poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział XXX


Elsa
Stał tam i patrzył. Mnie brakowało tchu, a on patrzył. Dlaczego się nie odzywał? Dlaczego nie podszedł? Dlaczego tylko tam stał i patrzył na mnie z tak ogromnym bólem i utęsknieniem w oczach, że zrobiło mi się słabo? Nie rozumiałam tego na początku. Ale potem dotarła do mnie prawda. Bolesna prawda. Nie chciał mnie znać. To, że mnie zobaczył, to przypadek. On mnie nie chce. I mimo, że moje ciało lgnęło do niego, musiałam się uspokoić, ponieważ on mnie nie chciał.
Wróciłam do zbierania zabawek. Przecież nie mogłam zachować się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka. Chociaż bardzo chciałam do  niego podbiec i przytulić. Ułożyłam wszystkie zabawki na półkach w sali z zabawkami, podczas gdy on, nie ruszył się choćby o centymetr.
Idź już sobie. Błagam.
Szybko uciekłam do mieszkania szpitalnego. Ociągałam się z ubieraniem i błagałam w myślach, by sobie poszedł. Musiał sobie iść. Patrzenie na niego było zbyt bolesne. Gdyby...gdyby chciał się odezwać...Nie, nie chciałam o tym myśleć.
-Halo-o? Ziemia do Elsy...-mignęła mi przed oczami dłoń Sophie.
-Przepraszam, zamyśliłam się. -powiedziałam i wróciłam do ubierania.
-Stoisz tu dobre kilka minut i zapinasz ze cztery guziki. Widzę, że coś jest nie tak.
-Nie, wszystko okej. Ja tylko...zastanawiałam się nad czymś.-powiedziałam ostrożnie, unikając jej wzroku.
-Posłuchaj, ja wiem, ze nie zastanawiałabyś się nad czymś w ten sposób. Czy chcesz o tym...
-Nie! To znaczy...muszę już iść. Widzimy się jutro. Pa!
Świetnie.
Najpierw musiałam uciekać przed Jack'iem, a teraz jeszcze przed Sophie. Boże! Ten dzień nie mógł być gorszy. Na szczęście kiedy wyszłam na korytarz, Jack'a już nie było. Odetchnęłam z ulgą i wysiliłam się na uśmiech, by pożegnać panią z portierni. Nie było jej tam jednak. To dlatego chłopak dostał się tutaj. Pani Loreen nie wpuszczała tutaj byle kogo. Nawet rodzice musieli mieć przepustki. Taki ktoś jak Jack zostałby przegoniony w pierwsze 10 sekund.
Kiedy wyszłam na chłodne powietrze odetchnęłam głęboko. Jedyne o czym marzyłam to ciepła herbata, sweter i parapet... Ale oczywiście nigdy nie możemy mieć tego, czego pragniemy. Na chodniku, centralnie przed drzwiami stał Jack.
Jeszcze bardziej świetnie.
Nakazałam sobie zachować spokój i po prostu go zignorować. Jednak jego palący wzrok zdecydowanie mi przeszkadzał. Nie miałam auta, bo o wiele bardziej wolałam robić sobie spacery do pracy, szczególnie, że nie miałam aż tak daleko. Ale teraz przeklinałam się, że go nie mam. Chciałam jak najszybciej uciec spod oczu chłopaka, więc szybko podążyłam do domu. A on podążyła za mną.
Czego on chciał?! Nie mógł zostawić mnie w spokoju? Dlaczego podążał za mną krok w krok, ale nie odezwał się oni słowem?
W końcu stanęłam przed bramą domu. A on stał tuż za mną. Odwróciłam się do niego.
Z jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnych emocji. Był wobec mnie zupełnie obojętny.  Przyszedł tu, by się zemścić? By wygarnąć mi, jaka jestem beznadziejna?
-No co?-spytałam w końcu. Zamrugał szybko, a mi wydawało się, że jakaś emocja przemknęła po jego oczy, ale potem znów nałożył swoją maskę. No proszę, cóż za ironia losu, kiedyś to ja nakładałam maskę zimnej suki, a teraz robił to on.
-No co?-odezwał się wreszcie, a przez moje ciało przebiegł dreszcz w reakcji na głos, którego nie słyszałam tak dawno.-No co?! Minęły dwa lata! Dwa. Pieprzone. Lata! A ty tu stoisz i po prostu pytasz: "NO CO?"?!
-Czego ode mnie chcesz?!
-Czego chcę?! Elsa, znajduje cię po dwóch latach, a ty mnie pytasz, czego chcę?!
-Założę się, że w ogóle nie szukałeś. Z resztą...i tak byś mnie nie znalazł. Mrok dobrze mnie ukrył...
-Nie wymawiaj jego imienia w mojej obecności!-ryknął, a ja się wzdrygnęłam.
-Jak śmiesz?! Uwięził mnie, katował, nie wypuszczał na powietrze, a ty masz czelność mi mówić, żebym nie przypominała jego imienia?! Nie rób z siebie ofiary, którą nie jesteś!
-Możesz przestać?!
-Przestać co, Jack?! Co mam przestać?!
-Przestań mi mówić, jak bardzo cierpiałaś! Przestań wypominać mi, jak bardzo głupi byłem. Przestań ukazywać mi moją bezsilność...
Wmurowało mnie. O czym on gadał?! Najpierw zjawia się znikąd, potem robi aferę w środku nocy przed moim domem, a teraz jeszcze gada o swojej bezsilności? Totalnie go przez ten czas porąbało?
-Wiesz co?-odezwał się nagle, wyrywając mnie z transu.-Pieprzyć to wszystko.
Zanim się obejrzałam jego usta gwałtownie wpiły się w moje. To było jak odnalezienie czegoś z przeszłości. Czegoś tak wspaniałego i nieziemskiego, że nie mogłam oddychać.
Jego usta delikatnie poruszały się na moich powodując uczucie zimna. Przebiegły mnie przyjemne dreszcze na to uczucie. Westchnęłam cicho oddając się przyjemnemu chłodowi. Dłoń Jack'a wylądowała na moim policzku, gładząc go delikatnie kciukiem. Druga zaś oplotła mnie w tali przyciągając mnie jeszcze bliżej.
-Nigdy...-powiedział Jack odrywając się od moich ust na kilka milimetrów, więc gdy mówił ocierał się o nie swoimi-...więcej...-musnął mnie mocniej.-...mnie...-prawie uznałam to za całus-...nie zostawiaj.-Teraz znów pocałował mnie naprawdę.
Musnął językiem moją dolną wargę, a ja otworzyłam usta i splotłam jego język z moim. Tak bardzo go pragnęłam. Tak bardzo pragnęłam Jack'a. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie rozumiałam sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, ale dłoń chłopaka głaszcząca mnie po policzku i jego język w moich ustach stanowczo zabraniały mi myśleć. W tamtej chwili po prostu go pragnęłam.
Ale wtedy on oderwał się ode mnie. Oddychaliśmy ciężko, a nasze oddechy się mieszały.
-Musimy przestać.-szepnął w końcu Jack. Pokiwałam głową, ponieważ mój umysł nadal przyćmiony był pożądaniem.-Teraz pocałuję cię po raz ostatni. A potem odlecę. Ale już cię nie zostawię. Wrócę rano. A ty śpij. Musisz się wyspać.
Znów pokiwałam głową, a on znów mnie pocałował. Teraz robił to powoli, nieśpiesznie i czule. Jakby chciał dokładnie mnie zapamiętać. Wiedziona jakąś odwagą wplotłam dłonie w jego włosy. Poczułam drobne śnieżki, które mimo dwóch lat nadal się tam utrzymywały.
-Dobranoc.-wyszeptał odrywając się ode mnie. Cmoknął mnie jeszcze w nos i odleciał.
Jack
Oczekiwałem krzyków, płaczu, jakichkolwiek słów....Kurde, chociażby jakiegoś uderzenia!
A ona po prostu kontynuowanie sprzątania. No ja pierdziele! Spotykamy się po dwóch latach, a ona nie mówi i nie robi kompletnie nic?! Całkowicie mnie olewa?!
Moje serce biło tak szybko, że bałem się, że przebije mi klatkę piersiową. A kiedy zniknęła w jakimś pomieszczeniu zatrzymało się gwałtownie. Co miałem robić? Czekać? Odejść? Nie... Nie zamierzałem odchodzić. Nie zamierzałem jej zostawić. Nie teraz, kiedy wreszcie ją odnalazłem.
W głowie miałem za dużo myśli, za dużo pragnień, za dużo obrazów. Musiałem odetchnąć. Musiałem przemyśleć kolejny krok.
Prawie wybiegłem na zewnątrz, Kiedy uderzył mnie porywisty wiatr poczułem ulgę. Mój organizm zdołał unormować się całkowicie. Nadal jednak nie wiedziałem co robić. Jej widok po dwóch latał bolał. Bolał tak bardzo, że moje płuca nie potrafiły się poruszać. Były ściśnięte, a ja miałem wrażenie, że w moim gardle rośnie gula. Musiałem coś zrobić. Musiałem wziąć się do działania. Musiałem ją odzyskać.
Ale ona nie wychodziła. Nie było jej. Na myśl, że mogła wyjść jakimś tylnym wyjściem, albo uciec przede mną przez okno ścisnęło mnie w żołądku. Nie mogła mi tego zrobić. Nie mogłem stracić jej po raz kolejny. Już miałem odlecieć i zacząć jej szukać, kiedy ona wyszła z budynku. Poczułem jak fala ulgi zalewa moje ciało.
Ale zaraz tą ulgę przyćmiła niezręczność. NO bo co ja miałem jej powiedzieć? "Hej, wiem, nie widzieliśmy się przez dwa lata, a ja straciłem nadzieję i zachowałem się jak dupek, ale chciałbym do ciebie wrócić. Pójdziemy na kawę?"? To było głupsze niż ja sam.
Zignorowała mnie i zaczęła iść do przodu w nieznanym mi kierunku. Przysięgam, chyba z 10 razy starałem się do niej odezwać. Ale każdy kolejny pomysł był głupszy od poprzedniego. Więc jak cień podążałem za nią krok w krok. Wiedziałem, że ona zdaje sobie z tego sprawy, bo była spięta i szła sztywno.
W końcu dotarliśmy do jakiegoś niewielkiego domu. Zdałem sobie sprawę, że to musi być jej dom. Czy mieszkała tu z kimś czy sama? Czy był tam jakiś mężczyzna, który na nią czekał? Czy znalazła sobie kogoś lepszego ode mnie? Boże, każdy był lepszy!
-No co?-to były jej pierwsze słowa od dwóch lat. NO.CO. Wstąpiło we mnie nieznane uczucie.
-No co?-spytałem, nie dowierzając jej słowom. -No co?! Minęły dwa lata! Dwa. Pieprzone. Lata! A ty tu stoisz i po prostu pytasz: "NO CO?"?!
-Czego ode mnie chcesz?!
Sam nie wiedziałem, więc jak miałem jej powiedzieć?
-Czego chcę?! Elsa, znajduje cię po dwóch latach, a ty mnie pytasz, czego chcę?!
-Założę się, że w ogóle nie szukałeś. Z resztą...i tak byś mnie nie znalazł. Mrok dobrze mnie ukrył...
Poczułem, jak narasta we mnie gniew. Na wspomnienie tego sukinsyna poczułem jak moje mięśnie się napinają.
-Nie wymawiaj jego imienia w mojej obecności!-ryknąłem, a ona się wzdrygnęła. O cholera, nie chciałem jej wystraszyć.
-Jak śmiesz?! Uwięził mnie, katował, nie wypuszczał na powietrze, a ty masz czelność mi mówić, żebym nie przypominała jego imienia?! Nie rób z siebie ofiary, którą nie jesteś!
Nigdy nie byłem ofiarą. Ona nią była. A nigdy na to nie zasłużyła.
-Możesz przestać?!
-Przestać co, Jack?! Co mam przestać?!
-Przestań mi mówić, jak bardzo cierpiałaś! Przestań wypominać mi, jak bardzo głupi byłem. Przestań ukazywać mi moją bezsilność...
Boże, naprawdę byłem beznadziejny. Nie potrafiłem jej ochronić. Nie uratowałem jej, kiedy miałem okazję. Przez dwa lata katowałem się myślą, że jej tam dobrze. Lepiej beze mnie. Tymczasem ona...
Miałem dość. Rosnąca frustracja i gniew przerodził się w ogromną tęsknotę i pożądanie.
-Wiesz co?-powiedziałem, a ona na mnie spojrzała.-Pieprzyć to wszystko.
Nie czekałem na jej reakcje. Jeszcze mogłaby mnie powstrzymać. Przycisnąłem gwałtownie moje usta do jej. Tak bardzo tęskniłem za uczuciem zimna. Za tym przyjemnym chłodem, które ogarniało moje wargi. Ale to było dla mnie za mało. Podniosłem rękę i objąłem jej policzek. Jej skóra nadal była tak delikatna i gładka jak kiedyś. Nadal czułem zimno i wiedziałem, że ona też to czuła. Ale mimo, że staliśmy tak blisko siebie, nadal była za daleko. Dzieliło nas zbyt dużo. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem tak blisko, jak tylko mogłem.
-Nigdy...-powiedziałem, odsuwając twarz od niej tylko o tyle, bym mógł mówić.-...więcej...-chciałem ją już pocałować, ale musiałem coś powiedzieć.-...mnie...-za każdym razem drżała jeszcze bardziej-...nie zostawiaj.-W końcu znów ją pocałowałem tak mocno i namiętnie jak tylko potrafiłem.
Ale to nadal było za mało.
Wysunąłem język i musnąłem jej dolną wargę. Nie chciałem, by ode mnie uciekła, ale pragnąłem czegoś więcej. Zaskoczyło mnie, kiedy otworzyła usta i splotła nasze języki. To było jak ucieczka stąd, z tego miejsca, do raju. Smakowała jak lody-słodkie i zimne. To było wystarczająco uzależniające, bym ściągnął z niej ubrania i kochał się z nią do nieprzytomności.
Ale byliśmy w miejscu publicznym. PO drodze jechały auta, a w oknach byli sąsiedzi. Musiałem przestać. Natychmiast.
Oderwanie się od niej było niemal tak samo trudną decyzją jak depilacja brwi. Ale nie miałem wyjścia. Poza tym, nie chciałem robić tego teraz. Chciałem, by ona już na zawsze była przy mnie.
-Musimy przestać.-szepnąłem. Pokiwała niemrawo głową, a jej półprzymknięte powieki wskazywały, że czuła się tak samo jak ja.-Teraz pocałuję cię po raz ostatni. A potem odlecę. Ale już cię nie zostawię. Wrócę rano. A ty śpij. Musisz się wyspać.
Nie zamierzałem lecieć daleko. Zamierzałem spędzić pod jej oknem cała noc. Nawet, gdyby okazało się, że to będzie bezsenna noc.
Ale najpierw musiałem ochłonąć. Polatać i ochłonąć.
Kiedy znów pokiwała głową nachyliłem się i musnąłem delikatnie jej drobne wargi. Robiłem to tak powili jak tylko mogłem, aby przedłużyć tą chwilę w nieskończoność. Ale kiedy wsunęła dłonie we włosy to było dla mnie za wiele. Zbyt bardzo jej pragnąłem, by jej na to pozwolić.
-Dobranoc.-szepnąłem. Pocałowałem ją jeszcze w ten jej uroczy, mały nosek i odleciałem. Tym razem szczęśliwy.
Bo odnalazła się moja Elsa.

OFICJALNIE ROZPOCZĘLIŚMY MARATON!
Kolejny rozdział już jutro około 16:00!
Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z ich spotkania. W końcu jakaś konkretniejsza scena miłosna.  Po tylu latach!!!! xD
Pozdrawiam i widzimy się jutro! ;*

4 komentarze:

  1. OMÓJBOŻETOJESTTAKCUDOWNEŻENIEMAMCZASUNASPACJĘ
    BĘDĘ KRZYCZAŁA CAPSLOCKIEM BO KOŃCU PIEPRZYĆ TO (Jack wolałby Elsę he ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Jejku perspektywę Jacka czytałam chyba że trzy razy, bo była tak urocza *.* Ich spotkanie to na serio kraina tęczy i słodkości. W ogóle to wszystko - cały ten blog to jest jeden wielki napad fangirlingu i ba serio muszę się teraz powstrzymywać, bo siedzę przy rodzicach i szczerzę się jak głupia do telefonu.
    Awgh
    Od dzisiaj 'No co?' i 'Pieprzyć to' zostało moim drugim ulubionym połączeniem słów (pierwsze to pizza i lody czekoladowe).
    Dlaczego mam wrażenie, że oni na następny dzień pójdą do łóżka? Mam za bardzo zboczonego myśli, przysięgam ( ͡° ͜ʖ ͡°) W zasadzie jakby tak zrobili, to nie miałabym nic przeciwko xD
    Elsa i jej blizny O.o Bo pewnie nie będzie chciała pokazać ich Jackowi
    Ugh, jakimś sposobem dla mnie to też jest słodkie wtf co za zjebizm
    Dobra jednym słowem: GENIUSZ
    Pozdrawiam, Pieprzyć to i No co
    A i weny ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zakochałam się w tym komentarzu. Mogę wziąć z nim ślub? *o*
      potem możemy się pieprzyć xD

      Usuń
    2. Pewnie, że tak xD
      Przy sąsiadach na płocie czy wolisz jak będzie siedział przy Twoim oknie i dopiero następnego dnia, hm? ( ͡° ͜ʖ ͡° )

      Usuń
  2. Super rozdział. Nareszcie scena miłosna <3 Bosko. Na to czekałam. Przepraszam, że nie komentowałam ale byłam na wakacjach.
    Czekam na next
    Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń