poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział XVII

ŻADNE Z GRAFIK NIE JEST MOJE!
Elsa
Widziałam ciemność. Czułam pustkę. Nie słyszałam nic. Byłam wypruta z jakichkolwiek emocji i wspomnień. Nie pamiętałam kim byłam i kim jestem. Istniałam i nic poza tym. Po chwili poczułam przebłysk. To było jak otwarcie oczu, po bardzo długim śnie. Poczułam przypływ wspomnień. Zamrugałam kilka razy i usiadłam, zauważając, że wcześniej leżałam. Nazywałam się Elsa. Miałam siostrę, Annę. Moi rodzice nie żyją. Poznałam chłopaka Jack'a. Miał taką samą moc jak ja. Moc. Uniosłam rękę do góry. Poruszyłam palcami i nadgarstkiem. Chciałam uwolnić moc i...nic się nie stało. Spróbowałam znowu i nic. Pozbyłam się jej. Uśmiechnęłam się. Opuściłam dłoń. Nie miałam mocy. Nie miałam już jak krzywdzić. Byłam szczęśliwa, ale czułam pustkę. Od zawsze potrafiłam panować nad lodem i śniegiem. A teraz...brakowało mi tego. Brakowało mi czegoś, co niszczyło mi życie. Brakowało mi kawałka siebie.
Poczułam ciepło. Przyjemne ciepło. Odwróciłam się i ujrzałam światło. Nie takie jak światło żarówki, ani takie jak pociąg. Jasne, ciepłe światło tak mocne, że musiałam odwrócić wzrok. Było jak słońce. Nagle poczułam jak ciepło oplata mnie. To było niesamowicie piękne uczucie. Zamknęłam oczy i zaśmiałam się. Wtedy coś do mnie dotarło. Umierałam. Szłam do nieba. Kiedyś zastanawiałam się jak to jest. I było to zdecydowanie przyjemne uczucie. Słyszałam głosy. Moich rodziców. Śmiali się i cieszyli, gotowi przyjąć mnie do siebie. Wyciągnęłam ręce do przodu i zatrzymałam się. Otworzyłam zamknięte oczy. Głosy oddalały się, a ja spadałam. Z każdą chwilą przybierałam tempa. Upadek będzie bolesny. Bardzo bolesny.
Leciałam tak szybko, że wydawało mi się, że moja świadomość rozpada się na kawałki i ulatuje. Znów zostałam pozbawiona wspomnień i emocji. Szykując się na upadek skuliłam się i zamknęłam oczy.
Poczułam moc uderzenia. Wszystko mnie bolało. Każdy oddech sprawiał trudność. Nie mogłam się poruszyć. Nie mogłam NIC zrobić.
-Żyje-usłyszałam beznamiętny głos.-Przyprowadzić go tu.
Potem zasnęłam. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Obudziło mnie zimno. Czułam jak moja ręka jest zimna i zapragnęłam natychmiast otworzyć oczy. Okazało się to trudniejsze niż się tego spodziewałam. Próbowałam podnieść powieki, które okazały się nad wyraz ciężkie. Kiedy w końcu mi się to udało oślepiło mnie światło. Syknęłam, bo poczułam ból głowy.
-Leż spokojnie-usłyszałam zachrypnięty, męski głos. Należał do Jack'a. tego samego, który miał moc taką jak ja. I tego samego, o którego wypytywał ten facet. Ta straszna istota.
-Nic mu nie powiedziałam-powiedziałam od razu. Mój głos jednak nie brzmiał tak, jak to zaplanowałam. W odpowiedzi zaśmiał się tylko i spuścił głowę z rozbawienia.A potem spojrzał na mnie uśmiechnięty szeroko. Co mu się stało? Spojrzałam na swoją rękę, która nadal była zimna. Trzymał mnie. Trzymał mnie za rękę. Czy on oszalał?! Przecież....on mnie nie chce. Po co mnie trzyma? Z litości? Współczucia?
 Chcąc oderwać się myślami od chłopaka rozejrzałam się dookoła. Byłam w pustym pomieszczeniu. Nie było tam nic.
-Gdzie jestem?-spytałam.
-Wszystko ci opowiem.-w końcu odważyłam się spojrzeć na niego.- Obiecuję. Ale ty też musisz opowiedzieć mi o sobie.-uśmiechnął się. O co mu do cholery chodziło?! Zamknęłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się stało.
-Kim była ta istota?-zaczęłam i pochłonął mnie wir pytań.-Czego ode mnie chciała? Ca z ranami? Masz taką samą moc jak ja?! Kim ty w ogóle jesteś?! Co ja tu robię?! Gdzie jestem?!
-Spokój!-powiedział. Był...rozbawiony. Co?! Już chciałam na niego nawrzeszczeć, kiedy on zaczął mówić.- Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz. Jesteśmy...w miejscu, gdzie spędzałem każdy weekend.
-U twojej rodziny?!-zdziwiłam się. Spędzał weekendy u jakiejś rodzinki z obsesją na punkcie świąt. Jasne...
-Mówię ci przecież, że nie jestem tym za kogo mnie bierzesz. To nie moja rodzina. To znaczy...nie łączą nas pokrewieństwa krwi.-Puścił moją rękę i wstał. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wodziłam wzrokiem za Jackiem-Widzisz ja jestem Strażnikiem.
-Kim?-spytałam głupkowato.
-Strażnikiem. A dokładnie to Strażnikiem Zabawy. A rodzina, do której jeździłem, a właściwie leciałem, to również Strażnicy. Mikołaj, Wróżka Zębowa, Piaskowy Ludek i Zając Wielkanocny. Jesteśmy nieśmiertelni. Wszyscy.
Okej...spotykałam się z niezrównoważonym psychicznie chłopakiem.
-Jasne...-odpowiedziałam niepewnie i zaczęłam się rozglądać za jakąś ewentualną drogą ucieczki. Tuż za nim znajdowały się drzwi. Bingo!
-Nie jestem wariatem, Elso. Widziałaś już Mroka, widziałaś moją moc, widzisz to miejsce. Musisz mi uwierzyć.
-Mroka?-spytałam, nie wiedząc o co chodzi.
-Mroka. Porwał cię. Nie pamiętasz?
-Nie, nie. Pamiętam. Tylko nie przedstawił mi się.
-Jasne.-prychnął pogardliwie.-Dobra, wróćmy do Strażników. Widzę, ze nie chcesz mi uwierzyć. Spróbuj wstać, to ci to udowodnię.
Ruszyłam stopami i przekręciłam się tak, że nogi zwisały mi z...no właśnie czego? Leżałam na jakimś blacie. Pff...Nawet nie mieli łóżka. Gdzie on mnie przytachał?!
Chcąc się wydostać stąd jak najszybciej stanęłam na nogach. Niestety zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam za nią i już miałam upaść, kiedy poczułam jak oplatają mnie czyjeś silne ręce.
-Wszystko w porządku?-zapytał zatroskany.
Spojrzałam w górę. Napotkałam nienaturalnie błękitne oczy.
-Jest okej.-powiedziałam i wyswobodziłam się z jego ramion. Miałam doskonałą szansę na ucieczkę. Nadal jednak czułam ból w okolicach brzucha, ramion i nóg. Czyli w sumie...wszędzie. Byłam poraniona. Wiedziałam to. Nie miałabym szans na ucieczkę. Mogłam tylko zostać tu z Jackiem i nie dać się mu zabić w napadzie szaleństwa. Ruszył przed siebie, a ja podążyłam za nim. Pchnął drzwi, które były moją drogą ucieczki przepuścił mnie. A ja po raz drugi dziś doznałam szoku.
 Znajdowałam się w ogromnym pomieszczeniu, z ogromnym globusem pośrodku. Wszystko tam było jak we śnie. Tego...tego nawet nie da się opisać słowami. To było jak...jak ogromne centrum dowodzenia światem w klimacie MOCNO świątecznym. Moja daleka ciotka też miała obsesje na punkcie Bożego Narodzenia, ale to była gruba przesada.  Wszystko w czerwono-zielonych kolorach, wszędzie ozdoby, bombki skarpety. Poczułam ucisk w głowie. Odwróciłam się i doznałam szoku. Znowu?!
Obok chłopaka stał wysoki, barczysty mężczyzna, ogromny królik, dziewczyna ze skrzydłami i niski złoty mężczyzna. Okej, albo szaleństwo Jack'a jest zaraźliwe, albo miałam przed sobą Mikołaja, Zająca Wielkanocnego, Wróżkę Zębową i Piaskowego Ludka. Ucisk w głowie nasilił się, a ja znów ujrzałam ciemność.
Obudziłam się w zupełnie innym miejscu niż poprzednio. Tym razem pierwsze co zauważyłam, a raczej poczułam to łóżko. Leżałam na najwygodniejszym łóżku na ziemi. Było tak miękkie i puchate, że dosłownie się w nim zapadałam. Podniosłam się powoli i znów poczułam ból głowy, mniejszy niż poprzednio. Miałam już dość tych wszystkich "szoków".
Rozejrzałam się szybko po miejscu w którym byłam. Przypuszczałabym, że to pokój, ale sądząc po wielkości na pewno nim nie był. Gdzie ja znowu jestem?!
-To pokój Jack'a-odezwał się jakiś głos. Dopiero teraz zauważyłam, że przy oknie stoi...Mikołaj. Okej, muszę się do tego przyzwyczaić.
-A myślałam, że to ja mam duży pokój-mruknęłam przekornie.
-Byłaś umierająca-zaczął, a ja przestraszyłam się jego ostrego tonu.-A właściwie umarłaś. Jack błagał nas o to, żebyśmy cię ratowali. Rozumiesz? Błagał nas.-odwrócił się do mnie.- Twoje rany były nie do wyleczenia. Wiedzieliśmy to odkąd tu przybyłaś. Uratowaliśmy cię. Wiesz w jaki sposób?
Pokręciłam głową. Mikołaj nie powinien wywoływać takich emocji, nie?
-Sprawiliśmy, ze jesteś nieśmiertelna.
I co teraz poczułam? SZOK! Znowu...Cholerne deja vu...
-Nie ekscytuj się tak-powiedział beznamiętnym tonem, który przyprawiał o dreszcze.-Nie możesz nikomu powiedzieć. Jack nie wie i tak ma pozostać. Jeżeli za dokładny rok nadal będziesz chciała komuś powiedzieć, będziesz mogła. Rok.
-Zaraz, zaraz, zaraz...co znaczy...nieśmiertelna?
-Jak to co?-oburzył się.-Żyjesz wiecznie, trudno cię zabić, rany goją ci się szybciej...-wymieniał. Kiedy to do mnie dotarło przełknęłam głośno ślinę. Będę żyła wiecznie. Anna...wezbrał się we mnie gniew.
-Jak śmieliście bez mojej zgody robić coś takiego?!-huknęłam.
-A co mieliśmy zrobić?!-odpowiedział tym samym.-Umierałaś! Patrząc na to, jak jesteś niewdzięczna mogliśmy pozwolić ci umrzeć!
W moich oczach pojawiły się łzy. Spuściłam głowę i usłyszałam trzaśniecie drzwiami. Wyszedł. Ukryłam twarz w dłoniach. Moje życie się skończyło. Nie tak naprawdę. Ale po części tak. Zdałam sobie sprawę, ze będę patrzyła na śmierć najbliższych. Anna...Roszpunka...Merida...Astrid...A Jack nie mógł o tym wiedzieć.
-Elsa?-usłyszałam zatroskany głos Jack'a. Nie podnosiłam wzroku, a kiedy poczułam jak mnie obejmuje, wtuliłam się w niego.
-Chcę już stąd iść.-powiedziałam nadal płacząc. Widocznie się spiął. Coś było nie tak.
-Elsa...nie możesz jeszcze wrócić do domu.
-Co?-podniosłam się i napotkałam jego wzrok. Szczękę miał zaciśniętą, a wzrok nieobecny.
-Rany nie zagoiły się jeszcze do końca. A potem...musisz zacząć się bronić. To znaczy musisz się nauczyć bronić przed Mrokiem. Nie wiem czy będzie chciał ci coś zrobić, ale mimo wszystko chcę, byś była bezpieczna.
-Nie chcę tutaj być.-rzuciłam, przez zaciśnięte zęby.-Nie chcę i koniec.
Odetchnął ciężko i głęboko. Wstał i przeszedł się krótko po pokoju.
-No dobrze-powiedział w końcu, a ja odetchnęłam z ulgą.-Wyjedziemy stąd jak najszybciej będziesz chciała. Po lewej masz łazienkę. Masz dwie godziny.
I wyszedł. Trochę zbiło mnie to z tropu, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. Najważniejsze było to, że opuszczałam to miejsce. Wstałam powoli z łóżka i skierowałam się na lewo, do łazienki. Łazienki, pff...! To było jakieś prywatne spa, a nie łazienka! Duża wanna, prysznic, lustra...Wow...
Odkręciłam wodę i dodałam pierwszego lepszego olejku. Spojrzałam w lustro. Nie byłam w swoich ubraniach. Ktoś mnie musiał przebrać i miałam nadzieję, ze to nie sprawka Jack'a. Zdjęłam ubrania i bandaże tak, że zostałam tylko w bieliźnie. Znów spojrzałam w ogromne lustro i gorzko zapłakałam. Musiałam oprzeć się o umywalkę by nie zemdleć.
Odkąd pamiętam byłam powodem zazdrości wszystkich dziewczyn. Miałam idealne ciało. Po mamie. Nie pojawiałam się na plażach, czy basenach. Ale to nie znaczy, że ukrywałam swoje ciało. O nie.Często występowałam w różnych pokazach mody czy konkursach piękności w szkole. Może to było puste zachowanie, ale skoro natura tak mnie obdarzyła chciałam z tego skorzystać. Dziewczyny zawsze mówiły mi, że zostanę modelką.
Teraz wszystko zostało zaprzepaszczone. Moje ciało było bestialsko zniszczone. Ideał przerwany. Zostałam oszpecona. Popatrzyłam na brzuch i dotknęłam rany. Zabolało. Odwróciłam wzrok. Ściągnęłam bieliznę i weszłam do wanny. Piekło, ale zdecydowanie było warto. Przyjemna woda rozluźniała moje mięśnie. Oczywiście nie kąpałam się w CIEPŁEJ wodzie. Nigdy. Byłam przeciwieństwem człowieka. Ciepło mnie zabijało, a zimna nie czułam. No...dopóki nie pojawił się Jack.
Kiedy wyszłam z kąpieli zorientowałam się, że nie mam żadnych ubrań. Świetnie. Spojrzałam na owiniętą w ręcznik siebie w lustrze. Dawno tego nie robiłam, ale...Potarłam palce. To pozwalało mi się skupić. Machnęłam kilka razy ręką. Mój ręcznik zaczynał pokrywać się drobnymi kryształkami lodu. Poruszyłam palcami. Moje włosy zafalowały i spięły się z tyłu delikatną, lodową broszką. Na powiekach osiadł niebieski kolor, a na ustach fioletowy.
 Spojrzałam w dół. Miałam na sobie zwiewną sukienkę. Błękitna na górze, z długimi rękawami. Lekko opinająca w talii, rozchodzącą się ku dołowi przechodząca w fiolet. Dotknęłam swoich nagich stóp, na których od razu pojawiły się niebieskie baleriny. Znów spojrzałam w lustro. Sukienka zakrywała KAŻDĄ ranę, a oto mi chodziło, I nie wyglądałam też, jakbym odwaliła się na imprezę, tylko jak na normalny dzień w szkole. Przynajmniej dla mnie. Wyrzuciłam swoje stare ubrania do kosza i wyszłam z łazienki.
Nie wiem ile czasu w niej siedziałam. Nigdzie nie było zegarka. Ale chciałam już stąd zniknąć. Teraz.
Skierowałam się więc do drzwi. Pchnęłam je, a moim oczom ukazał się chaos. Ale nie taki straszny i niepotrzebny, a przyjemny i świąteczny. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Gdybym nie czuła się tu tak nieswojo cieszyłabym się jak małe dziecko. Myślę, że moim kolejnym marzeniem, właśnie w tej chwili, zostało spędzenie tu radosnych chwil. Zeszłam po schodach oglądając nadal wszystko dookoła i zachwycając się. W końcu dostrzegłam Jack'a. Przypatrywał się mi z otwartą buzią. Stanęłam przed nim i zachichotałam. Potrząsnął głową i również się uśmiechnął.
-Pięknie wyglądasz-powiedział i złapał mnie pod ramię. I wtedy dostrzegłam wrogie spojrzenia utkwione we mnie. Wpatrywali się we mnie jakbym kogoś zabiła. Wszyscy oprócz tej dziewczyny. Ona nie spoglądała na mnie z pogardą, a jedynie smutkiem i współczuciem.
-Chodźmy już stąd.-szepnęłam, bojąc się, że jeżeli powiem to na głos któryś z nich się na mnie rzuci. W końcu miałam przed sobą ogromnego zająca, mięśniaka i...okej, Pisakowy Ludek nie wyglądał zbyt groźnie. Ale ta dwójka zdecydowanie tak.
Bez słowa ruszyliśmy do przodu. Kiedy doszliśmy do ogromnych drzwi chłopak po prostu je pchnął. Moim oczom ukazał się mój raj. Śnieg i mróz. Mój żywioł. Spojrzałam dookoła. Wiedziałam gdzie byłam.
-Jesteśmy na Biegunie Północnym?!-krzyknęłam. Zawsze chciałam się tu znaleźć. W końcu...to było jak mój drugi dom.
-No...tak-odpowiedział i oparł sobie jakąś laskę o ramię.-Wiesz...Mikołaj, fabryka zabawek...dzieckiem nie byłaś?
-Byłam. Jasne, że byłam. Tyko wiesz...w końcu przestaje się być dzieckiem i takie rzeczy okazują się nieprawdą.
-Niech ci będzie-mruknął.
-To jak dostaniemy się stąd do...gdzie my w ogóle zmierzamy?
-Polecimy-odpowiedział tylko i zaśmiał się.
-CO?!
-No wiesz...uniesie nas wiatr.
Byłam w sukience. Jeżeli mówił prawdę nie mogłam tak lecieć.
-Serio?-spytałam.
-Nie.-powiedział sarkastycznie.-Widziałaś Mikołaja i ogromnego kangura. Dziewczyno! Musisz zrozumieć, że to wszystko jest normalne. Naprawdę.
-Okej.-wzruszyłam ramionami. Potarłam palce i machnęłam ręką. Moja sukienka zmieniła się w błękitną bluzkę i fioletowe spodnie. Z ust Jack'a wyrwało się ciche "Wow" na co zaśmiałam się.
-No to co? Lecimy?-zapytałam podpierając boki. Znów potrząsnął głową i uśmiechnął się przebiegle.
-Obejmij mnie-powiedział pewnie.
-Że co?
-Obejmij mnie. To ja potrafię latać. Poza tym jesteś ranna.
Zmrużyłam oczy. Niedoczekanie. Założyłam ręce na piersi. A wtedy poczułam, jak łapie mnie za szyję i nogi i ciągnie do góry. Czując wiatr smagający mnie po twarzy i widząc jak szybko zwiększamy wysokość zaczęłam piszczeć wniebogłosy. Jack natomiast tylko się śmiał. Nie miałam wyjścia. Oplotłam rękami jego szyję. Zamknęłam oczy. Nie lubiłam wysokości. Ale zimno, jakie czułam, promieniujące od Jacka zdecydowanie mnie uspokajało. Starałam się unormować oddech i skupiać się na boskim zapachu chłopaka.
Nie wiem ile tak lecieliśmy, ale kiedy wylądowaliśmy wcale nie chciałam odchodzić od Jack'a. Ale musiałam. Powoli postawiłam nogi na ziemi, a kiedy już stałam otworzyłam oczy. I napotkałam rozbawione spojrzenie chłopaka.
-Boje się wysokości-syknęłam.
-Okej-podniósł ręce w geście niewinności-chodź, pokażę ci dom.
Odwróciłam się do niego plecami. Przede mną znajdował się ogromny domek na drzewie. Zawsze marzyłam, żeby mieć coś takiego w ogródku i mieszkać tam.
-Ładnie się urządziłeś...-powiedziałam nie spuszczając wzroku z chatki.
-No wiem. Chodź pokaże ci wnętrze.
Już chciałam za nim pójść, ale zdałam sobie z czegoś sprawę.
-Czekaj-rzekłam, a on się  odwrócił.-Nie mam tu żadnych ubrań. Proszę...leć do mojego domu. Do Ani. Niech spakuje mi jakieś ubrania. I powiedz jej, ze nic mi nie jest.
-Dobrze. Masz tu klucze i obejrzyj sobie wszystko. Potem wszystko ci opowiem-powiedział i podał mi pęk kluczy. Wyminął mnie i już miał polecieć, kiedy go zatrzymałam.
-Poczekaj.-nie wiedziałam, co robię. To bardziej był impuls.-Powiedz jej też, żeby dała ci fioletowe pudełko spod mojego łóżka.
Zamknęłam oczy. Co ja do cholery robiłam?! Kiwnął głową i odleciał. To może być fatalne w skutkach, ale w końcu musiałam stanąć twarzą w twarz z prawdą. Szczególnie teraz, kiedy moje życie było zagrożone.
Weszłam na górę i otworzyłam drzwi. Widok był boski. Wszystko z drewna w połączeniu z nowoczesnością dawało przytulny wygląd. Usiadłam na kanapie w salonie. Była tak niesamowicie miękka. Nie chciałam spać, ale kiedy moje powieki zaczęły opadać, oddałam się przyjemnemu uczuciu i zasnęłam.
Jack
Wpatrywali się we mnie jak w idiotę. Trzymałem na rękach martwą...Elsę. Mikołaj chciał już odejść, kiedy podleciała do niego Wróżka i położyła mu rękę na ramieniu.
-North?-spojrzał na nią.-Proszę.
Odetchnął głęboko i potarł twarz. Byłem wściekły. Już chciałem ich zbluzgać, kiedy Mikołaj odebrał mi Elsę z rąk i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście, chciałem iść za nimi, ale zatrzymał mnie Zając.
-O nie-powiedział.-Ty nie idziesz. Siedź tu grzecznie. Idź...pobaw się z elfami?-zadrwił, a ja miałem ochotę walnąć go w mordę, ale on już zniknął. Osunąłem się po ścianie na podłodze. Wsunąłem ręce we włosy i pociągnąłem je. Ona umierała. Było bardzo, bardzo źle. Jak mogłem do tego dopuścić?! Jak mogłem pozwolić na skrzywdzenie jej?!
Naciągnąłem kaptur na głowę i popatrzyłem wysoko w niebo.
-Błagam.-szepnąłem.-Błagam. Pomóż jej. Błagam.
Spuściłem głowę.






Nie wiem ile tam siedziałem. Dla mnie była to wieczność. Ale w końcu zobaczyłem, jak podlatuje do mnie Zębuszka.
-Idź do niej.-uśmiechnąłem się pokrzepiająco.-Już wszystko dobrze.
Poczułem jak uchodzi ze mnie powietrze. Czy to znaczy, że ona jednak żyje?
Poszedłem za Wróżką. Nigdy nie byłem w tym pomieszczeniu. Było niewielkie, puste, a jedyne co tam było to duże okno na samej górze i stół, na którym leżała Elsa. Jej klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół. Oddychała. Żyła.
-Co jej zrobiliście?-zapytałem, a kiedy nie usłyszałem odpowiedzi znów zadałem pytanie.-Dlaczego nie mogliście zrobić tego wcześniej?
-To nie jest ważne.-warknął Mikołaj, który zmierzał do wyjścia.-Ona żyje. Zrobiliśmy to, co chciałeś.
A potem wyszedł z całą resztą. Podszedłem do dziewczyny i uśmiechnąłem się przez łzy. Złapałem ją za rękę i poczułem zimno. Nie ciepło, czy gorąco, ale niesamowite zimno. Naprawdę wszystko było z nią dobrze. Nadal nie wiedziałem jak to możliwe, że jeszcze kilka minut temu ona umierała, a teraz minęła gorączka.
Spojrzałem na jej twarz. Powieki zaczęły się poruszać co oznaczało, że chciała otworzyć oczy. Nareszcie ujrzę jej oczy.
Po chwili otworzyła je i od razu zamknęła je z sykiem. Próbowała się podnieść, ale od razu jej tego zabroniłem.
-Leż spokojnie-powiedziałem. Znów się położyła i spojrzała na mnie. Wyglądała na przestraszoną.
-Nic mu nie powiedziałam-powiedziała mocno zachrypniętym głosem. No tak, tylko ona była zdolna do mówienia czegoś takiego. Zaśmiałem się i spuściłem głowę w przypływie rozbawienia. Znów na nią spojrzałem. Patrzyła na mnie jakbym był psychicznie chory. Spojrzała szybko na nasze splecione dłonie i otworzyła szeroko oczy. A potem rozejrzała się dookoła. Nie wyglądała na zachwyconą.
-Gdzie jestem?-spytała nadal nie patrząc na mnie. Nie było tu dużo do oglądania, więc chciałem, by w końcu spojrzała na mnie. Może i byłem samolubny, ale nie widziałem jej pięknych, błyszczących oczu od kilku dni.
-Wszystko ci opowiem.-zacząłem. A kiedy spojrzała w końcu na mnie utonąłem w jej oczach.-  Obiecuję. Ale ty też musisz opowiedzieć mi o sobie.-uśmiechnąłem się. Na początku wyglądała na zdziwioną, ale chyba sobie wszystko przypomniała, bo zaczęła mnie zasypywać pytaniami.
-Kim była ta istota? Czego ode mnie chciała? Ca z ranami? Masz taką samą moc jak ja?! Kim ty w ogóle jesteś?! Co ja tu robię?! Gdzie jestem?!
Okej, mimo, że to było zabawne, że tak się wkręciła musiałem jej przerwać, bo jeszcze by się dziewczyna zapędziła i zaczęła pytać o swoje dane osobowe.
-Spokój!-powiedziałem. Spojrzała na mnie pytająco, a potem wyglądała na wkurzoną. Nie mogłem pozwolić na to, żeby znowu zaczęła mnie o coś pytać.- Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz. -już mi się nie podobało to, co mówię.-Jesteśmy...w miejscu, gdzie spędzałem każdy weekend.
-U twojej rodziny?!-jej oczy szeroko się otworzyły, ale nie wyglądała na przekonaną.
-Mówię ci przecież, że nie jestem tym za kogo mnie bierzesz.-nie chciałem tego mówić, ale obiecałem jej to.- To nie moja rodzina. To znaczy...nie łączą nas pokrewieństwa krwi.-wstałem, puszczając jej rękę. To było przyjemne i rozpraszało mnie. Jej dotyk mnie rozpraszał, a ja musiałem mieć trzeźwy umysł, kiedy jej to mówiłem-Widzisz ja jestem Strażnikiem.
-Kim?
-Strażnikiem. A dokładnie to Strażnikiem Zabawy. A rodzina, do której jeździłem, a właściwie leciałem, to również Strażnicy. Mikołaj, Wróżka Zębowa, Piaskowy Ludek i Zając Wielkanocny. Jesteśmy nieśmiertelni. Wszyscy.
Nie podobało mi się to, jak na mnie patrzyła. Powiedziałem jej prawdę, a ona zachowywała się jakbym opowiedział jej jakąś zabawną historię, która wcale nie jest zabawna.
-Jasne...-przeciągnęła to słowo. Nagle zaczęła się niepewnie i szybko rozglądać. Kiedy jej wzrok odnalazł drzwi za mną uśmiechnęła się nieznacznie. Chciała uciec...O nie...Ona myślała, że oszalałem i gadam głupoty.
-Nie jestem wariatem, Elso.-zapewniłem ją.- Widziałaś już Mroka, widziałaś moją moc, widzisz to miejsce. Musisz mi uwierzyć.
-Mroka?-zapytała. Zaraz...nie pamiętała go? Może to lepiej...
-Mroka. Porwał cię. Nie pamiętasz?
-Nie, nie. Pamiętam.-ach, czyli jednak pamięta tego sukinsyna- Tylko nie przedstawił mi się.
-Jasne.-prychnąłem. Wielki pan mroku nawet nie chciał powiedzieć jak się nazywa swojej ofierze.-Dobra, wróćmy do Strażników. Widzę, ze nie chcesz mi uwierzyć. Spróbuj wstać, to ci to udowodnię.
Chyba spodobał jej ten pomysł, bo natychmiast ruszyła się do pozycji siedzącej. Stanęła na nogach i zachwiała się. Instynktownie złapałem ją.
-Wszystko w porządku?-zapytałem, a ona spojrzała na mnie z dołu. Podobało mi się to, jak na mnie patrzyła.
-Jest okej.- mruknęła i szybko wstała. Skrzywiła się, najprawdopodobniej z bólu. Miałem ochotę wziąć ją na ręce i zanieść wszędzie tam, gdzie będzie chciała, ale wiedziałem, że to uraziło by jej dumę. Zamiast tego więc, ruszyłem do przodu i wiedziałem, że ona zrobiła to samo. Otworzyłem drzwi, którymi weszliśmy i przepuściłem ja. Ale ona zamiast iść stanęła w miejscu i z otwartymi ustami patrzyła na wszystko.
Kiedy ona oglądała podeszła do mnie reszta Strażników. Wyglądali na niezadowolonych. A szczególnie Kangurek i Mikuś.
Po chwili Elsa odwróciła się do nas, a jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, chociaż nie wiem jak to było możliwe. Lustrowała nas wzrokiem, a chwilę później uniosła oczy do góry tak, ze widać było tylko białka i osunęła się na podłogę. Oczywiście znów zdążyłem ją złapać.
-Elsa?-klepnąłem ją delikatnie w policzek-Hej, Elsa?
Oddychała, więc żyła. Ale zemdlała.
-Często będzie jej się to zdarzać?-spytałem biorąc dziewczynę na ręce. Wszyscy parzyli na mnie z dziwnymi, niepokojącymi wyrazami twarzy. Nikt się nie odzywał. Zaraz...czy oni się obrazili?! Nie no,  nie byli dwulatkami, którzy strzelają fochami na lewo i prawo! W końcu Zając prychnął.
-Wiesz, jeszcze niedawno jakiś gość ją pociął, potem budzi się w jakimś innych miejscu i widzi co? Wielkiego faceta, ogromnego zająca, dziewczynę z piórami i piaskowego gościa! Sam bym zemdlał...
-Zamknij się.-warknąłem.-Zaniosę ją do mojego pokoju.
Położyłem ją na moim łóżku i odgarnąłem włosy z twarzy. Kiedy poczułem zimno uśmiechnąłem się. Uwielbiałem to uczucie. Spojrzałem na nią z góry. Jej jasne włosy rozsypane były na ciemnej poduszce tworząc kontrast. Jej twarz nie była już ściągnięta, a spokojna. Równomierny oddech sprawiał, że wydawało się że wszystko jest dobrze. W rzeczywistości nic nie było dobrze. Mimowolnie dotknąłem jej brzucha i westchnąłem.
-Jack-w drzwiach pojawił się North.-Idź się wykąpać, zjeść coś...
-Zostanę przy niej.-powiedziałem stanowczo.
-Idź, Jack.-jego ton głosy nie znosił sprzeciwu.-Do pokoju gościnnego. Ja przy niej posiedzę.
Nie chciałem iść, ale co mogłem zrobić? On zawsze dostawał to czego chciał. Podszedłem do szafy, złapałem pierwsze lepsze ciuchy i bieliznę i udałem się do pokoju gościnnego. Wziąłem szybki prysznic i zbiegłem na dół do kuchni. Oczywiście tutaj zawsze, szczególnie przed świętami, panował zamęt. I wszędzie walały się ciastka. Usiadłem na stole i złapałem jedno. Ugryzłem je i w tym momencie do pomieszczenia weszła Zębuszka. Spojrzała na mnie przelotnie i zaczęła udawać ogromne zainteresowanie procesem tworzenia masy.
-Co ty ukrywasz?-spytałem sięgając po kolejnego piernika. Zbrzydły mi one, ale chciałem się czymś zająć.
-Ja?-spojrzała na mnie.
-Nie, Święty Mikołaj. Chociaż czekaj...to jest możliwe!-uśmiechnąłem się.
Ona również to to zrobiła. Patrzyła na mnie jak zawsze-z matczyną troską.
-Lubię, kiedy jesteś taki radosny-powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu.-Ona...to dzięki niej, prawda?
Skinąłem lekko głową.
-Posłuchaj, cokolwiek będzie się działo pamiętaj, że jesteśmy twoją rodziną i że wszystko co robimy robimy dla twojego dobra.
Prychnąłem. Nie chciałem jej obrazić, ale onie nie zachowywali się, jakby im na mnie zależało. I byli wrogo nastawieni do Elsy. Co ona im zrobiła? To JA ją tu przyniosłem, JA prosiłem o pomoc, JA byłem za nią odpowiedzialny. Zeskoczyłem ze stołu i ruszyłem na górę. Minąłem się z Northem, który nadal wyglądał groźnie. Miałem już tego dość.
Wszedłem do pokoju i zobaczyłem szlochającą Elsę. Kurde, Mikołaj miał być miłym dziadkiem, a nie sprawiać, że kobiety przez niego płakały.
-Elsa?-powiedziałem, a kiedy nie odpowiedziała po prostu ją przytuliłem. Mając jej niewielkie ciało w moich ramionach miałem wrażenie, ze jestem dokładnie tam, gdzie powinienem.
-Chcę już stąd iść.-powiedziała cichutko. O nie. Jeżeli teraz odejdzie nie odzyskam jej. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem sprawić, by dała mi jeszcze jedną szansę. By znów mi zaufała. By znów pozwoliła mi być blisko.
-Elsa...-zacząłem.-nie możesz jeszcze wrócić do domu.
-Co?-poruszyła się. Patrzyłem gdzieś w dal i zastanawiałem się jak ją przekonać, by ze mną została.
-Rany nie zagoiły się jeszcze do końca.-powiedziałem, a w mojej głowie pojawił się plan idealny.- A potem...musisz zacząć się bronić. To znaczy musisz się nauczyć bronić przed Mrokiem. Nie wiem czy będzie chciał ci coś zrobić, ale mimo wszystko chcę, byś była bezpieczna.
-Nie chcę tutaj być.-wysyczała.-Nie chcę i koniec.
Westchnąłem. Nie chciała tu być, bo moja "rodzina" traktowała ją jak mordercę. Przeszedłem się po pokoju, bo jej dotyk znów mnie rozpraszał. Musiałem ją stąd zabrać. Do mojego mieszkania nie, bo byłaby blisko domu i szkoły, przez co zaraz by chciała spotkać się z przyjaciółmi i iść do szkoły. A wtedy na pewno nie będzie chciała mnie znać.
-No dobrze. Wyjedziemy stąd jak najszybciej będziesz chciała. Po lewej masz łazienkę. Masz dwie godziny.
 Wyszedłem. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Kiedy mijałem pozostałych Strażników rzuciłem tylko:
-Za dwie godziny jej tu nie będzie.
Złapałem laskę i wyszedłem na zewnątrz. Latanie zawsze mi pomagało. Wiatr był moim przyjacielem, który zawsze mnie słuchał.
Nie wiedziałem ile to trwało. Zawsze traciłem rachubę czasu. Kiedy wróciłem zauważyłem jak dziewczyna uśmiechnięta schodzi po schodach. Ubrana była w prześliczną sukienkę. Nie chodziło o krój, czy kolor. Chodziło o materiał. Pierwszy raz widziałem coś tak przepięknego. Wydawało się, że sukienka zbudowana była z niewielkich, błyszczących kryształków połączonych w całość. To dziwne, ze miała coś takiego na sobie, bo nie mieliśmy czegoś takiego tutaj. Była też umalowana i uczesana, ale nie dostała ani kosmetyków, ani szczotki. Jak ona to wszystko zrobiła?!  Spostrzegłem, że na mnie patrzy i potrząsnąłem głową. Jack, ogarnij się idioto.
-Pięknie wyglądasz-powiedziałem zgodnie z prawdę i złapałem ją pod ramię. Uśmiechała się ciepło i była zadowolona. Podziwiała wszytko dookoła. Ale kiedy zobaczyła Strażników spięła się momentalnie
-Chodźmy już stąd.-wyszeptała, a ja szybko spełniłem jej prośbę. Złapałem laskę i otworzyłem drzwi. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz jej usta otworzyły się.
-Jesteśmy na Biegunie Północnym?!-krzyknęła zachwycona. Nie wiem, jak ona to rozpoznała, ale spodziewałem się tego po niej. Była nieprzeciętnie mądra.
-No...tak-powiedziałem i oparłem kij o ramię-Wiesz...Mikołaj, fabryka zabawek...dzieckiem nie byłaś?
-Byłam. Jasne, że byłam.-prychnęła- Tyko wiesz...w końcu przestaje się być dzieckiem i takie rzeczy okazują się nieprawdą.
-Niech ci będzie-mruknąłem. Ja nie byłem dzieckiem, a nadal w to wierzyłem
-To jak dostaniemy się stąd do...gdzie my w ogóle zmierzamy?
-Polecimy-odpowiedziałem, a widząc jej zdziwiony wyraz twarzy zaśmiałem się.
-CO?!-krzyknęła
-No wiesz...uniesie nas wiatr.
-Serio?-spytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Nie.-powiedziałem sarkastycznie-Widziałaś Mikołaja i ogromnego kangura. Dziewczyno! Musisz zrozumieć, że to wszystko jest normalne. Naprawdę.
-Okej.-wzruszyła ramionami jakby nigdy nic. A potem machnęła ręką, a jej sukienka zamieniła się w spodnie. Nie mogłem nie powiedzieć "Wow", a kiedy ona to usłyszała, zaśmiała się. Uwielbiałem ten dźwięk. Co ja pieprze?! Całą ją uwielbiałem!
-No to co? Lecimy?-z zamyślenia wyrwał mnie jej rozbawiony głos. Położyła ręce na biodrach i patrzyła na mnie wyzywająco. Potrząsnąłem głową.  Tak się bawimy? Uśmiechnąłem się i od razu wpadłem na genialny pomysł.
-Obejmij mnie-powiedziałem wyzywająco.
-Że co?-uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy.
-Obejmij mnie.-powtórzyłem.- To ja potrafię latać. Poza tym jesteś ranna.
Zmrużyła oczy i założyła ręce na piersi. No nie, teraz jeszcze będzie protestować. Nie czekając długo wziąłem ją na ręce i popędziłem w górę. Zaczęła piszczeć i krzyczeć, co mnie rozbawiło. Złapała mnie za szyję i przylgnęła do mnie. Uwielbiałem, kiedy to robiła. Ale była spięta. Miała zamknięte oczy i oddychała niespokojnie.
Kiedy wylądowaliśmy, a ona ze mnie zeszła spojrzałem na nią pytająco.
-Boje się wysokości-wysyczała. Okej, była zła, a ja nie zamierzałem jej podpaść.
-Okej-podniosłem ręce w geście niewinności.-Chodź, pokażę ci dom.
-Ładnie się urządziłeś...-powiedział, kiedy zobaczyła miejsce, w którym mieliśmy się zatrzymać. Strażnicy mieli domy na całym świecie. Zawsze mogliśmy się tam zatrzymać w razie niebezpieczeństwa. Widziałem je wszystkie i ten był zdecydowanie najlepszy. Przypominał domek na drzewie, który chce mieć każde dziecko
-No wiem. Chodź pokaże ci wnętrze.-już chciałem ruszyć, kiedy gwałtownie się zatrzymała.
-Czekaj-powiedziała, więc się odwróciłem.-Nie mam tu żadnych ubrań. Proszę...leć do mojego domu. Do Ani. Niech spakuje mi jakieś ubrania. I powiedz jej, ze nic mi nie jest.
-Dobrze. Masz tu klucze i obejrzyj sobie wszystko. Potem wszystko ci opowiem-dałem jej klucze. Nie chciałem jej zostawiać. Ale faktycznie nie było jej kilka dnia, a Ani pewnie odchodziła od zmysłów.
Już chciałem lecieć, kiedy znów mnie zatrzymała.
-Poczekaj.-powiedziała.-Powiedz jej też, żeby dała ci fioletowe pudełko spod mojego łóżka.
Zamknęła oczy. Nie wyglądała na przekonaną. Kiwnąłem tylko głową i odleciałem.
Kiedy dotarłem do jej domu chciałem zapukać. Ale po chwili stwierdziłem, że to głupi pomysł. Nie wiedziałem, czy Ania była w domu, a tylko ona mogła mnie zobaczyć. Podleciałem do jej okna. Miałem szczęście. Dziewczyna siedziała na łóżku z a w ręce trzymała telefon. Wylądowałem na jej balkonie i zapukałem. Odskoczyła gwałtownie. Twarz miała zapłakaną i zmęczoną. Otworzyła gwałtownie drzwi.
-Jack, gdzie jest Elsa? Powiedz, ze wszystko jest w porządku! Uciekliście razem? Wszyscy tak myślą. Astrid twierdzi, ze to możliwe, a Merida się z nią zgadza, ale my z Punzie twierdzimy inaczej. Ona nigdy taka nie była. Nie uciekła by. To znaczy...ach, już sama nie wiem! Jack, GDZIE JEST ELSA?!
-Chodź do środka-powiedziałem. Anna wpadła w słowotok i nie mogła przestać.-Posłuchaj z Elsą wszystko jest w porządku. Żyje.
-Czyli jednak uciekła z tobą?!
-Nie, nie uciekła. Nie...nie mogę ci nic powiedzieć. Posłuchaj, musisz ja kryć. Powiedz, że wyjechaliśmy razem i że wrócimy. I musisz mi pomóc. Spakuj jej rzeczy. Nie wiem za ile wrócimy, ale daj jej tyle rzeczy ile tylko potrafisz.
Gdy tylko to usłyszała udała się do pokoju obok, a ja podążyłem za nią.
-Gdzie ona jest?-mówiła pakując rzeczy do jakiejś torby.-Jest bezpieczna? Dlaczego tak nagle zniknęła?
-Już ci mówiłem, wszystko z nią w porządku. Ona...potrzebuje czasu, okej? Kiedy wróci wszystko ci wyjaśni.
Nie spodziewałem się, że tak szybko się z tym uwinie. Podała mi torbę i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. A potem mnie uderzyła.
-Za co?!-krzyknąłem pocierając szczękę.
-Zerwałeś z nią dupku! Myślałam, ze ją uprowadziłeś! Jesteś idiotą!
-Wiem, wiem...ale obiecuję, wszystko naprawię.
Już miałem iść, kiedy o czymś sobie przypomniałem.
-Aha, Elsa kazała poprosić cię o fioletowe pudełko spod jej łóżka?
Dziewczyna spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Jesteś pewny?-spytała. O co do cholery chodziło im z tym pudełkiem?!
-Tak. Jestem pewien-powiedziałem lekko zirytowany.
-No dobrze.-rzekła i schyliła się pod łóżko. Wyciągnęła pudełko z rączką, przypominającą małą walizkę. Podała mi ją niepewnie.
-Muszę już iść.-powiedziałem. Chciałem wyjść oknem, ale Ania nie zareagowałaby na to dobrze. Zacząłem schodzić w dół. Kiedy znalazłem się obok drzwi usłyszałem jeszcze jej głos.
-Jak w ogóle wszedłeś na balkon.-zapytała spoglądając na mnie podejrzliwie.-Tylko nie mów, ze wspiąłeś się po drzewie, bo i tak ci nie uwierzę.
Uśmiechałem się.
-To też ci wyjaśni Elsa.-powiedziałem i ruszyłem do przodu. Byłem przy furtce, kiedy usłyszałem ciche:
-Powiedz jej, że ją kocham i tęsknię.
Kiedy zniknąłem jej z oczu poleciałem. Dotarłem do domku, gdy robiło się ciemno. Wszedłem do niego i zobaczyłem śpiącą na kanapie Elsę. Przewróciłem oczami. Znów wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do sypialni. Położyłem tam też jej rzeczy i wróciłem do salonu. Położyłem się na kanapie i znużony całym dniem zasnąłem.

Hejjj! Przepraszam, ze tak późno. Ten rozdział wymagał więcej uwagi niż jakikolwiek inny(mam nadzieję, że to docenicie^^) Jest też długi, mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało. Wiecie, jak już zaczęłam pisać nie mogłam przestać. Jeszcze raz bardzo was przepraszam, ze się nie wyrobiłam. Pozdrawiam was serdecznie :*

4 komentarze:

  1. A-L-E S-U-P-E-R!!!!!!!!!!!! Czekam na next i zycze duuuuuuuuuuuuzo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. MEEEEEEEEEEEEEE(...)EEEEEEEEEEEEGA DŁUGI I CUDNY ROZDZIAŁ! Zachwyt Z A C H W Y T! Nie myślałam, że strażnicy mogą być tacy "negatywni". Jest akcja, dzieje się. Super opisy, mega... Wszystko!
    Czekam na nexta
    Pozdrawiam i weny :* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow... Przeszłaś samą siebie. Rozdział niesamowicie długi, a przy tym jak zawsze fantastyczny. Ciekawi mnie o co chodzi z tym fioletowym pudełkiem. Dobra czekam na next'a. Pozdrawiam i weny życzę!
    Alissa
    P.S. Przepraszam, że tak późno komentuje.

    OdpowiedzUsuń