku krwi w ciele, bo zabierał jej tak dużo...
-Twojej krwi?-zmarszczyłam brwi.-Co jest z nią nie tak?
-To ty nie wiesz?-spytała, a ja pokręciłam głową. Nie rozumiałam o co jej chodzi.- Moja krew leczy. Każdą chorobę. Ma jakieś...magiczne właściwości. To ona uleczyła twoją bezpłodność.
-O Boże...-otworzyłam szeroko usta. Ta dziewczyna miała w sobie lek na nieuleczalne choroby. Mogła zrewolucjonizować świat!
-Powinnam sprawdzić co z Sedriciem.-powiedziała i szybko wyszła. Oparłam głowę na dłoniach. Chciałam poznać odpowiedzi, a jeszcze bardziej sobie zamieszałam. Z jednego pytania, powstały dziesiątki innych. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy.
-Słońce nie wzdychaj tylko chodź.-odwróciłam się w stronę Jack'a, który zaaferowany wpadł do kuchni.
-Coś się stało?-spytałam wstając i podążając za nim.
-Jeszcze nie.-odpowiedział tylko, a ja zaczęłam się bać.
-Jack, co się dzieje. Gadaj.
-Strażnicy byli w posiadaniu przepowiedni, ale nie mogli odkryć czego ona dotyczy, bo była niepełna.
-Niepełna?
-Nie gadaj, tylko wchodź, zaraz się wszystkiego dowiesz.
Weszliśmy do sali, gdzie nad jakąś księgą pochylał się Mikołaj i Scarlett. Kiedy nas zobaczyli spojrzeli po sobie.
-Co?-spytałam.-Co się dzieje?
-Kiedy się urodziłam-zaczęła Scarlett.-powstała przepowiednia. Jedną część otrzymali Strażnicy, drugą zaś Mrok. Żadna ze stron nie wiedziała, że posiadają tylko połowę. Mrok miał obsesję na jej punkcie. Powtarzał, że kiedyś osiągnie sukces, że jego władza wróci. Kazał nam uczyć się jej na pamięć, abyśmy przekazywali dalszym pokoleniom.
-My za to-wtrącił się Mikołaj.- Nie potrafiliśmy jej rozszyfrować. Była dla nas zagadką, bo nie poznaliśmy jej początku.
-Jak ona brzmi?
- Pewnego dnia dziecko się urodzi,
Z zakazanego związku będzie się wywodzić
Dziecko władzę ciemności przywróci,
Lecz z niej już nigdy nie powróci
Litości znać nie będzie,
Panować będzie wszędzie.-zaczęła Scarlett.
-Jednakże strona jasności
Przegna wszelkie losu zawiłości
Walkę u boku Srebrzystych wygra
Całe zło pokona i je wygna.- wyrecytował Mikołaj.
-Pierworodne dziecię musi być oddane
Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane-dokończyli razem.
-Kimkolwiek jest to dziecko, nie jest to dziecko twoje i Jack'a., tak jak zakładał Mrok-powiedziała Scarlett, a mnie ścisnęło z żołądku, ale starałam się tego nie okazywać.
-Nie przyszło na świat, ale przyjdzie. Musimy wyciągnąć z tej przepowiedni jak najwięcej informacji, potem odkryć, o jaki zakazany związek chodzi i w końcu-jak sprawić, aby przepowiednia była jak najbardziej nam przychylna.
-I to koniec?
-Nie. To dopiero początek.
Jack
-Elsa?-klepnąłem po twarzy moją ukochaną.-Słońce, błagam nie rób mi tego, nie teraz.
Mrok był pokonany, w końcu mieliśmy szansę na normalne życie, a ona nie oddychała. Nie mogłem jej stracić. Zrobiłbym wszystko, żeby ona żyła.
-Co jej jest?-nagle obok mnie pojawiła się dziewczyna szukając pulsu na szyi Elsy.
-Kim jesteś?- warknąłem.-Nie dotykaj jej!
-Uspokój się! Ona nie oddycha, rozumiesz?! Daj mi ją uratować!-krzyknęła i odepchnęła. Postanowiłem jej zaufać. Zaufałbym każdemu, kto by ją uratował.
Dziewczyna obejrzała jej ciało i dotknęła głowy. Przesunęła po tyle głowy, a na jej palcach pojawiła się krew. Boże, tylko nie to...
-Sedric, daj mi nóż...-zawołała do chłopaka stojącego z boku.
-Co chcesz zrobić?-spytał, wyciągając ostrze z paska i podając go dziewczynie.
-Uratować ją, czy to nie jest jasne?-mruknęła i przecięła skórę na dłoni. Syknęła, a potem otwarła usta mojej narzeczonej. Zacisnęła dłoń, a kilka kropel spłynęło jej do gardła.
-Co ty robisz, do cholery?!-wrzasnąłem, bo zachowywała się jak niepoczytalna. Nie odezwała się, ale potarła otwartą dłonią o ranę Elsy. Ku mojemu zaskoczeniu moja ukochana za kilka sekund, które wydawały się wiecznością wzięła głęboki oddech. Oddychała, ale nadal się nie obudziła.
-Będzie spała kilka ładnych godzin. Potem będzie dużo piła, bo jest odwodniona.-wyjaśniła dziewczyna.
-Dobra, uratowaliście jej życie. Ale kim jesteście i co tu robicie?
-Jestem Scarlett, a to jest Sedric. Jesteśmy dziećmi Mroka. To my uwolniliśmy Elsę z jego łap.
-Dziećmi?! To on w ogóle ma dzieci?
-Najwyraźniej. Co zamierzasz teraz z nami zrobić?-spytała spokojnie dziewczyna. Nie wydawała się chętna do ucieczki. Nie mogłem ich wypuścić, nie mogłem ich też zabrać. Jedynym wyjściem było zabranie ich tam, gdzie ich miejsce-na Biegun Północny.
Na szczęście Strażnicy posiadają umiejętność otwierania portalu na Biegun. Przydatna umiejętność, kiedy musisz przetransportować trzy osoby, w tym jedną nieprzytomną.
Kiedy wkroczyliśmy portalem do sali teleportującej, napotkaliśmy zdziwiony wzrok yeti, który pilnował tamtego miejsca. Podejrzewałem, że North wiedział już o śmierci Czarnego Pana.
-Idź z nimi do Northa -rozkazałem yeti.-Ja muszę teraz zając się swoim życiem.
Kiwnął głową, a ja nie potrzebowałem innego potwierdzenia. Popędziłem w gore do pokoju, a kiedy się tam znaleźliśmy położyłem moją ukochana na łóżko.
-Muszę iść, słońce.-szepnąłem całując jej czoło- pora zakończyć tą całą farsę...
Opuściłem pokój kierując się na dół. Skoro ojciec tamtych nie żyje należało wtrącić ich do lochu albo zabić, aby nie chcieli go pomścić. Byłem wdzięczny Scarlett za uratowanie życia mojej ukochanej, choć nadal nie wiedziałem jak to możliwe, ale nie zamierzałem ryzykować.
Kiedy wszedłem do sali głównej i napotkałem spojrzenie Northa, zesztywniałem. Wydawał się być zdenerwowany a jednocześnie przerażony. Nigdy go takiego nie widziałem...
-A więc jednak wróciłeś...-mruknął Zając stojący w kącie.-Kto by się spodziewał...?
-A co? Tęskniłeś Kangurku?-zakpiłem.-Spokojnie nie zostaniemy tu długo. Jestem tu tylko ze względu na ich.-kiwnąłem w stronę dzieci Mroka.- Chcę wiedzieć co z nimi zrobicie i znikam. Na. Zawsze.
-To nie są dzieci Mroka...!-zirytował się.-A przynajmniej nie ona.-wskazał na dziewczynę.-Co do chłopaka nigdy nic nie wiadomo...
-Czekaj, bo cię teraz nie rozumiem. Czy ktoś mi wyjaśni, o co tak właściwie się tu dzieje?!
Niezręczna cisza przedłużała się. Okej, teraz to ja się zirytowałem.
-Dobra.-mruknąłem.-Nie, to nie.
Już chciałem opuścić to pomieszczenie, kiedy usłyszałem głos Northa.
-Chyba czas, abyście poznali prawdę. Kiedy Elsa się obudzi, poinformuj mnie.
Kiwnąłem głową i nie odwracając się udałem się do kuchni po szklankę wody. Potem udałem się z powrotem do mojej narzeczonej. Chciałem być przy niej, kiedy się obudzi. Z pewnością będzie zdezorientowana. A skoro North ma nam wszystko wyjaśnić, musieliśmy zmierzyć się z tym razem.
Nie lubiłem patrzeć na Elsę, kiedy była chora. Co prawda wyglądała jakby spała, ale ja wiedziałem, że była nieprzytomna. Siedziałem z nią kilka godzin-tak jak mówiła Scarlett. Ale w końcu powieki Elsy zaczęły się poruszać, a ona powoli otworzyła oczy.
-Słońce?-szepnąłem, a ona odwróciła twarz w moją stronę.- Jak się czujesz, skarbie?
-Pić...-wychrypiała. Pomogłem jej usiąść i podałem jej wodę, którą od razu duszkiem wypiła.
-Co z Mrokiem?-spytała, kiedy odkładałem szklankę na szafkę nocną.
-Pokonałaś go.-powiedziałem, głaszcząc jej dłoń- Zaczęły wystawać z niego...sople, a potem się rozpadł. Nie wiem jak to zrobiłaś, i podejrzewam że ty też nie, prawda?
-Nie-wzruszyła ramionami.-Po prostu się zdenerwowałam. Skrzywdził cię, a ja...miałam go już dość. Poczułam przypływ mocy, dość bolesny, a potem tylko ciemność.
Pokiwałem głową na znak, że rozumiałem.
-Gdzie jestem?-spytała.
-Może ci się to nie spodoba, ale proszę wysłuchaj mnie do końca.-powiedziałem i podchodząc do okna i wyglądając przez nie.- Mrok miał dwoje...dzieci. W sumie nie wiem jak to nazwać. Oni mówią, że są jego dziećmi, ale ta historia jest trochę bardziej skomplikowana. W każdym razie, kiedy pokonaliśmy Mroka, uwolniliśmy ich. Chciałem ich zabić, nie chciałem, żeby na ziemi pozostawała jakakolwiek cząstka Mroka, ale wtedy powiedzieli, ze uratowali ci życie. I że uwolnili cię. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Nie mogłem ich tak po prostu wypuścić. Rozumiesz?-odwróciłem się czekając na jej odpowiedź, bo chciałem mieć pewność ze nie pomyśli sobie źle. Skinęła głową.-Dobrze. Zabrałem ich na Biegun. I tu się właśnie znajdujemy.
Widziałem moment, w którym informacje do niej dotarły. Cała zesztywniała, a jej oddech stał się szybszy. Natychmiast do niej podszedłem i złapałem jej twarz w dłonie.
-Elsa, uspokój się kochanie. Oni chcą nam coś powiedzieć. Mikołaj rozpoznał "córkę" Mroka. Zna ją. Kazał go poinformować, kiedy się obudzisz. Podobno ma nam coś ważnego do powiedzenia.
-Jack, ja nie chcę...
-Proszę cię. Pragnę cię chronić do końca swojego życia. Nie pozwolę, by powiedzieli o tobie ani jednego złego słowa. Jeżeli tak się stanie, wyjdziemy i juz nigdy ich nie zobaczysz. A oni nie zobaczą mnie. Ale musimy spróbować. Oni mogą mieć odpowiedzi, których szukamy.
Czekałem na jej odpowiedź, a ten czas wydawał się wiecznością.
-Dobrze. Miejmy to juz z głowy.-zgodziłam się, a ja ucałowałem jej usta.
Wchodząc do sali głównej spodziewałem się wszystkiego. Ale i tak North zdołał mnie zaskoczyć. Zataił przede mną tyle informacji... Nie powiedział, że był inny Strażnik. Że się zakochał. Że miał córkę. I że ta córka była wychowywana przez Mroka. Nie powiedział też, że nie akceptował Elsy, bo był zazdrosny. Ona była częścią mnie, powodem dla którego żyłem. To, że on jej nie akceptował zabolało. Nie zaakceptował moich wyborów. Ale wszystko ciągnęło się przez głupią zazdrość. I przez przeszłość. Bał się, że mnie straci i właśnie dlatego odszedłem.
Nie lubiłem tego robić, ale musiałem poprosić Elsę, aby zostawiła mnie samego ze Strażnikami. Po raz kolejny idowodniła, że jest najwspanialszą kobietą na świecie. Nie musiałem nic mówić, wystarczy że na nią spojrzałem, a ona wyszła zabierając ze sobą Scarlett i tego chłopaka.
-Zwykle tego nie robię.-zacząłem, kiedy Elsa zniknęła za drzwiami.-Ona zawsze będzie miała wzgląd na całego mnie. Ale teraz nie chcę jej martwić. Nigdy nie wybaczę wam tego, że traktowaliście ją na początku jak wroga. Ona nim nie jest. Jest moją miłością. Jest tym, co najlepsze we mnie. Musicie ją zaakceptować. A wtedy ja wrócę.
-Przykro mi, że tak to odbierasz.-zaczęła Wróżka.-Elsa jest cudowną osobą i widzimy to. Widzimy też, jak się na siebie patrzycie. Jesteście dla ciebie stworzeni. Ale musieliśmy być pewni, że nie stracimy kolejnego Strażnika. Strata kogoś tak ważnego jest bolesna. Gregory był kimś wspaniałym. Kimś tak ważnym, że utrata go zatrząsnęła światem. Musisz zrozumieć, że nie mogliśmy stracić ciebie tak, jak straciliśmy jego.
Wydawało mi się, że w jej głosie słyszę jakieś zapomniane uczucie. Miałem wrażenie, że coś do niego czuła. Ale może byłem już przepełniony emocjami...
-O jednym ci nie powiedzieliśmy-przerwał ciszę Mikołaj, stojący z boku z założonymi rękami.-Nie wiedział o tym nawet Greg. Nie mieliśmy kiedy mu o tym powiedzieć. W noc narodzin Scarlett pojawiła się przepowiednia. Niestety nie udało nam się jej rozszyfrować. Jest bez sensu.-Otworzył księgę i zaczął czytać.-Jednakże strona jasności
Przegna wszelkie losu zawiłości
Walkę u boku Srebrzystych wygra
Całe zło pokona i je wygna.
Pierworodne dziecię musi być oddane
-...Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane-wtrąciła się Scarlett przechodząca przez hol.
-Skąd znasz tą przepowiednie?-zapytał nagle North, zamykając z trzaskiem księgę.
-Mrok miał na jej punkcie obsesję.-odpowiedziała.-Pewnego dnia dziecko się urodzi,
Z zakazanego związku będzie się wywodzić
Dziecko władzę ciemności przywróci,
Lecz z niej już nigdy nie powróci
Litości znać nie będzie,
Panować będzie wszędzie.
Pierworodne dziecię musi być oddane
Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane.
-Nie mogliśmy jej rozszyfrować, bo nie była pełna.-mruknął do siebie Mikołaj.-Jack, idź po Elsę.
Kiwnąłem głową. Myślałem że to już koniec. Że teraz będziemy mogli żyć w spokoju. Ale koniec, okazał się zaledwie początkiem...
No to widzimy się w epilogu ;)
Niezręczna cisza przedłużała się. Okej, teraz to ja się zirytowałem.
-Dobra.-mruknąłem.-Nie, to nie.
Już chciałem opuścić to pomieszczenie, kiedy usłyszałem głos Northa.
-Chyba czas, abyście poznali prawdę. Kiedy Elsa się obudzi, poinformuj mnie.
Kiwnąłem głową i nie odwracając się udałem się do kuchni po szklankę wody. Potem udałem się z powrotem do mojej narzeczonej. Chciałem być przy niej, kiedy się obudzi. Z pewnością będzie zdezorientowana. A skoro North ma nam wszystko wyjaśnić, musieliśmy zmierzyć się z tym razem.
Nie lubiłem patrzeć na Elsę, kiedy była chora. Co prawda wyglądała jakby spała, ale ja wiedziałem, że była nieprzytomna. Siedziałem z nią kilka godzin-tak jak mówiła Scarlett. Ale w końcu powieki Elsy zaczęły się poruszać, a ona powoli otworzyła oczy.
-Słońce?-szepnąłem, a ona odwróciła twarz w moją stronę.- Jak się czujesz, skarbie?
-Pić...-wychrypiała. Pomogłem jej usiąść i podałem jej wodę, którą od razu duszkiem wypiła.
-Co z Mrokiem?-spytała, kiedy odkładałem szklankę na szafkę nocną.
-Pokonałaś go.-powiedziałem, głaszcząc jej dłoń- Zaczęły wystawać z niego...sople, a potem się rozpadł. Nie wiem jak to zrobiłaś, i podejrzewam że ty też nie, prawda?
-Nie-wzruszyła ramionami.-Po prostu się zdenerwowałam. Skrzywdził cię, a ja...miałam go już dość. Poczułam przypływ mocy, dość bolesny, a potem tylko ciemność.
Pokiwałem głową na znak, że rozumiałem.
-Gdzie jestem?-spytała.
-Może ci się to nie spodoba, ale proszę wysłuchaj mnie do końca.-powiedziałem i podchodząc do okna i wyglądając przez nie.- Mrok miał dwoje...dzieci. W sumie nie wiem jak to nazwać. Oni mówią, że są jego dziećmi, ale ta historia jest trochę bardziej skomplikowana. W każdym razie, kiedy pokonaliśmy Mroka, uwolniliśmy ich. Chciałem ich zabić, nie chciałem, żeby na ziemi pozostawała jakakolwiek cząstka Mroka, ale wtedy powiedzieli, ze uratowali ci życie. I że uwolnili cię. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Nie mogłem ich tak po prostu wypuścić. Rozumiesz?-odwróciłem się czekając na jej odpowiedź, bo chciałem mieć pewność ze nie pomyśli sobie źle. Skinęła głową.-Dobrze. Zabrałem ich na Biegun. I tu się właśnie znajdujemy.
Widziałem moment, w którym informacje do niej dotarły. Cała zesztywniała, a jej oddech stał się szybszy. Natychmiast do niej podszedłem i złapałem jej twarz w dłonie.
-Elsa, uspokój się kochanie. Oni chcą nam coś powiedzieć. Mikołaj rozpoznał "córkę" Mroka. Zna ją. Kazał go poinformować, kiedy się obudzisz. Podobno ma nam coś ważnego do powiedzenia.
-Jack, ja nie chcę...
-Proszę cię. Pragnę cię chronić do końca swojego życia. Nie pozwolę, by powiedzieli o tobie ani jednego złego słowa. Jeżeli tak się stanie, wyjdziemy i juz nigdy ich nie zobaczysz. A oni nie zobaczą mnie. Ale musimy spróbować. Oni mogą mieć odpowiedzi, których szukamy.
Czekałem na jej odpowiedź, a ten czas wydawał się wiecznością.
-Dobrze. Miejmy to juz z głowy.-zgodziłam się, a ja ucałowałem jej usta.
Wchodząc do sali głównej spodziewałem się wszystkiego. Ale i tak North zdołał mnie zaskoczyć. Zataił przede mną tyle informacji... Nie powiedział, że był inny Strażnik. Że się zakochał. Że miał córkę. I że ta córka była wychowywana przez Mroka. Nie powiedział też, że nie akceptował Elsy, bo był zazdrosny. Ona była częścią mnie, powodem dla którego żyłem. To, że on jej nie akceptował zabolało. Nie zaakceptował moich wyborów. Ale wszystko ciągnęło się przez głupią zazdrość. I przez przeszłość. Bał się, że mnie straci i właśnie dlatego odszedłem.
Nie lubiłem tego robić, ale musiałem poprosić Elsę, aby zostawiła mnie samego ze Strażnikami. Po raz kolejny idowodniła, że jest najwspanialszą kobietą na świecie. Nie musiałem nic mówić, wystarczy że na nią spojrzałem, a ona wyszła zabierając ze sobą Scarlett i tego chłopaka.
-Zwykle tego nie robię.-zacząłem, kiedy Elsa zniknęła za drzwiami.-Ona zawsze będzie miała wzgląd na całego mnie. Ale teraz nie chcę jej martwić. Nigdy nie wybaczę wam tego, że traktowaliście ją na początku jak wroga. Ona nim nie jest. Jest moją miłością. Jest tym, co najlepsze we mnie. Musicie ją zaakceptować. A wtedy ja wrócę.
-Przykro mi, że tak to odbierasz.-zaczęła Wróżka.-Elsa jest cudowną osobą i widzimy to. Widzimy też, jak się na siebie patrzycie. Jesteście dla ciebie stworzeni. Ale musieliśmy być pewni, że nie stracimy kolejnego Strażnika. Strata kogoś tak ważnego jest bolesna. Gregory był kimś wspaniałym. Kimś tak ważnym, że utrata go zatrząsnęła światem. Musisz zrozumieć, że nie mogliśmy stracić ciebie tak, jak straciliśmy jego.
Wydawało mi się, że w jej głosie słyszę jakieś zapomniane uczucie. Miałem wrażenie, że coś do niego czuła. Ale może byłem już przepełniony emocjami...
-O jednym ci nie powiedzieliśmy-przerwał ciszę Mikołaj, stojący z boku z założonymi rękami.-Nie wiedział o tym nawet Greg. Nie mieliśmy kiedy mu o tym powiedzieć. W noc narodzin Scarlett pojawiła się przepowiednia. Niestety nie udało nam się jej rozszyfrować. Jest bez sensu.-Otworzył księgę i zaczął czytać.-Jednakże strona jasności
Przegna wszelkie losu zawiłości
Walkę u boku Srebrzystych wygra
Całe zło pokona i je wygna.
Pierworodne dziecię musi być oddane
-...Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane-wtrąciła się Scarlett przechodząca przez hol.
-Skąd znasz tą przepowiednie?-zapytał nagle North, zamykając z trzaskiem księgę.
-Mrok miał na jej punkcie obsesję.-odpowiedziała.-Pewnego dnia dziecko się urodzi,
Z zakazanego związku będzie się wywodzić
Dziecko władzę ciemności przywróci,
Lecz z niej już nigdy nie powróci
Litości znać nie będzie,
Panować będzie wszędzie.
Pierworodne dziecię musi być oddane
Dobrowolnie jasności, bądź ciemności poddane.
-Nie mogliśmy jej rozszyfrować, bo nie była pełna.-mruknął do siebie Mikołaj.-Jack, idź po Elsę.
Kiwnąłem głową. Myślałem że to już koniec. Że teraz będziemy mogli żyć w spokoju. Ale koniec, okazał się zaledwie początkiem...
No to widzimy się w epilogu ;)
Od czego zacząć...
OdpowiedzUsuńHmm, ostatnio o Jelsie czytałam może jakieś 4-5 miesięcy temu. Nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał, a teraz wchodzę na bloggera i zaczynam sobie przypominać jak to kiedyś uwielbiałam Elsę i Jack'a i nagle buum.. znudziło mi się.
Tak więc zaczęłam przeglądać blogi i natrafiłam na Twój, a wtedy takie olśnienie "kurde, to był mój ulubiony!". Później, kiedy spojrzałam na liczbę rozdziałów, byłam naprawdę w szoku.
Szczerze? Na początku myślałam, że prędzej czy później i tak zostawisz to opowiadanie, że w połowie będziesz miała dość i go nie dokończysz, a czytelników zostawisz z niedosytem. Tyle, że to ja odpuściłam pomimo tego iż obiecałam sobie, że TO opowiadanie przeczytam.
Weszłam w ten rozdział z ciekawości, by zobaczyć notkę. "No to widzimy się w epilogu ;)". To właśnie przeczytałam.
Dlatego chciałam Ci bardzo serdecznie podziękować, że dotrwałaś tak daleko, że pomimo tego iż nie zawsze wszystko szło po Twojej myśli, nie poddałaś się. Wierzę, że napiszesz jeszcze nie jedno tak fantastyczne opowiadanie jak to.
A teraz życzę Ci mnóstwa weny i dalszych sukcesów!
Alissa
Super :)
OdpowiedzUsuń