Jack
Leciałem jak najszybciej mogłem. Na moich ramionach spoczywało bezwładne ciało Elsy, a w głowie kotłowała się jedna myśl, sformułowana na tysiące różnych sposobów: "Ona MUSI przeżyć". Miałem ochotę znaleźć Mroka i rozszczepić go na atomy, a potem zniszczyć każdy z nich. Chciałem by cierpiał. Pragnąłem jeszcze raz usłyszeć jej głos, zobaczyć wielkie, błyszczące oczy, dotknąć zimnej skóry.
Wpadłem do siedziby Northa jak burza. Nie wywołałem za bardzo chaosu, bo zawsze tak robiłem. Ale teraz miałem na rękach zakrwawioną Elsę. Zadałem sobie sprawę, że na rękach miałem swoje szczęście. Swoje słońce.
Podbiegłem do jednego z Yetich zajętego malowaniem zabawek.
-Wołaj natychmiast Northa!-warknąłem.-Do mojej kwatery. Już!
Pobiegłem na piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Chociaż pokój to trochę zbyt małe słowo. To było mieszkanie wielkości małego domku.
Kopnąłem w drzwi, a te z hukiem się otworzyły. Położyłem Elsę delikatnie na moim łóżku uważając, żeby nie sprawić jej większej krzywdy. Pogłaskałem jej czoło, które już teraz sprawiało, że czułem gorąco. Westchnąłem ciężko i uklęknąłem. W tym momencie do pokoju wpadł North.
-Jack! Jestem zajęty.-krzyknął od wejścia patrząc na jakąś tabliczkę.-Jeżeli to coś mało ważnego, to chyba...-nie skończył. Z jego rąk wyleciał długopis i tabliczka, a on od razu podbiegł do łóżka.-Boże, Jack! Co się jej stało?!
-Nie co, tylko kto.-rzuciłem przez zaciśnięte zęby nie spuszczając wzroku z twarzy dziewczyny.-Mrok wrócił.
Nastała cisza. Miałem wrażenie, że Mikołaj wstrzymał oddech. No tak. Nie spodziewał się tego.
-Co z nią?-spytał nagle zmieniając to na łagodny i troskliwy.
Zaśmiałem się bez cienia radości.
-Ten zwyrodnialec użył na niej czegoś gorącego. Mam wrażenie, że to był nóż, ale nie jestem pewien.
-Ile tego jest?
-Nie wiem. Nie...bałem się sprawdzać. Widziałem tylko cztery na ramionach, dwa na nogach i...i jeden na brzuchu.
Znów nastała cisza. Miałem wrażenie, że tracimy czas. Dlatego musiałem się odezwać.
-North, ona jest taka jak ja. Ciepło...-przełknąłem ślinę.-...ją zabija. To...
-Wiem. Zdejmij z niej bluzę. Muszę przywołać Wróżkę i Zająca. Zaraz wracam.
Pierwszy raz dzisiaj spojrzałem na niego. Jego twarz wyrażała smutek i troskę. Trzymał ją za rękę i delikatnie głaskał. Wyglądał jak dziadek martwiący się o wnuczkę. Chyba wyczuł, że mu się przyglądał, bo wstał i wyszedł pośpiesznie.
Wstałem z klęczek i złapałem za brzeg mojej bluzy. Zacząłem ją z niej ściągać starając się nie patrzeć na przerażające rany ukrywające się pod nią. Nie byłem mięczakiem, ale bałem się, że mógłbym nie wytrzymać i zacząć szukać Mroka. A ja Musiałem tu zostać. I być z nią cały czas.
Odrzuciłem bluzę w kąt pokoju i znów uklęknąłem.
-Zapłaci mi za to.-wyszeptałem.-Obiecuję.
Pocałowałem jej skroń. Była tak ciepła, że miałem wrażenie, że się poparzyłem. Ale to było teraz nie ważne. Ona była ważna. Tylko ona.
Ściągnąłem jej buty, które odrzuciłem tam, gdzie wcześniej bluzę. Nie wiedziałem, czy ma ją przykryć, czy rozebrać, więc po prostu usiadłem na łóżku i głaskałem ją po rozgrzanej rączce. Wpatrywałem się w nią. To była moja wina. Zostawiłem ją, a on to wykorzystał. I ją skrzywdził. Nie mogłem nigdy więcej na to pozwolić. Przysiągłem sobie, że kiedy ona się obudzi nie będę odstępował jej na krok. Będę jej pilnował. Będę dbał i troszczył się. Ona nie będzie musiała nic robić. Teraz musiała przeżyć.
Moje rozmyślania przerwały przerażone westchnięcia. Spojrzałem stronę drzwi i zobaczyłem stojącą w nich Zębuszkę. Trzymała w dłoni niewielkie pudełeczko, a drugą zakrywała sobie usta.
rany dziewczyny z wielką uwagą. To właśnie w niej lubiłem. Ona nie pytała, nie zastanawiała się. Od razu działała. Zagwizdała cichutko i zaraz do pokoju wleciały malutkie Mleczuszki.
-Jack-wyszeptała nie spoglądając na mnie.-idź na dół po bandaże. Będziemy ich potrzebowali. Nie bierz nic innego z apteczki. Potem będziesz musiał pomóc jej swoją mocą.
-Muszę z nią zostać.-powiedziałem stanowczo.
-Jack, wiem, że...ci na niej zależy, ale nic jej nie zrobię. Po za tym muszę ją przebrać. A wątpię, by ona chciała, żeby oglądał ją nago.
Westchnąłem ciężko. Zostawienie jej tutaj było bezpieczne, ale nie chciałem spuszczać z niej wzroku ani na chwilę. Nawet mruganie było dla mnie zbyt długim czasem na nie patrzenie na nią.
Wstałem i udałem się do drzwi, ale przystanąłem w ostatnim momencie.
-Uratujesz ją?-spytałem, ale ona nie odpowiedziała.
Wyszedłem z pokoju i udałem się na dół. Włożyłem ręce do kieszeni i spuściłem głowę. Usłyszałem, jak North kuci się z Zającem.
-Co roku to samo!-krzyczał Mikołaj.-Będzie Wielkanoc, to będę ci pomagał!
-Taaa...jasne!-odezwał się Zając.-Nie wpuszczę się do mojej nory! To miejsce dla doświadczonych.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Zawsze się kłócili, gdy szło o Święta Bożego Narodzenia. To było jak tradycja. Nie słyszałem dalszej rozmowy, bo zająłem się swoją "misją". Kucnąłem obok jednego z elfów.
-Cześć-powiedziałem przyjaźnie.-Potrzebne mi są bandaże. Wszystkie jakie mamy.
Pomocnik Mikołaja zadzwonił radośnie i zniknął w tłumie innych. Wstałem i zauważyłem, że Mikołaj i Zając przestali się kłócić i wpatrują się we mnie.
-To co...-zaczął North.-Może jakoś wyjaśnisz nam co tu się właściwie dzieje?
Nie miałem ochoty tego wszystkiego mówić, ale chciałem mieć już spokój i móc wrócić do Elsy.
-Elsa ma taką samą moc jak ja-tłumaczyłem.-Mrok ją porwał i pociął ją czymś.
-Mrok?-zapytał Zając.
-Tak, Kangurku, Mrok. Ten sukinsyn wrócił i pierwsze co zrobił to wyżył się na niewinnej dziewczynie!-krzyknąłem poirytowany. Poczułem jak coś ciągnie mnie za nogawkę spodni więc uklęknąłem i zabrałem bandaże, które dzielnie niósł mały elf.-A teraz przepraszam was, ale muszę do niej wracać.-powiedziałem i zacząłem się cofać.
Kiedy dotarłem do swojej kwatery oparłem się o framugę drzwi i przypatrywałem się Wróżce jak smaruje rany dziewczyny. Elsa była już przebrana w krótką bluzkę i spodenki w kolorze białym. Podszedłem do miejsca, w którym wcześniej klękałem.
-Nie sądzisz, że biały zaraz się pobrudzi?-zapytałem, żeby przerwać ciszę.
-Jeżeli coś będzie się działo-powiedziała lekko się uśmiechając.-Na białym będzie widać od razu, dzięki czemu będziemy mogli od razu zareagować. Musisz pomóc mi założyć bandaże.
-No...dobrze, tylko...ja nigdy tego nie robiłem.
-Nie szkodzi. To proste, zaraz się na uczysz spójrz...
Tak jak powiedziała Zębuszka nauczyłem się błyskawicznie. Mimo iż skóra Elsy nadal była ciepła, dotykanie jej sprawiało mi przyjemność.
-Posłuchaj Jack-powiedziała, kiedy skończyliśmy.-musisz sprawić, by jej ciało wróciło do dawnej temperatury. Ma wysoką gorączkę nawet jak na zwykłego człowieka. Wiesz, jak bardzo to niebezpieczne dla niej. Nie chcę cię okłamywać Jack. Jej stan jest bardzo poważny. Przykro mi, ale ona może nie przeżyć.
-Jak to?-poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy.
-Jeżeli gorączka nie spadnie nie ma mowy o zasklepieniu się ran i tym samym powrotu do zdrowia.
-Więc wystarczy ją ochłodzić?
-Nie Jack, ale to dobra droga. Nie mogę podać jej żadnych leków, bo i tak nie pomogą.
Nie odzywałem się już więcej. Z zaciśniętymi zębami wpatrywałem się w zmęczoną twarz Elsy. Usłyszałem, jak drzwi zamykają się. Ściągnąłem buty i rzuciłem je obok łóżka. Potem położyłem się na łóżku obok dziewczyny. Oparłem się na łokciu i wpatrywałem intensywnie, śledząc każdy szczegół jej twarzy. Nie mogąc się oprzeć dotknąłem jej policzka.
-Musisz przeżyć-wyszeptałem.-Jak już się obudzisz, opowiem ci wszystko. Wyjaśnię, kim jestem, powiem całą prawdę.-odgarnąłem jej kosmyk z czoła badając krzywizny jej twarzy.-Ale musisz przeżyć, rozumiesz? Musisz.
Złapałem ją za rękę i uwolniłem swoją moc. Czułem, jak delikatnie się wzdryga, co uznałem za dobre. Uśmiechnąłem się delikatnie. Wierzyłem, ze będzie dobrze. Musiało być.
Przez kilka dni gorączka nie chciała się obniżyć ani odrobinę. Zmienialiśmy jej opatrunki regularnie i cały czas staraliśmy się, a właściwie ja starałem się ją ochłodzić. Niestety nie było żadnej poprawy. Tak cholernie się bałem, że jej nie odzyskam.
Aż tu nagle jej stan poprawił się nagle. Gorączka zaczęła spadać, a oddech wracać do normy. Cieszyłem się jak głupek. Elsa do mnie wracała. Wiedziałem to. W przeciwieństwie do mnie Wróżka była dziwnie milcząca. Nie uśmiechała się, nie mówiła zbyt wiele. Martwiłem się o nią. Bałem się, że coś ukrywa.
Obudziłem się obok dziewczyny jak zawsze. Pomyślałem, że już niedługo zobaczę jej oczy i usłyszę głos. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Dotknąłem jej ręki i odskoczyłem gwałtownie. Była gorąca. Bardzo gorąca.
-Elsa, słońce, co się dzieje?!-zapytałem idiotycznie, bo przecież nie mogła mi odpowiedzieć. Zobaczyłem jak jej usta się otwierają, a ona wydycha powietrze. Potem jej serce przestało bić. Przestała oddychać. A to oznaczało tylko jedno.-Boże, Elsa. Nie! Nie zostawiaj mnie. Elsa!
Wziąłem ją na ręce i błyskawicznie zbiegłem na dół. Poczułem łzy na policzkach.
-North, pomóż mi! Ona....ona...przestała oddychać! Błagam, zrobię wszystko, tylko uratuj ją. Błagam!
Hej! Tym razem nie w weekend ^^ Jestem chora więc postanowiłam napisać taki bonusowy rozdział. Gdyby ktoś nie zrozumiał, dlaczego nie ma perspektywy Elsy-jest nieprzytomna. Mogłam sobie odpuścić ten rozdział, ale pomyślałam, że napiszę, skoro i tak siedzę w domu.
Pozdrawiam was baaardzo serdecznie i widzimy się w weekend :*
S U P E R! Mega akcja naprawdę. Wszystko napisane w ciekawy sposób, piękne opisy uczuć. No poprostu super. Oooooo... Jack martwi się o Elsę... To take sweet. Tylko niech mi ona nie umiera...
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Pozdrawiam, weny i zdrowiej ty mój chorusie :*