Elsa
Jeszcze nigdy w życiu nie bałam się tak bardzo. Miejsce w którym byłam wydawało się być koszmarem sennym. Leżałam na zimnej posadzce otoczona przez ciemność. Byłam bezbronna. No, prawie. Miałam jeszcze swoją moc, ale nie używałam jej tak dawno, że zapomniałam już jak to jest.
Cały smutek i wściekłość uszła ze mnie momentalnie. Jedyne oparcie jakie miałam to była bluza Jack'a, do której kurczowo się przytulałam.
Nagle istota pojawiła się przede mną. Cały czas zabójcza. Cały czas przerażająca. Uśmiechała się i gdyby nie jej wygląd, uznałabym, że jest to ciepły uśmiech. Jego żółtawe oczy połyskiwały, kiedy spoglądał na mnie z ciekawością.
Podszedł do mnie i złapał mnie za podbródek. Zaczął oglądać moją twarz z każdej strony delikatnie ją przekręcając.
-Ładna, zdrowa, młoda...-zaczął wymieniać, kiedy odsunął się ode mnie.
-Czego chcesz?-zapytałam ostro mimo, że w środku dygotałam ze strachu. Kiedyś tato powiedział mi, ze nie mogę okazywać strachu. Nigdy. Więc tak właśnie robiłam.
-Och, Elso...-zaśmiał się. Dźwięk odbił się w moich uszach powodując nieprzyjemny dreszcz.-Przysięgam, nic ci nie zrobię, jeżeli będziesz współpracować.
-Współpracować?-uniosłam jedną brew.
-Tak, Elso. Współpracować. Powiedz mi, znasz Jack'a dobrze, prawda?
A więc o to mu chodziło. O niego.
-Tak...-odpowiedziałam niepewnie spoglądając na niego podejrzliwie.
-Wiem, że cię zranił. Jack jest niesfornym chłopakiem, nieprawdaż?
-Okej, przestań. Kim do cholery jesteś i czego chcesz?!
-Zranił cię-kontynuował.-Dlatego mam dla ciebie propozycję-zemsta. Pomogę ci zranić go równie mocno, jak on ciebie, w zamian za kilka informacji.
-Jakich informacji?-spytałam. Oczywiście, że nie chciałam zdradzić Jack'a, ale musiałam się dowiedzieć, czego chce ten psychol.
-Słabe punkty, tajemnice, miejsce zamieszkania...wszystko co wiesz o nim.
-A co jeśli się nie zgodzę?
Zaśmiał się, jakbym powiedziała jakiś żart.
-Posłuchaj, kochanie. Masz niesamowicie potężną moc. W połączeniu z moją stworzymy coś niesamowitego. Dołącz do mnie. Pokonamy Jack'a. Sprawimy by cierpiał.
-A jaki TY masz w tym interes?
-Och, żaden! Po prostu ten chłopak nie może ranić sobie każdej dziewczyny. Chcę ci tylko pomóc.
Jaaaaasne...Dobrze wiedziałam, że ma w tym jakiś interes. Tylko...nie wiedziałam jaki. Wstałam i stanęłam dumnie unosząc podbródek do góry.
-Ty i ja?-uśmiechnęłam się przeciwko.-Przeciwko temu dupkowi?
Też się uśmiechnął. Zwycięsko. Idiota, myślał, że się mu tak po prostu oddam. Może moja moc nie była stworzona do dobra, ale na pewno nie będę jej wykorzystywała. Nie tego chcieli moi rodzice.
-Pieprz się.-wysyczałam, na co on tylko prychnął. Klasnął w dłonie.
Po chwili z cienia wyłoniła się dziewczyna. Nie była tak przerażająca i odrażająca jak on. Była ładna. Ba, piękna. Idealne rysy twarzy, pełne usta, piękne ciemne włosy i nienaturalnie jasne oczy. Wyraz jej twarzy był zupełnie obojętny. Nie spoglądała na mnie. Ani na niego. Ani na to, co trzymała w zgrabnych dłoniach. Patrzyła w ciemność. W nieistniejący punkt.
W czasie, kiedy ja przyglądałam się jej, postać zgarnęła z tacy, którą trzymała dziewczyna nóż. Wyglądał na ostry, wykończony przepiękną rękojeścią. Postać przyglądała się chwilę ostrzu, po czym spojrzał na mnie i pstryknął palcami. Po jego lewej stronie pojawiła się znikąd druga postać. Chłopak. Uśmiechający się złowieszczo, jak dziecko szczęśliwe, że dostało zabawkę. To było trochę dziwne. Ale w sumie, był dość przystojny. Kwadratowa szczęka, równe zęby, ciemne włosy i ciemne oczy.
Postawił na ziemi jakiś kociołek. Założył ręce na piersi i znów się zaśmiał. Może to wyda się dziwne, ale byłam pewna, że dziewczyna stojąca po prawej stronie przewróciła oczami. Kiedy jednak na nią spojrzałam, znów miała obojętny wyraz twarzy.
Powróciłam do teraźniejszości. W kotle, który przyniósł chłopak znajdowały się rozżarzone węgle. Dla mnie dodatnia temperatura była zabójcza. Pamiętam jak kiedyś dotknęłam jeszcze ciepłego ciastka. Rana goiła się przez dwa miesiące. Taki kocioł mógł mnie zabić. Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Zaczęłam drżeć. Widząc to, postać uśmiechnęła się i włożyła ostrze do kociołka. Potem podeszła do mnie.
-To konieczność, kochanie.-wyszeptał.-Zdjąć z niej bluzę!-krzyknął.
Poczułam się, jakby ktoś zabrał mi ostatnią deskę ratunku. Ochronę. Zostałam jedynie w koszulce. Nie czułam zimna, ale dziwny rodzaj wstydu. Bluza zakrywała mnie i czułam się bezpiecznie. Teraz byłam odkryta. To było dziwne. Ale jeszcze dziwniejsze było to, że nie zniszczyli jej. Dziewczyna trzymała ją tak, jakby był to jakiś uroczysty strój. Co oni kombinowali?
Jakby w odpowiedzi poczułam palący ból na brzuchu. Potem na ramieniu, udach, rękach. Chciałam zgiąć się wpół, położyć na ziemi, zwinąć w kłębek. Ale zostałam ustawiona do pionu. Znów włożyli mi bluzę Jack'a. Znów czułam się bezpiecznie. Ale ból narastał. Pulsował we mnie i otępiał.
-Wyprowadzić ją!-krzyknęła postać.-Kochaś już idzie!
Kiedy poczułam, że postać wyszła, padłam na kolana. Ale znów ktoś podniósł mnie tak, że stałam na nogach. Podniosłam wzrok.
-Spróbuj chociaż drgnąć, a pożałujesz!-wysyczał chłopak. Pociągnął mnie do przodu. Nie widziałam, gdzie idę, ani co robię. Poczułam jednak powiew wiatru. Byliśmy na dworze. Otoczyłam się rękami w pasie, jakby to miało mi pomóc i spojrzałam przed siebie. Wytężyłam wszystkie otępione zmysły, by tylko dowiedzieć się, co się dzieje.
To, co zobaczyłam przekroczyło poziom dziwności na dziś.
Jack. Był tam. Był i walczył z postacią. Krzyczał coś. Docierały do mnie tylko pojedyncze słowa. "Mrok". "Zabiję cię". "Po co". Miałam wrażenie, że Jack posługuje się MOJĄ mocą. Widziałam jak atakuje go mrozem, a on się broni. Wytężyłam wzrok i zagryzłam wargę. To...to nie były moje chore wyobrażenia. Jack naprawdę miał MOJĄ moc. WŁADAŁ LODEM TAK JAK JA. JACK MA TAKĄ SAMĄ MOC JAK JA?!
-Jack...-wyszeptałam, bo nie było mnie stać na nic więcej. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Nie chciał mnie. Ale mógł mi pomóc. Musiał mi pomóc. Był moją ostatnią deską ratunku.-Jack...-powtórzyłam szept. Tym razem spojrzał na mnie. Odwrócił głowę. Ale nie podszedł. Znów zaatakował postać. Znów coś krzyczał. Otworzyłam usta, by znów ponowić zawołanie, ale wtedy ból się nasilił. Musiałam zemdleć bo nic nie pamiętałam. Tylko ciemność. I ból.
Jack
Kiedyś, zanim zostałem Strażnikiem, kiedy dzieci jeszcze mnie nie widziały latałem każdej nocy, każdego dnia. Ale żaden lot nie był tak długi jak teraz. Latałem już ponad pięć godzin. Chciałem o niej zapomnieć. Mówiłem sobie: "Jack, znasz ją od niedawna. To nie jest miłość." Ale miałem wrażenie, że im bardziej tak myślałem, tym bardziej się w niej zakochiwałem. A to, że ma moją moc? To nie mógł być przypadek. To BYŁO przeznaczenie.
Wylądowałem na jednym z dachów. Przeszedłem kawałek do przodu i usiadłem. Co ja miałem do cholery zrobić?! Westchnąłem głośno i spojrzałem w dół. Moim oczom ukazał się Koszmar. Patrzył na mnie tak, jakby rzucał mi wyzwanie. Uniosłem pytająco brwi. Koń zarżał na swój własny przerażający sposób poruszył łbem. Okej, to było co najmniej dziwne. Zleciałem w dół i stanąłem tuż przed nim. Musiałem go usunąć. Dlaczego się nie bronił? Wysunąłem laskę w jego stronę, a on znów poruszył łbem i ruszył przed siebie.
-Hej!-krzyknąłem.-Zaczekaj!
Pobiegłem za Koszmarem nie ogarniając sytuacji. Dotarłem do jakiegoś ciemnego zaułka. Hm...sądząc po moich przygodach z takimi miejscami to nie może skończyć się dobrze. Już miałem się cofać, kiedy usłyszałem kroki.
-Znów się spotykamy.-kiedy tylko usłyszałem ten głos i zdałem sobie sprawę, że znam ten głos przeszedł mnie dreszcz.
-Mrok?-spytałem, bo nie widziałem jego postaci. W końcu jednak wyłonił się z cienia tak, jak tylko on potrafił.
-No witam.-powiedział kpiąco.-Dawno cię nie widziałem. Cóż, sądzę, że nie przyłączysz do mnie i tym razem?
-Skopałem ci dupę raz, zrobię to po raz drugi.
-Och, po co te wulgaryzmy? Nie chcę z tobą walczyć. Chcę ci tylko coś...oddać.
Spojrzałem na niego pytająco, kiedy wskazał swoją prawą stronę. Spojrzałem tam i zamarłem. Stała tam Elsa. Wyglądała tak, jakby coś ją bolało. Ubrana była w moją za dużą bluzę, w której dosłownie tonęła. Ten skurczysyn coś jej zrobił!
-Coś ty jej zrobił?!-krzyknąłem i zaatakowałem go. Osłonił się z łatwością.
-Och, daj spokój.
-Zabije cię, rozumiesz?! Jeżeli ujrzę choć jeden siniak na niej będziesz cierpiał, rozumiesz?! Po co w ogóle wracałeś?!
Znów zaatakowałem. Atakowałem bez opamiętania, a on za każdym razem zgrabnie się bronił. Spojrzałem na niego z furią. Nie atakował. Nie odgryzał się. PO prostu tam stał i się bronił. To nie było w jego stylu.
-Skończyłeś?-spytał spokojnie.
-Jack...-usłyszałem jej zachrypnięty szept. Spojrzałem w jej stronę. Obejmowała się rękami w talii i oddychała ciężko. Ja go zabiję!!!
-Mrok!-krzyknąłem i znów zaatakowałem.-Ty skurczysynu! Zabiję cię, rozumiesz?! Utłukę cię jak psa!!!
Spojrzałem na Elsę w tym samym momencie, kiedy osunęła się na kolana. Podbiegłem w ostatniej chwili i złapałem ją.
-Masz szczęście, że ona jest ważniejsza niż takie nic nie warte coś jak ty!-wysyczałem do niego. On tylko się zaśmiał i zniknął.
Spojrzałem na twarz Elsy. Jej oddech stawał się coraz płytszy.
-Elsa, słońce-mówiłem głaszcząc ją po twarzy.-obudź się, nie zostawiaj mnie. Elsa, kochanie wróć do mnie.
Złapałem ją mocniej, a wtedy ona sapnęła. Przeraziłem się i odsłoniłem dół mojej bluzy. To co tam zobaczyłem przyprawiło mnie o łzy. Na jej brzuchu widniała okropna rana cięta, z której leciała krew. Widziałem już taką ranę. A właściwie podobną. Kiedyś dotknąłem gorącej szklanki, a rana goiła się długo i wyglądała identycznie. Ten psychol pociął ją gorącym nożem?! Ona była taka jak ja. To była dla niej zabójcza rana. Dotknąłem jej czoła. Było ciepłe. Nie powinno być ciepłe.
Ale to nie było wszystko. Zahaczyłem jak materiał mojej bluzy nasiąka krwią na rękawach. To samo działo się na jej spodniach. Ona...ona była jedną wielką raną. Nie miałem pojęcia co robić. Gorączka była dla niej śmiertelna a te rany? Nie wiem, czy w ogóle dało się je wyleczyć.
-Elsa-znów dotknąłem jej gorącej twarzy i pogłaskałem po włosach.-uratuje cię, rozumiesz?! Przeżyjesz! Musisz...inaczej nie wybaczę sobie tego.
Zwykli lekarze nie mogli by jej pomóc. Musiałem zabrać jej do jedynego miejsca, w którym musieli jej pomóc. Do domu Northa. Na północ.
Heeeeeeej! Chciałam tylko powiedzieć, że jestem chora (znowu D:) i dlatego ten rozdział może być nie dopracowany. Jeżeli nie pójdę do szkoły w poniedziałek to dostaniecie rozdział w tygodniu. I tutaj też jest pytanie do was: czy macie jakieś pytania do mnie? Odpowiem na każdą ilość tym bardziej, że nie jestem w stanie ruszyć się z łóżka ;)
Pozdrawiam was bardzo serdecznie i dziękuję, że jesteście :*
Super rozdział. Naprawdę ciekawy zwrot akcji. Dużo się dzieje. Te postacie są... Dziwne...
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Pozdrawiam, zdrowiej i weny
O ja cie... Co tu się dzieje. Elsa trzymaj się, Jack jest z Tobą. Może średnio pasuje to do sytuacji, ale uważam, że Jack uroczo postąpił broniąc Elsy. Chodzi mi też o jego wypowiedź "Zabiję cię, rozumiesz?! [...]". Awww :3 Genialny rozdział. A i chciałam jeszcze wspomnieć o tym, że dodajesz regularnie rozdziały co bardzo doceniam, bo rozumiem, że nie zawsze jest czas i wena. Co do pytań to raczej nie mam żadnych. Ciepło pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAlissa
Albo nie, zmieniam zdanie (taa... kobiety). Mam jedno pytanie: Jeśli skończysz pisać to opowiadanie masz zamiar napisać coś jeszcze w tematyce Jelsy lub jakąkolwiek inną historię?
OdpowiedzUsuńTo znaczy tak....w mojej głowie mam miliony pomysłów, ale na razie żadnego dotyczącego bezpośrednio Jelsy. Jedyny pomysł jaki ma związek z Jelsą to historia postaci pojawiających się w tym rozdziale, dziewczyny i chłopaka, którzy są "po stronie Mroka"(nie zdradzę jeszcze ich imion, bo to będzie za duży spojler dotyczący tej fabuły^^)
Usuń